Misheel Jargalsaikhan: „W życiu przede wszystkim chodzi o człowieczeństwo i o patrzenie na drugiego człowieka nie tylko przez pryzmat wyglądu”
„Podstawą do akceptacji jest edukacja”
- Katarzyna Piątkowska
Na początku dla polskich widzów była egzotyczna. Ale pochodząca z Mongolii, a wychowana w Polsce Misheel Jargalsaikhan szybko podbiła serca fanów serialu „Rodzina zastępcza”. Dziś łączy skrajne zawody – występuje w serialu „BrzydUla” i zajmuje się medycyną naturalną.
Pochodzisz z Mongolii, a w Polsce mieszkałaś najpierw w małym miasteczku. Spotkałaś się tam z rasizmem?
W każdym kraju rasizm istnieje. Niejednokrotnie słyszałam: „Czing, czang, czong, portfel wsiąkł”. Najgorsze jest to, że te słowa padały nie tylko z ust dzieci, ale też dorosłych.
Nie masz żalu?
Do tych dzieci, które za mną biegały i tak mówiły? Nie. Ale od początku z tym walczyłam. Gdy ktoś mnie w ten sposób zaczepiał, mówiłam piękną polszczyzną: „Czy potrafisz powiedzieć coś jeszcze w tym języku? Ja go nie znam”. Na pytanie, czy jestem z Chin, mówiłam, zgodnie z prawdą, że nie. I pytałam, czy może wymienić trzy inne azjatyckie państwa. Wtedy zapadała cisza.
Sprawdź też: Omenaa Mensah: „W tej szerokości geograficznej, czyli w Polsce, jestem inna”
Zawstydzałaś?
To był jedyny sposób. Starałam się sprowokować do rozmowy, nie chciałam odpowiadać agresją. Może wstyd spowodował, że następnym razem ktoś odpuścił? A przecież różnorodność jest czymś pięknym i naturalnym. Każdy z nas jest wyjątkowy, niezależnie od tego, jak wygląda i skąd pochodzi. Wydaje mi się, że brak akceptacji wobec różnorodności wynika z niewiedzy i braku doświadczenia. Te dzieci zapewne nie wiedziały nic na temat Mongolii, z której pochodzę. Byłam dla nich egzotyczna. Może dlatego tak reagowały?
Moim zdaniem podstawą do akceptacji jest edukacja. Jak wiesz, że coś istnieje, to się nie dziwisz, że jest, i masz do tego szacunek. Poza tym to działo się na początku lat 90. Nie było internetu, telefonia komórkowa dopiero się rozkręcała, ludzie rzadziej wyjeżdżali. Teraz jest zupełnie inaczej. W Warszawie mieszkam od 14. roku życia i widzę, jak to miasto się zmienia, staje się bardziej kosmopolityczne. Kiedyś byłam jedną z niewielu Azjatek. Teraz jest nas coraz więcej. Świat się otworzył na różnorodność. Firmy i uczelnie dbają o to, żeby dać każdemu takie same szanse. Cieszę się, że Polska od tej filozofii nie odstaje.
Czujesz się Polką czy Mongołką?
I Polką, i Mongołką. Urodziłam się w Ułan Bator, ale do Polski przyjechałam w 1991 roku, jak miałam trzy lata. Moja mama, która jest lekarzem, dostała tu trzyletni kontrakt w szpitalu.
[...]
Zagrałaś w serialu „Rodzina zastępcza”, który pierwszy pokazał Polakom, że różnorodność jest w porządku.
Pojechałam z mamą na casting do Warszawy. Przyszło mnóstwo dzieci, nie tylko pochodzenia polskiego. Wydaje mi się, że produkcji zależało, aby serial był nie tylko rozrywką, ale miał też walor edukacyjny. Zatrudniono mnie i Olę Szwed. Konkurowałyśmy o rolę Zosi, która w założeniu miała być niebieskooką sepleniącą blondynką (śmiech). Na początku byłyśmy dla widzów egzotyczne. Szybko jednak zyskałyśmy ich sympatię. Ludzie zaczęli patrzeć na moją bohaterkę przez pryzmat tego, jaki ma charakter, co robi, jak się zachowuje, a nie na to, skąd pochodzi i jak wygląda. Przestała być dla nich dziewczynką z Azji, a stała się po prostu Zosią.
[...]
Tata nauczył Cię też tolerancji?
Tak jak cała moja rodzina i wiele mądrych osób, które spotkałam na swojej drodze. W życiu przede wszystkim chodzi o człowieczeństwo i o patrzenie na drugiego człowieka nie tylko przez pryzmat wyglądu. Absolutnie nie wymagam, żeby ktoś nie widział tego, że jestem Azjatką, bo jestem i jestem z tego dumna. Chodzi o to, żebyśmy widzieli swoje wnętrze i to, co sobą reprezentujemy, bo to rodzi szacunek, czyli podstawy do funkcjonowania w społeczeństwie, które na szczęście zmienia się i otwiera na różnorodność.
Gdy co roku wyjeżdżaliśmy na wakacje na step, miałam nawet swoją krowę, o którą musiałam dbać, jeździłam konno, szyłam. Babcia nauczyła mnie i wszystkich moich kuzynów, żeby nie patrzeć na ludzi stereotypowo. Dzięki niej wiem, że jeżeli jestem w czymś dobra, nie ma znaczenia, czy jestem kobietą czy mężczyzną, Polką czy Mongołką. To ona nauczyła mnie otwartości na siebie samą. Na swoje mocne i słabe strony. I to jest właśnie piękne w różnorodności, która jest w nas samych, bo to ona popycha nas i świat do rozwoju.
Cały wywiad dostępny w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od 24 lutego 2022 roku
Zobacz też: Omenaa Mensah dzięki pomaganiu odnalazła miłość: „I to jest dla mnie największa nagroda”