„Przyjaciół można mi pozazdrościć”. Czym się chwali, a czego się wstydzi Tomasz Kammel?
1 z 10
Sympatia widzów wyniosła go na sam szczyt. Spadał z niego dwa razy, ale porażki wiele go nauczyły. „Żyjemy w takiej formule: ciągłej rywalizacji, wyścigu, porównywania się. Ja mówię: chrzanię to. Nie muszę niczego nikomu udowadniać. Dla wszystkich starczy miejsca.”, mówi.
Tomasz Kammel już się nie boi, że coś straci. Najważniejsi dla niego są teraz przyjaciele, rodzina i to, że jeszcze nie czuje się dorosły, chociaż kończy dzisiaj 45 lat.
Co będzie robił po sześćdziesiątce i dlaczego nie chce zarabiać na manipulowaniu ludźmi, a także kilka innych sekretów zdradził VIVIE! w kilku wywiadach. Powiedział m.in. o tym, jak znosi porażki:
Tomasz Kammel: Niespecjalnie, raczej wyciągam wnioski. Stosuję zasadę golfisty: nie wyjdzie ci uderzenie, trudno. Największym błędem jest wściekać się z tego powodu. Analizuję, ale na zimno, gdy miną emocje. Po oddaniu strzału trzeba się zająć następnym dołkiem.
Polecamy: Tomasz Kammel stoi na środku Wisły w środku lata - tylko na sesji dla "Vivy!". Zobaczcie wideo
2 z 10
– Myślisz sobie: po co mi to było? Mogłem być anonimowy, pracować w szkole, bibliotece, na uczelni, wszędzie?
Tomasz Kammel: Jako siedmiolatek chciałem być kierowcą tira. Potem narciarzem. Aż przyszła telewizja, którą kocham najbardziej. Od pierwszego dnia na wizji wiedziałem, w co wchodzę. Ojciec nieraz opowiadał mi, jak to gazety bulwarowe gromadzą grube archiwa poświęcone znanym ludziom, coś na wzór akt personalnych. Trudno było w to uwierzyć, ale pewnie dzięki tym ostrzeżeniom udało mi się uniknąć wielu głupstw.
(...)
Praca w tej branży powoduje permanentny brak spokoju. Najważniejszym pracodawcą są widzowie. Oni zawsze mają rację i wiedzą, co im się podoba. Myślenie, że się jest ważniejszym od widzów, to najkrótsza droga do utraty ich sympatii. Następną grupą, dla której się pracuje, są zarządy stacji, czyli ci, którzy muszą mieć na względzie telewizję jako całość, nie mając niekiedy możliwości uwzględnienia interesów pojedynczych pracowników. Ostatnia grupa to media, portale i tabloidy potrzebujące codziennie ogromnej ilości medialnej pożywki. Ta pożywka nie musi być zdrowa, ale musi być jej dużo. Natomiast przejawów sympatii mam mnóstwo i za wszystkie jestem wdzięczny.
3 z 10
– Co dla Ciebie jest szczęściem?
Tomasz Kammel: Każdy z nas ma prawo do szczęścia, o czym się często zapomina. Na szczęście trzeba całe życie pracować. Gdy się je znajdzie, trzeba mocno o nie dbać. Dobrym przykładem jest życie moich dziadków. Są małżeństwem od ponad 60 lat. Kochają się, dbają o siebie, lubią spędzać razem czas. Sporo podróżują tylko we dwoje. Są naprawdę szczęśliwi.
– Rozumiem – miłość daje szczęście. A przyjaźnie?
Tomasz Kammel: Przyjaciół można mi pozazdrościć. Leszek Kołakowski w swoich dziesięciu przykazaniach, jak dobrze żyć, pisze: „przede wszystkim trzeba mieć przyjaciół”. Ja ich mam. Najwierniejszych z wiernych.
Polecamy: Tomasz Kammel stoi na środku Wisły w środku lata - tylko na sesji dla "Vivy!". Zobaczcie wideo
4 z 10
– Wierzysz w sprawiedliwość losu?
