Reklama

Długo wzbraniała się przed podjęciem tej decyzji. Całe życie przed nią uciekała. Teraz nie ma odwrotu. Monika Jaruzelska kilka tygodni temu głosiła, że wchodzi do polityki. Zaraz po tym, gdy PIS stworzył ustawę degradującą wojskowych z czasów PRL, którą ostatecznie Andrzej Duda zawetował. Jednak temat jest wciąż otwarty. Córka generała Jaruzelskiego zdradziła, co tak naprawdę jest dla niej ważne? Jak widzi swoją przyszłość?

Reklama

Monika Jaruzelska na prezydenta?

Podobno w ostatnich sondażach, na pytanie, kto z lewicy powinien startować na prezydenta, jest wskazywana na drugim miejscu zaraz po Robercie Biedroniu. „To efekt zarówno świeżości, nowej twarzy w polityce, ale też „starego nazwiska”. Jest w tym paradoks. Tym niemniej dziękuję za zaufanie”, odpowiada w rozmowie z Olgą Wasilewską i Marcinem Dzierżanowskim dla Wprost.

W rozmowie z Dużym Formatem, Monika Jaruzelska zdradziła, że gdyby udało jej się wejść do polityki, kierowałaby się prostą zasadą potrzeb Maslowa, której podstawą jest poczucie bezpieczeństwa. Zapytana o to, co by zrobiła w pierwszej kolejności po zostaniu posłanką, odpowiedziała: „znieść podział na sorty. Kolejna rzecz, większe nakłady na służbę zdrowia. To jest priorytet. Bo służba zdrowia jest w podstawie tego elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Nie możemy się czuć bezpiecznie, jeżeli nie jesteśmy pewni, czy w momencie, gdy zachorujemy, albo zachorują nasi bliscy, trafimy do systemu, który faktycznie nami się zaopiekuje”.

„Na rewanżyzmie i politycznych zemstach nie zbuduje się zgodnego społeczeństwa ani tym bardziej państwa prawa. Od sprawiedliwości są sądy, a nie politycy”, dodaje Monika Jaruzelska. Na pytanie, czy wejście do polityki łączy się z walką o biografię gen. Jaruzelskiego, opowiedziała: „Nie walczę o ojca ani dla ojca. Z punktu widzenia historii on jest i będzie generałem. Natomiast dla niego samego zawsze najważniejsze było to, że jest żołnierzem”, wyznała we Wproście.

Śmierć ojca bezpośrednio nie miała wpływu na wejście do polityki. Później przeżyła śmierć mamy. „Siedziałam w pustym domu z żałobą po rodzicach, ze starym psem, w dodatku w tym czasie na raka umierała moja najlepsza przyjaciółka. I jeszcze okazuje się, że chcą mi zabrać dom. I nie dość, że ojca nazywają mordercą, to jeszcze po śmierci chcą nazwać złodziejem”, dodaje. Od tamtej pory walczy. Stoi na straży prawdy o dawnych czasach PRL-u. I zaznacza, że chodzi o szacunek dla ludzi, którzy wtedy żyli, pracowali.

Monika Jaruzelska uważa, że ojciec wspierałby ją w podjęciu tej decyzji. Już w 2011 roku proponowano jej start w wyborach do Sejmu. Wówczas uważał, że to świetny pomysł. Podrzucał jej nawet fachowe książki, by się przygotowała. Dla niej najważniejsza jest ciągłość państwa. „Oczywiście trzeba się pochylić nad problemami mniejszości seksualnych, nad liberalizacją ustawy aborcyjnej, ale jednak priorytetem winny być sprawy ludzi, którzy przez ten system bardzo drapieżnego kapitalizmu zostali poszkodowani, zepchnięci na margines”, wyznała z kolei w rozmowie z Tomaszem Kwaśniewskim dla Dużego Formatu.

O prezydenturze nawet nie myśli, wydaje jej się to absolutnie niemożliwe. Ma dużo pokory, nie chce zaczynać od razu startując do Sejmu. Swój start rozpoczęła od wyborów samorządowych, będzie kandydować z ramienia SLD. Dlaczego? „Uważam, że rozpoczęcie czegoś w samorządzie jest pracą u podstaw, pracą organiczną”. Liczy się z różnymi formami ataku na jej osobę, ze względu na postać ojca. „Oczywiście ktoś zawsze będzie mógł powiedzieć, że Jaruzelska ma krew na rękach, bo to się podobno dziedziczy. Ale być może za jakiś czas będzie ważne, że pomogłam jakimś wojskowym odzyskać twarz. A wchodząc do samorządu, zlikwidowałam jakieś dziury w jezdni”, dodaje Tomaszowi Kwaśniewskiemu.

Monika Jaruzelska o aborcji

W jednym z wywiadów zdradziła, jak odnosi się do zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej i samej aborcji? W rozmowie z Tomaszem Kwaśniewskim zaznacza, że w tej kwestii trudno o kompromis. „Bo rozumiem osoby wierzące, dla których jeżeli aborcja jest morderstwem, to oni przeciwko niej protestują. Ale tak samo oczywiste jest dla mnie, że nie można zmuszać kobiet do rodzenia uszkodzonych płodów, jeżeli rodzice tego nie chcą, uważając, że nie będą w stanie unieść ciężaru wychowywania i opieki nad chorym dzieckiem. Bo w rezultacie nie tylko to dziecko będzie nieszczęśliwe, ale i cała rodzina”, tłumaczy.

Sama jest matką. Dawniej uważała, że aborcja powinna być na żądanie. Później przestało być to dla niej proste. Zaszła w ciążę w wieku 40 lat. Bicie serca dziecka, każde przygotowania na jego powitanie, badania nie pozwalały jej myśleć o synu w kategorii płodu. Po badaniach prenatalnych, okazało się, ze z dwoma komórkami może być jakiś błąd, zagrożenie choroby genetycznej.

Monika Jaruzelska wiedziała, że nawet gdyby wyszła wada genetyczna, to nie usunie ciąży. Nie wiedziała, czy opiekując się chorym dzieckiem nie będzie musiała zrezygnować z pracy. „Wiedziałam też, że państwo mi nie pomoże. Tu zresztą widzę rolę państwa, również Kościoła, że jeżeli nie chcą liberalnej ustawy aborcyjnej, to powinny wziąć na siebie większą część odpowiedzialności związanej z urodzeniem chorego dziecka. Niestety, wciąż nie widać tego typu propozycji”, dodała.

Jest pełna podziwu dla wszystkich kobiet, a także przewodniczącego Patryka Jakiego, który wraz z żoną zdecydował się przyjąć na świat chore dziecko. Podkreśla, że nie potępia kobiet, które decydują się na aborcję.

Reklama

Córka generała Jaruzelskiego apeluje, by ludzie, zwłaszcza ci u władzy, w końcu zaczęli ze sobą rozmawiać, czasem się zgadzając, czasem kłócąc, czasem dochodząc do kompromisów, w szacunku dla drugiego człowieka.

Piotr Porębski
Piotr Porebsky/METALUNA
Reklama
Reklama
Reklama