„Jestem dzieckiem księdza’’! Poruszająca rozmowa z Agatą Steczkowską
- BEATA NOWICKA
1 z 4
Kiedy miała 14 lat, obca kobieta rzuciła jej w twarz: „Jesteś córką księdza, jesteś wstrętna. Jesteś dzieckiem grzechu”. Uświadomiła sobie wtedy, że w historii jej rodziny, pozornie zwyczajnej, tkwi tajemnica. I że dotyczy tylko jej. Traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i długą drogę do prawdy opisała w książce „Steczkowscy. Miłość wbrew regule”, która wywołała burzę wśród jej bliskich. Agata Steczkowska w poruszającej, obrazoburczej, łamiącej tabu rozmowie z Beatą Nowicką.
– Miałaś 14 lat, wracałaś ze szkoły, na ulicy w Stalowej Woli, gdzie mieszkaliście, zaczepiła Cię obca kobieta i powiedziała: „Jesteś córką księdza, jesteś wstrętna. Jesteś dzieckiem grzechu”.Wróciłam do domu, opowiedziałam o tym mamie, a mama powiedziała: „Jesteś dzieckiem miłości. Pamiętaj o tym”. To była prawda.
– Wystarczyła Ci taka prawda w pigułce?
W tamtej chwili tak.
– Zastanawiam się, jak się wtedy czułaś. Byłaś tylko dzieckiem.
Doświadczenie spotkania z tą panią na ulicy nauczyło mnie odporności na tego typu nikczemne zaczepki, które mnie później nieraz spotykały. Po prostu czysta ludzka złośliwość.
– „Diabeł zaścianka: plotka, zawiść, fałsz, nuda, kłamstwo”, napisał w „Ludzkiej skazie” jeden z największych współczesnych pisarzy Philip Roth.
Ale podobno w każdej plotce jest ziarno prawdy. Ja wtedy uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak, przecież moi rodzice są małżeństwem, mają ślub, nie są tak zwaną parą na kocią łapę, mają dzieci, a co jakiś czas docierały do mnie jakieś dziwne uwagi, plotki. Pomyślałam, że w ich przeszłości jest jakaś niewyjaśniona tajemnica. I że ona dotyczy tylko mnie.
– Dlaczego?
Bo tylko ja jestem dzieckiem księdza. Moje rodzeństwo już nie.
– Kiedy zrozumiałaś, co naprawdę wydarzyło się w życiu Twoich rodziców?
Długo docierałam do prawdy.
– I…?
To było uwalniające odkrycie. Mnie interesowała prawda, ponieważ prawda jest atrakcyjna. Kłamstwo jest nudne i przewidywalne. Kłamstwa nawarstwiają się całymi latami, bardzo trudno później odnaleźć to, co było jądrem plotki, czyli ziarnem prawdy. Dla mnie fakt, że tato był księdzem, od tamtej pory przestał być tajemnicą, przestał być czymś zaskakującym.
– Książka „Steczkowscy. Miłość wbrew regule” jeszcze się nie ukazała, jej treść zna pięć osób, a już wywołała skrajne emocje. Ludzie spekulują, że ujawniasz w niej mroczne tajemnice. Co jest w tej książce skandalicznego?
Nic. Mnie nie interesują takie rzeczy: ani parcie na szkło, ani to, co sobie ktoś pomyśli czy powie. Mogę zrozumieć, dlaczego to wzbudza emocje u niektórych ludzi.
– Bo ksiądz, który ma dziecko, to jest tabu społeczne, o którym lepiej nie mówić.
Ludzie boją się rzeczy, których nie rozumieją, które przekraczają ich zdolność pojmowania. W związku z tym wolą unikać takich tematów.
– Okazało się jednak, że prawda o miłości Twoich rodziców…
…obdarta z brudu kłamstw, ludzkiej głupoty, złośliwości i oszczerczych plotek okazała się piękna i ja postanowiłam opowiedzieć o tym, skąd taka miłość się wzięła, wspominając także historię moich niezwykłych przodków. Przecież wszyscy wiemy, że nic nie rośnie na jałowej ziemi. Nawet miłość. Zrobiłam to dla samej siebie, dla mojego rodzeństwa, naszych dzieci i dzieci naszych dzieci.