Tomasz Kammel: Wierzę w przyciąganie dobrych zdarzeń i zdrowy rozsądek.
5 z 10
– Sean Penn przez wiele lat nosił w portfelu wydarty z gazety komiksowy rysunek zdziadziałego pana w meloniku z podpisem: „Nie dorastaj. Dorośli ludzie mają gównianą pracę”.
Tomasz Kammel: Ja nie mam, broń Boże! Wręcz przeciwnie, moja praca robi się coraz fajniejsza, im bardziej ja dorastam. Bardzo lubię Seana Penna.
– Za niepokorność?
Tomasz Kammel: Za to, że jest człowiekiem, który pokazał, że pewna doza szaleństwa, buntu, ta niepokorność może być stałym elementem osobowości. Ludzi niepokornych powinno darzyć się specjalną atencją, bo to oni pchają świat do przodu. Niektórzy mówią o nich „wariaci”. Podczas powodzi w Nowym Orleanie Penn pływał łódką od domu do domu i namawiał ludzi, żeby uciekali i ratowali życie. Sam, bez kamer. Pomyślałem: jest gość. Poza tym myślę, że pod tym „nie dorastaj” on ukrywa przesłanie, żeby nie skostnieć, nie dać się stłamsić myśleniu typu: nie wypada, nie przystoi, nie mogę, nie mam siły. Żeby się w życiu nie poddawać.
– A Pan dorósł, tak definitywnie?
Tomasz Kammel: Ja się nie czuję specjalnie dorosły. Jak myślę o tym, ile mam lat, wzbudza to we mnie uśmiech zaskoczenia i pytanie: kiedy to się stało? Bo psychicznie, emocjonalnie jestem w innej czasoprzestrzeni. A z drugiej strony przychodzi refleksja, że ja już mam mnóstwo doświadczeń i wiedzy, która zdążyła się nagromadzić.
Polecamy: Tomasz Kammel stoi na środku Wisły w środku lata - tylko na sesji dla "Vivy!". Zobaczcie wideo
6 z 10
– Czuje się Pan niewolnikiem młodości?
Tomasz Kammel: Nie. Ale czas stał się moją pozytywną obsesją. Pomyślałem, że nie mam alternatywy. Prawda jest taka, że za 16 lat będę miał sześćdziesiątkę.
– A to jest ważna cezura?
Tomasz Kammel: Stwierdzenie faktu. Wtedy będę miał 60 lat, w związku z tym zamierzam przeżyć te 16 lat na takich obrotach, jakie lubię, bo potem nadejdzie moment, kiedy nie tyle trzeba będzie zwolnić, co zmienić sposób lotu. Albo zacząć zajmować się innymi rzeczami. Dlatego założyłem, bo ja lubię wytyczać sobie cele, że mam przed sobą 16 najlepszych lat w życiu. A później będą jeszcze lepsze (śmiech).
7 z 10
Tomasz Kammel: Opowiem pani historię. Pewien profesor psychologii ze Stanów zrobił badania w najbardziej rozwiniętych krajach świata i zauważył, że ludzi w firmach można podzielić na trzy grupy: dawców, rewanżystów i biorców. Ci, którym idzie najgorzej na drabinie sukcesu, to są dawcy, ponieważ dobro innych przedkładają ponad własne i chętnie pomogą koledze, choć sami w tym czasie coś zawalą. Przez to ich sukcesy bywają najmniej spektakularne. Jak pani myśli, kto jest na samym szczycie?
– Rewanżyści?
Tomasz Kammel: Rewanżystów jest w ogóle najwięcej na świecie i to jest oczywista rzecz, ponieważ ludzie mają taką naturalną tendencję do poczucia sprawiedliwości: ja coś zrobiłem dla ciebie, ty zrób dla mnie. Nie ma w tym nic złego. Biorca w potocznym mniemaniu to ten najgorszy: weźmie wszystko, a nic nie da. Ale proszę sobie wyobrazić, że na szczycie drabiny sukcesu w firmie są… dawcy.
