Jej życiowe motto brzmiało: „Papieros, kawka i purchawka". Artur Andrus wspomina Marię Czubaszek
1 z 5
Artur Andrus wspomina przyjaciółkę Marię Czubaszek. Jej życiowe motto brzmiało: „Papieros, kawka i purchawka” (ostatnie zainspirowane tym jak określił ją hejter). A liściki do męża, Wojciecha Karolaka, podpisywała: „Twoja kula u nogi”. Z ironią i humorem traktowała nie tylko świat, ale też samą siebie. Do wszystkiego potrafiła podejść z dystansem, nawet do śmierci. - Powtarzała za Woodym Allenem, że się śmierci nie boi, tylko kiedy ta przyjdzie, wolałaby, żeby jej przy tym nie było - wspominał satyryk w wywiadzie z Krystyną Pytlakowską.
Artur Andrus i Maria Czubaszek poznali się w radiu i nie od razu się ze sobą zaprzyjaźnili. - To nie był taki typ kobiety, która podchodzi do każdego i od razu mówi: „Cześć, jestem Mańka”. Była nieśmiała, ale zarazem nie stwarzała dystansu - powiedział o niej. Bliskość przyszła z czasem. Razem prowadzili programy satyryczne i napisali dwie książki: „Każdy szczyt ma swój Czubaszek” i „Boks na Ptaku, czyli każdy szczyt ma swój Czubaszek i Karolak”.
Maria Czubaszek mówiła: ”Uważam, że śmierć to już po balu”. Jednak żyje w pamięci swoich fanów. Jej bon moty na stałe zapisały się w naszej kulturze. Które satyryk lubi najbardziej?
Artur Andrus: Że ktoś nie jest nachalny z urody albo ręce opadły jak płetwy, że wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać, i że młodość musi się wyszumieć, a starość wypalić. (…) I prawdziwej miłości nawet małżeństwo nie zaszkodzi. Marysia była na tyle barwna, że tylko czekam, kiedy zaczną jej przypisywać anegdoty z życia Himilsbacha i na odwrót. Prawdopodobnie za jakiś czas będzie się opowiadało o niej niestworzone historie. Ale to dobrze, niech ludzie wiedzą, że był ktoś taki, dzięki komu życie było bardziej kolorowe. Szukając inspiracji, jakichś słów odpowiednich do pożegnania Marysi, zacząłem przeglądać tomik wierszy jej przyjaciela Jonasza Kofty. I trafiłem na taki, którego tytuł mówi wszystko: „Dobrze, że byłaś”.
Polecamy też: „Mężczyzna potrzebny jest kobiecie jak rybie narty”. Maria Czubaszek dowcipnie o miłości i małżeństwie w nowej książce
Jak Maria Czubaszek skomentowałaby wiadomość o swojej śmierci? Co sądziła o urodzie, starości? Jakie miała przyzwyczajenia? Zapraszamy do przeczytania fragmentów wywiadu w naszej galerii.
Cała rozmowa z Arturem Andrusem w najnowszym numerze VIVY!.
2 z 5
- Jak Maria Czubaszek skomentowałaby wiadomość o swojej śmierci?
Artur Andrus: Powiedziałaby: „Przewidywałam, że to się może stać”.
– Naprawdę? Nigdy bym na to nie wpadła.
Artur Andrus: Niewielu ludzi przewiduje to tak naprawdę, zwłaszcza w stosunku do samych siebie, ale Marysia podejrzewała, że kiedyś może się jej to przydarzyć. Powiem więcej, ona przewidywała to dużo wcześniej. Zawsze powtarzała, że planowała żyć do trzydziestki, bo potem to już nie ma sensu. I była zdziwiona, że to życie trwa, trwa i trwa. Zwłaszcza że miała świadomość, iż żyjąc, jak żyła, z uporem pracuje na to, żeby wszystko się skończyło. Nie byłaby więc zdziwiona tym, że umarła.