– Od wielu tygodni media spekulują, jaka będzie reakcja Justyny na tę książkę.
Ludzie interesują się reakcją Justyny, ponieważ jest z nas najbardziej rozpoznawalna medialnie. Będą rozmawiać, o czym chcą, myśleć, o czym chcą. U nas w rodzinie jest wolność. Nie widzę powodu ani żeby się tego obawiać, ani to oceniać.
– Na premierę książki zaprosiłaś całą swoją rodzinę.
Mam nadzieję, że kiedy moje rodzeństwo przeczyta tę książkę, to przede wszystkim ma prawo poczuć wzruszenie, bo historia naszej rodziny jest niezwykła. A to, że nasz ojciec był księdzem, jest od kilkudziesięciu lat tajemnicą poliszynela.
– To co jest najistotniejsze w tej historii?
Że jest to opowieść oparta na dokumentach, które zbierałam przez 30 lat. Archiwum, które zgromadziłam, jest ogromne: są to listy moich rodziców, listy znajomych rodziców, świadectwa wszelkiego rodzaju, nagrody, dyplomy, indeks taty z seminarium, listy od królowej Belgii Fabioli i brytyjskiej Królowej Matki, nagrania filmowe świadków tej historii, które robiłam przez 20 lat.
– Wasza rodzina jest bardzo duża. Im większa rodzina, tym więcej problemów, tego nie da się uniknąć.
Nie ma grzecznych rodzin, zawsze coś układa się nie tak. Czasami relacje zgrzytają, jeden jest obrażony, drugi urażony, trzeci zazdrosny… Nas jest dziewięcioro, reprezentujemy każdy typ osobowości, całą paletę uczuć, wad i zalet. Kontakty między nami w oczach osób postronnych wyglądają dość specyficznie, ponieważ wszyscy mamy mocny głos, nie dość, że z genów góralski, czyli dźwięczny, to jeszcze całe życie ustawiany do śpiewania. Kiedy inni mówią, że my krzyczymy, nie rozumiemy, o co chodzi.
– Więc ich głośne komentarze wcale nie muszą oznaczać krytyki. Spodziewałaś się czegoś po tej książce?
Co masz na myśli?
2 z 4
– Jakiś rodzaj uspokojenia wewnętrznego na przykład?
Tak, tego… Chociaż może nawet nie tyle uspokojenia, bo ja nie byłam rozedrgana z tego powodu. Mam w ogóle spokój w sobie, to jest kwestia mojej filozofii życia, świadomości, że człowiek nie zmieni przeszłości. Dla mnie jest ważne, skąd się wzięłam, kim byli moi przodkowie i co mi daje to, że urodziłam się w wielodzietnej rodzinie. Zrozumienie tego wszystkiego, przetrawienie daje mi poczucie człowieczeństwa. Mówi się, że prawda wyzwala. Nie chodzi o to, żeby wyciągnąć coś z przeszłości i przyglądać się temu bez kontekstu, czepiać się. Ja generalnie nie lubię oceniać ludzi. Ludzie w tamtych czasach inaczej myśleli. Wtedy ksiądz to był największy autorytet. Do dziś gdzieniegdzie tak jest. Druga władza. Dla zwykłych ludzi to było niepojęte, że ktoś rezygnował z kapłaństwa z własnej woli. I to dlaczego? Bo dziecko się urodziło? Przecież takich dzieci księży rodziły się setki tysięcy na przestrzeni całej historii Kościoła. Papieże mieli rodziny, a ich synowie robili w Kościele wielkie kariery.
– Jeden z najmocniejszych fragmentów książki opisuje moment, w którym Twój tato dowiaduje się, że zostanie ojcem. Zamyka się w pustelni w Dukli na tydzień, żeby rozmówić się ze swoim sumieniem i Panem Bogiem. Któregoś dnia na dole, na ławce, na kilka godzin siada Twoja mama.
