Reklama

Od ponad czterech lat jest szczęśliwą żoną Przemysława Schmidta. Ale dwa jej poprzednie małżeństwa rozpadły się. Pierwsze, jak mówi, bo oboje byli z mężem niedojrzali. Drugi rozwód był dla niej olbrzymią ulgą. Jak zbudować szczęśliwy związek, będąc kobietą po przejściach? Co zrobić, by uwierzyć w siebie na nowo i odciąć się od tego, co było? Jak poradzić sobie z demonami przeszłości? O tym i o nowym programie Eks-tra Zmiana, który prowadzi na antenie TVN Style Agata Młynarska opowiedziała w szczerej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.

Reklama

Krystyna Pytlakowska: Trudno ci usiedzieć na miejscu... Przeszłaś do TVN-u.

Agata Młynarska: Po prostu Discovery połączyło się z TVN i teraz pracuję w TVN Style. Rozpoczęłam nowa przygodę zawodową. Mam jednak takie poczucie, że wszystkiego w telewizji już dotknęłam i robię to samo od wielu lat. Ale za każdym razem jednak czuję, że robię coś nowego, ponieważ zmienia się publiczność. Coraz młodsi ludzie oglądają te programy. I ten mój program jest dla dziewczyn tylko trochę starszych od moich dzieci. Bohaterkami są dziewczyny mające po trzydzieści parę lat.

Nie onieśmielasz ich różnicą wieku między wami?

Moja rola tutaj opiera się na doświadczeniu, jakie zdobywa się z wiekiem. Spotykam się z kobietami, które po rozwodzie nie bardzo potrafią poradzić sobie z życiem a właściwie z samymi sobą i w tym leży problem. Bo one zaczynają wierzyć, że są do niczego, że są brzydkie, nieatrakcyjne i wszystko się już dla nich skończyło.

A ty jesteś świetnym przykładem, że można wiele razy zaczynać od nowa. Sama przeżyłaś dwa rozwody i wyszłaś na prostą.

Pierwszy rozwód to była moja kapitulacja. Uważałam, że zawiodłam, nie podołałam, za to drugi był wyzwoleniem i szczęściem.

Bo każdy rozwód jest inny?

A ja jestem bogatsza o różne doświadczenia i wiem, jaką cenę się płaci za błędne wybory. Chociaż przy moim pierwszym małżeństwie trudno mówić o błędzie – to była licealna, cudowna pierwsza miłość a ja miałam tylko osiemnaście lat.

Ale w tym małżeństwie urodziłaś dwoje dzieci. To było błędem?

Chyba pierwszym kluczowym błędem było to, że zabraliśmy się za sprawy ludzi dorosłych a ja byłam wtedy jeszcze trochę dzieckiem. Nie bardzo wiem zresztą, czy to był mój błąd czy rodziców, którzy na to pozwolili. Kto wychodzi za mąż mając lat osiemnaście?

Ktoś, kto ucieka.

Nie, ktoś kto ma błędne wyobrażenia na temat dorosłości. Kiedy masz osiemnaście czy dwadzieścia lat, idziesz do przodu. Nie myślisz o tym, czy to dobrze czy źle. To można ocenić dopiero z perspektywy czasu.

A twoje drugie małżeństwo to była tęsknota za miłością?

Nie, to była raczej potrzeba uporządkowania swojego życia i odnalezienia poczucia bezpieczeństwa. Zresztą to się na mnie zemściło. Bezpieczeństwa trzeba szukać w sobie, a nie w kimś innym i z tego powodu układać sobie z nim życie. A teraz ja muszę przekazać swoje doświadczenie bohaterkom mojego programu. Myślę, że dla tych dziewczyn naprawdę jest ważne spotkanie z osobą. która potrafi spojrzeć obiektywnie na ich historię.

Dzielę się moim doświadczeniem bez żadnych skrupułów, szczerze i otwarcie, oceniając ich sytuację, a dla nich to naprawdę ważne. One potrzebują takiej rozmowy, jakiej nie można przeprowadzić właściwie z nikim z rodziny, która jest emocjonalnie zaangażowana. Zawsze im doradzam, żeby umiały same podjąć decyzję i że muszą wiedzieć, czego tak naprawdę chcą. To dla nich bardzo trudne, bo najczęściej są głuche na własne potrzeby i mylą fantazje, marzenia dziecięce z realnymi możliwościami.

Czego twoje bohaterki spodziewają się po tym programie?

Trochę próbują nadać mu magiczną moc, bo przecież każda zmiana wymaga ogromnej pracy i nic nie stanie się od razu. Chodzi o to, żeby mogły zobaczyć siebie w innym świetle. Najważniejsza jest nasza rozmowa, pozwala wyrzucić z siebie wszystko, co siedzi głęboko. To jest początek zmian. A potem możemy zabrać się za przyjemności. Nawet symboliczna zmiana fryzury, makijażu, kupno nowego ciucha, poprzestawianie mebli w mieszkaniu wytwarza nową energię, która pozwala im spojrzeć na siebie inaczej.

Pierwsza z moich bohaterek nie podjęła nawet próby bycia przez chwilę samej ze sobą. Kiedy zostawił ją mąż, prosiła przyjaciół, żeby z nią nocowali, a także mamę i siostrę. Poradziłam jej, żeby zaprosiła kogoś do restauracji i zamówiła najlepsze jedzenie. Niech się zastanowi, kto na to zasługuje. Ale nie umiała wskazać takiej osoby. Powiedziałam jej: musisz więc zacząć chodzić sama ze sobą, zaprosić najważniejszą osobę, czyli siebie.

