Beata Ścibakówna i Jan Englert – bohaterowie naszej pierwszej okładki 25 lat później!
„Nie można 30 lat pozostać w stanie euforycznego zakochania. Wiele razem przeżyliśmy”, mówią
- Beata Nowicka
Trudno dziś świętować. Trudno wznosić toasty, winszować jubileuszów, gdy na naszych oczach w tak drastyczny sposób zmienia się świat. Więc teraz, choć trzymacie Państwo w rękach jubileuszowy numer VIVY!, poświętujemy inaczej. W ciszy, ale z refleksją. Moi poprzednicy, Agnieszka Dajbor i Piotr Najsztub, którzy kierowali VIVĄ! 20 lat temu, we wstępie do wydania na pięciolecie napisali: „VIVA! jest gazetą kolorową, bo świat nie jest i nigdy nie był czarno-biały”. Chciałabym podpisać się pod tym zdaniem, które w obecnych czasach brzmi jak manifest. I dodać jeszcze – bo zawsze patrzę w przyszłość – czarno-biały nigdy nie będzie.
25 lat w życiu magazynu to kawałek historii. Zwłaszcza że akurat w Polsce był to okres przemian. Uczestniczyliśmy w zmianach politycznych, społecznych, obyczajowych, ba, nawet estetycznych, dzięki nam tworzył się też polski show-biznes. Byliśmy pierwszym magazynem people na polskim rynku, to u nas pojawiły się rozmowy, jakich wcześniej nie było, wywiady VIVY! wyznaczyły nowy kierunek polskiego dziennikarstwa, sesje zdjęciowe – nowy trend w fotografii, bo miłośnicy VIVY! dobrze wiedzą, co znaczy „zdjęciami budować opowieść”. Hasło „VIVA! Cały ten świat” doskonale odzwierciedliło zakres tematyki pisma – zawsze interesował nas świat w każdym jego aspekcie i nigdy nie pozostaliśmy obojętni, gdy działy się rzeczy trudne, czasem tragiczne, drastyczne, ale ważne z punktu widzenia świata, ludzi i historii.
VIVA! była i jest odważna, działała i działa na własnych warunkach. Dzięki temu zasłużyliśmy na ciekawość i zaufanie naszych Bohaterów i Czytelników. Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że by robić pismo o ludziach, trzeba ludzi lubić i szanować. I ta myśl stała się naszym wyznacznikiem w tabloidowym świecie, gdzie zacierają się standardy, wartości, a słowo nie znaczy nic.
Kieruję VIVĄ! prawie 15 lat. I wciąż jest to dla mnie fascynująca przygoda, zwłaszcza że kilka lat temu stworzyliśmy serwis internetowy viva.pl, który wprowadził nas z przytupem w XXI wiek. I choć czas, jak my to mówimy, „dla papieru” jest trudny, ja niezmiennie wierzę w ciągłość VIVY!
Dziękuję Państwu za wierność, naszym Bohaterom za obecność, moim Zespołom i Współpracownikom za kreatywność. W tym numerze VIVY! powrócimy trochę do przeszłości, ale bez względu na wszystko pamiętajmy, że „to, co najlepsze, jest ciągle przed nami”.
Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska
Redaktor Naczelna VIVY! i viva.pl
Beata Ścibakówna i Jan Englert w wywiadzie VIVY!
Gdy w lutym 1997 roku wystąpili na pierwszej okładce VIVY! i udzielili wspólnego wywiadu, byli rok po ślubie. Po raz drugi pojawili się na okładce, celebrując nasze 10-lecie. Na świecie była już ich córka Helenka. Dziś świętujemy razem! My 25 lat istnienia, nasi bohaterowie 26. rocznicę ślubu. Jak się zmieniał ich związek, a jak oni sami? I co znaczą słowa Jana Englerta: „Byłem profesorem, robię za asystenta” i Beaty Ścibakówny: „Teraz patrzę inaczej”? „Fatalista” i „optymistka” w pełnej refleksji, ale też momentami zabawnej rozmowie z Beatą Nowicką.
[...]
Od 20 lat jest Pan kapitanem okrętu o nazwie Teatr Narodowy, Pani rządzi w domu.
Beata: Dom zawsze był na moich barkach. Tutaj większość rzeczy zależy ode mnie: remont, przeprowadzka, wymiana opon w samochodzie, ubezpieczenia, wszelkie pisma urzędowe, wizyty u lekarza, wakacje… ja to ogarniam. Mąż mówi o mnie, że jestem ministrem gospodarki, planowania, finansów, turystyki… Do męża dożywotnio należy ministerstwo kultury. Tam on rządzi.
Od początku oddał Pan żonie władzę?
Jan: Na początku niczego się nie oddaje. To się odbywało stopniowo. Trochę dawałem, a trochę sama brała. Zawsze tak jest. Dobre małżeństwo opiera się na równowadze między braniem a dawaniem.
Beata: Myślę, że to przyszło naturalnie. Jestem pedantką, lubię mieć wszystko pod kontrolą, zapięte na ostatni guzik. Kiedy świat wokół jest poukładany, ja czuję się uporządkowana wewnętrznie. Nie znoszę chaosu. Oczywiście czasami ta odpowiedzialność mnie przerasta, chciałabym, żeby ktoś mi pomógł.
