Arystokratka, modelka „Vogue’a”, malarka, rzeźbiarka, muza projektantów, skandalistka. Nie potrafiła być matką i artystką jednocześnie. Niki de Saint Phalle, twórczyni słynnych kolorowych rzeźb, które nazwała Nany, żyła dla sztuki. A sztuka ją zabiła.

Reklama

Wyobraźcie sobie, że strzelacie ostrą amunicją do białej, gipsowej płaskorzeźby, a ona pokrywa się czarną farbą albo sosem pomidorowym. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie między nogi ogromnej, kolorowej kobiecej postaci leżącej na plecach, że wisi nad wami ważący ponad tonę kolorowy anioł ze złotymi skrzydłami lub że jesteście w Central Parku, a wasze dzieci bawią się wokół obłędnie kolorowej rzeźby z wielkimi piersiami. Albo sobie tego wszystkiego nie wyobrażajcie, tylko podążcie szlakiem Niki de Saint Phalle.

„Zostałam artystką, ponieważ nie było dla mnie alternatywy. W pewnym sensie nie musiałam decydować. To było moje przeznaczenie. (…) Przyjęłam sztukę jako swoje odkupienie i konieczność”, wyznała pewnego razu. Sztuka stała się lekarstwem, które pozwoliło jej opuścić mury szpitala psychiatrycznego, do którego trafiła w wyniku dramatycznych przeżyć. W szpitalu w Nicei, gdzie przed nią trafili Vincent van Gogh i Antonin Artaud i gdzie nie pomogły elektrowstrząsy ani leki psychotropowe, narodziła się jedna z najważniejszych artystek drugiej połowy XX wieku. Jej kolorowe, poliestrowe, ogromne rzeźby zwane Nanami podziwia cały świat.

Niki de Saint Phalle - niegrzeczna arystokratka

Niki urodziła się w podparyskim Neuilly-sur-Seine jako córka francuskiego arystokraty i bogatej Amerykanki. Kiedy miała trzy lata, jej rodzina przeprowadziła się do Nowego Jorku. Mieszkali w zamożnej dzielnicy, na Upper East Side, ale dziewczynka bez przerwy była przerzucana od jednych dziadków do drugich. Mieszkała w Nowym Jorku, w Connecticut i w zamku Filerval we Francji, który należał do ojca jej matki. W wywiadzie w 1999 roku artystka wspominała: „Nowe przestrzenie, nowe drzewa, meble, zapachy, bez korzeni. Zmiana stała się częścią mojego wewnętrznego krajobrazu”. Mówiła też: „Moja własna przemoc jest związana z osobistą historią, energią i temperamentem, a także z miastem, w którym dorastałam”.

Miała 11 lat, gdy zgwałcił ją własny ojciec. André-Marie Fal de Saint Phalle, bankier pochodzący z arystokratycznej rodziny, który podczas krachu giełdowego w 1929 roku stracił część rodowego majątku, chciał z córki zrobić kochankę. Niemiecka kurator sztuki Urszula Usakowska-Wolff złośliwie napisała: „W ten sposób najdobitniej udowodnił, że zasługuje na odziedziczone po przodkach nazwisko: był godnym potomkiem rodu, wywodzącego się podobno od Saint Phalle’a – Świętego Fallusa. W żyłach błękitna krew, poniżej pasa kazirodczy zew”. Artystka dopiero po latach publicznie przyznała, co zrobił jej ojciec. Po śmierci drugiego męża, Jeana Tinguely’ego, wydała w 1994 roku książkę „Mój sekret”. Mówi się też, że w filmie „Tatuś”, zrealizowanym w 1972 roku, przemyciła wątki autobiograficzne. Dramat dziewczynki, która dopiero weszła w nastoletni wiek, wpłynął na całe jej życie.

Zobacz także

Catherine Marie-Agnes Fal de Saint Phalle (pseudonim Niki przyjęła dużo później) od zawsze sprawiała kłopoty i miała buntowniczy charakter. Jej matka, Jeanne-Jacqueline Harper, i ojciec nie dawali sobie rady z krnąbrną dziewczyną. A może wpływ na jej zachowanie mieli bliscy, którzy zafundowali jej traumatyczne doświadczenia? Dom, w którym przyszło jej spędzić dzieciństwo i wczesną młodość, był elegancki, pełen przepychu. Mimo to był ponury, bo panowała w nim przemoc (hrabia, pochodzący z rodziny, której korzenie sięgają wypraw krzyżowych, używał bata, by poskromić wojowniczy charakter córki), niewierność (pan domu zdradzał żonę z kim popadnie) i moralność na pokaz (matka należała do amerykańskiej ligi antypornograficznej). Nic dziwnego, że Niki powiedziała w jednym z wywiadów: „Poza niewielkimi wyjątkami rodzina to miejsce, w którym wszyscy się wzajemnie pożerają”.

listopad 2000 roku. Niki de Saint Phalle
East News

Listopad 2000 roku. Niki de Saint Phalle podczas budowy swojej wystawy w Sprengel museum w Hanowerze.