Nie tyle czeka na niego, co jest z nim. Potem ona poszła, on został. Moja mama jest bardzo skromną i skrytą osobą. Dała ojcu całkowitą wolność wyboru. Dlatego była przekonana, że spędzi ze mną sama całe życie. Kochała tylko jednego mężczyznę, mojego ojca, ale nawet nie marzyła o tym, że on porzuci kapłaństwo, żeby z nią żyć, mieszkać, wychowywać dzieci czy w ogóle płodzić kolejne potomstwo. Mama nigdy nie naciskała taty, nie płakała, nie szantażowała emocjonalnie. Zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo ludzie go uwielbiali jako księdza, ponieważ okazywali to na każdym kroku. Znała go od dziecka.
– Życie z Tobą w pojedynkę wydawało się dla niej oczywiste?
Tato nie został księdzem przypadkowo. Jego matka tego pragnęła, babka i on sam tego chciał. Był przygotowywany do kapłaństwa od małego. Mama jest od niego młodsza o siedem lat, ale wiedziała, że ten chłopiec, Staszek Steczkowski, będzie księdzem. Więc skoro został księdzem, to dlaczego miałby odejść z powodu dziecka. Nie on pierwszy, nie ostatni.
– Ale odszedł. Wtedy wielu się go wyrzekło. Została przy nich garstka przyjaciół na dobry początek nowego życia.
Chyba tak można zrozumieć myślenie takiej społeczności na wsi, bo tato nie był tuzinkowym księdzem, był charyzmatycznym księdzem, oni go uwielbiali. Kiedy odszedł z Kościoła, poczuli się porzuceni.
– Największe cięgi zebrała Twoja mama. Nie mogli jej wybaczyć, że uwiodła ich ukochanego księdza.
Mama nie uwiodła taty. Tato kochał mamę. Jakby jej nie kochał, nic by z tego nie było. Oni ten związek zbudowali na miłości, zrozumieniu i przyjaźni. Jedno za drugim poszłoby w ogień, pomimo absolutnie różnych charakterów. My – ich dzieci – byliśmy tylko dodatkiem do tej miłości.
– Zachwycające są listy, które Twój tato, jeszcze ksiądz, pisał do Twojej mamy.
One były dla mnie największym zaskoczeniem, które poruszyło mnie do głębi. Jest w tych listach tyle miłości, odpowiedzialności, tyle ducha, takiego człowieczeństwa, że to mnie wzrusza, nawet jak o tym wspominam. Są pełne wdzięku, tato miał smykałkę do pisania. Pięknie układał słowa i miał taką frazę muzyczną w zdaniach. W tych listach jest dużo codziennych trosk i radości, ale też filozofii o życiu jako takim. I o miłości.
– To, że jesteś najstarsza, właściwie od początku w jakimś sensie wyróżniało Cię od reszty rodzeństwa.
Z jednej strony mamy cechy wspólne – podobny uśmiech, podobnie mówimy, mamy podobny tembr głosu, wszyscy mamy zielone oczy, jak nasza mama… Ale ja już jako dziecko czułam się bardziej jak trzeci rodzic. Wtedy człowiek przestaje bawić się tak beztrosko, nawet jak ma siedem lat, bo musi troszczyć się o kolejną siostrę lub brata. To był mój święty obowiązek. Czy miałam czas, siłę, zdrowie. Mama i tato powiedzieli, miało być zrobione, a ja ich słuchałam, bo ich kochałam.
3 z 4
– Mama urodziła dziewięcioro dzieci, sama masz jedną córkę.
Wiele osób z wielodzietnych rodzin ma później raczej mało dzieci. Kiedy byłam mała, moje koleżanki uwielbiały patrzeć, jak zajmuję się młodszym rodzeństwem niczym laleczkami, tylko że żywymi. A mnie to w ogóle nie rajcowało. Ja byłam tym zmęczona i przeciążona.
– Ale całe dzieciństwo i młodość brałaś to na siebie.
