Mariola Bojarska-Ferenc: „Każdą chwilę chcę spędzać najpiękniej, jak się da”. Zdjęcia z sesji!
1 z 4
Mariola Bojarska-Ferenc, bohaterka najnowszej VIVY!, jest babcią, ale swoją energią i sprawnością może zawstydzić niejedną 20-latkę. Sama mówi o sobie, że jest po prostu kobietą dojrzałą, ale nie wygląda na swój wiek. Czego to zasługa?
Mariola Bojarska-Ferenc: Też. Moja mama całe życie była szczuplutka. Odziedziczyłam figurę po niej – chude nogi, chude ręce. Ja jednak całe życie trenowałam, w młodości uprawiałam gimnastykę artystyczną, balet nowoczesny, a potem fitness. Najważniejsze jednak jest odżywianie. Jem zdrowo, głównie ryby, warzywa, kasze. Jako dojrzała kobieta nie przejmuję się kilogramem w tę czy w tamtą stronę, chcę zachować równowagę i czuć się kobieco. Chcę normalnie żyć, a nie być zakładnikiem chudej, anorektycznej sylwetki. Uwielbiam wyszukaną kuchnię, najlepsze restauracje świata, degustuję wszystko. Zdarza mi się też zgrzeszyć, na przykład tortem bezowym. Myślę, że to, jak wyglądam i jak się czuję, jest kompilacją zdrowego trybu życia i ćwiczeń, nastawienia psychicznego i genów. Trenuję minimum godzinę dziennie. Dzięki temu, gdy w „Pytaniu na śniadanie” podczas wywiadu ze mną 82-letnia Helena Norowicz „rozjechała się do szpagatu”, to ja też zrobiłam szpagat. I tak dwie dojrzałe kobiety w szpagacie rozmawiały sobie o życiu. To był precedens, wcześniej chyba wywiadu w szpagacie w telewizji nie odnotowano.
– Rozumiem, że nie tylko mówisz o zdrowym stylu życia, ale taki prowadzisz. Jak wygląda Twój dzień?
Mariola Bojarska-Ferenc: Zaczynam wcześnie rano. Bez śniadania nie wychodzę z domu. Jeśli mam „Pytanie na śniadanie”, to przygotowuję się do występu, a po nim zawsze spotykam się na kawę z moją przyjaciółką i omawiamy program. Lubię słuchać konstruktywnej krytyki. Cztery godziny dziennie, a czasem więcej pracuję przy komputerze – odpowiadam na maile, piszę książki i artykuły. W ciągu dnia zawsze muszę wygospodarować czas na trening. Jeśli jestem bardzo zajęta, to jest to szybki marsz na bieżni albo na świeżym powietrzu, w zależności od pogody. A jak mam czas, to daję sobie porządnie w kość w siłowni – staram się poruszyć każdy mięsień. Zawsze z mężem jemy wspólny posiłek. Nie wyobrażam sobie dnia bez tego rytuału. Czasami udaje nam się zjeść wspólnie obiad, ale zazwyczaj to jest kolacja.
Jak spędza czas z wnuczkami? Ile godzin w tygodniu trenuje? Często pozwala sobie na odstępstwa od diety? Cały wywiad z Mariolą Bojarską-Ferenc w najnowszej VIVIE!. Od 14 lipca w kioskach.
Polecamy: Mariola Bojarska-Ferenc: „Mam 55 lat i wciąż staram się rozwijać”. Co robi, że tak wygląda? WIDEO
2 z 4
Mariola Bojarska-Ferenc: Bez pasji człowiek jest pusty. W życiu wszystko jest ważne i trzeba umieć to mądrze połączyć, ale rodzina jest dla mnie najważniejsza. Jest podstawą wszystkiego. Bez jej wsparcia nie mogłabym pracować na takich obrotach, to ona mnie nakręca. Jak mam spokój w domu, lepiej mi się tworzy programy, książki. Dobra atmosfera jest dla mnie inspiracją. Niedawno urodziła mi się wnuczka. Jest moim oczkiem w głowie, bo całe życie czekałam na córkę, ale się nie doczekałam, więc mam ją. Na dodatek jest podobna do mnie – jest ciągle uśmiechnięta, po prostu cała Mary. Totalnie zwariowałam na jej punkcie. Szaleję w sklepach z rzeczami dla dzieci. Ostatnio, kiedy byłam w Nowym Jorku w operze, po spektaklu wykupiłam pół tamtejszego sklepu: baletowe sukienki, płyty z muzyką, płyty DVD z podstawami baletu dla maluchów. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie ze mną tańczyć… Chcę, by Victoria i Marcel byli wysportowani. Mają już karnet na fitness dla dzieci i ćwiczą. Niestety, nie mam czasu na typowe „babciowanie”, przychodzę, kiedy mam czas, a nie na dyżury. Kiedy do nich wpadam, ubieram się w dresik, siadam na podłodze i jestem kotkiem, pieskiem, robię fikołki, ćwiczę angielski, zamieniam się w dziecko. Patrzę na nich i myślę: Jak ten czas szybko płynie.
