Reklama

W poniedziałek przed południem, w jednej z warszawskich restauracji odbyła się kolejna konferencja prasowa programu Big Brother. Poza uczestniczką, która odpadła z popularnego show, na miejscu pojawiła się także Agnieszka Woźniak-Starak. Ze względu na urodziny, dzień ten był dla prowadzącej program TVN7 wyjątkowy. Po pokrojeniu tortu i zapozowaniu reporterom, udało się nam z 41-jubilatką zamienić kilka słów. Dlaczego Big Brother jest dla niej trudnym wyzwaniem? Co sprawia jej radość i dlaczego raczej nie planuje mieć dzieci? Z gwiazdą TVN rozmawia Rafał Kowalski.

Reklama

Agnieszka Woźniak-Starak o Big Brotherze, marzeniach i macierzyństwie

Za nami pierwszy miesiąc realizacji przywróconego na antenę Big Brothera. Ja obserwuję z zaciekawieniem wszystko, co dzieje się w domu Wielkiego Brata i dochodzę do wniosku, że ta willa jest jak taka mała Polska. Czy też ma Pani podobne wrażenie, że podglądamy na pewnym małym wycinku społeczeństwa zachowania, które są u nas powszechne? Widzieliśmy już nietorowanie geja, niezrozumienie tego, że ktoś nie je mięsa…

Myślałam o tym dużo i na pewno coś w tym jest. Niektóre zachowania uczestników są na pewno niepokojące. Zastanawiam się też, czy stoi za tym homofobia – która, umówmy się, w naszym kraju nie jest czymś rzadkim – czy też jest to może nasz wrodzony brak delikatności. Dla nas pewne żarty są na porządku dziennym, choć ich w ogóle nie powinno być w przestrzeni publicznej. Nazywanie Łukasza „ciepluchem” niby żartobliwie, nie powinno mieć miejsca. A my mimo wszystko dajemy sobie przyzwolenie na takie swobodne wypowiedzi i absolutnie nie widzimy w nich nic złego. I gdybyśmy dzisiaj tym chłopakom z domu Wielkiego Brata powiedzieli „Ej, ale co wy mówicie?!”, to oni byliby bardzo zaskoczeni, że robią coś nie tak.

Też żeby nie być takim zero jedynkowym w tym temacie, który analizujemy na przykładzie uczestników polskiej edycji, to chyba należy dodać, że taka niska inteligencja emocjonalna nie ma miejsca tylko w naszym narodzie…

O tak, zdecydowanie. Bardzo dobrze ujęte, bo to właśnie z inteligencją emocjonalną uczestnicy mają największy problem. Także z empatią… Nie zawsze dociera do nas, że możemy komuś sprawić przykrość. Bardzo trudny do rozwiązania problem, ale też ciekawy do obserwowania na ekranie.

Odnośnie trudności, Big Brother to najcięższy program, jaki Pani prowadziła do tej pory na żywo?

Absolutnie tak. Widziałam dużo artykułów o różnych wpadkach z live’ów, ale prawda jest taka, że mamy za sobą 5 trudnych odcinków na żywo, gdzie już łącznie może 3 razy poszło coś nie tak. A dla mnie to i tak jest dobry wynik, bo ten program jest jak praca na żywym organizmie. Po pierwsze musimy reagować na wszystko bardzo szybko, po drugie na żywo analizować, przeliczać i myśleć kto kogo nominował. Nigdy też nie wiemy, co się do końca wydarzy. Ludzie opuszczają ten program z różnymi emocjami i naprawdę nie wiem, co im może strzelić na wizji do głowy.

Uczestnicy przebywający w domu i biorący udział w nominacjach nie zastanawiają się czy mówią za długo czy za krótko, a czas antenowy leci…

Przy pierwszych nominacjach dokładnie tak było. Przewidywaliśmy, że mniej więcej minutę każdy spędzi w pokoju zwierzeń, a wszedł pierwszy Maciej i był tam sześć minut. I nie chciał wyjść (śmiech). To są takie sytuacje, kiedy Wielki Brat już nawet nie pyta o powód eliminacji a my wtedy na bieżąco przestawiamy cały scenariusz. Jestem przekonana, że to jest najtrudniejszy program, jaki robiłam w życiu.

Praca pracą, ale jesteśmy w pani tygodniu urodzinowym. Czy w związku z tym naszły Panią jakieś przemyślenia z tym związane?

