Reklama

Dał się zakopać w grobie i przebić język, przez cztery dni siedział sam w dżungli. Uważa, że wszystkie te doświadczenia były mu w życiu potrzebne. Tak jak program „Down the Road. Zespół w trasie”, który najbardziej go zmienił. Kim teraz jest Przemysław Kossakowski, z wykształcenia nauczyciel plastyki? I dlaczego chce zostać art terapeutą? Opowiedział też o pracy na planie programów "Wtajemniczenie" i "Szósty zmysł". Podczas którego z nich bał się najbardziej?

Reklama

Fragment wywiadu z Przemysławem Kossakowskim

...Kiedy realizowaliśmy „Wtajemniczenie” i to były bardzo mocne, ciężkie i eksploatujące wyjazdy. Miałem kontakt ze środkami psychoaktywnymi, szaman przebijał mi język igłą z kości, siedziałem sam przez cztery dni w dżungli. Widzisz, że musiałem mieć miejsce, w którym mógłbym się potem posklejać? Podlasie było dla mnie wybawieniem.

Bałeś się podczas tych rytuałów?

Miałem dwa takie momenty. Jeden w dżungli, a drugi w Rosji, gdy realizowaliśmy „Szósty zmysł”. Przeszedłem wtedy rytuał grzebalny. Zostałem zakopany w ziemi na 40 minut, ale nie w trumnie. Sypali ziemię bezpośrednio na moje ciało. Oddychałem przez rurkę wychodzącą na powierzchnię. Miałem ogromne problemy z psychiką. Bałem się tak bardzo, że przez cały czas balansowałem na granicy histerii.

Jaki był sens tego doświadczenia?

Wtedy się nad tym nie zastanawiałem. Na własny użytek nazywam tego typu rytuały prymitywną formą psychoterapii. Wierzę, że ten odbywa się po to, żeby ludzie pogodzili się ze swoją śmiertelnością. Ale najważniejsze wydarzyło się po tym, gdy mnie odkopano. Wiem, że to, co teraz powiem, jest banałem, ale wtedy zrozumiałem, że życie jest o wiele prostsze, niż nam wszystkim się wydaje, że nie jest naszym prawem, ale przywilejem. Większość rzeczy, które wcześniej nazywałem problemami, przestałem tak traktować. Drobne upierdliwości, które przytrafiają mi się każdego dnia, nie są już ważne. Uświadomiłem sobie też, że w każdej chwili wszystko może się zmienić. Na lepsze lub na gorsze. W moim przypadku akurat na lepsze.

Co dał Ci samotny pobyt w dżungli?

Przez cztery dni nie jadłem, nie piłem, siedziałem na sześciu metrach kwadratowych, wyznaczonych przez sznurek z zawieszonymi na nim woreczkami z tytoniem, świętą rośliną rdzennych mieszkańców Ameryki. Najgorsze było to, że nie mogłem się odzywać. Szaman pozwolił mi mówić cztery minuty dziennie do kamery. To wszystko. Byłem na zboczu góry, a kilkaset metrów pode mną bez przerwy paliło się ognisko i ktoś mnie pilnował. Gdyby coś złego się wydarzyło, mógłbym zacząć krzyczeć albo uciekać. Wiesz, co było najgorsze? Znieść towarzystwo samego siebie. Nie mam doświadczenia
z medytacją, więc dla mnie było to nowe i drażniące doświadczenie.

Przemyślałeś swoje życie?

Nie, bo byłem skupiony na tym, że nienawidzę tej sytuacji. I zacząłem nienawidzić również siebie. Irracjonalne przeżycie. Byłem odwodniony, bo zanim rozpoczął się rytuał, spędziłem dwie godziny w saunie. Nie myślałem jasno. Dotrwałem do końca. Szaman mi powiedział, że jeśli chcę przerwać, to mogę to zrobić w każdej chwili, ale później świadomość, że mogłem to doprowadzić do końca, będzie rosła z każdym dniem, aż w końcu nie będę mógł sobie wybaczyć tego, że przerwałem.

Na szczęście wytrwałeś.

I pogodziłem się sam ze sobą. Przestałem się nie znosić.

Do tej pory byłeś niepogodzony?

Może nadal jestem? Ale po tym doświadczeniu lepiej się poczułem w swoim towarzystwie. Polubiłem się.

I ta sympatia trwa?

Tak, ale bez przesady. Mam świadomość swoich braków i problemów, które mi towarzyszą przez całe życie i mają też wpływ na innych. Dlatego nie jestem w stanie utknąć w jakimś samozadowoleniu.

A reputację masz bardzo dobrą.

To przez lata wypracowane w telewizji (śmiech). Nie jestem ideałem i świadomość tego ma dla mnie kapitalne znaczenie. Ludzie piszą, że jestem fajnym człowiekiem. Łatwo jest odpłynąć w takich sytuacjach. Krytycyzm, jaki mam wobec siebie, jest mechanizmem ratunkowym, żebym w pewnym momencie nie obudził się jako gość, który uważa, że jest wspaniały, skończony i idealny.

Jakie masz do siebie zastrzeżenia?

To są różne rzeczy, które siedzą w głowie. Moje demony, nad którymi muszę panować. Pamiętaj, że jestem człowiekiem, który zdecydował się wyjechać z miasta i siedzieć w samotności na wsi. To pokazuje, że coś mną targa. Sam nie potrafię nazwać tego do końca.

Reklama

Cały wywiad z Nataszą Urbańską i Januszem Józefowiczem w nowej VIVIE! od 11 lutego w punktach sprzedaży w całej Polsce i w formie e-wydania na hitsalonik.pl

Mateusz Stankiewicz/SameSame
Reklama
Reklama
Reklama