Reklama

Nigdy się nie poddaje i zawsze z podniesioną głową stawia czoła przeciwnościom losu. Walka z chorobą uświadomiła jej, że ma sobie ogromną siłę. „Kiedy nagle świat wali się nam na głowę, okazuje się, że mamy w sobie dużo mocy i determinacji, tylko na co dzień ich nie dostrzegamy”, mówi Anna Wyszkoni w rozmowie z Beatą Nowicką. Ogromnym wsparciem jest dla niej rodzina: syn Tobiasz, córka Pola i partner Maciej Durczak. Artystka w poruszających słowach opowiada o najbliższych i miłości.

Reklama

Anna Wyszkoni o dzieciach i miłości

W „Dla ciebie” jest przejmujący fragment: „Mam tak co jakiś czas, przytłacza mnie wielki świat. Nie daje mi szans. I wtedy mnie budzisz ty”.

Napisałam ten tekst dla mojej córki – to kontynuacja piosenki „Biegnij przed siebie”. Tam śpiewałam o tym, że zawsze będę wsparciem dla moich dzieci. Minęło osiem lat i zrozumiałam, że również one są wsparciem dla mnie, dają mi swoją siłę w trudnych momentach. Kiedy mam gorszy dzień i widzę uśmiech mojej córki, od razu mi się chce.

Jest jakaś różnica w miłości do syna i córki?

Rodząc syna, miałam 21 lat, byłam młodą dziewczyną. Rodząc córkę, byłam 32-letnią kobietą. Bardziej doświadczoną, dojrzalszą, mądrzejszą. Wiedziałam, czego się spodziewać, jakich błędów unikać. Mój syn i córka są jak ogień i woda. Każde z nich jest indywidualną jednostką, musiałam nauczyć się to akceptować. Syn udzielił mi mądrej lekcji. Zawsze pchałam się na scenę, lubiłam mieć swoje pięć minut. On z kolei od małego dystansował się od tego, co robię. Kilka lat temu poprosił mnie, a wręcz zażądał, żebym o nim nie opowiadała w wywiadach, staram się uszanować jego wolę. Nauczyłam się od niego – i dużo mi to dało – że moje dzieci nie muszą pragnąć tego samego co ja. Idą własną drogą: mają swoje marzenia, swoje spojrzenie na świat i wyciągają inne wnioski. Rodzice nie są od tego, żeby przeżyć za dzieci ich życie.

Płytę wydała Pani po pięciu latach przerwy, pandemia zrobiła swoje. Branża muzyczna poniosła wielkie straty.

Przyznaję, że pandemia była dla mnie bardzo trudna. Przerwała dobrą passę. Miałam świetną trasę, mnóstwo koncertów, wszystko pięknie się układało, a pandemia to zmiotła. Na początku, jak chyba każdy, łudziłam się, że potrwa krótko, a kiedy zrozumiałam, że zdecydowanie dłużej, pomyślałam: Dobra, będę tworzyć nowe piosenki. Wtedy okazało się, że czuję dojmującą pustkę, która przekładała się na wszystko. Nie potrafiłam niczego stworzyć, niczego napisać. W głowie nie słyszałam dźwięków, tylko ciszę. Miałam poczucie, że coś nieodwracalnie skończyło się w moim życiu. To była koszmarna, emocjonalna wyrwa.

Czytaj też: Anna Wyszkoni szczerze o chorobie i wsparciu rodziców: „Pomyślałam: Muszę żyć dla siebie. Mam swoje pasje i mnóstwo rzeczy do zrobienia”

Marlena Bielińska/MOVE Picture

Co Panią uratowało?

Na pewno rodzina i „nadzieja, która umiera ostatnia” – jak śpiewa w swojej piosence Sanah. W pewnym momencie zwróciłam się po pomoc do mojego lekarza psychiatry, z którym spotkałam się pierwszy raz po mojej chorobie nowotworowej. Przez krótki czas wspomagałam się lekami, na szczęście w miarę szybko udało mi się odbudować psychicznie. Szukałam sobie różnych aktywności: skończyłam kurs projektowania wnętrz – w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że zrobię coś takiego – chodziłam na kort tenisowy, uczyłam się języków. Poza tym mamy ogródek, który okazał się zbawienny, dwa psy, a wokół naszego domu rozciągają się pola i łąki. Kontakt z naturą był kojący. Po moich wszystkich doświadczeniach wiem też, że kiedy budzę się rano w marazmie, od razu muszę działać.

[...]

Kto pierwszy czyta Pani teksty?

Maciek, mój partner, bo jest z nimi najbardziej związany emocjonalnie. Jesteśmy w związku, a jednocześnie współpracujemy ze sobą. Bardzo dużo rzeczy tworzymy razem. Maciek napisał dla mnie kilka tekstów, kilka napisaliśmy wspólnie. Często jest tak, że ja zaczynam jakąś myśl, a potem wspólnie ubieramy ją w słowa. Bardzo Maćkowi ufam, ale na przestrzeni lat zaczęłam też bardziej ufać sobie. Nauczyłam się dbać o swoje emocje. Oboje jesteśmy wrażliwi. Są momenty, kiedy się nie zgadzamy, ja obstaję przy swoim, on też niechętnie odpuszcza, kłócimy się, ale te spięcia bywają twórcze, inspirujące i prowadzą do fajnych efektów. Pracujemy ze sobą od prawie 20 lat i dobrze nam to wychodzi. Nie chciałabym niczego zmieniać.

Rozumiem, że można się kochać i pracować ze sobą?

Można, ale to bywa też trudne. Kiedy wszystko idzie zgodnie z planem, to nawzajem się napędzamy i jest rewelacyjnie. Ale mamy też zgrzyty. W pandemii oboje zostaliśmy bez pracy. To przełożyło się na nasze emocje i było ciężko. Na szczęście jesteśmy dorosłymi ludźmi, po przejściach, potrafimy znaleźć kompromis, złoty środek, co jest wspaniałe, ale wymaga od nas dojrzałości. Poza tym, kiedy tak dużo razem się stworzyło, inaczej patrzy się na wspólne życie. Nie jestem nastolatką, która może powiedzieć chłopakowi: „Dobra, nie zgadzamy się, to cześć”. Mamy dzieci, zbudowaliśmy rodzinę, mimo że nie jest to związek sformalizowany, jest nam cudownie razem. Kiedy przychodzi kryzys, oboje chcemy go przetrwać i budować dalej.

Cały wywiad z Anną Wyszkoni dostępny będzie w najnowszej VIVIE! od 8 grudnia 2022 roku.

Sprawdź też: Ewa Chodakowska szczerze o macierzyństwie: „Decyzję o tym trzeba podjąć w zgodzie ze sobą, a nie pod presją”

VIPHOTO/East News

Anna Wyszkoni, Maciej Durczak, Gala Fryderyki 2018

Reklama

Marlena Bielińska/MOVE Picture

Bartek Wieczorek
Reklama
Reklama
Reklama