Hubert Hurkacz: „Tenisiści w pewnym stopniu są skazani na samotność. Sami walczymy na korcie”
Jakie tajemnice skrywa jego życie prywatne?
- Katarzyna Piątkowska
Jest starszy od VIVY! o tydzień. Urodził się 11 lutego 1997 roku. Skazany na tenis. Jego mama była medalistką mistrzostw Polski i pasją do tego sportu zaraziła i męża, i syna. W ubiegłym roku na Wimbledonie Hubert Hurkacz wygrał ze swoim idolem z dzieciństwa Rogerem Federerem. Aktualnie znajduje się w pierwszej dziesiątce w rankingu ATP. O marzeniach, drodze na szczyt, samotności i o tym, jak być dobrym człowiekiem, opowiedział Katarzynie Piątkowskiej.
Hubert Hurkacz prywatnie - jaki jest? Przeprowadził się do Monte Carlo
Z tenisistami najlepiej rozmawia się pod koniec roku, gdy mają chwilę wolnego pomiędzy sezonami. Ale Hubert Hurkacz nawet wtedy jest zajęty, bo już pod koniec grudnia zazwyczaj leci do Australii, by przygotowywać się do Australian Open. „Ze mną nie udałoby się spotkać w tym czasie, bo jestem tak samo zajęty jak cały rok”, śmieje się. „Hubi jest ostatnią osobą, która by się żaliła na swoje życie. Jemu nie przeszkadza, że każdy weekend spędza w innym hotelu, że nie ma czasu na poznawanie nowych miejsc, że tylko jest na korcie”, mówią osoby z najbliższego otoczenia Huberta.
A mógłby się żalić. Przecież sezon tenisowy trwa 11 miesięcy! Eksperci mówią, że jest typem sportowca, który nie robi wokół siebie szumu. Nie zobaczycie więc go miotającego przekleństwa i rakiety po korcie. Emocje ukrywa, chociaż przyznaje, że potrafi sobie zakląć pod nosem. Ale tak, żeby nikt tego nie słyszał. Na pokazywanie emocji pozwala sobie jedynie wśród bliskich. Mama Zofia, tata Krzysztof i młodsza siostra Nika znają go najlepiej i są z nim na dobre i na złe.
Wspólnie podjęli decyzję, że Hubert powinien wyprowadzić się z Wrocławia. Postawili na Monte Carlo. To tu teraz jest jego baza. Baza, nie dom. Hubert jest obywatelem świata i dobrze mu tam, gdzie może grać, spotkać się ze znajomymi, zjeść dobrą kolację. Nie ma ulubionego miejsca na świecie. Chyba że tam, gdzie są odkryte korty.
Czytaj także: Hubert Hurkacz zdobywa kolejne sportowe szczyty. A jaki wybitny tenisista jest prywatnie?
Hubert Hurkacz w sesji dla „VIVY!”, marzec 2022
Katarzyna Piątkowska: Ty jesteś w Monte Carlo, gdzie trenujesz przed kolejnym turniejem w Stanach Zjednoczonych. Ja jestem w Warszawie. A w Ukrainie toczy się wojna. Wybuchła, gdy w Dubaju miałeś zagrać w półfinale turnieju ATP z Rosjaninem Andriejem Rublowem. Nie kusiło Cię, żeby zrezygnować z tego meczu?
Hubert Hurkacz: To, co się wydarzyło, napawa mnie ogromnym smutkiem. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że dojdzie do ataku Rosji na Ukrainę.
Pragnę, żeby wojna jak najszybciej się skończyła. Dobrze, żeby świat szedł do przodu, a nie cofał się. Nie chciałbym, żeby historia się powtórzyła. Nie jest mi obojętne, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Ale postanowiłem, że zagram z Rublowem. Znam go od dziecka, wiem, jakie wyznaje wartości, i przyznam szczerze, że nie pomyślałem, żeby z tego meczu zrezygnować. Wiem, że Andriejowi jest bardzo ciężko, bo i on, choć pochodzi z Rosji, sercem jest z Ukrainą, tak jak ja. Świadczy o tym choćby gest, który wykonał po meczu ze mną. Mamy w tenisie taki zwyczaj, że wygrany pisze na kamerze jakieś słowa. Andriej napisał: „Żadnej wojny, proszę”. On uważa, że Rosjanie i Ukraińcy są bratnimi narodami. Wiem, że czuł się źle z tym, że prezydent jego kraju wywołał wojnę. Ale co możemy zrobić? Możemy tylko apelować o pokój na świecie.
W tym roku skończyłeś 25 lat, tak jak VIVA! Należysz do Pokolenia Z, tak zwanych Post-Millenialsów, a mówi się, że są to ludzie z wielkimi planami na przyszłość.
To chyba jest prawda, bo jestem bardzo ambitny i bardzo dużo chcę jeszcze w tenisie osiągnąć. Tak naprawdę czuję, że jestem dopiero na początku mojej zawodowej drogi. Mam plan cały czas się rozwijać i przez wiele lat utrzymać się w pierwszej dziesiątce. Jak każdy tenisista marzę o wygrywaniu Wielkich Szlemów. Podobnie jak o zbliżeniu się do numeru jeden w rankingu ATP.