– Ale zdziwiłaby się, że odeszła w sposób, jaki sobie wymarzyła. Któryś z dziennikarzy w pożegnalnym „Szkle kontaktowym” powiedział, że choć nie wierzyła w Boga, on spełnił jej prośbę, bo umarła lekko i bezboleśnie.
Artur Andrus: Chciała, żeby to odbyło się szybko, a najlepiej we śnie i żeby nikomu nie sprawić swoją śmiercią kłopotów. Nie byłaby więc zaskoczona, że właśnie tak to się stało. Zaskoczeni byli ci, co zostali. Ja i jeszcze paru innych znajomych.
– Wasze rozmowy często schodziły na temat śmierci. I już nie wiem, czy Marysia się jej bała, czy nie. Czy mówiąc o niej, oswajała ją po prostu?
Artur Andrus: Nie bała się śmierci, była nią nawet w pewnym sensie zafascynowana. Pewnie stąd też takie zaciekawienie Beksińskimi. Powtarzała za Woodym Allenem, że się śmierci nie boi, tylko kiedy ta przyjdzie, wolałaby, żeby jej przy tym nie było. Wojtek bardzo nie lubił, kiedy zaczynała wywody o odchodzeniu.
O małżeństwie z Wojciechem Karolakiem
– Byli bardzo przywiązani do siebie. Nie prowadzili otwartego domu, nie mówiło się o jakichś hucznych imprezach. Stronili od ludzi?
Artur Andrus: Nie, ale w swoim towarzystwie czuli się najlepiej. Reszta świata nie była im potrzebna. Pierwsza ich wspólna piosenka „Kochać można byle jak” też o tym mówi, że byle jak i byle kogo można było kochać wcześniej, do chwili kiedy poznali siebie. Oni się kochali prawdziwie przez całe życie.
– Mówili o sobie „Zające”.
Artur Andrus: Kiedy usłyszałem od Wojtka, że Marysia nie żyje, powiedziałem: „Zając, trzymaj się jakoś”. A on na to: „Nie wiem, czy jestem jeszcze zającem, bo zające były zawsze dwa”. I usłyszałem w nim skrzywdzone dziecko. Oni dla siebie byli właśnie takimi dziećmi, które odnalazły się w tej samej bajce i szły przez życie, trzymając się za łapki. Zajęcze. To była taka prawdziwa, bezgraniczna przyjaźń. Wszystko inne i wszyscy inni to tylko fajne dodatki.
Polecamy też: Maria Czubaszek: "Uważam, że śmierć to już po balu". Przypominamy sesję i cytaty z VIVY!
3 z 5
– Maria Czubaszek zawsze twierdziła, że wszyscy się mylą, bo ona wcale nie jest dobrym człowiekiem.
Artur Andrus: Trzeba by było spytać jej psy, czy Marysia jest dobra, czy zła. Ciekawe, co by odpowiedziały na pani stwierdzenie, że ich właścicielka nie jest dobrym człowiekiem.
– Pogryzłyby mnie na pewno.
Artur Andrus: Ona właśnie taka była, nie umiała odmówić, nie miała w sobie żadnej asertywności.
– Nie była asertywna, nie potrafiła wprost powiedzieć „nie”, ale kiedy coś było dla niej niewygodne, wymigiwała się i nie odbierała telefonów. Ode mnie odebrała w ostatni wtorek jej życia, bo wysyłałam rozpaczliwe SMS-y.
Artur Andrus: Ona przecież SMS-ów nie czytała, nie potrafiła. Odebrała, bo panią lubiła.
– Była wtedy w szpitalu przy Wołoskiej, wchodziła na jakieś badanie. A ja namawiałam ją do udziału w sesji fotograficznej i pomyślałam, że skoro tak nie lubi, kiedy ją fotografują, to wynajduje przeróżne przeszkody, z zawałem włącznie.
