„Nie mam kompleksów.Chcę być znana z przebojów, a nie ze skandali”. Anna Wyszkoni kończy 37 lat!
1 z 4
Królowa Polski B? Poznaliśmy ją jaką wokalistkę zespołu „Łzy”. Niedawno zwyciężyła w walce z groźna chorobą, a dziś powraca z długo oczekiwanym, trzecim solowym albumem pt. „Jestem tu nowa” i świętuje 20-lecie pracy na scenie. Anna Wyszkoni nie przejmuje się tym, co sądzą inni i mówi, że gra dla tych, którzy chcą jej słuchać. Na jej koncerty przychodzą tłumy. Nie ma jej na okładkach kolorowych magazynów? „Wokaliści, jak komety, szybko w mediach wybuchają i równie szybko gasną”. Nie chciałaby tak skończyć.
Dzisiaj artystka, Anna Wyszkoni kończy 37 lat. Obecnie robi solową karierę, a my przypominamy dwa wywiady, których udzieliła VIVIE! z 2003 i 2009 roku, kiedy jeszcze grała razem z zespołem „Łzy”:
– Lubisz siebie?
Anna Wyszkoni: Lubię. Coraz bardziej.
– W całości?
Anna Wyszkoni: Nie mam kompleksów.
– Da się naprawić siebie?
Anna Wyszkoni: Zewnętrznie tak. Wewnętrznie – też.
– Robiłaś operację plastyczną?
Anna Wyszkoni: Skądże. Nigdy nie poddałabym się operacji plastycznej.
– Silikonowy biust?
Anna Wyszkoni: Och, też nie. Lubię siebie. Nie lubię tylko „Agnieszki”.
– Nie lubisz swojego przeboju „Agnieszka już tu nie mieszka”?
Anna Wyszkoni: Lubię tę piosenkę. Nie znoszę tylko, gdy ludzie mówią do mnie: „O, Agnieszka”. Nawet gdy proszą o autograf i biegną za mną, wołając, że są moimi fanami, nazywają mnie Agnieszka. A ja na imię mam Ania i nie jestem dziewczyną, o której śpiewam.
2 z 4
Anna Wyszkoni: Kiedy staję na scenie przed tysiącami ludzi, czuję, że to, co robię, ma sens. Nie dlatego że chcę być gwiazdą, ale dlatego że jako artystka daję siebie tym, którzy chcą mnie słuchać. Niestety, niektórzy rozumieją to zbyt dosłownie i po koncercie, kiedy rozdaję autografy, oczekują ode mnie rzeczy, których nie mogę im dać. Być może za dużo wypili, a być może myślą, że osoba, która stoi w świetle fleszy na scenie, jest ich własnością i dlatego mogą jej dotknąć, przytulić, pocałować w policzek. Z uśmiechem, bo nie jestem agresywna, staram się dać im do zrozumienia, że nie chcę przekraczać tej granicy.
– Słyszałaś, że mówią o Tobie: królowa Polski B?
Anna Wyszkoni: Fajnie, że jestem dla kogoś królową (śmiech). Polska B? OK, tylko po co tak ludzi dzielić? Gram dla tych, którzy chcą mnie słuchać. Na koncerty plenerowe przychodzą tłumy. Znają słowa wszystkich moich piosenek, śpiewają razem ze mną.
Polecamy: Halina Mlynkova: „Na starość widzę siebie w dużym, kolonialnym domu”
3 z 4
– Łzy wielokrotnie nazwano kiczem w stanie czystym. Co ty na to?
Anna Wyszkoni: Jeśli ktoś nas nie trawi, nie musi nas słuchać ani chwalić. Kiedy więc przeczytałam to określenie w gazecie, nawet mnie nie zakłuło. Trudno, dla kogoś jestem kiczem, a dla naszych fanów gwiazdą.
– Czujesz się gwiazdą?
Anna Wyszkoni: Nie. Myślę, że sukces mnie nie zmienił. Nie odbiło mi. Zostałam, jaka byłam.
– Jaka?
Anna Wyszkoni: Nieśmiała. Małomówna. Trudno mi opowiadać o sobie. Może sukces zmienił mnie o tyle, że nawiązuję łatwiej kontakt z ludźmi. Wcześniej miałam z tym problemy. Raczej obserwowałam, niż zabierałam głos. To mogło denerwować. Pamiętam, jak kiedyś jedna pani z telewizji mówiła do mnie i mówiła, a ja jej się przyglądałam bez słowa. Wyznała, że strasznie ją to zbiło z tropu. Dziwiła się, że na scenie tak bardzo się zmieniam, mam tyle energii. Staję się innym człowiekiem. Teraz jesteśmy zaprzyjaźnione. Tamto pierwsze wrażenie zostało zatarte.
– Kto to był?
Anna Wyszkoni: Pani Ela Zapendowska.
– Co sobie wtedy myślałaś?
Anna Wyszkoni: Nie powiem. Zresztą nie pamiętam. Nic złego. Chciałam zorientować się, co to za osoba. Jestem w gruncie rzeczy dosyć nieufna.
Polecamy: "Pani Czarny Humor". Jak Elżbieta Zapendowska na sesji dla "Vivy!" rozbawiła wszystkich
4 z 4
Anna Wyszkoni: Z wokalistami jest tak, często szybko w mediach wybuchają i równie szybko gasną. Patrzę na takie kariery jak błysk komety na niebie i nie chciałabym tak skończyć. Powoli i konsekwentnie dążyłam do celu i cały czas chcę się rozwijać. Ale skupiona jestem na tworzeniu piosenek, a nie na kreowaniu nieistniejącej rzeczywistości. Chcę być znana z przebojów, a nie z kolejnych skandali.
– Bo nie wyobrażasz sobie, że mogłabyś zejść ze sceny? Powiedzmy, zostać księgową. Byłaś nią chyba przez chwilę?
Anna Wyszkoni: Ukończyłam Studium Finansów, ale nic już z tego nie pamiętam. Zrobiłam to bardziej dla mojej mamy niż dla siebie. Ona zawsze chciała, żebym miała coś w zanadrzu. Ale to do muzyki ciągnęło mnie zawsze. W liceum śpiewałam w zespole wokalnym. Potrafiłam wypić siedem surowych jajek, żeby tylko lepiej brzmieć. Ohyda, co? Miałam 17 lat, kiedy wysłałam swoje demo na festiwal Gama w Radomiu. Wtedy się nie zakwalifikowałam. Rok później piosenką „Dziwny jest ten świat” Niemena wygrałam Grand Prix. Byłam zdeterminowana. Kiedy zaczęłam śpiewać w rockowym zespole, rodzice byli chyba odrobinę wystraszeni. Wychowywałam się w Tworkowie, małej wiosce. Trzy tysiące mieszkańców, wszyscy się znali. A zespół to było coś nieznanego. Chłopcy z Łez nie wyglądali na grzecznych. Zaczęliśmy chodzić razem już nie na zwyczajne dyskoteki, a na rockoteki. A muzyka rockowa, wiadomo, jak się kojarzy: chuligani, alkohol, narkotyki, rozwalanie hoteli w trasie.