– Czyli musi istnieć jakaś zasadnicza różnica charakteru między dawcami na górze a tymi z dołu tej drabiny?
Tomasz Kammel: Ci, którzy odnoszą sukces, mają odpowiednią strategię. Na przykład nie położę przed panią 20 paczek z prezentami, a tak zrobiłby ten z dołu, tylko dam pani jeden prezent, ale „uszyty” na miarę.
– Lubi Pan manipulować?
Tomasz Kammel: Nie manipuluję. Wpływam. Manipulacja jest wtedy, kiedy ja czerpię korzyści pani kosztem.
– Podoba mi się ta definicja. Szkoli Pan ludzi, „jak uwieść tłum”, mówiąc w skrócie, więc na pewno ma Pan propozycje szkoleń z różnych firm: jak manipulować klientami?
Tomasz Kammel: Mnóstwo. Zapewniam panią, że można na tym zarobić dużo pieniędzy. Ale ja jestem fanem zupełnie innego porządku świata.
Polecamy: Tomasz Kammel stoi na środku Wisły w środku lata - tylko na sesji dla "Vivy!". Zobaczcie wideo
8 z 10
– Podobno w życiu człowieka ważne są tak zwane punkty przełomowe. To może być obejrzany mecz bokserski, książka, spotkanie…
Tomasz Kammel: Przypominam sobie taką sytuację na stoku w Szklarskiej Porębie – poprosiłem kolegę o to, żeby zwiózł mój plecak z numerem startowym. Z jakichś powodów nie mogłem sam pojechać, a on powiedział, że mi go zwiezie. I tego nie zrobił. Okazało się, że ja nie mam numeru startowego w momencie, kiedy powinienem się zarejestrować do startu. Nie mogłem wystartować w zawodach. Generowało to cały szereg problemów i dla mnie oznaczało absolutną katastrofę. Do dziś pamiętam, jaki byłem zrozpaczony.
– I co Pan zrobił?
Tomasz Kammel: Poszedłem do trenera. Do człowieka, który dla mnie był absolutną ikoną, myślę nawet, że on był dla mnie takim archetypem ojca. Przychodzę i mówię mu o tym, że ja nie mam tego numeru, że to jest wina tego chłopaka, który mi go nie przywiózł… Jednym słowem z tej rozpaczy zacząłem się na kolegę skarżyć. I wtedy ten trener w bardzo dosadnych słowach powiedział mi, kim jestem według niego. To był bardzo spokojny człowiek, zdystansowany, i nagle z jego ust usłyszałem coś, co spowodowało, że mi się świat zawalił… (milczenie). To była masakra.
– Może Pan w jednym słowie ująć to, co usłyszał?
Tomasz Kammel: On mi powiedział, że jestem kanalią. Ja mu tłumaczyłem, że to wina tego chłopca – bo tak było – a on uważał, że wina leżała po mojej stronie, bo o swoje rzeczy powinienem troszczyć się sam. I nie ufać kolegom, którzy z miliona różnych powodów, być może ze złośliwości, z której ten chłopiec był znany, być może z roztargnienia nie załatwią tego, o co prosiłem. Elvis Presley nosił łańcuszek z napisem TCOB: Take care of biznes. Pilnuj swoich spraw. Przez bardzo długi czas to, co trener mi wtedy powiedział, było dla mnie niesamowicie trudnym przeżyciem. Świat poszarzał. Wstydziłem mu się na oczy pokazać. Aż w końcu dotarło do mnie…
– …że zaliczył Pan najcenniejszą życiową lekcję: pilnuj swoich spraw.
Tomasz Kammel: I ten moment, coraz mniej bolesny, całe życie mnie potem ratował. Przestałem się też zastanawiać: jak on mógł mi to zrobić? Myślę zresztą, że trener do dziś nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo był dla mnie ważny, jak go lubiłem, jakim był dla mnie autorytetem. Ale skończył się żal, pojawiły się refleksje. Powiem pani jeszcze jedno: już nigdy na nikogo nie naskarżyłem. Uważam, że donoszenie na innych to jedna z najobrzydliwszych ludzkich cech.
