Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr: „Pomoc wynika z zaufania. A zaufanie jest jednym z piękniejszych darów”
„Życie każdego człowieka jest bezcenne”. Małżonkowie szczerze o pomaganiu uchodźcom
- Beata Nowicka
Power couple współczesnych czasów. Trendsetterzy pomagania uchodźcom. Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr opowiadają Beacie Nowickiej o tym, dlaczego warto być w życiu przyzwoitym człowiekiem. I nie tylko… "Chodziło o to, żeby chociaż w drobnym stopniu móc nadać sens swoim działaniom, swojemu życiu. A to jest najbardziej spektakularne i bezdyskusyjne w pomocy drugiemu człowiekowi", podkreśla Maciej Stuhr.
Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr o pomaganiu uchodźcom
Zamiast siedzieć przed telewizorem, czytać gazety i zadręczać się, dlaczego nic się nie zmienia, zostaliście… trendsetterami pomagania.
[...]
Katarzyna: To naturalne, że jak na naszej drodze pojawia się bezdomny pies, to go przygarniamy. Potem pojawił się drugi, niewidomy. Kilka lat temu Monika Głuska-Durenkamp zaprosiła mnie na wegańskie gotowanie do restauracji Vege Małpa. Pamiętam, że nie mogłam dogadać się z czeczeńskimi kobietami, bo nie znam ani czeczeńskiego, ani rosyjskiego, ale robiłam pasty tahini i kroiłam różne rzeczy. Powiedziałam, że zawsze mogę pomóc, kogoś gdzieś zawieźć, przywieźć, wziąć jakieś dziecko na weekend. Tydzień później przywiozłam do domu Edelbeka. Był bardzo przestraszony, usnął na podłodze, nie chciał jeść. Zadzwoniła do nas jego mama i po rosyjsku tłumaczyła Maćkowi, że jej syn jest straumatyzowany, że tata go głodził. Czułam, że ta historia jest na tyle ważna, że nie mogę jej bagatelizować. Wtedy po raz pierwszy umówiłam się z Madiną. Spotkałyśmy się raz, drugi, trzeci i gadałyśmy na migi. Zaczęła się pandemia, Madina, która pracowała jako sprzątaczka, straciła pracę, nie miała z czego żyć. Usiadłam wtedy z Maćkiem i powiedziałam, że Madina nie ma gdzie mieszkać i czy może zamieszkać u nas. A Maciek odpowiedział: „OK”.
Tak… po prostu?
Maciej: Mniej więcej tyle trwało. Gdybyśmy zasiedli przy stole, zrobili tabelki za i przeciw, co nam grozi, a co zyskamy, nie wiem, czybyśmy się wtedy zdecydowali i kiedykolwiek później. To była krótka piłka. Akcja–reakcja.
Madina spędziła z Wami prawie rok. Czego Was to nauczyło?
Maciej: Od tamtego czasu gościliśmy w domu wiele osób różnych narodowości, religii, wieku, wykształcenia, a jednak wszyscy mają wspólny mianownik. Kiedy otwierasz swój dom w momencie, kiedy ktoś tego naprawdę potrzebuje, rodzi się między ludźmi coś trudnego do opisania i opowiedzenia na łamach prasy. Nie chciałbym sprowadzać wszystkiego do wdzięczności i zaciągniętego długu. Pomoc to jest jedno. Ale ta pomoc wynika z zaufania. A zaufanie jest jednym z piękniejszych darów, które można ludziom ofiarować. Powiedzieć: „Ufam ci”. To jest coś obezwładniającego. Dla obu stron.
[...]
Pomóc uchodźcom czy nie pomagać. Jednym wolno, innym nie wolno.
Katarzyna: Tu nie ma dylematu. Dla mnie i Maćka nie ma znaczenia, czy ktoś pochodzi z Afganistanu, Syrii, Iraku czy Ukrainy. Nikt nie powinien cierpieć z powodu strachu przed bombami, głodu, braku wody, dachu nad głową. Ja się na to nie zgadzam. Nie daję sobie prawa do oceniania, czyje życie więcej znaczy. Czy lepiej uratować kobietę, czy mężczyznę? Muzułmanina czy katolika? Nikt nie zasługuje na śmierć w lesie z głodu i zimna. Na granicy białoruskiej spotkaliśmy się z nieludzkimi historiami. A z drugiej strony poznaliśmy wielu fantastycznych mieszkańców tamtych terenów. Całe dnie i noce przez długie miesiące chodzili po lesie, zostawiając jedzenie i ciepłe okrycia dla uchodźców, pomagając chorym, biorąc ich pod swój dach, czasem odbierając porody martwych dzieci. Tragiczne, ale też budujące. Życie każdego człowieka jest bezcenne.
