Reklama

Los dał im drugą szansę na miłość. Justyna Szyc-Nagłowska i Borys Szyc poznali się 20 lat temu. Jednak ich związek nie potrwał długo. Potem spotkali się ponowie. Tym razem z bagażem doświadczeń. Miłość znów ich połączyła. „Po latach spotkaliśmy się mocno podrapani i poturbowani emocjonalnie, ale wszystko było takie spontaniczne, do dziś mnie to wzrusza”, mówi Justyna Szyc-Nagłowska. Wspólnie przeszli przez największe wyzwania. Doczekali się również wspólnego synka, Henia. Chłopiec za chwilę skończy dwa latka. Co para mówi nam rodzicielstwie?

Reklama

Potraficie żartować z samych siebie, to rzadkość.

Justyna: Najtrudniej śmiać się z samego siebie, ale dzięki temu udaje nam się odpuszczać. Jak już któreś za bardzo się napompuje – bo nie jesteśmy parą modelową – patrzymy na siebie ostrzegawczo i jedno rzuca jakiś żart. Między innymi na poczuciu humoru zbudowaliśmy ten związek. Cieszę się naszą miłością i postanowiłam tego nie ukrywać, choć niektórych to boli. Mówią, żebym przestała wystawiać męża na piedestał, ale on nie jest na żadnym piedestale. Po prostu bardzo go kocham. Każdego dnia na nowo budujemy jakąś część naszej relacji. Kiedy pojawiło się nasze dziecko, musieliśmy wszystko przemeblować. To już dwa lata! Nasz kolejny pierwszy raz, bo tych pierwszych razów mieliśmy kilka.

[…]

Dwa lata temu małżonkowie doczekali się synka. Na świecie pojawił się Henryk.

Borys: Jestem typem zadaniowym. Coś wymyślam i do tego dążę. Zazwyczaj mam sporo marzeń i idę tyralierą. Kiedy z 20 marzeń spełniają się trzy, uważam to za niezły wynik. Teraz część marzeń mamy wspólnych, część niezależnych i bardzo mi się to podoba. Nasze bezcenne marzenie za chwilę skończy dwa latka i ma na imię Henryk. Jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się je zrealizować, choć było obarczone lekkim strachem, bo w wieku 40 lat mieliśmy świadomość, na co się decydujemy. Mimo to sporo rzeczy nas zaskoczyło.

Co na przykład?

Borys: Nie mieliśmy pojęcia, jak nasze 40-letnie ciała zareagują na brak snu i permanentne zmęczenie, bo to nam chyba najbardziej doskwiera.

Bał się Pan tego drugiego ojcostwa?

Borys: Bałem się, tym bardziej że wcześniej tkwiłem w kompletnie innym życiu – kawalerskim, z dochodzącą córką. Justyna miała dwoje dzieci, pojawił się Henio, wszystko „zmieniło się o 360 stopni” – jak mówią niektórzy politycy z naszego rządu – a nawet o 180. Wskoczyliśmy do tego basenu wspólnie, płyniemy i jest nam fajnie. Co jakiś czas przychodzi fala, która zmywa nas z tej tratwy, ale wdrapujemy się z powrotem i wciągamy całą resztę.
Justyna: Ostatnio stwierdziliśmy, że jesteśmy teamem rozważno-entuzjastycznym, świetnie uzupełniamy deficyty drugiej strony. W naszym życiu, biznesie i karierach ogromnie pomaga nam to, że my ze sobą o wszystkim rozmawiamy. Mąż nauczył mnie „marzyć szeroko”. To jest jego powiedzonko. Kiedyś wydawało mi się zuchwałe, próżne i butne. Dziś jest moje. Podobnie jak „nie nerwowo, a chytrze”. Bardzo nie lubiłam czekać, złościłam się jak dziecko. Teraz przyszło nam czekać wspólnie na wiele rzeczy i zrozumiałam, że jak coś nie wydarza się od razu, nie znaczy, że się nie dzieje, tylko że wymaga więcej czasu. Nikt już mnie nie zatrzyma.

Zobacz też: Borys Szyc i Justyna Szyc-Nagłowska: „Rozstaliśmy się z hukiem. Po latach spotkaliśmy się mocno podrapani”

Marlena Bielińska
Marlena Bielińska

[...]

Późnym wieczorem kończy Pan spektakl, w domu czeka trójka dzieci i żona. Wraca Pan do nich na skrzydłach?
[…]