Jan: Od młodości wolałem postawić piwo sąsiadowi, żeby zreperował za mnie. Nie miałem ani takiej smykałki, ani potrzeby. Zresztą nigdy nie miałem materialnych potrzeb. Mnie w ogóle nie interesowały pieniądze, samochody… Gdyby nie kobiety, nie miałbym nic.
Beata: Potwierdzam. Ja kupuję nasze samochody.
Jan: Jeśli byłem kolekcjonerem, to raczej kolekcjonerem ludzi. Nawet w wyjazdach zagranicznych łapałem się na tym, że najbardziej fascynują mnie ludzie. Mało tego, uważam, że kobiety to lepszy gatunek człowieka. Mężczyzna jest w gruncie rzeczy wyciosany z kawałka drewna, czasem powstaje z tego jakaś rzeźba, czasem nie. Kobiety są dużo ciekawsze.
Podoba mi się to wyznanie… Wciąż patrzy Pani na męża tym samym wzrokiem?
Beata: Nasz związek ewoluował. My się zmienialiśmy. Zostaliśmy parą 30 lat temu. Przestałam być studentką Jana Englerta, ale to wciąż był mój profesor, rektor, potem dyrektor. Mój mistrz. Mąż zawsze był człowiekiem na piedestale, autorytetem. Patrzyłam na niego oczami zakochanej dziewczyny, ale też oczami moich koleżanek, które były zafascynowane błękitnymi, przezroczystymi oczami Jana Englerta. Oczami, które nicowały człowieka na drugą stronę. Teraz patrzę inaczej. Nie można 30 lat pozostać w stanie euforycznego zakochania. Wiele razem przeżyliśmy. Odkryliśmy siebie, te dobre i te gorsze strony. Wiemy, czego się po sobie spodziewać. Na początku wszystko było niewiadomą. „Żyłam chwilą” – parafrazując księdza Twardowskiego. Nie myślałam o tym, co będzie. Niczego nie oczekiwałam i niczego nie wymuszałam.
[...]
Dziś inaczej patrzy Pan na żonę niż 25 lat temu, podczas tamtego spotkania?
Jan: Wtedy, jak i teraz dałem się Beacie namówić na wywiad. Nasza relacja jest dowodem na upływ czasu. Byłem profesorem, robię za asystenta. Niewątpliwie zmieniło się masę rzeczy. Jak zaczynaliśmy, relacja między nami była relacją – nie tylko z racji wieku czy mojego stanowiska, ale wszystkiego – kompletnie inną niż w tej chwili. Jeżeli po drodze nie było katastrofy totalnej, to znaczy, że nad wszystkim panowaliśmy. Jak to się działo? Po co to analizować? Jesteśmy razem 30 lat! Było tyle etapów, tyle różnych momentów, szczególnie w dojrzewającej kobiecie i przejrzewającym mężczyźnie, czyli lekko nadgniłym jabłku, które szpaki przez te lata podziobały. Najważniejsze dziś, że jesteśmy obydwoje jadalni. Nieważne, czy jakiś robak w środku siedzi, czy nie. Dopóki jestem jadalny, w porządku. Jak zacznę być niejadalny, diabli wiedzą, co się wydarzy…
Beata: Ja jestem za Pilchem, że wszystko przed nami, a na pewno bardzo wiele. Mamy mnóstwo planów: premiery, wyjazdy, spotkania, koniec remontu. Moje cele są długoterminowe. Nasze uczucie zmieniało się z nami. Motyle w brzuchu przerodziły się w przyjaźń. Dzisiaj, idąc na spacer, nadal trzymamy się za ręce. Jesteśmy dla siebie bardziej czuli niż kiedyś. Bardziej opiekuńczy, troskliwi, to jest dobra baza, żeby trwać!
Cały wywiad z Beatą Ścibakówną i Janem Englertem w nowej VIVIE!
Zobacz też: Beata Ścibakówna o małżeństwie: „Nie jest usłane różami, chyba że różami z kolcami”
Co jeszcze w nowej VIVIE! 6/2022?
25 lat VIVY! Górniak, Stuhrowie, Figura, Kora, Tyszkiewicz… Byliśmy z nimi w ważnych momentach ich życia.
Anna Dymna o wojnie w Ukrainie, wściekłości i strachu, pamięci, dobroci i natchnieniu.
Historia emocji 25 lat VIVY! to dokumentalny zapis rzeczywistości i opowieść o ludziach, którzy nas inspirowali.
Karolina Pisarek rówieśniczka VIVY!: „Zupełnie nie wierzyłam w siebie. Ale nie poddałam się”.
Hubert Hurkacz rówieśnik VIVY!: „Jestem bardzo ambitny i dużo chcę jeszcze w tenisie osiągnąć…”.
Krystyna Janda i Magda Umer są jak ogień i woda – na czym budują swoją przyjaźń.
W podróżach: Marcin Kydryński podróż do „zapuszczonego ogrodu pamięci”.
Sprawdź też: Kiedy się poznali, zakochała się na zabój. Kim była Mary Ellen Fox, ostatnia żona Leopolda Tyrmanda?