Buntowniczka

Złe zachowanie, temperament i silna wola spowodowały, że bez przerwy zmieniała miejsca zamieszkania i nie mogła zagrzać miejsca w żadnej szkole. Szczególnie głośna stała się awantura, którą Niki wywołała w klasztornej placówce w Nowym Jorku. Najpierw ogłosiła, że jest ateistką (czego wyraz dała wiele lat później, tworząc gipsowe tryptyki i strzelając do nich), a później domalowała czerwoną farbą listki figowe na klasztornych posągach. Nie trzeba dodawać, że zakonnicom prowadzącym szkołę Sacré-Coeur nie w smak był bunt jednej z uczennic i pierwszy przejaw talentu. Niki zaliczała kolejne miejsca, m.in. Brearley School for Girls, o której mówiła, że właśnie tam stała się feministką (choć nigdy oficjalnie nie dołączyła do tego ruchu): „Wpojono nam ideę, że kobiety mogą i powinny osiągnąć sukces”. To stało w sprzeczności z tym, w co wierzyli jej rodzice. Uważali, że przeznaczeniem ich córki jest zostać żoną dobrze sytuowanego męża. W rozmowie z Jo Ortel, historyczką sztuki, Niki mówiła: „Byłam osobą wściekłą na patriarchalne społeczeństwo, buntowałam się przeciwko rolom, które kazano mi przyjmować. (…) A ja chciałam być sobą. Czułam też, że świat mężczyzn jest o wiele ciekawszy niż świat kobiet, bo zostałyśmy zmuszone do życia w znacznie bardziej ograniczonej rzeczywistości”. Swojemu biografowi Pontusowi Hulténowi opowiadała: „Mojego brata Johna zachęcano do rozwijania mózgu. (…) Czułam zazdrość i urazę, że jedynym, czego ode mnie oczekiwano, było przyciąganie mężczyzn. (…) Pragnieniem mojej matki było, bym wyszła za mąż za bogatego i społecznie akceptowalnego mężczyznę”.

Niki napisała maturę w 1947 roku w Oldfields School w Maryland, a rok później wyszła za mąż za żołnierza marynarki wojennej, który marzył o tym, żeby zostać dyrygentem. Nie o takim małżeństwie myślała jej matka, choć Niki związała się z przyjacielem z dzieciństwa. Państwo de Saint Phalle go nie akceptowali. Gdy Harry Mathews zapytał ją, czy wyjdzie za niego za mąż, od razu się zgodziła. Ona miała 18 lat, on 19. Wkrótce urodziło się im pierwsze dziecko. Niki utrzymywała rodzinę, pracując jako modelka w magazynach dla wyższych sfer. Jej mąż w tym czasie studiował muzykę na Harvardzie.

Modelka

Drobna szatynka pędziła na lekcję tańca, gdy zaczepił ją na ulicy pewien mężczyzna. Okazało się, że jest właścicielem agencji modelek. Gdy zobaczył Niki na ulicy, od razu dostrzegł, że byłaby świetną modelką. Była bardzo ładna i dystyngowana. Miała 17 lat i na pytanie, czy chciałaby pozować do zdjęć, odpowiedziała „tak”. Na okładce magazynu „Life” po raz pierwszy pojawiła się w 1949 roku. Sprawiała wrażenie chłodnej i wyniosłej. Rok później trafiła na okładkę „Vogue’a”. Im mniej pasjonował ją modeling (o ile w ogóle nie traktowała go jedynie jako źródła dochodu), tym bardziej fascynowała sztuka. Z mężem i dzieckiem przeniosła się do Paryża, gdzie królowała i moda, i sztuka. Miasto było więc dla niej prawdziwym rajem. Jej uroda i nieoczywisty sposób ubierania się (łączyła boho ze stylem nawiązującym do bogactwa i sposobu, w który nosili się członkowie wyższych sfer) sprawiły, że szybko trafiła do grona it girls, a zachwycali się nią wszyscy, włącznie z redaktorami „Vogue’a”. Nic dziwnego. Umiała bawić się modą. Zestawiała dżinsy i golf z białym welonem, nosiła biały garnitur do czarnych butów szytych na miarę, pracowała w białych dżinsach i T-shircie, na których robiła notatki, a czasami wkładała romantyczne sukienki.

