Straciła głos, ukochanego mężczyznę i cel życia. O romansie Onassisa Maria Callas dowiedziała się z gazety
Gdy diwa przyszła na świat, matka przez cztery dni nawet na nią nie spojrzała

- Elżbieta Pawełek
Już za życia była legendą. Z nieśmiałej, nieatrakcyjnej dziewczyny przeistoczyła się w kapryśną diwę, o którą biły się największe sceny operowe. Jej związek z Onasisem stał się romansem stulecia, ale położył się cieniem na jej karierze. Rozgoryczona i cierpiąca, odeszła w samotności, mając wcześniej świat u swych stóp. Niebawem w kinach zobaczymy film „Maria Callas” ze zjawiskową Angeliną Jolie w głównej roli.
[Ostatnia publikacja na Viva Historie i VUŻ 08.02.2025 r.]
Historia Marii Callas
Gdyby nie ojciec marzący o lepszym życiu w Ameryce, Maria zapewne urodziłaby się w Meligalas na Peloponezie. Georges Kalogeropoulos prowadził tam aptekę, a gderliwa matka Ewangelia zajmowała się domem. „Mój ojciec i dziadek byli generałami, kuzyn nadwornym lekarzem królewskim, a ja wyszłam za aptekarza”, powtarzała. Maria przyszła na świat cztery miesiące po przeprowadzce rodziny do Nowego Jorku, 2 grudnia 1923 roku, w szpitalu przy Piątej Alei. Matka była w tak wielkim szoku, że nie spojrzała na nią przez cztery dni. Po stracie syna, jeszcze w Grecji, liczyła na męskiego potomka. Nie chciała córki.
Musiały minąć aż trzy lata, zanim dziewczynka została ochrzczona w prawosławnej katedrze na Manhattanie jako Maria Anna Zofia Cecylia. W domu nazywali ją Mary, czasem Maryanne, dużo później świat poznał ją jako Marię Callas – ojciec ze względów praktycznych skrócił nazwisko.
Cudowne, niekochane dziecko
Po krachu na Wall Street w 1929 roku i wielkim kryzysie Georges stracił zyskowną nowojorską aptekę i robił, co mógł,
żeby utrzymać rodzinę. Ewangelia stawała się coraz bardziej agresywna, a kłótnie były codziennością, jak wspominała Maria. Matka próbowała popełnić samobójstwo, za co w Stanach groziła kara więzienia. Ostatecznie jej uniknęła, a kiedy jej stan zdrowia się poprawił, całą energię skierowała na rozwijanie talentów muzycznych córek: 12-letniej Jakinti i pięcioletniej Marii. Poprzez córki chciała zrealizować swoje odwieczne marzenie o karierze śpiewaczki operowej. To po niej, czy raczej po jej rodzinie, Maria odziedziczyła talent artystyczny. Po ojcu zaś charakter, dumę i głęboko zakorzeniony purytanizm. Bardzo go kochała. O miłość matki zabiegała przez całe życie. Bezskutecznie. Matka była wobec niej chłodna i wymagająca, narzucała surową dyscyplinę i zmuszała do wielogodzinnych ćwiczeń i popisów muzycznych.
„Była pierwszą osobą, która odkryła, że mam doskonały głos. Uważała mnie za cudowne dziecko i zmuszała do robienia kariery. W dzieciństwie wygrałam w Ameryce kilka konkursów radiowych. Nie pamiętam żadnej ulubionej lalki, zabawki czy gry, tylko arie, które musiałam ćwiczyć do upadłego, żeby zabłysnąć na uroczystości zakończenia roku szkolnego”, zwierzyła się w rozmowie z przyjacielem – Stelios Galatopoulos po latach wydał biografię „Maria Callas. Boski potwór”. Kiedy Ewangelia postanowiła wyjechać z córkami do Grecji, żeby mogły tam lepiej rozwijać swoją karierę, jej mąż Georges tak się ucieszył z jej wyjazdu, że ukląkł, przeżegnał się i dziękował Bogu za zlitowanie. Obiecał też opłacić podróż i przesyłać miesięcznie 125 dolarów.
