Reklama

Gdyby żyła, niedawno skończyłaby 70 lat. Niestety, katastrofa, do której doszło 14 marca 1980 roku, zakończyła jej błyskotliwą karierę i przekreśliła plany. Alicja Woy-Wojciechowska była jedną z najbliższych gwieździe osób. W intymnej rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiedziała o ich wyjątkowej relacji, życiu po stracie przyjaciółki i o tym, jak śmierć mamy zmieniła Natalię Kukulską.

Reklama

Alicja Woy-Wojciechowska o Annie Jantar

Krystyna Pytlakowska: Przyjaźniłaś się z Anną Jantar. Jak się poznałyście?

Alicja Woy-Wojciechowska: To było w Ustce, gdzie obie byłyśmy na wakacjach w domu Zaiksu. Wcześniej oczywiście słuchałam jej piosenek, ale dopiero tam poznałyśmy się lepiej i zaczęłyśmy się spotykać. Nie pamiętam, który to był rok, ale kilka lat przed śmiercią Ani. Nasze córki, moja Patrycja i Ani Natalia, były malutkie.

Co zapamiętałaś z tego pierwszego spotkania?

Jej prostolinijność i delikatność. A poza tym była bardzo zwyczajna, nie kreowała się na gwiazdę. Ja nigdy nie narzucam się nikomu, ponieważ uważam, że każdy artysta jest też człowiekiem i ma prawo do prywatności. Nie zaczepiam więc, nie gapię się, ale z Anią zaczęłyśmy rozmawiać także dlatego, że nasze córeczki się polubiły. Ania kiedyś powiedziała, że bardzo by chciała, żeby nasze córki się zaprzyjaźniły. Odparłam, że nie mamy na to wpływu. Ale tak się złożyło, że Patrycja i Natalia do dziś są sobie bardzo bliskie.

Pamiętam, że podczas tamtego pobytu Ania wyjeżdżała na festiwal do Kołobrzegu. Pojechała na jeden koncert, a maleńką Natalię zostawiła ze swoją mamą. W nocy wróciła. Wspominam ją jako bardzo radosną dziewczynę. Gdy teraz patrzę na Natalię, to ciarki przechodzą mi po krzyżu, bo wyłapuję takie momenty, gdy zachowuje się identycznie jak Ania. Parę dni temu świętowaliśmy rocznicę urodzin Ani Jantar. Patrzyłam na Natalię, na jej delikatność, identyczną jak u mamy, i skromność. Na jej drobne gesty, takie jak u Ani - odgarnianie włosów, odstawianie jednej nogi do tyłu.

Ania nie uważała, że jest osobą wyjątkową?

Nie, wiedziała że głos, talent dostała w darze i nie musiała wiele w tej sprawie robić. Po prostu śpiewała, przyjmując to naturalnie. Kilka razy jeszcze spotykałyśmy się w Ustce na wakacjach, ale w ciągu roku w Warszawie też odwiedzałyśmy się wzajemnie. Lubiłyśmy te nasze pogaduszki. Ani towarzyszyła zwykle jej koleżanka Ania Sułek, która przywoziła ją do mnie samochodem. Ania nie miała prawa jazdy. Z Anią Sułek zresztą nie tracę kontaktu. Po śmierci Ani Jantar zostałyśmy nadal koleżankami, dołączając do babci Halinki. Pamiętam, że jak dzwoniłam do pani Haliny Szmeterling i odbierała Natalia, to pytałam: „czy jest moja koleżanka Halinka?”. Natalia strasznie się wtedy śmiała. Identycznie zresztą jak Ania.

O czym rozmawiałyście podczas tych „babskich” spotkań?

O wszystkim, o dzieciach, o miłości, o muzyce, o kryzysach. Pamiętam taki obrazek, kiedy przyszła do mnie z Natalią, otworzyłam drzwi, a one stały na półpiętrze, Ania troszkę wyżej, trzymając Natalię za rączkę, by wprowadzić ją na schody. Ten cudny obraz mam często pod powiekami. Bardzo kochała Natalię. Pisała do mnie ze Stanów, z tej podroży, z której już nie wróciła: „Tak bardzo tęsknię za Natalią, ubranka, które jej kupuję, kładę na poduszce w hotelowym łóżku, żebym je widziała, kiedy tylko rano otworzę oczy”.