Pamiętam, jak wyśmiewano się ze mnie, kiedy miałam 16 lat. Urodziła się moja najmłodsza siostra Marysia, a mnie wytykano palcami na ulicach: „O, pewnie wpadła”. No bo jak ktoś wtedy widział młodą dziewczynę i niemowlaka w wózku, myślał jedno. Teraz mogę się z tego śmiać, wtedy nie było mi do śmiechu.
– Współczujesz mamie jako feministka?
Nie jestem feministką. A mojej mamie do feminizmu było jak stąd do nieba. Podziwiam ją jako kobietę. Podziwiam to, że potrafiła dziewięć razy urodzić. Podziwiam, że zawsze decydowała, żeby nie zabić dziecka. To jest dla mnie na pewnej płaszczyźnie myślenia czyste bohaterstwo, ponieważ wiem, że moi rodzice mieli konflikt serologiczny, który w tamtych czasach mógł oznaczać narodziny ciężko chorego dziecka albo śmierć jego lub matki. Moi rodzice dziewięć razy przyjmowali na ten świat dzieci, nie dyskutując z Bogiem.
– Kiedy Twój ojciec odszedł z Kościoła, nie był jedynym, odosobnionym przypadkiem.
W parafii kilka kilometrów od jego rodzinnej Duląbki inny ksiądz też odszedł i po dwóch miesiącach dostał dyspensę od celibatu, dzięki której mógł wziąć ślub kościelny i przyjmować sakramenty. Mojemu tacie Kościół w postaci jednego biskupa tego przywileju odmawiał. Rodzice czekali na ślub kościelny 32 lata.
– Zemsta?
Moim zdaniem chodziło o to, że tato nie schował się w mysią dziurę. Księża, którzy porzucają ten zawód, to powołanie, często są nieprzygotowani do zwykłego życia. To nie jest tylko moja opinia. Jak może być inaczej, skoro do tej pory w jakiś sposób byli „chronieni” przed codziennością: ktoś im gotował, sprzątał, prał. Nagle wychodzą za te „niewidzialne mury” i nie mają nic. Mój tato został bez wykształcenia, tylko z maturą, dodatkowo urodziłam się ja.
4 z 4
– Dla UB był łakomym kąskiem, więc go kusili różnymi obietnicami.
Tato miał zasady i twardo się ich trzymał. W Kościele trzeba być posłusznym. Tato był posłuszny, kiedy był księdzem, jak przestał nim być, zaczął swoje życie. UB proponował mu korzyści finansowe za donoszenie na Kościół, a jemu nawet nie drgnęła powieka. Na spotkaniach milczał, wiem, bo sprawdziłam w IPN-ie. Sam sobie poradził. Tato zaczął być sławny. Był charyzmatyczny jako ksiądz i stał się sławny jako dyrygent wspaniałego chóru i niezwykłej, muzykującej rodziny. Tego dla Kościoła było już za wiele. Nie można było uciszyć go, zrobić z niego potulnego misia. I choć przez całe życie cierpiał z tego powodu, jak go Kościół traktował, nigdy nie powiedział na temat Kościoła ani jednego złego słowa. Nie tylko UB, ale nawet w zwykłych codziennych rozmowach.
– W bardzo mocnych – i trafnych – słowach podsumował to na końcu książki najbliższy przyjaciel Twoich rodziców.
Tak, to prawda, powiedział już po śmierci mojego taty: „Setki razy myślałem o tym, jakim Staszek byłby fantastycznym księdzem, który stworzył cudowną, kochającą się rodzinę. Jakim jasnym świeciłby przykładem dla swoich parafian. Ileż mógłby wtedy zrobić dobrego dla Kościoła. Rozumiem, że Kościół katolicki nie dał mu tej szansy. Ale nigdy nie zrozumiem, dlaczego przez 32 lata Kościół niszczył Staszka psychicznie za to, że zachował się jak przyzwoity człowiek? Gdzie jest w tym miłosierdzie, łaska, wybaczenie, szlachetność, miłość do bliźniego?”.