Jak wygląda wigilijny wieczór w rodzinnym domu Magdy Gessler?
„Tylko w Polsce jest taka magiczna Wigilia”
Magiczne chwile. Jedyna, zaczarowana, tradycyjna. Taka Wigilia zdarza się tylko w Polsce. Jak może wyglądać ten niezwykły wieczór, co warto przygotować na święta? Specjalnie dla VIVY! opowieść najsłynniejszej polskiej restauratorki Magdy Gessler i jej córki Lary. Przypominamy archiwalny materiał VIVY! z 2011 roku i sesję autorstwa Izy Grzybowskiej.
Tradycja to świętość
W domu mogło być biednie, ale na Boże Narodzenie nie zaciskało się pasa. „Pochodzę z rodziny, dla której tradycja to świętość i jeśli czegoś zabraknie na stole, jest draka”, mówi Magda Gessler. Najpiękniejsze święta były w Komorowie u dziadków. W kuchni niepodzielnie rządziła babcia Irena, piękna kobieta, z pochodzenia Rosjanka. Z największym kunsztem wyrabiała ciasto, w samej halce, bo ciepło buchało od pieca węglowego. „Babcia z Olgą, moją mamą, tworzyły nieprawdopodobną aurę. Nigdy nie uważały kuchni za zło konieczne. Nie były gospodyniami, lecz damami, a to, co tam wyczyniały, graniczyło ze sztuką”, dodaje Magda.
Pamięta też, jak jej mama, żona korespondenta Polskiej Agencji Prasowej Mirosława Ikonowicza, czarowała znajomych ojca, dziennikarzy i polityków nie tylko urodą, ale i pysznymi daniami. Robiła świetne kołduny, maleńkie jak łyżeczka do espresso, w zabaglione z lubczykiem. „Tą potrawą zawojowała Fidela Castro, którego podejmowała w naszym domu w Hawanie”.
Gdziekolwiek tata był korespondentem – na Kubie, w Bułgarii, Madrycie czy Rzymie – święta musiały być polskie. Na stole pojawiał się wykrochmalony, zaprasowany w gwiazdę obrus, a pod nim sianko. „Bardzo lubiłam tę przedświąteczną atmosferę, ale pamiętam moją umordowaną mamę, babcię i siebie przed każdym Bożym Narodzeniem, te czary-mary były autentyczną męczarnią, zwieńczone zawsze magicznymi świętami”, mówi Magda.
Narodziny gwiazdy
Larze najpiękniejsze święta kojarzą się z jej dzieciństwem i magicznym domem w Łomiankach. To był dom utkany z marzeń mamy. Czuło się w nim południowe klimaty, niczym z Włoch, Korsyki czy Majorki. Babcia Olga wnosiła do tego ducha starej Europy. Jej charyzma, trzymanie nad wszystkim pieczy w połączeniu z żywiołowością mamy dawały w święta cudowny efekt.
„W kuchni pozwalano dzieciom wykrawać ciasto na pierogi. Przed samą Wigilią musiały się gdzieś schować, a dorośli obracali wszystko w bajkę, jakiej nie wymyśliłby Christian Andersen”, wspomina Lara. „Przy drobiazgowości mojego taty (Piotr Gessler, drugi mąż Magdy – red.), który najmniejsze prezenty pakował osobno, choinka była nimi zasypana”. Pamięta, jak w końcu usłyszała, że Mikołaja nie ma, bo mama krzyknęła do taty: „Piotrek, to gdzie są prezenty dla dzieci?” A tata odpowiedział, że w garażu. Ale nie przyznała się, że wie. Chciała, żeby też mieli frajdę.
„Pochodzę z rodziny, dla której tradycja to świętość i jeśli czegoś zabraknie na stole, jest draka”
W ubiegłym roku święta w Łomiankach były wyjątkowe – znów stawiła się prawie cała rodzina w komplecie. „Myślę, że świadczy to o dużej dojrzałości, bo jesteśmy zbiorem indywidualistów. Ale im jesteśmy starsi, tym więcej w nas zrozumienia i szacunku dla innych. Chociaż każdy idzie swoją ścieżką”, mówi Lara, od niedawna współwłaścicielka kawiarni w warszawskiej Królikarni. Nie chce w żaden sposób konkurować z matką. „To miejsce powstało z myślą o dzieciach. Latem można zamówić tam kosze piknikowe na konkretny dzień i godzinę. Przyjść na spacer do Królikarni, a koc z koszem będzie już czekał”.