Powiedziałaś, że rozmawiałyście o kryzysach. O erotyce też?

Nie, skądże. Za naszych czasów to nie był temat do rozmów, a w dodatku Ania była wychowana przez matkę bardzo w takim poznańskim drylu. Przed ślubem musiała wracać do domu o dwudziestej drugiej. Pani Halina pilnowała jej kontaktów i żeby nie zboczyła ze ścieżki przyzwoitości. A kryzys w jej związku polegał na tym, że Jarek, jej mąż, chciał trzymać wszystko pod kontrolą. Ania natomiast chciała również innej muzyki, by rozwijać swój talent w innym kierunku. A nie tylko w tak zwanej piosence popularnej. Ale nie było sensu od razu rozdzierać szat, bo w tym sporze na pewno osiągnęliby porozumienie. Jarek Kukulski był bardzo utalentowany. Większość jego piosenek stała się przebojami o randze światowej.

Pamiętasz, jak wyglądała?

Miała piękne bujne włosy, najpierw długie, potem je ścięła. W Ustce chodziła bez makijażu, miała bardzo dziecięcą, gładką cerę i dobrą figurę. Wysoka, szczupła. Natalia ma taką samą, tylko jest trochę niższa.

Podobno odprowadzałaś ją na lotnisko w jej ostatnią podróż?

Tak, bo miała zawieźć mojej siostrze mieszkającej w Chicago garsonkę z Mody Polskiej. Garsonka była uszyta z grubo tkanego materiału, więc Ania założyła ją na siebie, żeby nie zajmować tyle miejsca w walizce. Pamiętam, że na Okęciu żartowała z celnikami, otworzyła walizkę, potem mi pomachała, że wszystko w porządku. Absolutnie nie przypuszczała, że z tej podróży już nie wróci.

Dla ciebie ta katastrofa stała się traumą.

To było okropne, z Jurkiem i z dziewczynkami byliśmy wtedy w Zakopanem. Ania prosiła mnie, żebym wynajęła także dla niej pokój, bo jak wróci z USA to przyjedzie na parę dni z Natalią. Był marzec, dobry miesiąc na górskie pobyty. Kiedy się to wszystko zdarzyło, wróciłam na chwilę do pokoju po zapomniane okulary słoneczne a Jurek z dziewczynami czekali na mnie na zewnątrz. Weszłam do pokoju i przez radio usłyszałam, co się stało. Akurat czytali listę ofiar. Doznałam szoku, nie mogłam się ruszyć, byłam jak sparaliżowana. Potem powiedziałam o katastrofie Jurkowi, a on naszym córkom tłumaczył, że ciocia Ania jest już w niebie na chmurce.

Jak myślisz, gdyby się to wszystko nie zdarzyło, jak potoczyłoby się życie Natalii?

Zapewne Ania dmuchałaby na jej talent i miałaby oko na jej śpiewanie a poza tym… Natalii bardzo brakuje matki. Są tysiące rzeczy, o które nie może mamy spytać. Normalnie uzyskałaby te informacje od Ani, a teraz już nawet babci nie ma, która tę rolę przyjmowała na siebie. Natalia jednak nie narzeka, to bardzo dobry człowiek i jest wspaniałą matką. Ania byłaby z niej bardzo dumna.

Rozmawaiała: KRYSTYNA PYTLAKOWSKA

Anna Jantar w tym roku obchodziłaby 70. urodziny:

PAP
Reklama

Zginęła jednak 40 lat temu, 14 marca 1980 roku w katastrofie lotniczej przy warszawskim Okęciu:

MIECZYSLAW WLODARSKI/REPORTER/East News, Mateusz Stankiewicz/AF Photo
Reklama
Reklama
Reklama