9 z 10
– Ciekawa jestem jak Pan przetrwał w telewizji tyle lat? Chociaż nie wiem, czy to słowo jest odpowiednie. Mówimy przecież: walka o przetrwanie, a Pan na tym ekranie po prostu jest: Tomasz Kammel. Facet z telewizji.
Tomasz Kammel: Po pierwsze, ludzie nie powinni wstydzić się prosić, pokazywać, że im na czymś zależy, że czegoś pragną. Druga rzecz – trzeba umieć dawać. A trzecia – być gotowym na to, żeby inni weryfikowali efekty twojej pracy. Ludzie chcą mnie oglądać, akceptują, lubią, mam wysoką oglądalność – proszę bardzo, jestem na ekranie.
– Ale kiedy coś nie wychodzi?
Tomasz Kammel: Nigdy nie próbuję wcisnąć się gdzieś na siłę, pokazując, że ja mam tutaj fajnych kolegów na szczycie i oni mi to załatwią. Zawsze chciałem być tam, gdzie mnie chcieli, a nie tam, gdzie ktoś mi „załatwił” robotę. W Hollywood mają to swoje słynne powiedzenie: „Jesteś tak dobry, jak twój ostatni film”. I to jest ekstra. Rzeczywiście w moim zawodzie tak jest, że constans, stanie w tym samym miejscu oznacza regres. Ja muszę cały czas iść do przodu, szukać nowych rzeczy.
– Na tej wyboistej drodze ma Pan jakieś swoje koła ratunkowe?
Tomasz Kammel: Przyjaciół. Jestem wierny pierwszemu przykazaniu dekalogu profesora Leszka Kołakowskiego „Przyjaciele ponad wszystko”. Bardzo mocno o to dbam. Poza tym rodzinę i wielowątkowość zawodową. Szkolę ludzi, wygłaszam wykłady motywacyjne, udzielam indywidualnych konsultacji, zdarzyło mi się napisać dwie książki, prowadzę kanał na YouTube. Jak któraś z tych nóżek mi ucieka, to staram się tak życie zaplanować, żeby nie podcięła mi innych.
Polecamy: Tomasz Kammel stoi na środku Wisły w środku lata - tylko na sesji dla "Vivy!". Zobaczcie wideo
10 z 10
Tomasz Kammel: Ja jestem człowiek wstydliwy i miałem dużo takich lęków. Jedni z tym żyją, drudzy biorą tabletki, a jeszcze inni piją alkohol. Ja się fatalnie czuję po alkoholu, jestem w ogóle antyużywkowy, więc zacząłem szukać sposobów, jak się tego lęku pozbyć, i odkryłem milion różnych ważnych dla mnie życiowo rzeczy. Na przykład zastanowiłem się, jak to jest z tym moim wizerunkiem, że widzowie przez lata mówili: „W telewizji jest pan taki niedostępny, a na żywo taki fajny”.
– I do jakich wniosków Pan doszedł?
Tomasz Kammel: Że na ten dysonans wpłynęło bardzo wiele różnych czynników. Po pierwsze, hermetyczne studio, jakie było w Jedynce, kiedy ja tam byłem prezenterem, formy i treści, które wtedy telewizja miała do przekazania, plus to, że w głębi duszy myślałem sobie tak: jestem chłopakiem z Jeleniej Góry, nie znam się na sporej części tematów, które poruszamy, nie potrafię zrobić tego, tego i tamtego, przecież oni zaraz się zorientują i mnie stąd wywalą, a to jest najpiękniejsza praca na świecie. Więc się usztywniałem, udawałem zdystansowanego, żeby się nie odsłonić, żeby mnie ktoś pod tym pancerzem przypadkiem nie trafił. Ile lat można żyć w takim lęku? Ile lat można pozować?
Polecamy: Tomasz Kammel stoi na środku Wisły w środku lata - tylko na sesji dla "Vivy!". Zobaczcie wideo