W „New York Herald Tribune” mówiła: „Nie przeszkadza mi noszenie butów na wysokim obcasie lub kwiatu we włosach, jeśli mam na to ochotę. Myślę, że ubrania powinny coś wyrażać. Moje tak robią. Są tym, co czuję”. W pewnym momencie zauważono zmianę w jej zachowaniu. Im większe sukcesy odnosiła, tym stawała się coraz bardziej seksowna.
W 1966 roku podczas indywidualnej wystawy „Les Nanas” w Galerie Iolas w Paryżu magazyn „Women’s Wear Daily” odnotował, że bohaterkami były nie tylko wielkie, radosne, poliestrowe Nany (fr. kobieta lub dziewczyna), lecz także wszystkie paryskie it girls w ekstrawaganckich strojach. Od wielu lat sztuka Niki i ona sama stanowią źródło inspiracji. W 2017 roku dyrektorka artystyczna domu mody Sonia Rykiel, Julie de Libran, stworzyła kolekcję inspirowaną artystką. Rok później Maria Grazia Chiuri dla domu mody Dior stworzyła kolekcję nawiązującą do dzieł Niki. Były jeszcze te autorstwa Anny Sui oraz Petera Dundasa dla Emilio Pucci i wiele innych. rzelnicy na pobliskim wesołym miasteczku. W ten sposób powstały „obrazy strzelane”. Strzelała do tryptyków symbolizujących Kościół katolicki, figur polityków i tych przedstawiających kobiety, w których widziała wszystkie sprawczynie swoich krzywd. „Strzelałam do tatusia, do wszystkich mężczyzn (...), do społeczeństwa, do Kościoła, do klasztoru, do szkoły, do mojej rodziny, do siebie samej. Strzelałam, bo sprawiało mi to przyjemność. Strzelałam, bo fascynował mnie widok krwawiącego i umierającego obrazu. Strzelałam dla tej jednej magicznej chwili. Przeżywałam ekstazę. To był moment prawdy mojego znaku zodiaku: Skorpiona. Biel czystości. Ofiara. Gotowość do strzału. Cel! Ogień! Kolor czerwony, żółty, niebieski – obraz płacze, obraz umarł”. Ta twórczość zajęła jej trzy lata i dała jej wstęp do grona nowych realistów, wśród których była jedyną kobietą. Ale jej zachowanie, a raczej komentarze, wielu osobom się nie podobały, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Gdy na „strzelanie” Niki zaprosiła widzów do Galerie J
w Paryżu, pod którą ustawiały się kolejki chętnych, by dać upust swoim emocjom, a jednocześnie uczestniczyć w procesie tworzenia, skomentowała: „Pewnie, że wojna byłaby lepszym rozwiązaniem, ale ja potrafię tylko coś takiego. Gdyby moje życie potoczyło się inaczej, zostałabym prawdziwą terrorystką. A tak jestem terrorystką sztuki”.

Szybko jednak zorientowała się, że coś, co miało wyzwolić jej emocje, pomóc się uwolnić, stało się jej uzależnieniem. „To była wspaniała terapia dla mnie. Ale w pewnym momencie stwierdziłam, że strzelanie stało się nałogiem. Zaczęłam tracić kontrolę. Moje serce waliło, trzęsłam się. Byłam jakby w ekstazie. Dlatego skończyłam z tym”.

Oda do kobiecości

I wtedy powstała pierwsza Nana inspirowana bliską przyjaciółką artystki, Clarice Rivers, która była wtedy w ciąży. Niki de Saint Phalle zaczęła odkrywać „głębszy, bardziej kobiecy świat”, a jej sztuka stała się odą do kobiecości. „Moja pierwsza wystawa z Nanami nosiła tytuł »Nana Power«. Dla mnie były symbolem radosnej, wyzwolonej kobiety. Dzisiaj, po prawie 20 latach, widzę je inaczej. Widzę je jako zwiastuny nowej ery matriarchatu”. Kolejna Nana stworzona z Tinguelym na zamówienie Moderna Museet w Sztokholmie przyciągnęła uwagę całego świata. Zrobili ją na wystawę poświęconą erotyzmowi. Ich rzeźba wielkości budynku leżała na plecach z rozchylonymi udami, a zwiedzający między jej nogami mogli wejść do jej środka. Na stronie Muzeum Guggenheima w Bilbao czytamy: „Tańczące i wysportowane, duże – nawet gigantyczne – czasami imponujące, czasami seksowne, Nany niosą nadzieję na nowy świat, w którym kobiety będą miały należne im miejsce: ich obecność w przestrzeni publicznej jest symboliczna. Wolne od stereotypów narzucanych przez modę, ich ciała wyrażają kobiecość bez ograniczeń, feminizm z uśmiechem, jak artystka, której głos wyrażają: »Chcę być lepsza: mieć przywileje mężczyzn i zachować więcej tych kobiecych cech, a jednocześnie nadal nosić ładne kapelusze«. Nany zostały stworzone w formie nadmuchiwanych balonów, sitodruków i biżuterii. Są wojowniczkami w feministycznej bitwie, którą Saint Phalle jako jedna z pierwszych poprowadziła w świecie sztuki”. Można na nie trafić nie tylko na wystawach, lecz także w przestrzeni publicznej. Jedna z nich wisi pod sufitem Dworca Głównego w Zurychu. Ubrana
w niebieską suknię ze złotymi skrzydłami, ochrania podróżnych. Odkurza się ją pędzelkiem co trzy miesiące, żeby nie straciła kolorów.