Justyna: Chętniej wracasz do domu czy nie?
Borys: Przede wszystkim wracam do domu. Justyna stworzyła mi dom. Wcześniej miałem tylko dużo gadżetów.
Justyna: Moje dziewczyny czekają, aż Borys wróci z teatru. Ja mówię: „Idziecie spać”, a one: „Nie, bo chcemy przytulić Borysa na dobranoc”. Kiedy o 22 staje w drzwiach, jeszcze w czapce na oczach, obwieszony tobołami, z plecakiem, torbą tenisową i pudełkami z resztką jedzenia, skacze na niego pies, rzucają się dziewczyny, a ja patrzę nieprzytomnym wzrokiem, bo właśnie wyszłam z sypialni, gdzie usypiałam Henia. Tak wyglądają nasze powitania. Wczoraj myślałam, że usiądziemy we dwoje i pogadamy, ale dziewczynki postanowiły towarzyszyć nam przy kolacji, opowiadając wszystko, co wydarzyło się tego dnia. Oboje spoglądaliśmy na siebie znacząco…
Borys: …mieliśmy zeza w mózgu, tak nazywamy ten stan.
Justyna: Skończyło się na tym, że przed północą weszłam do wanny i w wannie… praktykowałam moją jogę kundalini – gdzie bardzo dużo pozycji wykonuje się, siedząc – inaczej musiałabym z czegoś zrezygnować, a nie chciałam. Każdy kij ma dwa końce. W uczuciowej rodzinie jest super, bo wszyscy się kochają, ale bywa też trudno, bo każdy chce się przytulić, uwiesić, mieć drugą osobę na wyłączność. Jeżeli chcesz dać coś innym, jednocześnie odbierasz coś sobie – to jest najtrudniejsze. Odmowa zawsze spotyka się z niezadowoleniem. Więc albo jesteś z gumy, albo… praktykujesz jogę w wannie. Dla mnie megaważne jest to, że dziewczyny przychodzą do nas ze swoimi problemami, do Borysa również, pomimo że nie jest ich tatą z krwi, tylko z serca. To jest super! Choć czasem wolelibyśmy, żeby już nikt nic nie mówił (śmiech).

A co mówi Henio?

Justyna: Dziś powiedział: „Henio. Henio Szyc”. Śmialiśmy się, że będzie nowym Jamesem Bondem. Bardzo ładnie mówi: „Tatuś” i „Nie ma sensu”. Szybko się uczy, ma potrzebę bycia oklaskiwanym.
Borys: Jak nikt mu nie klaszcze, klaszcze sobie sam i porywa domowy tłum. Ma dryg showmana i poczucie humoru.
Justyna: To było pierwsze, co odkryliśmy w naszym synu, kiedy jeszcze nie umiał mówić. Siedział z nami, przysłuchiwał się rozmowom i kiedy myśmy się śmiali, on też się śmiał, choć nie do końca rozumiał, o co chodzi. Bawiąc się obok nas, wyławia różne słowa. W jodze kundalini jest mantra Sat Nam, czyli „jestem prawdą”. I on się tego nauczył. Jak mówię: „Idę praktykować jogę”, Henio śpiewa: „Sat Nam” i podnosi złożone rączki do góry (śmiech).

Warto było go stworzyć.

Borys: Czuć, że to jest dziecko miłości. Czasami bywa trudno, ale nigdy byśmy tego nie zmienili.
Justyna: Randki pomagają nam utrzymać związek w zdrowej relacji, miłości i namiętności. Z reguły wypadają raz w miesiącu, nie mamy sztywnej daty, po prostu czujemy, że ten dzień się zbliża. Wtedy zostawiamy dzieci pod dobrą opieką i jedną noc spędzamy poza domem, w jakimś miłym miejscu.
Borys: Jesteśmy parą zakochanych dorosłych, robimy dorosłe rzeczy, rozmawiamy o dorosłych sprawach i nikt nam nie przerywa. Wystarczy nam taka doba, żeby się zregenerować i zatęsknić. Nasze osobiste BHP.

[…]

Przez takie niedomówienia rozpada się mnóstwo związków, sam Pan to przeżył. Pana córka Sonia ma już 17 lat. To inny gatunek ojcostwa?

Borys: Kompletnie. Miałem 27 lat, kiedy pierwszy raz zostałem ojcem, i przyznaję, że zupełnie nie byłem na to gotowy. Niedawno wrzuciłem na Instagram zdjęcie z czasów, kiedy Sonia się urodziła, i ktoś to ładnie skomentował: „Jezu, przecież to pan jest dzieckiem na tym zdjęciu”. To prawda, wyglądam jak nastolatek. Co ja wtedy mogłem…? Rozstanie rodziców jest cholernie trudne dla każdego dziecka, bez względu na wiek, bo jego skutki odczuwa potem przez lata. Tym bardziej jestem dumny z Soni, że pomimo tego, co jej zafundowałem w dzieciństwie, jest fantastyczną osobą, która wie, co chce robić w życiu. Idzie w stronę sztuki, pięknie śpiewa, jest niezwykle wrażliwa. W naszej patchworkowej brygadzie jest zawodnikiem dochodzącym i chyba najbardziej zamkniętym w sobie. Myślę, że bardzo się kochamy.

Zobacz też: Borys Szyc: „Na terapii dowiedziałem się, kim jestem. Wcześniej robiłem wszystko, żeby od siebie uciec”

Reklama

Cały wywiad z Justyną Szyc-Nagłowską i Borysem Szycem w nowej VIVIE! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 10 lutego 2022 roku.

Marlena Bielińska
Marlena Bielińska
Reklama
Reklama
Reklama