Artur Andrus: Rzeczywiście mogła wymyślać coś, żeby się wymigać od sesji fotograficznej, bo nie znosiła swoich zdjęć. Pamiętam, że jak podpisywaliśmy naszą książkę, robiła taki unik, żeby szybko przewrócić kartkę, by nie widzieć swojej fotografii.
Maria Czubaszek o starości
– Miała kompleks wyglądu?
Artur Andrus: Nie, ona tylko nie przepadała za starością. Uważała, że to niemiły czas w życiu człowieka.
– Ale nie obrażała się, gdy hejter nazwał ją purchawką, nawet kpiła z tego w swoich tekstach.
Artur Andrus: Bardzo ją rozbawiło, gdy w jakimś programie telewizyjnym zacytowano hejtera, który napisał, że jest tak stara, że Mojżeszowi wisi pięć złotych. Powiedziała: „Nieprawda, bo oddałam”. Hejterzy nie mieli pewnie pojęcia o tym, że Marysia nie była w stanie znaleźć komentarzy na swój temat, bo w ogóle nie potrafiła poruszać się w internecie. Do końca życia nie mogła zrozumieć, na czym to polega i że jak przyjdzie do niej e-mail, to może go odebrać nawet w Ełku. Była przekonana, że ta wiadomość trafia tylko do jej komputera na Starościńskiej i tylko tam może go Karolak dla niej otworzyć. Podobnie było z Face-bookiem. Wojtkowi kiedyś jakiś kolega powiedział, że na Facebooku koresponduje z Marysią. Karolak odpowiedział, że to ciekawe, bo Marysia nie ma Facebooka. Wtedy się okazało, że ktoś założył profil Marii Czubaszek i w jej imieniu się wypowiada. I że ma setki tysięcy fanów. Na szczęście prowadził to ktoś życzliwy Marysi i nie było żadnych problemów. A hejt? Prawdę mówiąc, niewiele ją to obchodziło. Hejterzy mogli więc sobie produkować, co chcieli, do niej docierało to tylko z drugiej ręki. Ale w książce wykorzystała tę purchawkę, mówiąc, że jej życiowe motto to: „Papieros, kawka i purchawka”. Cała Marysia, nieustannie kpiąca z siebie.
4 z 5
– Mieliście wielkie porozumienie, mimo dużej różnicy wieku?
Artur Andrus: Marysia nie kierowała się kategorią wieku. Wiek właściwie dla niej nie istniał. Podobne zjawisko zaobserwowałem u Stefanii Grodzieńskiej. One obie były „poza wiekiem”. To ja poznałem je ze sobą. Wcześniej Stefania nie lubiła tekstów Marysi, myślała, że są wydumane, sztuczne. Dopiero gdy ją poznała osobiście, stwierdziła, że u Czubaszek nic nie jest wydumane, że jest autentyczna we wszystkim, co robi i pisze, bo naprawdę tak myśli. Zapałały do siebie ogromną sympatią. Wiele osób nie wierzyło, że można być z tak innego świata jak Marysia. A to nie była żadna poza.
– Ją trzeba było przyjmować taką, jaka jest. Bez żadnej poprawki, retuszu. I te organy Hammonda zajmujące trzy czwarte ich salonu. I to pisanie w kucki…
Artur Andrus: A jednak większości trudno uwierzyć w to, że ktoś latami śpi w fotelu, a nie w łóżku. Uważali, że wymyśliła sobie ten fotel dla szpanu. Dopiero gdy przyszło się do nich do domu i zobaczyło ten mebel, w którym zwinięta w „skrętka” zasypiała na dwie godziny, po to by się obudzić, zobaczyć coś w telewizji i potem znowu dwie godziny się przespać.
– W jej domu były półki pełne kaset wideo zamiast książek.
