Andrzej Chyra: „Do dziś uważam, że polski katolicyzm jest ideologią walki”
„Odczuwałem opresyjność kościoła”, zwierza się aktor
- Krystyna Pytlakowska
Wybitny aktor, szczęśliwy ojciec, kochający partner. „Najważniejsze to się nie zestarzeć”, mówi Andrzej Chyra. I dodaje, że u niego w życiu wszystko przychodzi późno. Z czteroletnim synem, który wywrócił jego świat do góry nogami, rozmawia o Jezusie, seksualizacji i o tym, ile kół ma jego rowerek. Grywa morderców, ma swojego anioła i wierzy, że nie należy robić innym, co tobie niemiłe. Andrzej Chyra, jeden z najwybitniejszych polskich aktorów, w intymnej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
Krystyna Pytlakowska: Wybierasz sobie scenariusze?
Andrzej Chyra: Kiedy przyjmuję jakąś propozycję, patrzę oczywiście na scenariusz, na rolę i na to, kto będzie reżyserował. I czy ten film ma jakiś sens, czy dotyka czegoś istotnego. Mam wrażenie, że do mnie właśnie takie filmy trafiają, banalne rzadko.
Bo Ty nie jesteś banalny i tandetny.
Nie wiem czy nie jestem i na czym to polega. Może rzeczywiście zmieniła się moja uwaga. Kiedyś nie zajmowałem się obrazem siebie za ileś tam lat, a teraz patrzę na różne rzeczy, wyobrażając sobie, co będzie w przyszłości. Dzieje się tak, odkąd mam syna. Kiedyś reforma edukacji byłaby abstrakcyjnym, choć pewnie ważnym dla mnie tematem, ale teraz przyglądam się jej w kontekście przyszłości dzieci, które kończą gimnazja i są podwójnym rocznikiem. A za cztery lata zdadzą maturę i będziemy mieli znowu podwójny rocznik zdający na studia. Koszmar!
A jaka była szkoła w Twoich czasach?
Różna, ale generalnie fajna, lubiłem ją. Nie było mi trudno, choć nie głaskano mnie cały czas po głowie. Tak jak w książkach Niziurskiego. Uczniowie zawsze wytworzą sobie strefę wolności. Bohaterowie Niziurskiego biorą sprawy w swoje ręce, a nie są przecież jakimiś herosami. Podoba mi się jego łobuzerska fantazja. To są historie podstawówkowe, ale one zostają w niektórych na całe życie.
Gdy zostajesz ojcem, wszystko się przewartościowuje.
Może tylko po prostu uświadamiamy sobie wartości do tej pory niezauważalne. Ale najważniejsze jest teraz, żeby za szybko się nie zestarzeć.
Mieć siły na wycieczki z synem i objaśnianie mu świata?
I żeby nie poddawać się ogólnie przyjętym kanonom i konwenansom, takim tematom obowiązkowym. Ja na przykład nie chciałem chodzić na religię. Pomimo, że nawet w świeckim domu namawiano mnie na to, ale ja się uparłem. Może wtedy odczuwałem opresyjność kościoła i do dziś uważam, że polski katolicyzm jest ideologią walki. Taki bunt pierwszoklasisty. A zasady moralne miałem bardzo jasne. Tak jak u Kanta – Niebo gwiaździste nade mną...
A jakie są te Twoje prawdy czy zasady?
Po pierwsze: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. W tym może zamyka się jedna z moich głównych życiowych zasad.
To się nazywa po prostu empatia.
Aktor musi mieć w sobie empatię, żeby rozumieć mechanizmy, jakie rządzą ludźmi.
A druga zasada - nie cudzołóż?
Tak jest w dekalogu.
Pełny wywiad z Andrzejem Chyrą przeczytasz w najnowszym numerze magazynu VIVA!, dostępnym na rynku od 11 lipca