Napełniłaś ją wiarą w siebie.

Ja mogę tylko im wskazać drogę, pokazać słabe punkty w ich życiu, które wymagają naprawy.

Zawsze miałaś cechy guru.

Absolutnie nie, sama dostałam mocne klapsy przez pewne życiowe zakręty i wiem, że przy różnych okazjach i moich programach dla kobiet najważniejsze jest, by pojęły, że mają prawo stanowić o sobie.

Musisz być bardzo silna, by prowadzić taki program. A przecież chorujesz. Napisałaś o tym książkę.

Ta choroba – Leśniowskiego-Crohna cały czas mi towarzyszy. Ma tylko łagodniejsze albo bardziej ostre objawy. Musiałam się więc nauczyć ogarniać moje życie zawodowe i domowe mając takiego przeciwnika, z którym muszę się jakoś układać. Ale spotkania z tymi dziewczynami sprawiają mi więcej przyjemności niż wymagają wysiłku.

A przecież sama byłaś bliska załamania.

Tylko z własnym prywatnych powodów. Chodziłam na terapię, żeby nauczyć się łagodniej brać zakręty.

I zawsze jesteś na górze.

Raz się jest na górze, raz na dole, to takie proste. Powtarzam więc dziewczynom, że będą tak mieć, jak zechcą a jeżeli mocno myślisz o czymś i bardzo tego pragniesz, dostaniesz to. Jeśli jednak cały czas się kulisz w sobie i myślisz, że na nic już nie zasługujesz, to nic ci nie będzie w stanie pomóc.

O sobie też tak myślałaś?

Kiedyś tak, ale dzięki wielu latom terapii wszystko sobie w głowie poukładałam.

I spotkałaś mężczyznę, który odpowiada ci w stu procentach.

Tak, ale to wszystko trzeba było przeżyć i nad sobą popracować, żeby móc kogoś takiego dostrzec. W pozycji skulonej nie przyciągniesz do siebie szczęścia i sukcesu.

A teraz w jakiej jesteś pozycji?

Teraz uważam, że wszystko jest możliwe – sukces, radość i szczęście. Co jednak nie znaczy, że tak się dzieje każdego dnia.

Upływ czasu cię nie przygniata?

Nie, przygniata mnie jedynie myśl, że tak szybko może się to wszystko skończyć.

Mówisz o odchodzeniu?

Tak, mnóstwo naszych przyjaciół jest już po drugiej stronie a myślałam, że będą zawsze, że w każdej chwili mogę do nich zadzwonić. Ich telefony mam niewykasowane z mojej komórki. Takie sytuacje są najtrudniejsze do przepracowania.

Ale trzeba sobie powiedzieć, że ponosimy straty, ale życie toczy się dalej. A ty masz synów, wnuczki…

Staś, mój starszy syn, jest instruktorem wspinaczki wysokogórskiej i robi coś fantastycznego na ścianach wspinaczkowych. Skończył psychologię i wie, w jaki sposób można przez wysiłek i sport pracować nad słabościami. Ma tu spore sukcesy. A jego córeczki - pięć i osiem lat, już wspinają się fenomenalnie, przejęły od niego pasję. Natomiast młodszy syn - Tadzik jako 16-latek wygrał prestiżowy festiwal filmów górskich, jest operatorem. Pracuje przy filmach fabularnych i dokumentach. Też realizuje swoją wielką pasję. Sylwia, moja przybrana córka, stworzyła fundację „Pierwsza praca” dla dzieci z domów dziecka. To jedyna taka fundacja w Polsce.

Sylwia to twoj sukces.

Wszytkie dzieci traktuję jako wielki sukces. A to, co robią, jest ich sukcesem. Sami na to pracują. Moim zadaniem było ich tylko ukierunkować i wierzyć, że się uda.

Drugą połowę życia masz bardzo...

Kiedyś myślałam: dlaczego jestem ciągle niezadowolona, pomimo, że tyle z siebie daję? Nie mogłam osiągnąć spokoju i czerpać z tego radości, bo to też trzeba umieć. Dzisiaj wiem, że nie ma ludzi i sytuacji idealnych. Trzeba to zaakceptować włącznie ze swoimi słabościami i dać sobie prawo do błędów.

Bo my ciągle czekamy na szczęście i na to, kiedy ono przyjdzie, a nie widzimy go w tym, co się dzieje tu i teraz?

To prawda, a przede wszystkim musimy dać sobie prawo do tego, żeby to szczęście przeżywać.

Czy wnuczki mówią do ciebie - babciu?

Mówią Bibi. To było pierwsze słowo mojej wnuczki Julii. Jak mnie zobaczyła, rozłożyła ręce i powiedziała: Bibi. I tak już zostało.

Reklama

I mówi: Bibi, jaka ty jesteś ładna?

Moje wnuczki towarzyszą mi czasem, gdy się maluję do programu a potem, patrząc na moje zdjęcia w prasie, twierdzą: to na pewno nie jesteś ty, nasza Bibi jest ładna tak normalnie w domu i w okularach. Ale uwielbiają się przebierać w moje rzeczy i buty na obcasie. Wiadomo, kobiety…

East News
Aldona Karczmarczyk/VAN DORSEN ARTIST
Reklama
Reklama
Reklama