Zobacz też: Katarzyna Błażejewska-Stuhr i Maciej Stuhr o pierwszym spotkaniu i miłości
Maciej: garnitur Ann Demeulemeester / Vitkac.com Kasia: sukienka Alaia / Vitkac.com
Porażająco prosta prawda, ale może – jak Pan mówił – nadajemy się do reedukacji.
Katarzyna: Kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, w szkole Staszka powstał punkt recepcyjny. Stamtąd zaprosiliśmy pierwszą rodzinę ukraińsko-afgańską, zdawaliśmy sobie sprawę, że muzułmanom trudniej będzie znaleźć miejsce. Byli u nas sześć dni. W czasie ich pobytu Staszek zapytał: „Dlaczego my nic nie robimy i nie pomagamy?”. Spojrzeliśmy na siebie z Maćkiem z konsternacją. Dla Stasia fakt, że uchodźcy mieszkają w naszym domu, jest już normą. Dopiero przygotowanie torby z zabawkami i ubraniami dla ukraińskich dzieci uspokoiło jego sumienie. Maciek w nocy odwiózł naszych gości na dworzec, a następnego dnia rano zadzwonił domofon. To była sąsiadka: „Słyszałam, że już nie macie uchodźców? Może chcecie następnych?”. Tak pojawiła się u nas Ira, projektantka mebli z Kijowa, z dwójką swoich dzieci i dwójką dzieci przyjaciół ze Lwowa, którzy walczą na froncie.
Maciej: My, Polacy, upajamy się, jacy jesteśmy wspaniali, bo rzeczywiście jesteśmy. Na całym świecie Polska stała się symbolem pomocy uchodźcom. Jest jednak wstydliwy margines, o którym wszyscy chcą jak najszybciej zapomnieć – łącznie z miłościwie panującymi – i który jakoś dziwnie nie współgra z tym naszym największym od dekad sukcesem na arenie międzynarodowej. Uchodźcy na białoruskiej granicy to jest nasza narodowa trauma, która będzie do nas wracać. Będą o tym kręcić filmy i pisać książki.
A Pan w jednym z tych filmów zagra i będzie powtórka z rozrywki. Dla Staszka uchodźcy w domu to standard, a dla Tadzia?
Katarzyna: Ostatnio czytaliśmy książeczkę o liczbach i liczeniu. Były tam różne pytania: ile masz lat, ilu masz braci? Na pytanie: „Ile osób mieszka w twoim domu?” Tadek westchnął zrezygnowany: „Ale tak z rodziny czy na serio? Bo jak na serio, to chyba nie umiem policzyć”.
Maciej: (śmiech) Zastanawiam się, co z tego naszego eksperymentu, naszego stylu życia, krótko mówiąc, przejmą nasze dzieci? Czy to się jakoś odbije na ich dorosłym życiu?
I ku jakiej wizji Pan się skłania?
Maciej: Chciałoby się wierzyć, że oczywiście będą pomagać, ale to nie jest aż tak proste przełożenie. Moi rodzice byli i są dobrymi i ciepłymi ludźmi, wielu ludziom w różny sposób pomogli, ale nie do końca potrafię sobie nawet wyobrazić, żeby przyjęli kogoś pod swój dach. Ja poznałem Kasię i Kasia to coś we mnie uruchomiła. Co będzie z naszymi chłopakami? Nie wiem. Prawda jest taka, że nasza przyszłość zależy od tego, co się w niej wydarzy, kogo poznamy, kto nam co zrobi dobrego albo złego, co przeczytamy, na co zachorujemy, ile będziemy mieli forsy lub jej nie będziemy mieli. Ja miałem szczęście, że na swojej drodze spotkałem rudego anioła, który mnie pchnął w takim kierunku. Jakbym jej nie spotkał, nie byłoby mnie tu.
Katarzyna: Można pomagać i można nie pomagać. Tu nie ma dylematu.
Stylizacje: Kasia: koszula - Toteme / http://www.vitkac.com/