Marianna Janczarska:„Pamiętam bardzo mało, chyba tylko śmiech taty… Wszystko jest dla mnie odkryciem”
Córka Ewy Błaszczyk w poruszających słowach wspomina tatę, Jacka Janczarskiego
Córka aktorki Ewy Błaszczyk i zmarłego przed laty satyryka Jacka Janczarskiego. Siostra bliźniaczka pozostającej od 20 lat w śpiączce Oli. Wiceprezes Fundacji „Akogo?”. Dziewczyna o wielu talentach. Absolwentka dziennikarstwa, pisze, gra w filmach i teatrze, projektuje ubrania. Mimo wielu przeciwności idzie przez życie własną drogą. Marianna Janczarska po raz pierwszy o poszukiwaniu własnej tożsamości, związku z niezwykłym mężczyzną i o tym, że nie chce być postrzegana przez pryzmat rodzinnej tragedii opowiedziała Alinie Mrowińskiej dla VIVY!.
Marianna Janczarska w poruszających słowach wspomina tatę, Jacka Janczarskiego
Alina Mrowińska: Wiele razy mówiłaś, że nie chcesz być postrzegana tylko przez pryzmat rodzinnej tragedii. W jakim momencie życia jesteś teraz?
Marianna Janczarska: To taki czas dla mnie, żebym lepiej poznała siebie. Nie jestem rozgoryczona, wiecznie w depresji, jak pewnie niektórzy ludzie o mnie myślą. Robię dużo różnych rzeczy, nie tylko pracuję w fundacji. Jak tworzę swoje CV, to sama się śmieję, że nie wiadomo, kim ja jestem. Mam aktorstwo, dziennikarstwo, napisałam bajkę, założyłam firmę ubraniową. Dużo tego, ale lubię takie życie. Kiedyś mi się wydawało, że jak będę miała 27 lat, to już będę taka dojrzała i na pewno będę wiedziała, kim jestem. Nie do końca tak jest. Mogę powiedzieć, jaka jestem, na co mam kompletną alergię, ale…
Na co masz kompletną alergię?
Najogólniej mówiąc, na głupich ludzi. Nieszczerych, nielojalnych.
(...)
Robisz tyle różnych rzeczy, bo ciągle szukasz swojej drogi?
Nie, lubię moją różnorodność. To wszystko jest związane z jedną rzeczą – bardzo lubię wymyślać. Pewnie nigdy nie będę typem osoby, która się skoncentruje na jednym. Są okresy w moim życiu, kiedy bardziej się skupiam na aktorstwie albo bardziej na fundacji. Nawet gdybym teraz dostała dużą rolę w filmie, po której posypałyby się propozycje, nigdy nie byłoby tak, że przestałabym pisać książkę. To mój najnowszy pomysł. Pisałam pracę magisterską o ojcu i pomyślałam, że nie ma o nim żadnej książki i warto ją napisać. Żeby przybliżyć ludziom, a przy okazji samej sobie, Jacka Janczarskiego.
Miałaś sześć lat, kiedy tata zmarł. Masz potrzebę poznania go?
Ogromną. Pamiętam bardzo mało, chyba tylko śmiech taty… Wszystko jest dla mnie odkryciem. Dobrze wiedzieć, kim w połowie jesteś. Fascynujące było słuchanie w Ninatece jego wspomnień. W jednym z nagrań powiedział, że ma dwoistą naturę, z jednej strony jest w nim pęd do porządku i ładu, a z drugiej do bałaganiarstwa. Jakoś mi to zabrzmiało znajomo. Ja też muszę mieć w kalendarzu wszystko poukładane. Ale czasem mam totalny bałagan w głowie i nie tylko (śmiech). I nie jest mi z tym źle.
Co jeszcze odkryłaś, słuchając taty?
Rozumiem doskonale jego poczucie humoru. Mam podobne. Czasem wpadam w takie stany melancholii, trochę dołki psychiczne, trwa to kilka dni. Mama mi powiedziała, że tata taki był. Dobrze to wiedzieć. Nie jestem taką osobą „hej do przodu”, tata też był raczej milczący. Wiele osób mi mówiło, że milczał, milczał i nagle mówił coś, co waliło wszystkich na kolana. Ja aż tak, niestety, nie mam (śmiech). Odkryłam wczesne utwory taty. Dotarłam do kilku scenariuszy filmowych, które nie doczekały się realizacji. Szkoda, że już nie ma wielu ludzi, z którymi chciałabym porozmawiać. Odeszła pani Maria Czubaszek, która miała najlepsze na świecie poczucie humoru, współpracowała z tatą wiele lat, byli nawet parą. Na pewno odezwę się do Stefana Friedmanna, do Barbary Wrzesińskiej, pierwszej żony taty. Przez Remka Grzelę znalazłam w Stanach przyjaciela ojca z czasu studiów, Edka Charleya, który po wydarzeniach ’68 roku musiał wyjechać z Polski i nigdy nie wrócił.
Zaczęłaś już pisać?
Kilka dni temu położyłam się do łóżka, nie mogłam zasnąć i w końcu wstałam i zaczęłam pisać. Pisałam non stop kilka godzin.
Rozmawiałaś o tacie z mamą?
Nigdy nie było tak, że siedzimy sobie i mama mi opowiada. U nas zazwyczaj to jest sytuacyjne, przy okazji czegoś. Jak wtedy, kiedy powiedziałam mamie, że czasami dziwnie się czuję, dopadają mnie lękowe myśli: A co będzie? I dowiedziałam się, że tata miał podobnie.
Jakim był tatą?
Troskliwym. Mama kiedyś mi mówiła, że lubił zostawać z nami sam, zajmować się Olą i mną, kiedy mama wieczorem wychodziła do teatru. Rodzice nigdy nie traktowali nas jak małe dzieci. Nie było takiego ciumkania, tylko tłumaczyli nam wszystko jak dorosłym. Pamiętam, jak na wakacjach w Grecji zauważyłam przed restauracją ryby w akwarium, zapytałam: „Kiedy na nie czeka śmierć?”. Mama odpowiedziała mi chłodnym tonem, że jak je ktoś zamówi i zje. Niestereotypowa odpowiedź małemu dziecku.
Pisał Twój tata, dziadek Czesław Janczarski, jak to się zaczęło u Ciebie?
To było przed pomysłem książki o tacie. Siedziałam na kanapie i nagle pojawił się w mojej głowie tytuł „Mania i Czarodziejska Bania”. Zapisałam na laptopie i zostawiłam. Po kilku dniach zaczęłam pisać, nie mając pomysłu na fabułę. To było niezwykłe doświadczenie, bo po każdym zdaniu pojawiał się pomysł na następne. Pisałam kilka dni non stop. I wyszła z tego całkiem niezła bajka, jak mówią w wydawnictwie, która ukaże się prawdopodobnie na Dzień Dziecka.
Ilustracje zrobi sam Józef Wilkoń.
To, że ilustruje Józef Wilkoń, jest szczęśliwym trafem. Przemknął mi przez myśl, ale chociaż zna mnie od dziecka, nie śmiałabym go nawet zapytać. Kiedy pani z wydawnictwa poprosiła mnie o przysłanie ilustracji, które mogłyby do bajki pasować, wysłałam z „Małego Księcia”, obrazy Darka Twardocha i ilustracje Wilkonia. Usłyszałam: „Chciałam zaproponować właśnie Wilkonia”.
Wywiad przeprowadziła Alina Mrowińska.
Cały wywiad z Marianną Janczarską w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny od 25 lutego w punktach sprzedaży w całej Polsce, a także w formie e-wydania na hitsalonik.pl