Czytaj też: Dlaczego Maria Callas, primadonna stulecia, musiała przegrać swoje życie?


Narodziny gwiazdy
Maria, pełna kompleksów z powodu nadwagi, ważąca 90 kilogramów, z brzydkim młodzieńczym trądzikiem na twarzy, z przykrością spoglądała w lustro. Matka zaś kazała jej występować, pokazywać się publicznie i nagradzała ogromnymi porcjami jedzenia. W wieku 14 lat Maria zmagała się z bulimią, o której niewiele wiedziano w tamtych czasach. Zdobyła jednak upragnione miejsce w Konserwatorium Ateńskim. Elvira de Hidalgo, słynna hiszpańska sopranistka przesłuchująca ją, zobaczyła zaniedbaną nastolatkę w okularach o grubych szkłach, która z nerwów obgryzała paznokcie – Callas była z natury nieśmiała, co do końca skrywała pod maską diwy. Technika wokalna dziewczyny była jeszcze daleka od doskonałości, ale ten głos… „Tak mnie wzruszył, że miałam łzy w oczach. Wiedziałam od razu, że będę jej nauczycielką, a kiedy popatrzyłam w jej wspaniałe oczy, uznałam, że mimo całej reszty jest bardzo piękna”, wspominała po latach Hidalgo. Stała się jej nauczycielką, przyjaciółką i mentorką. Troszczyła się nie tylko o głos Marii, pomagając wydobyć z niego najwyższe tony sopranu, lecz także o jej wygląd. I zagroziła, że jeśli nie schudnie i nie zadba o siebie, przestanie udzielać jej lekcji. Maria z entuzjazmem zaczęła nowe życie. Szlifowała głos po 12 godzin dziennie i nauczyła się ubiorem ukrywać tuszę, chodzić z gracją, panować na mimiką… Kiedy miała 17 lat, weszła głównym wejściem do Opery Ateńskiej, gdzie dostała posadę dzięki wpływom swojej nauczycielki. Jej pierwszy występ w „Tosce” okrzyknięto rewelacją roku, a samą śpiewaczkę wschodzącą gwiazdą.
La dolce vita
Gdyby nie ten mężczyzna, być może kariera Callas potoczyłaby się zupełnie inaczej. Giovanni Battista Meneghini, zamożny włoski przemysłowiec, wkrótce miał zostać jej agentem artystycznym i mężem. Wielu pytało, co zobaczyła w łysym, otyłym i niemłodym już Włochu, lat 36, należącym do starej burżuazji Werony, którego wszyscy brali za jej ojca. Maria jednak od pierwszej chwili poczuła do niego sympatię. Uchodził za mentora i opiekuna początkujących śpiewaczek. Miał nienaganne maniery. Czuła się przy nim spokojna i bezpieczna.
Pierwszy raz w życiu jakiś mężczyzna odnosił się do niej z takim podziwem. On zaś podczas ich romantycznej wycieczki do Wenecji zauważył jej opuchnięte stopy i tak spuchnięte kostki, że wyglądały jak łydki. Walczyła z tym do końca życia. „Poruszała się niezgrabnie i ociężale. Było mi jej żal”, wspominał potem w kontrowersyjnej autobiografii „Moja żona Maria Callas”. Mimo sprzeciwu starej matki wobec jego związku z „kobietą z teatru” obiecał Marii, że zajmie się jej karierą i sfinansuje jej wszystkie wydatki we Włoszech. Wkrótce Callas śpiewała w największych włoskich operach. Była „zwierzęciem scenicznym”, potrafiła błyskawicznie opanować role i brała na warsztat najtrudniejsze partie. Jej występ w „Normie” Belliniego we Florencji zachwycił publiczność – zaśpiewała ją jeszcze 80 razy i były to zawsze najmilsze chwile w jej karierze.
W kwietniu 1949 roku w kościółku w Weronie Maria wzięła pospieszny ślub z Battistą, na który od dawna nalegała. Nie była katoliczką, czuła się mocno związana z greckim Kościołem prawosławnym. „Uroczystość odbyła się w starej zakrystii służącej za magazyn, gdzie kapłan udzielił nam ślubu wśród połamanych krzeseł i zakurzonych całunów pogrzebowych”, wspominał pan młody. Nie było w tym romantyzmu, na który zapewne Callas liczyła. Za to jej kariera się rozpędziła.
Przybyła do Włoch jako prawie nieznana artystka, by już po kilku latach, w wieku 28 lat, uchodzić za największą śpiewaczkę świata, pobierającą astronomiczne gaże za każdy występ. Pracowała z największymi: Leonardem Bernsteinem, Herbertem von Karajanem, Zeffirellim. Dzięki Viscontiemu, który był nią zafascynowany, osiągnęła legendarną doskonałość w kreowaniu postaci, w czym żadna ze śpiewaczek nie mogła jej dorównać. Pisano potem, że poprzez swoje wielkie bohaterki: Normę, Medeę, Lady Makbet czy Toscę, ukazywała własne życie naznaczone cierpieniem i rozczarowaniem. Publiczność czciła ją niczym boginię. Niewielu jednak wiedziało, że primadonna będąca krótkowidzem bez grubych okularów porusza się po scenie jak niewidoma. Zawsze uczyła się na pamięć, gdzie stawiać kroki, a w jej ruchach widać było niezdecydowanie…

Być jak Audrey Hepburn
W 1953 roku wielka diwa, na którą patrzył cały świat, zaczęła bardziej troszczyć się o swój wygląd i postanowiła schudnąć. Jej migreny, nudności, stany wyczerpania brały się z otyłości. Poddała się drakońskiej diecie, żeby wyglądać jak Audrey Hepburn w obejrzanych „Rzymskich wakacjach”. I nawet w tej sprawie radziła się Viscontiego. „Luchino, czy gdybym miała ciało Audrey, byłabym atrakcyjna?”, zapytała. „Byłabyś Traviatą bardziej autentyczną, nie zapominaj, że zmarła wycieńczona”, odpowiedział. Wzięła to sobie do serca – w ciągu dwóch lat schudła 35 kilogramów.
Według wtajemniczonych pomógł jej w tym pasożyt, którym celowo się zaraziła. Gdy wróciła do Stanów, dziennikarze nie mogli uwierzyć. „Nowa” Callas była promienna, szczupła, nosząca z szykiem suknie marek Dior, Givenchy i Balmain. Chętnie farbowała włosy i zmieniała fryzury, nie wstydziła się już pokazywania nóg i spuchniętych kostek, na które nie pomogła żadna dieta. Nosiła szpilki czyniące ją jeszcze wyższą i olśniewała w wieczorowych kreacjach, w biżuterii ze szmaragdami i brylantami. Triumf Callas w Metropolitan Opera nie miał sobie równych. Teatr otworzył nowy sezon występem „największego sopranu dramatycznego na świecie”. Po pierwszym przedstawieniu wychodziła na scenę 16 razy.

Triumfowała potem na balu maskowym w Wenecji, ubrana w dopasowany czarny trykot ozdobiony szmaragdowym naszyjnikiem w kształcie łez. Wśród gości pojawił się grecki armator i multimilioner Aristotelis Onasis. Rozmawiali z ożywieniem po grecku i według świadków tych dwoje najsłynniejszych na świecie Greków od pierwszej chwili przypadło sobie do gustu. Kolejne występy Marii w Covent Garden w Anglii stały się wydarzeniem roku. Bilety wyprzedano w ciągu trzech godzin. Onasis siedział w pierwszym rzędzie zachwycony jej Medeą i po spektaklu wydał wielkie przyjęcie na jej cześć w hotelu Dorchester oraz posłał w prezencie wspaniałe futro z szynszyli. Wkrótce mieli razem popłynąć w rejs jego bajkowym jachtem Christina.
Romans stulecia
Jacht był ogromny i luksusowy. Egipski król Faruk nazwał go „szczytem bogactwa” – w salonie dzieła sztuki, bar ze stołkami obitymi skórą wieloryba, basen z posadzką imitującą mozaiki z pałacu w Knossos na Krecie, który za jednym naciśnięciem guzika zamieniał się w parkiet taneczny. Maria z mężem zajęła apartament honorowy, z którego wcześniej korzystała Greta Garbo. Razem z nimi płynęła też piękna Tina, żona armatora, z dwójką ich dzieci, poza tym Churchill z żoną i kilkoro przyjaciół. Wkrótce po podniesieniu kotwicy i wyruszeniu na Morze Śródziemne wszyscy mogli oglądać pełną namiętności idyllę między Callas i Onasisem. Byli sobą tak zauroczeni, „jakby pożerał ich ogień”, wspominał mąż Marii. Gdy inni szli spać, gadali do świtu pod gwiazdami. Maria wspominała swoje nieszczęśliwe dzieciństwo
i biedę, jaką cierpiała podczas wojny w Atenach. On swoje trudne początki, kiedy mając 17 lat i sto dolarów w kieszeni, wyemigrował do Buenos Aires, gdzie po latach dorobił się na imporcie tureckiego tytoniu. Oboje sławni, nie do końca szczęśliwi, byli jakby stworzeni dla siebie. Plotkowano, że kochali się na jachcie w szalupie ratunkowej. Paparazzi nie dawali im spokoju. Latem 1963 roku Aristotelis nabył bezludną wyspę Skorpios, na której stworzył swój ziemski raj. Tam
z dala od wścibskich spojrzeń mogli zażywać bliskości na białych plażach. Maria była w nim ślepo zakochana.
Sprawdź też: Dlaczego Maria Callas, primadonna stulecia, musiała przegrać swoje życie?


W ramionach tego szpakowatego Greka o wyglądzie filmowego gangstera czuła się po raz pierwszy szczęśliwa. Z dumą pokazywała dziennikarzom ofiarowaną jej przez Ariego bransoletkę z napisem „TMWL” (To Maria with Love). Po latach dostrzegła taką samą u jego żony Tiny, a potem okazało się, że dostała ją również Jackie Kennedy. Onasis, według niektórych „typ szpetnego uwodziciela”, szczycił się tym, że poślubił dwie najpiękniejsze kobiety swojej epoki: córkę wielkiego patriarchy greckich armatorów Tinę Livanos i Jackie Kennedy. Ale to Maria Callas była jego jedyną miłością, do niej wracał, choć nigdy nie została jego żoną. Wyrzucano mu potem, że złamał jej serce i przyspieszył koniec kariery. Czuła się od niego coraz bardziej zależna. Jeśli obcięła długie włosy czy zaczęła nosić soczewki zamiast okularów, to dlatego, że prosił o to Aristo. Jeśli razem jedli obiad i nie podobał mu się jej kapelusz czy sukienka, to natychmiast się przebierała.
Im bardziej oddalała się od sceny, bo zaczęła mieć problemy z głosem, tym bardziej chroniła się pod skrzydłami kochanka. „Kim ty jesteś? Nikim! Masz w gardle świstawkę, która już nie działa”, wyrzucał jej przy innych. „Kiedy odszedł, wszyscy współczuliśmy nie Jackie, która oficjalnie została wdową, tylko Marii. Ona kochała go najbardziej i to przy niej najbardziej cieszył się życiem”, powiedział kapitan statku Christina. „Nie miałam szczęścia w miłości”, podsumowała Callas. Dwa lata później, rankiem 16 września 1977 roku, Maria osunęła się na podłogę jak jej tragiczne bohaterki i już nie wstała. Miała 53 lata. Straciła głos, straciła ukochanego mężczyznę i cel życia.
Już 7 lutego 2025 roku zobaczymy film o Marii Callas, w którą znakomicie wcieliła się Angelina Jolie i… zaśpiewała niektóre partie diwy. Zapowiada się wielka uczta filmowa.
Tekst Elżbieta Pawełek
Korzystałam z książek „Maria Callas. Boski potwór” Steliosa Galatopoulosa i „Kobiety niepokorne” Cristiny Morato.