[...]
Cieszysz się z obecności polskich kolegów na turniejach, bo czujesz się samotny?
Tenisiści w pewnym stopniu są skazani na samotność. Sami walczymy na korcie. Sami odnosimy zwycięstwa, ale też sami ponosimy porażki. Za wszystko jesteśmy odpowiedzialni sami. Trzeba mieć naprawdę mocną psychikę, żeby nie dać się złamać. Albo lubić samotność. Ja nie przepadam. Lubię otaczać się życzliwymi ludźmi. Mam swoją ekipę, która pracuje ze mną. Jesteśmy ze sobą naprawdę blisko. Ale lubię mieć czas na spotkania z przyjaciółmi, wspólne kolacje. Łapię takie momenty. Przez ostatni miesiąc miałem jeden dzień wolnego. Spędziłem go ze znajomymi na polu golfowym.
[...]
Dlaczego akurat tenis?
Moja mama była medalistką mistrzostw Polski i gdy ja byłem mały, uczyła grać tatę. Chodziłem z nimi i odbijałem sobie piłkę o płot. Widocznie rodzice dostrzegli we mnie potencjał, bo zapisali mnie na zajęcia. Chwyciłem rakietę i… po prostu chwyciło. Musiało mi się naprawdę bardzo spodobać. Z tamtego okresu nic nie pamiętam, przecież byłem dzieckiem. Wszystko znam z opowieści rodziców. Ale wydaje mi się, że tenis był moim przeznaczeniem. Tata fascynował się jeszcze koszykówką, a że ja jestem wysoki, to też w nią trochę grałem. Sprawiało mi to dużo przyjemności. Jak zresztą każdy sport.
W sprawach tenisowych konsultujesz się z mamą?
Mama nie wchodzi w skład mojego tenisowego zespołu. Mam trenera, trenera przygotowania fizycznego, fizjoterapeutę, menedżera. Mama jest od innych rzeczy. Ona daje mi wsparcie mentalne. Zawsze jest przy mnie, kiedy jej potrzebuję.
To ona namówiła Cię, żebyś się przeniósł do Monte Carlo?
To była wspólna decyzja, żeby tam zrobić bazę. Monte Carlo jest dla tenisistów doskonałym miejscem. Po pierwsze, mieszka tam ich całkiem sporo. Po drugie, zawsze jest piękna pogoda i cały rok gra się na dworze, a ja to lubię najbardziej. Pogoda i atmosfera sprzyjają treningom.
[...]
Jak wygląda Twój tenisowy kierat?
To nie jest dobre słowo, bo ja przecież nie gram w tenisa z przymusu. Bardzo lubię to, co robię. Chociaż z boku może to wyglądać, jakby moje życie składało się tylko z bycia na korcie albo w samolocie, żeby dostać się na kort. Teraz w Monte Carlo, zanim polecę na kolejne turnieje do Stanów Zjednoczonych, mam chwilę odpoczynku. Zaczynam rano od wizyty na siłowni. Potem jakieś niewielkie śniadanie i biegnę na kort. Trzy, cztery godziny gram. Potem rozciągam się. Idę na obiad. Potem już nie trenuję. Załatwiam jakieś drobne sprawy i idę na kolację ze znajomymi.
Niezły odpoczynek (śmiech). Nie jesteś czasem zmęczony? Nie chciałbyś spróbować innego, nietenisowego życia?
Gdy muszę fizycznie i psychicznie odpocząć, czasem robię sobie dzień wolny. Nawet kilka dni. Czytam wtedy książki, najchętniej te o samorozwoju. Zafascynowała mnie książka Novaka Djokovica „Serve to Win”, dzięki której zostałem weganinem. Teraz zdarza mi się raz na tydzień jeść ryby, ale bardzo przestrzegam diety. Nie piję alkoholu, bo nie mam z tego żadnej korzyści. Faktycznie, można mnie opisać słowem „świadomość”. Mam świadomość tego, co jest dla mnie dobre, a co powinienem odpuścić.
Dużo rzeczy Cię omija z powodu świadomego wyboru i skupienia się tylko na tenisie. Życie prywatne, kulturalne, polityczne.
Nie jestem mnichem (śmiech). Kocham samochody, czytam książki, pasjonują mnie biografie, odpoczywam, uprawiając inne sporty. Ale na odpoczynek od tenisa i na inne pozatenisowe rzeczy przyjdzie czas, gdy zdecyduję się na sportową emeryturę. Wtedy zwiedzę wszystkie kraje, w których teraz tylko gram, będę się spotykał z przyjaciółmi dużo częściej niż teraz i zrobię te wszystkie rzeczy, na które teraz brakuje mi czasu.
Czytaj także: Wojciech Fibak był jednym z najlepszych tenisistów w historii Polski. Jak potoczyło się jego życie?
Pełny wywiad z Hubertem Hurkaczem przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu „VIVA!”, dostępnym na rynku od czwartku 24. marca 2022 roku.