Tragiczna śmierć Jana Lityńskiego, cenionego polityka i publicysty, zasmuciła całą Polskę. W niedzielę 21 lutego wraz z żoną Elżbietą i psem wybrał się na spacer nad rzekę Narew we wsi Kacice (okolice Pułtuska). Podczas przechadzki w pobliżu brzegu, zwierzę niefortunnie wpadło do wody. 75-letni polityk natychmiast ruszył z pomocą. Niestety, znalazł się pod lodem i nie zdołał wypłynąć... Od tragedii minął ponad miesiąc. „Nagła śmierć małżonka w takich dramatycznych okolicznościach jest bólem nie do wyobrażenia, nie wiem, kiedy on przejdzie. Skończyło się moje ciekawe, dobre, bezpieczne życie, ale nadal trzeba żyć”, przyznaje żona Jana Lityńskiego, Elżbieta Bogucka-Lityńska.

Reklama

Elżbieta Bogucka-Lityńska o śmierci Jana Lityńskiego

To Elżbieta Bogucka przekazała przykrą informację o śmierci Jana Lityńskiego. „Drodzy, Janek nie wypłynął z przerębli ratując psa. W przerębli znaleźliśmy się razem, bo pobiegłam go ratować. My żyjemy. Janka szuka straż, helikoptery. Straciłam wczoraj swoje życie, Serce. Wszystko. Był w znakomitej formie, acz nie na tyle by się stamtąd wydostać”, pisała w lutym. Akcję poszukiwawczą przez kilka dni śledził cały kraj.

Wdowa po Janie Lityńskim przyznaje, że jest „jedną wielką raną, jednym wielkim bólem”. „Adam Zagajewski, który niedawno zmarł, pisał, że żałoba to trzęsienie ziemi, a człowiek staje nad przepaścią. Tak się czuję, tym bardziej, że mąż umarł na moich oczach”, wyznaje w wywiadzie z Beatą Czumą z Faktu.

Powróciła wspomnieniami do tego tragicznego dnia. „To był odruch, pobiegł za psem, który zresztą sam wyszedł z wody. To nawet nie była rzeka, tylko fragment, gdzie Narew wylała. Byliśmy tam wiele razy i nawet w najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że może tam być głęboko. Wpadł do wody i na moich oczach utonął. Zdjęłam kurtkę i pobiegłam go ratować, też wpadłam do wody. Myślę, że kilku sekund mi brakowało, żebym do niego dołączyła”, opowiada. Jak dodaje, ostatnim słowem męża było „tonę”.

„Od momentu, kiedy Janek zniknął w wodzie, miałam jeden cel: muszę go znaleźć. Nie mogłabym żyć ze świadomością, że on nadal leży w rzece. Pierwsze, co postanowiłam, to sprowadzić Grupę Specjalną Płetwonurków RP, która znalazła ciało Piotra Woźniaka-Staraka na jeziorze Kisajno. [...] Wprawdzie po pięciu dniach, ale płetwonurkowie go znaleźli”, ujawnia w rozmowie z Beatą Czumą.

Zobacz także

„Szef płetwonurków zadzwonił do mnie z wiadomością, że Janka znaleziono. Zapytał, czy chcę się z nim pożegnać. Miałam wątpliwości, czy dam radę. Powiedział: „Ja ci pomogę”. Pomógł [...]”, wyznaje.

ZOBACZ: Pogrzeb Jana Lityńskiego. Rodzina, bliscy i znane osoby pożegnały polityka

Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

Elżbieta Bogucka-Lityńska, pogrzeb Jana Lityńskiego, 10.03.2021 rok

Justyna ROJEK/East News

Jan Lityński zginął 21 lutego 2021 roku

Elżbieta Bogucka-Lityńska o Janie Lityńskim. Jaki był?

„Cztery sekundy wystarczyły, żebym straciła męża, z którym byłam w związku przez dwadzieścia lat. Byliśmy dobrym małżeństwem, przebywaliśmy cały czas razem, rzadko się rozstawaliśmy. Nagle zostałam sama [...]”, przyznaje Elżbieta Bogucka w poruszającym wywiadzie z Faktem.

Nie jest tajemnicą, że Jan Lityński był wielkim miłośnikiem zwierząt. Wraz z żoną opiekował się trzema psami. Do wody wpadł labrador Fryderyk, szczeniak znaleziony na wsi. „Postanowiliśmy go wziąć, wyleczyć i znaleźć mu dom. [...] Janek zdecydował, że zostaje u nas. Chodził z nim często na spacery, pielęgnował go [...]. Janka cały czas szuka Letycja, nasza kundelka. Wchodzi na piętro, staje koło jego łóżka i patrzy stamtąd na mnie. To łamie mi serce”, wyznaje żona zmarłego polityka.

Opowiedziała również o tym, jakim człowiekiem był Jan Lityński. „Był totalnym bałaganiarzem. Jego pasjami były sport i muzyka rockowa, oczywiście miał wokół siebie mnóstwo książek. Ostatnio pisał swoją biografię, więc dużo siedział przy komputerze. Zdążył ją skończyć. Lubił gotować, świetnie mu to wychodziło [...]”, zdradza, dodając, że miał wielu znajomych, których często zapraszał do domu.

„[...] był niesamowicie mądry. O cokolwiek go zapytałam, muzykę czy obraz, wszystko wiedział. Można było zwariować od jego wiedzy, inteligencji, humoru, przyzwoitości, dobroci. [...] Pomagał przyjaciołom i znajomym. To dobro, które on wypracował przez całe swoje życie, teraz po jego śmierci, wróciło do mnie, spotyka mnie wiele życzliwości ze strony ludzi”, podkreśla Elżbieta Bogucka-Lityńska. „Miał głębokie poczucie, że nie można człowieka za szybko oceniać, szanował ludzi, którzy mieli inne poglądy niż on”.

„Siłę dają mi psy, które mi zostały, muszę się nimi opiekować. [...] Bardzo ważna jest dla mnie córka Janka, Basia, poetka i aktorka, która ma zespół Downa. Jestem w wielkiej przyjaźni z jej mamą i razem płaczemy. [...] Chcę też wydać Janka autobiografię, pomaga mi wiele fantastycznych osób. Andrzej Friszke zredagował książkę. To jest moja nadzieja, że przetrwa to, co Janek przeżył”, dodaje.

Elżbiecie Boguckiej-Lityńskiej składamy wyrazy współczucia.

Źródło: Fakt

Reklama

Jan Lityński zmarł tragicznie w lutym tego roku

ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama