Ada Fijał: „Zaczęłam spełniać własne marzenia, a nie podporządkowywać się wizji innych osób”
„Dziś pielęgnuje w sobie ducha niezależności”
Zaraża optymizmem, działa "na spontanie" i podkreśla, że jej misja to poprawianie humoru innym. Ada Fijał robi to rewelacyjnie! A perfekcyjnie wykorzystuje do tego media społecznościowe, bo internet dziś dla wielu twórców stał się sceną. Spełnia się jako aktorka, śpiewa, ale nie każdy wie, że konczyła... medycynę. To kobieta wielu talentów. Artystka niedawno wydała swój singiel Taniec na strach. W rozmowie z viva.pl opowiedziała o szukaniu pozytywów w tym zwiariowanym świecie, miłości i sile rodziny. Czy jest coś, czego Ada Fijał nie zrobi już w życiu? Czy wierzy w przeznaczenie? Przekonajcie się sami!
Ada Fijał w wywiadzie dla VIVA.PL
Świetnie wykorzystuje Pani przestrzeń internetową do artystycznych projektów.
Staram się. Internet stał się dla mnie sceną. Wiele osób lekceważy TikToka i Instagrama, ja korzystam z tego, że te platformy funkcjonują i wykorzystuję ich potencjał. Media społecznościowe mogą być przestrzenią dla kreatywnej twórczości i wartościowych dyskusji, a te mają moc zmieniania świata. To też możliwość promocji talentów osób, które wcześniej nie miały platform pozwalających na dotarcie do szerszego grona. Niedawno miałam okazję współpracować z Mateuszem Glenem, który w internecie znany jest jako „Ciotka”. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego pomysłu na siebie, świetnie czuje się przed kamerą, a przecież nie jest zawodowym aktorem.
Jakiś czas temu powstała piosenka „Taniec na strach”, która mnie prześladuje! Oczywiście, mówię o tym w pozytywnym kontekście. Poprawia Pani humor swoim obserwatorom, szuka pozytywów w tym zwariowanym świecie, w którym szarość chciałaby nas zdominować.
Bardzo się cieszę, że są osoby, które „Taniec na strach” prześladuje [śmiech]. Utwór powstał spontanicznie. Naprawdę nagraliśmy go w szafie! Jako że ten projekt to eksperyment, dzień przed nagraniem klipu wpadłam na pomysł, by w głównej roli w teledysku obsadzić prawdziwego chemika, którego poznałam na TikToku. Następnego dnia kręciliśmy razem materiał. Lubię działać w takim szaleństwie, mam milion pomysłów na minutę i wszystkie chciałabym zrealizować. Wiem, że ta spontaniczność niesie ze sobą ryzyko, ale właśnie to mnie kręci.
Taniec często pojawia się w Pani życiu i jest pogromcą strachu?
Nie przepadam za typowym sportem - bieganiem czy siłownią. Jedyną aktywność fizyczną którą uprawiam, choć przyznaję - za rzadko, jest taniec. Czasami chodzę na zajęcia indywidualne z Pro Am. To metoda nauki tańca towarzyskiego, w której parę tworzą profesjonalista oraz amator. Jako dziecko występowałam w zespole folklorystycznym, a „Taniec z gwiazdami” odnowił we mnie tę miłość.
Stworzyła Pani swój świat. Jest w nim miejsce na słabości?
Na co dzień szukam spokoju, aby odnaleźć równowagę, pomimo negatywnych informacji, które do nas napływają. Najpierw pandemia i towarzysząca nam niepewność, a potem wojna i wszechogarniający strach. A poza tym przecież nasze życia prywatne się wtedy nie zatrzymują...
Czytaj też: Dlaczego aktorka Ada Fijał zrezygnowała z dużej garderoby?
Pasję do mody i stylu retro zaszczepiła w Pani babcia.
To ona nauczyła mnie, że styl silnie nas określa - czy się z tym ideologicznie zgadzamy, czy nie. Moja babcia była przedwojenną, elegancką damą i uwielbiałam, gdy opowiadała mi historie z dawnych lat.
Teraz bawi się Pani kolorami, prezentuje kolejne energetyczne stylizacje. Zawsze była Pani kolorowym ptakiem?
W liceum często nosiłam kolorowe golfy i to był mój klasyk! W szkole teatralnej uznałam, że czerń jest artystycznym i dostojnym kolorem. Kojarzyła mi się z dekadencją, oparami dymu i absurdu. Dopiero gdy zaczęłam pracować w Warszawie i uczestniczyłam w sesjach zdjęciowych, pojawiałam się na imprezach modowych, odkryłam, że kolor dodaje mi mocy, identyfikuję się z nim i na tym etapie życia to on dominuje. Dopamine dressing działa! Silnie oddziaływuje na wszystkie zmysły i powoduje wzrost poziomu hormonów szczęścia. Czy zmienię swoje podejście? Możliwe, to będzie zależało od moich emocji i potrzeb.
Moda, medycyna, aktorstwo, muzyka... Co jest dziś bliższe Pani sercu?
Wszystko to, co wyraża emocje i jest związane ze sztuką. Nie mogłabym wybrać. Staram się każdy z tych elementów ze sobą przeplatać i robić to, co w danym momencie sprawia mi przyjemność. Cieszę się, że mam możliwość grania w filmie czy serialu, a potem mogę uaktywnić swoją internetową scenę.
Trzeba mieć w sobie wiele sił, żeby pracować równolegle jako aktorka i stomatolożka. Wspominała Pani w jednym z wywiadów, że „medycyna uczy odpowiedzialności i pokory wobec życia, a szkoła teatralna daje narzędzia, by je rozumieć”.
Obie dziedziny mają wspólny mianownik – są blisko człowieka. Medycyna dotyka problemów codziennego życia, a aktorstwo artystycznych uniesień, psychologii, wewnętrznych dylematów. Od dziecka towarzyszyło mi poczucie, że będę albo aktorką, albo piosenkarką. Tutaj zadziałał dualizm mojej zodiakalnej Wagi. Świat artystyczny był mi bliski odkąd pamiętam. Babcia pokazywała mi często filmy z lat 20. i 30. - „Ada to nie wypada” czy „Piętro wyżej”, gdzie aktorki zawsze grały i śpiewały. Zakodowałam sobie, że to tworzy jedność. Jako mała dziewczynka chodziłam na zajęcia z fortepianu i tańca. Co ciekawe, moja mama miała również artystyczną pasję, jest stomatolożką po szkole muzycznej. Rodzicom zależało na tym, żebym rozwijała swoje pasje, ale cały czas wpajali mi, że trzeba wybrać porządny zawód na życie. Mieli racjonalne podejście i trudno się temu dziwić, bo w latach 90. aktorstwo wiązało się z jeszcze większym ryzykiem niż teraz. Nie każdy mógł pracować w zawodzie, trudno było dostać się do teatrów, a seriali prawie nie było. Media społecznościowe, Instagram, YouTube – jeszcze wtedy nie istniały.
Stąd wybór medycyny... Ale i tak trafiła Pani do Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Przeznaczenia nie dało się oszukać.
Tak. Na początku poszłam za głosem rodziców. Nie miałam w sobie na tyle siły, by postawić na swoim, a może nawet nie do końca w wierzyłam w to, że mi się uda. W liceum chodziłam do klasy biologiczno-chemicznej, po której większość osób planowała dostać się na medycynę. Oddalałam się od tej artystycznej drogi, aż w końcu po trzech latach studiów medycznych poczułam, że chcę zaryzykować. Postanowiłam spróbować własnej drogi i zdałam egzaminy do szkoły teatralnej. Wiedziałam, że nie będę spełniona będąc stomatolożką, walczyłam ze sobą przez dłuższy czas. Gdy poznałam mojego męża pracowałam w obu zawodach. Piotr widział, że praca w gabinecie nie daje mi satysfakcji. Powiedział tylko – „postaw na jedną kartę”. To był czas, w którym dopiero zaczynałam grać w serialach, ale na horyzoncie pojawiały się kolejne propozycje. Nie żałuję, że tak wybrałam. Zaczęłam spełniać własne marzenia, a nie podporządkowywać się wizji innych osób. Dziś pielęgnuje w sobie ducha niezależności.
To wielkie szczęście, mieć przy sobie kogoś, kto potrafi dodać wiatru w żagle. Zauważyłam też, że Pani mąż coraz częściej pojawia się w filmikach.
Nie jest to może jego pasja, ale gdy tylko jest do obsadzenia rola męska, bierze udział w nagraniach. Ale na początku nie był do tego nastawiony entuzjastycznie [śmiech]. Teraz pyta, jak ma coś zagrać i co ma dokładnie zrobić. Wychodzi mu to świetnie! Wzbrania się tylko przed dublami, zaznaczając za każdym razem, że nic nie trzeba poprawiać [śmiech]. W tej kwestii on stawia na spontaniczność, mimo że czasem cierpi na tym moja wewnętrzna perfekcjonistka, która chciałaby pewne rzeczy dopracować.
Sprawdź też: Oto historia miłości Ady Fijał i Piotra Walczyszyna
Czyli wodę i ogień połączyła spontaniczność. Od 17 lat kroczą Państwo razem przez życie. Często nieświadomie przejmujemy cechy partnera. Co przejęła Pani od swojego męża?
Mój mąż rzeczywiście jest wodą. Opanowany, poukładany, kojący... Często mówię o nim - człowiek Zen. A ja jestem typowym ogniem, chociaż zauważam, że w wielu kwestiach robię się do niego podobna. Przestały bawić mnie nocne imprezy, coraz trudniej odnaleźć mi się w tłumie ludzi. Bliżej jest mi teraz do weekendu na działce, czy przejażdżce motocyklem przez las. Faktycznie, ludzie z biegiem czasu upodabniają się do siebie.
Po kilku miesiącach znajomości stanęli Państwo na ślubnym kobiercu. To jest dopiero spontaniczna decyzja!
To właśnie było szaleństwo młodości i miłość od pierwszego wejrzenia. Towarzyszyło mi bardzo silne przekonanie, że na mojej drodze pojawił się mężczyzna odpowiedzialny, dowcipny, któremu można zaufać i budować szczęśliwą przyszłość. Mój mąż jest wspaniałym człowiekiem, który zawsze dla innych chce jak najlepiej. Czy ryzykowaliśmy? Miłość to zawsze ryzyko. Decyzja o tak szybkim ślubie dla większości może się wydawać zbyt pochopna.
A wszystko zaczęło się od przypadku...
To było przeznaczenie! Poznaliśmy się dzięki mojej koleżance. Byłam wtedy trzy tygodnie po rozstaniu z poprzednim chłopakiem i nie interesowałam się żadnymi nowymi znajomościami. Tymczasem ona wyciągnęła mnie do knajpy, gdzie miała spotkać się z Piotrem i jego kolegą, który bardzo jej się podobał. Poszłam tam, myśląc: „Super... Spotkanie z informatykami? To musi być nuda [śmiech]!”. Wystarczyło sześć sekund, by trafiła mnie strzała Amora. Z Piotrem przegadaliśmy cały wieczór i tak zostało nam do dziś. Pamiętam, że byłam ubrana w losowo wybrane rzeczy z szafy i każdy paznokieć miałam w innym kolorze, bo na drugi dzień kręciłam swój teledysk. Po miesiącu postanowiliśmy, że weźmiemy ślub, po trzech dostałam pierścionek zaręczynowy, a po pięciu pobraliśmy się na Cyprze w tajemnicy. To były dokładnie moje trzydzieste urodziny i na pewno zapamiętam je na zawsze.
Domyślam się, że dla całej rodziny była to ogromna niespodzianka. Jak zareagowali?