Artur Andrus: Ale czytała też, bardzo selekcjonując lektury. Ostatnio zachwycona była książką o Beksińskim, który był jej bliski mentalnie. Ale rzeczywiście oglądała mnóstwo filmów, to było już uzależnienie. Gdy przyjeżdżaliśmy do hotelu, w pokoju musiał być telewizor, i pytała, czy można palić. Często nie umiała włączyć telewizora i wtedy prosiła mnie o pomoc. Zawsze jednak była tym zakłopotana. Uważała, że ciągle sprawia problemy. Nie chciała zawracać głowy, irytowało ją, gdy proponowałem, że gdzieś pojadę, coś dla niej załatwię.
– Kiedyś jeździła na skuterze. Czy miała prawo jazdy na samochód?
Artur Andrus: Jeździła też samochodem dawno temu, tylko nie umiała parkować. Jak było za ciasno, parkowała z dala od miejsca docelowego. Do redakcji „Szpilek” dojeżdżała do parkingu w połowie drogi i dalej szła na piechotę w tych swoich pantofelkach na obcasie. Podobno Jan Pietrzak proponował nawet, że ją będzie podwoził do samochodu, żeby mogła potem swoim wrócić do domu. Miała do siebie dużo pretensji. Uważała, że nic nie potrafi, że jest tylko kulą u nogi.
– Powiedziała mi to nawet w którymś wywiadzie. Zostawiała Karolakowi karteczki z podpisem: „Twoja kula u nogi”.
Polecamy też: Fani kochali poczucie humoru Marii Czubaszek, a ona do końca go nie straciła INSTAGRAM
5 z 5
– Maria Czubaszek nie żyła mądrze i poważnie?
Artur Andrus: Nie wiem, po prostu żyła. Wielokrotnie powtarzała, że należy koncentrować się tylko na jednym dniu – dzisiejszym. A ten, co był, czy ten, co będzie, w ogóle ją nie interesuje. Nigdy nie analizowała tego, czy postępuje mądrze, czy niemądrze. Miała do siebie dużo dystansu i uważała, że niczego mądrego w życiu nie zrobiła ani niczego nie napisała. Swoje pisanie nazywała głupotami.
– Zatem była niespełniona?
Artur Andrus: Nie, była tylko zaskoczona tym, że ktoś czyta jej teksty i że tacy fantastyczni aktorzy je wykonują. Twierdziła, że jej teksty uchodzą za dobre dlatego, że wykonywali je Irena Kwiatkowska, Jerzy Dobrowolski czy Wojciech Pokora. Nigdy zresztą nie czytała niczego, co sama napisała. Ujawniło się to przy naszej drugiej książce „Boks na Ptaku, czyli każdy szczyt ma swój Czubaszek i Karolak”. Ale tej pierwszej też nie przeczytała.
– I nie autoryzowała?
Artur Andrus: Oczywiście, że nie. Szybko się zorientowałem, że nie mogę od niej wymagać jakichś poprawek, to Wojtek czytał i precyzował swoje wypowiedzi. Efekt był taki, że w drugiej książce wśród tekstów Marysi, które odnaleźliśmy w walizce w piwnicy, jeden był autorstwa Jeremiego Przybory.
– Wybuchła afera?
Artur Andrus: Nie, żadnej afery nie było, a Marysia powiedziała: „Nareszcie jeden dobry tekst jest w tej książce”. Ale do praw autorskich podchodziła bardzo poważnie, zwłaszcza do cudzych.
– A własnych? Cytaty „z Czubaszek” były wykorzystywane anonimowo wielokrotnie.
Artur Andrus: A jeden pan zamieścił w gazecie tekst Marysi, podpisując go swoim nazwiskiem. A potem przyjechał do niej zapłakany, że straci pracę i prosi więc, żeby napisała oświadczenie, że tak naprawdę ten tekst pisali razem. I Marysia napisała mu to oświadczenie. On się uspokoił, wylewnie podziękował, przeprosił i na koniec zapytał ją, czyby mu nie pożyczyła pieniędzy na taksówkę. Dała mu te pieniądze. Cała Marysia.
Polecamy też: Przypominamy najsłynniejsze cytaty Marii Czubaszek! "Lepiej przyprawić mężowi aureolę niż rogi"