"Rozdzieliła nas tylko śmierć" - mówi słynna fotografka, przyjaciółka Leonarda Cohena
To jej zadedykował „Tańczmy po miłości kres” i „I’m your man.”
Słynny kanadyjski bard Leonard Cohen nigdy się nie ożenił, ale miał dużo związków. Swoja miłość do poznanej w latach 60. Marianne Ihlen, upamiętnił w piosence „So long, Marianne”. Był z legendarną rockową wokalistką Joni Mitchell, z aktorką Rebeką de Mornay, znaną m.in. z filmu „Polowanie na druhny”. Jednak fotografka Dominique Issermann zajmowała u boku Cohena szczególne miejsce. Zadedykował jej swoją, chyba najbardziej znaną płytę „I’m your man”, z 1988 roku, napisał: „All these songs are for you, DI” (z ang. Wszystkie te piosenki są dla ciebie Di).
Ona wspominała swój związek z Cohenem dla francuskiego pisma „Le Monde”: "Kiedy rozstaliśmy się w 1990 roku, pozostaliśmy przyjaciółmi. I po tych wszystkich latach właśnie to uważam za wspaniałe: rozdzieliła nas tylko śmierć. Pojechałam do niego tej zimy, byłam jeszcze z nim w sierpniu. Lata mijały, a przyjaźń stawała się coraz silniejsza. Jestem wdzięczna, że mogłam spędzić z nim ten czas”.
[Publikacja na VUŻ-u i Viva Historie 07.11.2024 r.]
Kim jest Dominique Issermann? Kariera, edukacja
Leonard Cohen urodzony w 1934 roku, był od Dominique starszy o 13 lat. Dominique urodziła się w Paryżu, zawsze chciała zajmować się fotografią. Studiowała literaturę na Sorbonie, a po studenckiej rewolcie 1968 roku, przeniosła się do Rzymu, razem ze znanym francuskim filozofem Danielem Cohn-Benditem i reżyserem Jeanem Lucem Godardem. Należała do elity intelektualno-artystycznej.
Do Paryża wróciła w 1973 roku, zajmowała się fotografia mody. Jako pierwsza kobieta dostała nagrodę – odpowiednik Oscara w fotografii - za zdjęcia mody, w 1997 roku. Znane są jej portrety gwiazd, Catherine Deneuve, Isabelle Adjani, Gerarda Depardieu. Fotografowała kolejne pokolenia kultowych modelek: Christi Turlington, Carli Bruni, Gisele Bundchen. Zrobiła wiele kampanii reklamowych, dla największych marek, takich jak Dior.
Czytaj też: Janis Joplin i Leonard Cohen spędzili razem jedną noc, ale nigdy o sobie nie zapomnieli
Leonard Cohen i Dominique Issermann: miłość od pierwszego wejrzenia
Leonarda Cohena poznała w latach 80. W wywiadzie dla Le Monde wspominała: „Leonarda Cohena poznałam w 1982 roku na greckiej wyspie Hydra, gdzie miał dom. To była miłość od pierwszego wejrzenia, po obu stronach. Spędziliśmy razem osiem lat. Towarzyszyłam mu przy przygotowaniu dwóch płyt. Początkowo był w trakcie kończenia albumu I'm Your Man . To, co nas połączyło, to praca...”
Dominique była piękną dziewczyną. Ich związek z Cohenem był długi, razem przeżywali wzloty i upadki. Dominique Issermann wspominała w jednej z książek, jak Cohen był załamany, gdy wytwórnie odrzucały jego piosenkę „Hallelujah”, albo gdy słyszał od producentów: „Wiemy, że jesteś świetny, ale nie wiemy, czy jesteś dobry”.
Artysta bardzo przeżył rozstanie z Dominique. To po tym rozstaniu próbował leczyć rany, romansując z Rebeką de Mornay. Gdy ten związek się nie udał, Cohen w wieku 60. lat wstąpił do klasztoru, praktykował zen.
Zobacz też: Leonard Cohen: miał polskie korzenie, był pierwszym Żydem, który został mnichem zen
Leonard Cohen: największe hity dedykował właśnie jej
Gdy wrócił na estradę w latach 90. Dominique znów pojawiła się u jego boku. Zrobiła teledyski do „First, we take Manhattan” i „Dance me to the end of Love”, dzięki którym Leonarda Cohena pokochało kolejne pokolenie słuchaczy. Z Cohenem współpraca nie była łatwa, tworzył bardzo osobiste piosenki, wymagał od bliskich mu ludzi gustu i wrażliwości. Pił, miewał depresje.
Dominique Issermann towarzyszyła Leonardowi Cohenowi przez wiele lat. Znała jego momenty słabości i załamania. Przez całe życie była jego fotografką. Pewnie nikt nie ma takiego zbioru zdjęć słynnego barda. Leonard Cohen zmarł 7 listopada 2016 roku.
Dominique Issermann mieszka Paryżu, ma 77 lat. Po śmierci Cohena wspominała: "Był zjadliwym, wspaniałym, nieoczekiwanym i zabawnym człowiekiem. Zawsze podobała mi się jego nonszalancja i sposób tworzenia rzeczy z niczego. Robił dużo rysunków(…)Kochał rzeczy skromne, najbardziej przemijające, najbardziej niepewne. Mnie też się to podobało, jego dom był taki, pełen małych skarbów, kupowanych za darmo w lokalnych sklepach. W Los Angeles mieszkał w bardzo skromnej dzielnicy. Nie był typem właściciela samochodu sportowego, jeździł zniszczonym starym pudełkiem, które w końcu rozdał. Wierzę, że ludzie wyczuwali w nim ten całkowity brak zamiłowania do rzeczy krzykliwych, do luksusu”.