Reklama

Pandemia koronawirusa sparaliżowała życie na całym świecie. W Europie, szczególnie we Włoszech i w Hiszpanii, notuje się rekordową liczbę nowych przypadków zakażenia SARS-CoV-2. Nie lepiej przedstawia się sytuacja we Francji. W szczerej rozmowie z Krystyną Pytlakowską artystka Aleksandra Fontaine poruszająco zrelacjonowała, jak wygląda obecnie życie w tym zakątku Europy.

Reklama

Krystyna Pytlakowska: Podobno znajdujesz się teraz blisko Hiszpanii.

Aleksandra Fontaine: Tak, siedzę w pokoju z widokiem na ogród. Patrzę na Pireneje, dwanaście kilometrów od francusko-hiszpańskiego przejścia granicznego.

Nie męczy Cię to jako tancerki, ta izolacja i bezruch?

Ależ ja się nigdy nie nudzę! Tańczę, chodzę, leżę! A siedzę tylko od czasu do czasu. Tak jak teraz, gdy z tobą rozmawiam, a telefon się grzeje. Nawet kiedy piszę, to na leżąco. Nasza firma „Fontaine Media” przestawiła się błyskawicznie na całkiem nowy wymiar działania, mimo całkowitego zakazu poruszania się po mieście. Nie potrzebujemy wielotysięcznych tłumów, by trwać. Mimo zamknięcia wszystkich granic na terenie Republiki Francuskiej, wcale nie odczuwamy umysłowo bycia w jakimś getcie.

Francja właśnie wkracza w fazę epidemicznego apogeum, chociaż wokół ten dramat jeszcze bardziej się potęguje?

Listonosz już tu nie przychodzi, lekarz generalny ostatkiem tchu reaguje jeszcze na telefony, ulice są tak samo wymiecione z życia jak cmentarze. Obowiązuje całkowity zakaz przemieszczania się, ludzie słuchają tu uważnie prezydenta Macrona. I skoro grają tu „Marsyliankę”, to znaczy, że jest powód.

Z sąsiednich Włoch i Hiszpanii dochodzą ponure wieści…

Nie jesteśmy niewrażliwi tutaj we Francji na to, co dzieje się wokół nas. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej wstrząsają nami zdjęcia madryckiego metra, gdzie spoceni, kaszlący ludzie - z powodu głupoty własnych, hiszpańskich polityków - tłoczą się w pozbawionych tlenu wagonach. Albo do bólu martwią nas starsi ludzie we Włoszech, odłączani masowo od respiratorów, bo we Włoszech ich właśnie zabrakło.

Jeszcze mocnej nas drażni w chwili zamknięcia granic wewnątrz UE głupota poszczególnych państw narodowych. Bo to jest naprawdę międzynarodowy, europejski i ogólnoludzki skandal, gdy premier Hiszpanii Sanchez demonstracyjnie lekceważy dramatyczne apele rządu katalońskiego o podniesienie na terytorium Hiszpanii skandalicznie obniżonych standardów higieny i bezpieczeństwa. Z kolei z leżącej na wschodzie Europy Polski dobiegają bulwersujące wiadomości, że podobno nie odwołacie wyborów.

Archiwum prywatne

Aleksandra Fontaine, archiwum prywatne

Może nie będzie tak źle. To zależy od rozwoju sytuacji. Zapewne Twoi przyjaciele z Paryża zaczęli Ci teraz bardzo zazdrościć… Nie próbują wtargnąć do Twojego zamku w Katalonii Północnej?

Próbują. Bo oni rzeczywiście nagle gwałtownie stracili wszystkie te swoje warunki brzegowe, wszystkie punkty odniesienia, a nawet stracili wyznawane systemy wartości. Charakterystyczne zjawisko: moi przyjaciele, artyści i dziennikarze z Paryża, zamieszczają w sieci społecznościowej własne, czarno-białe fotografie z całego życia. Na naszych oczach dokonuje się w ludziach jakaś mentalna rewolucja globalna, wraz ze wszystkimi towarzyszącymi wstrząsami tektonicznymi.