Właśnie wróciła z Nowego Jorku, gdzie uczyła się dekorowania tortów, godzinami siedziała też w księgarniach, przeglądając tamtejsze książki kucharskie. „Są niesamowite. Ale jeśli chodzi o wyczucie smaków, to wyprzedzamy Amerykanów o lata świetlne”. Zawsze chciała wszystko osiągać sama. Lubi samodzielność, uporządkowany świat. Marzyła o zoologii, skończyła socjologię. Ma dziś 22 lata. „A kuchnia sama ze mnie wyszła”, śmieje się. Kiedy po zajęciach na uczelni koledzy szli do baru, wracała do siebie i pichciła. To było jak antystresowa kuracja. „Ludzie zaczęli próbować moich potraw, wszystko im smakowało. Ktoś chciał, żeby przygotować mu rocznicową kolację. Ktoś inny zaproponował, żebym otworzyła z nim knajpę. Szok! Nie podejrzewałam się o takie zdolności”.
Generał w kuchni
Dawniej trzymała się z dala od kuchni. Lepszy od niej zawsze okazywał się starszy brat Tadeusz, który świetnie gotuje i fotografuje smaki jedzenia (syn Magdy z pierwszego małżeństwa z niemieckim dziennikarzem Volkhartem Muellerem). A przy mamie już sama myśl, że można zrobić jakąś fajną potrawę, wydawała się niebywałym zuchwalstwem. Mama zawsze ją onieśmielała. Była szczerym i surowym krytykiem. Lara pamięta, jak pokazała jej swój rysunek, miała wtedy cztery lata. A mama rzuciła na to okiem: „Nie rysuj, bo to ci nie wychodzi!”, stwierdziła.
„Kuchnia sama ze mnie wyszła”, mówi Lara
„Kiedyś byłam u niej, a ona mówi: »Zrób spaghetti bolognese!«. Wpadłam w panikę, takich rzeczy nie jem, już wtedy byłam wegetarianką. Na koniec usłyszałam: »Wiesz, Lara, to całkiem niezłe!«. Czułam, jakby dodała mi skrzydeł. Ta bajka wciąż trwa. Od pewnego czasu mama jest dla mnie wspaniała. Dzwonię, żeby czymś się pochwalić, a ona mówi: »Super, tak trzymaj!«. Cieszymy się z tych samych rzeczy, bywamy na tych samych imprezach”.
Magda: „Lara stała się moją największą przyjaciółką, mam w niej wielkie oparcie. Przed nią mogę się otworzyć, pozwolić sobie na największą szczerość. Myślę, że dopiero teraz zaczęła mnie doceniać, chociaż zostawiłam jej ojca. Jest bardzo odważna, to świetna dziewczyna. Strasznie kiedyś się o nią martwiłam, ale ze wszystkimi trudnymi sprawami wspaniale sobie poradziła. To ja bardziej się pogubiłam w życiu, schrzaniłam wiele rzeczy”, przyznaje.
Wie, że dzieci nie miały z nią łatwego życia. Nie była matką na wyciągnięcie ręki, tylko matką artystką walczącą o życie dzień po dniu. A kobieta nie może karmić, matkować, kochać i odpowiadać za wszystkie rzeczy praktyczne i materialne! „W tym wszystkim nie starczyło mi zdrowego rozsądku, że są ważniejsze rzeczy od pracy czy kariery”, dodaje. „Moje dzieci na nowo uczą mnie szacunku do ludzi i samej siebie, do każdej chwili, jaką się przeżywa. Dzięki temu polubiłam siebie. Zyskałam akceptację dzieci, to jest cudowne uczucie”.
