Adam Michnik: "Jedni mnie nie lubią, drudzy nienawidzą. Tak powinno być"
Adam Michnik, charyzmatyczny dziennikarz i intelektualista, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” w rozmowie z Olą Kwaśniewską. Inspirującej i skłaniającej do refleksji.
– Dlaczego po doświadczeniu Sejmu kontraktowego nie zdecydował się Pan na karierę polityczną?
Bo się nie nadaję. Nie mam temperamentu polityka. Byłem zaangażowany w politykę intelektualistów, bo nie mogłem się pogodzić z tym, w czym żyłem, ale zawsze chciałem być tym, kim w końcu jestem. Cenionym, szanowanym, choć kontrowersyjnym komentatorem. Jedni mnie nie lubią, drudzy nienawidzą. Tak powinno być.
– Ma Pan większy wpływ na rzeczywistość po tej stronie?
Rzeczywiście, mam większy wpływ na rzeczywistość, będąc redaktorem naczelnym, komentatorem, publicystą. Bo gdybym był politykiem, jako publicysta bym nie miał tej wiarygodności, którą mam. Ta wiarygodność jest na dobre i na złe. Jarosław Kaczyński czy Marek Jurek mnie nie znoszą i uważają, że zasługuję na szubienicę, ale jestem dla nich wiarygodny. W tym sensie, że oni są przekonani, że ja naprawdę uważam tak, jak piszę. Źle uważam, źle piszę, ale tak rzeczywiście myślę. A jak ja ich słucham… no, Marek Jurek wierzy w zamach smoleński? Bądźmy poważni. Ja nawet nie wierzę, żeby Kaczyński wierzył w te bzdury, które wygaduje. On jest za inteligentny na to. Natomiast on nie ma potrzeby ujawniania tego, co naprawdę myśli.
– W jaki sposób taki wolnościowy charakter, jak Pana, przekłada się na relacje międzyludzkie? Czy związki, rodzina w sposób naturalny nie pozbawiają człowieka wolności?
Wolności nie, ale komplikują mu życie. No ale to jest wielka radość. W żadnym razie bym tego nie uznał za jakiekolwiek ograniczenie wolności.
– I to nie wymaga jakiegoś wypracowania w sobie zgody na tę nową rzeczywistość?
Wymaga wyrobienia pewnego nawyku. To wszystko. Gdyby Pan Bóg wymyślił to inaczej, to do rozmnażania niepotrzebni byliby kobieta i mężczyzna. Wystarczyłby sam mężczyzna albo sama kobieta. Skoro to tak wymyślono, to z tym trzeba żyć i traktować jak coś normalnego. Oczywiście to jest często niezaplanowane i w tym sensie do tego się nie dąży. Ale jeżeli to się staje, to trzeba się cieszyć.
– Pana ojciec miał duży wpływ na Pański światopogląd?
Tak. Zawsze mi mówił, że prawie nic nie jest czarno-białe. Powiedział mi kiedyś: „Pamiętaj, masz być wśród pierwszych, jak dają za to wyroki, ale się nie pchaj, jak dają za to posady”. To zapamiętałem.
– A matka?
Matka była historykiem. Napisała podręcznik dla szkół, z którego ja musiałem się uczyć, i jak to matka, kochała mnie i się bała, że mi zrobią krzywdę. Że po prostu złamią mi życie.
– A Pan miał to za nic.
Nie, ja uważałem, że wiem lepiej (śmiech). Młodzi ludzie tak mają. Mój syn też tak ma i ja to rozumiem.
– Nie boi się Pan czasem, że któreś z Pana dzieci też zakwestionuje pański światopogląd i pójdzie w jakąś stronę, trudną dla Pana do zaakceptowania?
Byle nie do narodowców! Ja rzeczywiście, jeżeli miałem jakieś lęki, to albo że właśnie, na złość mnie, wybiorą jakiś prawicowy, radykalny szowinizm, albo narkotyki. Bałem się tylko tych dwóch rzeczy. Ale moje dzieci, na moje szczęście, nie poszły ani w jedno, ani w drugie.
– No ale jest jeszcze najmłodszy.
No, tu mogę tylko trzymać kciuki.
Cały wywiad z Adamem Michnikiem w najnowszej "Vivie!", już w kioskach.