Co z tego wyniknie, poza chorobą lub śmiercią zakażonych? Chyba za wcześnie, by już dzisiaj o tym mówić. W każdym razie - w skali masowej - wraca tu w Katalonii Północnej ze swoim pisarstwem Albert Camus. Dosłownie i w przenośni wraca. Bo autor „Dżumy” - o czym pewnie mało kto wie - miał przecież katalońskie korzenie, mimo że jego rodzina emigrowała do „Algierii”.

Camus był podróżnikiem. A Tobie nie brakuje gwałtownie przerwanej podróży? Przecież po ostatnim pobycie w Wenecji, a potem w Genewie, miałaś być teraz w Nowym Jorku z „Mustangiem”, swoją nową książką i ze swoim nowym tańcem?

Trump zamknął granicę, tuż przed datą mojego przylotu. Zresztą Amerykanie pozamykali oczywiście wszystkie swoje teatry, w tym mój „Alvin Ailey American Dance Theater” na Manhatanie. Miałam mieć spotkanie autorskie dla Francuzów mieszkających w Nowym Yorku, ale w sytuacji, w jakiej jesteśmy, zostało zawieszone.

No i co teraz?

Na szczęście przed nadejściem koronawirusa zdążyłam zainstalować gigantyczne lustro w domowym salonie, zbudować specjalną podłogę i kupić sobie nowe puenty. Codziennie jestem więc w ruchu. Wieczorami gram na moim wielkim białym fortepianie - utwory Chopina, Beethovena. Poczekaj, mogę nawet grać przez telefon…

Archiwum prywatne

Aleksandra Fontaine w domowym zaciszu

Pięknie, zagraj mi jeszcze „Dla Elizy”. A gdybyś tak miała być w areszcie domowym do końca życia?

Jako choreografka i reżyserka mam pełne ręce roboty. Przygotowuję wciąż nowe układy taneczne, a w dodatku dokumentuję to w specjalnych konspektach. Potomni będą z tej mojej roboty mieli pożytek. Sporo piszę i czytam.

A jeśli kryzys się pogłębi?

Jeśli zabraknie internetu, można tu przecież pisać i malować po ścianach. W ogrodzie jest miejsce dla kilku kur i dla kilku grządek warzywnych. Niedaleko jest też źródło - woda tryska prosto ze skał. Da się przeżyć. Coraz częściej łapię się na tym, że za naszego życia, chyba od roku 1984 - bo wtedy się urodziłam - kula ziemska gwałtownie oraz systematycznie i monstrualnie się zmniejsza. I dzisiaj przypomina stare, pomarszczone, skurczone jabłko. Do tej pory z tego faktu nie wyciągali tak naprawdę poważnych wniosków ani artyści, ani politycy, ani kapłani.

A teraz doszła zaraza, przez którą czuję się mocno zmobilizowana, by nie zapomnieć rytmu własnego ciała. Ważne by teraz, także w obliczu śmierci, wciąż móc prawdziwie tworzyć. Nawet gdy wszystko wokół zmienia swoje kształty, proporcje i znaczenia. I gdy wielcy hegemoni tego maleńkiego skurczonego świata, oprawcy, dyktatorzy coraz śmieszniej wyglądają w tych swoich paramilitarnych ubrankach.

Do jakiego stopnia zmieniła się Twoja codzienność? Co w tej chwili jest dla Ciebie najważniejsze?

Kolejna książka. Ale rezultat, prawdopodobnie, za kilka miesięcy.

A poza tym?

Poza tym coraz częściej patrzę w chmury, a coraz rzadziej na zegarek.

Katalonia Północna, 18 marca, 2020

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska

Reklama

Aleksandra Fontaine, urodzona w 1984 r. w Polsce. Wyemigrowała jako szesnastolatka najpierw do Linz, potem do Barcelony, wreszcie do Paryża, gdzie zaangażowała się w „Lido” - najsłynniejszą rewię na świecie, pokonując na castingu kilkaset rywalek. Obywatelstwo oraz specjalny Status Artystki Republiki Francuskiej otrzymała od premiera Francji Manuella Valsa. Obecnie w Katalonii Północnej jest prezydentem francuskiej firmy medialnej „Fontaine Media” oraz współzałożycielką, wspólnie z polskim dziennikarzem Pawłem Zbierskim, Stowarzyszenia „Nous en Europe”.

Archiwum prywatne
Reklama
Reklama
Reklama