Dopiero po uroczystości wykonaliśmy telefony do rodziców. Teściowa się prawie zakrztusiła, ale później przyjęła informację ze spokojem [śmiech]. Dodam, że sama swój trzeci ślub wzięła na Hawajach [śmiech].
Co jest Państwa receptą na tak udany i zgrany związek?
Kluczowe jest szanowanie własnej przestrzeni, chociaż wiadomo, że z ośmiolatkiem w domu nie jest to takie proste [śmiech]. Zdarza się, że kiedy Teściowa zabiera Antka na jeden wieczór do siebie, możemy wyskoczyć na randkę. Byłabym jednak daleka od dawania rad w kwestii związku. Uważam, że nie ma żadnego przepisu ani reguły, które będą gwarantowały szczęście. Ludzie są nam dani na jakiś czas, są potrzebni do rozwoju w danym momencie. Cieszę się, że od 17 lat jesteśmy przy sobie i to jest cudowne. Ale jestem ostatnią osobą, która będzie mówiła, że tak będzie zawsze. Nigdy nie wiemy, co wydarzy się jutro.
Podobnie jak Edith Piaf powtarza Pani - „Niczego nie żałuję”. Ale czy jest coś, czego Ada Fijał nie zrobi już w życiu?
Słowa piosenki Edith Piaf towarzyszą mi cały czas. Zresztą jej twórczości poświęcony był mój recital dyplomowy w szkole teatralnej. Moim credo do czerpania energii jest nieżałowanie przeszłości i bycie „tu i teraz”. Chociaż czasami zastanawiam się, czy nie popełniam błędu, nie planując mojej drogi zawodowej. Nie mam jednak żalu do siebie, że nie jestem teraz aktorką, która gra konkretne role w filmach, które sprzyjają budowaniu wizerunku. Tkwię w lekkim chaosie, co widać po moim życiorysie: seriale, muzyka, nagrana płyta, Opole i media społecznościowe. Spełniam się na bieżąco, bez szerszego planu i kontekstu. Tak pokazuję moją prawdziwą naturę. Rzucam wszystko i płynę na fali.
Czytaj też: Lara Gessler gorzko wyznaje: „Ludzie zbyt serio wzięli przykazanie czynienia Ziemi sobie podległą”
Domyślam się, że Antek pilnie przygląda się pracy rodziców. Bliżej mu do sztuki czy do programowania?
Ostatnio wpadł na pomysł, że chce być „dobrym hakerem”, który pomaga firmom zabezpieczać ich sieci. Na razie bliżej mu do zainteresowań taty, ale chodzi na lekcje pianina. Nie podpowiadamy mu niczego. Zależy nam na tym, by robił to, na co ma ochotę i co sprawia mu przyjemność. Myślę, że to bardzo cenne dawać dziecku pole do działania, możliwość popełniania błędów i wyciągania z nich odpowiednich wniosków. Nie ma lepszej nauki.
Niedawno powstał utwór „Taniec na strach”. Nad czym teraz Pani pracuje?
Właśnie powstały remixy do piosenki stworzone z utalentowanymi twórcami m.in Maksem Skibą i Robertem Gładyszewskim. Od dłuższego czasu wspieram młode talenty, które zapraszam do współpracy, np. fotografów takich jak Natalia Skotnicka czy Jacek Narkielun. Na co dzień towarzyszy mi również mój asystent Szymon Niemczewski, z którym stworzyliśmy teledysk do piosenki „Taniec na strach”. Cieszę się, że mogę odkrywać świeże osobowości również w modzie, np. stylistkę Weronikę Domagalską, którą poznałam dzięki konkursowi stworzonemu na moim Instagramie.
Gna Pani za marzeniami. Co znajduje się obecnie na Pani liście?
Jestem wdzięczna za wszystko, co dzieje się wokół mnie. Na tej liście jest ważny punkt – pełnia spokoju. Chciałabym, żeby każdy mógł go doświadczyć. Świat galopuje, skręca w niebezpieczne strony. Uczę się sztuki Zen od mojego męża. W całym tym chaosie, po prostu bądźmy dla siebie dobrzy.