Lara nie lubi zbytniego poklasku, życia na świeczniku, które z mamy zrobiło celebrytkę. Nie potrafiłaby tak jak ona pracować naraz w tylu miejscach. „Wystarczy mi jedno, gdzie będę piec swoje ciastka. Poza tym muszę mieć nad wszystkim kontrolę, inaczej bym zwariowała”. Twierdzi, że jest kompletnie inna od matki, chociaż odbiera świat na podobnych falach: „Mama mówi, że gotuje, kiedy jest szczęśliwa, a maluje, kiedy jest smutna. Nie maluję jak ona, ale jak jestem przygnębiona, kuchnia mnie nie nęci”.
Dla Magdy kuchnia to pole dla wyobraźni, sztuka autokreacji, niemal narcyzm, a przy okazji biznes. Jeśli szuka się tam tylko pieniędzy, to na pewno nic z tego nie będzie. Kiedy słyszy, że jest bizneswoman albo gorzej – maszynką do robienia pieniędzy, to się wkurza. Mówi, że tworzy pasje, pomysły, smaki, zmysł estetyki. Lara: „Mama jest kobietą renesansu – maluje, dekoruje, gotuje i pisze książki. Tak było zawsze, może przez to cierpieliśmy z bratem. Ale jest cudowną, wrażliwą osobą, w pewnym sensie nieprzystosowaną do społeczeństwa. Chociaż okazuje się czasami dla niego większym błogosławieństwem niż ono dla niej”.
Pod burzą niesfornych loczków Magdy Gessler i artystycznym kamuflażem kryje się osoba uporządkowana. „W kuchni to po prostu generał”, mówi jej córka. „Jak się coś robi, natychmiast trzeba zlikwidować bałagan. Aż osłupiałam ze zdziwienia, kiedy po raz pierwszy gotowałam z mamą. Wszystko musiało być zrobione po kolei: po przesianiu mąki od razu trzeba było umyć sitko, posprzątać, by mieć pole do dalszego tworzenia”.
Pościć, żeby jeść
Przed ostatnią Wigilią w Toronto u Waldka, męża Magdy, obie piekły makowiec. Był olbrzymi, miał jakieś półtora metra. A potem się okazało, że nie zmieści się w piekarniku!
W te święta Lara zrobi swoje ulubione śledzie pod szubą, ze startym jabłkiem i buraczkami. Bo jak mówi jej mama: „Kiedy nie ma śledzia, to jest dramat”. A jeśli śledź się nie uda, to Magda po prostu umiera. Dobry śledź to wielka tajemnica.
W kwestii świąt obie z mamą są mocno ortodoksyjne. Wszystkie produkty muszą być najwyższej jakości. Jeśli karp, to z Opola Lubelskiego, jeśli grzyby, to z Hajnówki, mak ma być polski, nie zaś turecki. Ale najlepsze migdały pochodzą zawsze z Ibizy. Nie ma bylejakości. Faszerowany karp urasta u Gesslerów do rangi świętości. Farsz powinien być kilka razy mielony z migdałami i uprażoną na maśle cebulką. „Jak w każdej potrawie jest odrobina świąt, wtedy dom obrasta w zapach”, mówi Magda. „Na koniec do pieca idą ciasta drożdżowe, które wyganiają grzybowe i rybne aromaty, czyszczą dom, jakby się przeleciało go miotłą”. Marzy jej się przaśna Wigilia. Kocha pościć, bo kiedy hoduje się w sobie głód, to potem wszystko smakuje. „Zapatrzyliśmy się w świat, a ten dzień powinien być emanacją polskości i tradycji. Tylko w Polsce jest taka magiczna Wigilia. Jedyna, zaczarowana i rytualna”.
Lara: „W mamie odzywa się patriotka”. „Gotuję, więc wiem, kim jestem”, śmieje się Magda.
1 z 6
Rodzinne święta Magdy Gessler
2 z 6
Rodzinne święta Magdy Gessler. Na zdjęciu córka Lara
3 z 6
Rodzinne święta Magdy Gessler
4 z 6
Rodzinne święta Magdy Gessler
5 z 6
Rodzinne święta Magdy Gessler
6 z 6
Rodzinne święta Magdy Gessler