Taki czas rozważań miałam rok temu jak kończyłam 40 lat. Przez to, że liczba jest okrągła, zdarzyło mi się robić podsumowania – co się już udało, co nie. Może to głupio zabrzmi, ale jednak ta czterdziestka doprowadziła mnie do myśli, że jeśli dobrze pójdzie to jest to już taki półmetek (śmiech). A jeśli chodzi o myśli na ten rok to ja sobie żartuję, że z roku na rok będę świętować coraz skromniej. Więc i na teraz plany są nie za wielkie. Ale za to cieszę się, że mogę świętować wiosną, bo uwielbiam tę porę roku.

A czy jest coś, co może Pani wśród prezentów sprawić wyjątkową przyjemność? Bo nie oszukujmy się, że może Pani pozwolić sobie sama na prawie wszystko…

No i właśnie dlatego najwięcej radości dają mi te najmniejsze, często niematerialne rzeczy. Taka pogoda jak dziś; to, że zaraz się widzę ze znajomymi; że jest tak wiele obok knajp i wystaw, na które możemy się wybrać. Mój mąż to doskonale rozumie, dlatego najczęściej daje mi po prostu piękne wspomnienia. One są najważniejsze. A rzeczy materialne? Pomagają w życiu, ale jak nie jest ci na koniec dnia ze sobą po prostu dobrze; jak nie czujesz, że jesteś w fajnym momencie życia, to nic namacalnego nie da ci spełnienia. U mnie musi się dużo dziać, bo mnie energia napędza.

Ale fikuśne buty z obcasem bombką [przyp. red. zdjęcie pod tekstem] jednak na nogach są!

A no widzisz, bo jednak takie małe głupoty jak prawie każda kobieta lubię niestety (śmiech).

Nie mam w zwyczaju dopytywania o powiększenie rodziny, ale sama przyznała Pani w jednym z wywiadów dla VIVY!, że jest duża szansa na to, że nigdy nie zostanie Pani mamą. Coś przed trzy lata się zmieniło w tej kwestii?

Nigdy specjalnie nie ukrywałam, że nie jestem jedną z tych dziewczyn, które jakoś mocno marzą o dzieciach. Mam takie koleżanki, które zawsze wiedziały, że tego chcą. Ich instynkt macierzyński był ogromnie rozwinięty. Ja tak nie mam. To jest tak, że czas leci, z czego absolutnie zdaję sobie sprawę, ale przy moim niezdecydowaniu w tym temacie, nie przejmuję się tym. Poza tym nie mam takiego obowiązku, by zostać matką. Żyjemy wciąż w społeczeństwie, w którym narzuca się kobietom, że musisz. We mnie od lat budzi się jakiś sprzeciw w tym temacie. Myślę, że jest mnóstwo takich kobiet jak ja, które na koniec dnia nie wiedzą, czego chcą w temacie zostania rodzicem.

A jak sprawdza się Pani jako ciocia pociech wspomnianych przyjaciółek?

Wiesz co, mój mąż się wspaniale sprawdza jako wujek (śmiech). Mnie dzieci lubią, tylko ja też lubię kiedy jest porządek i to się nie klei. (śmiech) Czy ja zostanę mamą? Życie za mnie zdecyduje. Znam mnóstwo szczęśliwych kobiet, które nie mają dzieci. Jakbym chciała mówić pod publikę to bym opowiadała, że bardzo bym chciała zajść w ciążę, a ja po prostu tego jeszcze nie poczułam.

To czego innego możemy Pani życzyć?

Ja życzę sobie, żeby moje życie się nie zatrzymywało. I żebym była dalej odważna. Bo moja decyzja o tym, by zostawić Amerykę Express i wejść w projekt, który nie ukrywajmy był bardzo ryzykowny, taka właśnie była. Zdawałam sobie oczywiście sprawę z ryzyka, które podejmuję. Wiedziałam, że mogą wydarzyć się dla mnie różne scenariusze, ale potrzebowałam takiego nowego rozdania. Wiele osób dziwiło się, dlaczego zostawiłam hitowy program, a ja po prostu chciałam nowej, świeżej przygody. Ta decyzja była jedną z konsekwencji zeszłorocznych urodzin.

W butach z obcasem bombką

ADAM JANKOWSKI/REPORTER
Reklama

Z mężem

East News
Reklama
Reklama
Reklama