Polecamy: „Młodzi mają więcej problemów z seksem niż dojrzali”. Mariola Bojarska-Ferenc przełamuje stereotypy dotyczące wieku
3 z 4
Mariola Bojarska-Ferenc: Jak człowiek jest młody, rzuca się z motyką na słońce, miota się, czasami bardziej nerwowo podchodzi do pewnych rzeczy. A ja już jestem spokojna. Nie boję się wyrażać swoich opinii, iść pod prąd, a najważniejsze – doszłam do wniosku, że nie mam czasu na bylejakość.
– Nie dziwi mnie to. Przecież jesteś perfekcjonistką.
Mariola Bojarska-Ferenc: Zawodowo oczywiście tak, ale ja mówię na przykład o odcięciu wszystkich byle jakich znajomości. Zostawiłam przy sobie tylko ludzi, których cenię, którzy są dla mnie w jakiś sposób ważni. Gdy byłam młoda, dawałam nieskończone ilości szans ludziom, którzy na to nie zasługiwali. Różnie na tym wychodziłam. A gdy dojrzałam, doszłam do wniosku, że nie mam już na to czasu. Teraz każdą chwilę chcę pielęgnować i spędzać najpiękniej, jak się da. Żyje się tylko raz i trzeba to życie maksymalnie wykorzystać. I już wiem, że nieważne, czy mnie ktoś lubi, czy nie. Ważne, żeby mnie szanował.
– Twoi współpracownicy mówią o Tobie Mrs. Perfect.
Mariola Bojarska-Ferenc: Jestem bardzo poukładana. W pracy musi być najlepiej, jak się da. To prawda, że jak nie jest perfekt, to się wkurzam. Jestem potworem, detalistką, potrafię wrzasnąć, ale podobno najgorsza jest moja mina, gorsza od postrzału. Nigdy się jednak nie gniewam. Lubię pracować z najlepszymi w branży. Słyszałam, że się mnie czasami boją. Ale tylko jak nawalą. Lubię, jak wszyscy pracują na najwyższych obrotach. Była taka sytuacja, że gwiazda, którą zaprosiłam do programu, chciała odwołać swoje przyjście wieczorem przed programem. Jednak przyszła, bo podobno bała się do mnie zadzwonić z tą informacją, podobnie zresztą jak jej menedżerka. Trzeba się szanować w branży – albo ktoś jest zawodowcem, albo nie. Nie znoszę niesłownych ludzi. Z takimi pracuję pierwszy i ostatni raz.
Polecamy: Mariola Bojarska-Ferenc: „Mam 55 lat i wciąż staram się rozwijać”. Co robi, że tak wygląda? WIDEO
4 z 4
Mariola Bojarska-Ferenc: Sport był zawsze w moim życiu. Gdy miałam siedem lat, wybrano mnie do gimnastyki artystycznej. Kiedyś trenerzy chodzili po szkołach i szukali talentów. I tak mnie znaleźli. Tak bardzo chciałam ćwiczyć, że zanim dostałam zawiadomienie o tym, że zostałam przyjęta, pojechałam bez wiedzy rodziców tramwajem do Akademii Wychowania Fizycznego, odnalazłam trenerkę i zapytałam, dlaczego jeszcze zawiadomienia nie dostałam. Miałam siedem lat. Nie wiedziałam, że najpierw informują gimnastyczki sportowe, a potem dopiero artystyczne. Potem po kilka godzin spędzałam w sali gimnastycznej. Byłam w kadrze Polski. Zdobywałam medale. Życie spędzałam na obozach sportowych. Ostra dieta, trening na granicy wytrzymałości, sińce na nogach, strupy na brodzie, pęcherze z krwią na palcach od kręcenia piruetów – to była moja codzienność. Wyglądałam anorektycznie – sama skóra i kości.
Rozmawiała: Katarzyna Piątkowska
Zdjęcia: Marlena Bielińska/MOVE
Stylizacja: Jola Czaja
Asystent stylisty: Monika Niemotko, Aleksandra Jędruszczak
Makijaż: Julita Jaskółka
Fryzury: Emil Zed/Van Dorsen Talents
Rekwizyty: Maria
Produkcja: Paulina Aleksiejuk
Polecamy: „Młodzi mają więcej problemów z seksem niż dojrzali”. Mariola Bojarska-Ferenc przełamuje stereotypy dotyczące wieku