Niki de Saint Phalle i jej drugi mąż, szwajcarski artysta Jean Tinguely, Zurych, 1980 rok.
Niki de Saint Phalle i jej drugi mąż, szwajcarski artysta Jean Tinguely, Zurych, 1980 rok. East News

Marzenie artystki

Od momentu wyprawy do Barcelony w 1955 roku, kiedy to odkryła twórczość Antonio Gaudíego, marzyła, by stworzyć miejsce na wzór Parku Güell. Marzyła też, by zamieszkać we wnętrzu swojej rzeźby. Materiały, z których wykonywała swoje prace, spowodowały u niej chorobę płuc, dlatego w 1974 roku trafiła na leczenie do Szwajcarii, gdzie spotkała dawną przyjaciółkę. Opowiedziała jej o swoim marzeniu, a ta zaproponowała spotkanie ze swoimi braćmi, którzy przekazali jej kawałek ziemi w Toskanii. Dzisiaj Ogród Tarota, który powstawał w latach 1978–2002, aż do śmierci artystki, jest jednym z najpiękniejszych na świecie. W „The Weekly Telegraph” pisano: „Monumentalne, dowcipnie zrealizowane w charakterystycznych dla rzeźbiarki jaskrawych kolorach, amorficznych kształtach i mozaikach figury, z których wiele służy również jako pawilony lub małe budynki, zostały oparte na kartach tarota. Artystka przez wiele lat mieszkała w rzeźbie przedstawiającej kartę Cesarzowa. Trzeba zobaczyć wnętrze, żeby uwierzyć. (…) Integralność artystki lśni i można się tylko zastanawiać nad nieustającą obsesyjną energią potrzebną do jego stworzenia”.

Niki w tym czasie nie przestała tworzyć innych rzeczy. W 1982 roku przed Centrum Pompidou stanęła fontanna poświęcona Igorowi Strawińskiemu, którą wykonała razem z mężem (wyszła za Tinguely’ego w 1971 roku). W tym samym roku dla Jacqueline Cochran Company stworzyła perfumy zamknięte w rzeźbionym flakonie. W latach 1987–1991 ozdobiła mozaiką swoją rzeźbę przedstawiającą cyklopa, a w 1988 roku na zlecenie prezydenta Francji François Mitteranda zrobiła fontannę dla miasta Château-Chinon. Model świątyni idealnej, która miałaby być miejscem kultu wszystkich religii, nigdy nie został zrealizowany. A potem w 1991 roku zmarł Tinguely. Na jego cześć powstały pierwsze rzeźby kinetyczne, które nazwała „Meta-Tinguelys”. Dwa lata później Niki przeprowadziła się na stałe do La Jolla w Kalifornii. Była już bardzo chora. Oprócz problemów z płucami miała też reumatoidalne zapalenie stawów. Mimo to wciąż tworzyła. W „Vogue’u”
w 1965 roku mówiła: „Jeśli uważam siebie za niemal jedyną rzeźbiarkę zdolną stworzyć coś poetyckiego, to właśnie dlatego, że jestem kobietą”.

Była kobietą, która tworzyła sztukę dla kobiet i wierzyła w świat dobry dla nich. Pod wpływem ulubionej lektury, „Drugiej płci” Simone de Beauvoir, mówiła: „Komunizm i kapitalizm poniosły klęskę. Myślę, że nadszedł czas nowego, matriarchalnego społeczeństwa. Czy naprawdę wierzycie, że ludzie nadal umieraliby z głodu, gdyby zajęły się tym problemem kobiety, które rodzą, dają życie? Nie mogę powstrzymać się przed myśleniem, że mogłyby one stworzyć świat, w którym chciałoby mi się żyć”.

Reklama

Więcej o Niki de Saint Phalle przeczytasz w najnowszym wydaniu VIVY! Mody

Lara Gessler Viva! Moda
Dominik Tarabański
Reklama
Reklama
Reklama