„To była miłość od pierwszego wejrzenia”. Kim byli rodzice Rafała Trzaskowskiego?
Poznaj niezwykłą historię ich miłości
- Krystyna Pytlakowska
Kim byli rodzice prezydenta Warszawy i kandydata na prezydenta Polski Rafała Trzaskowskiego? Teresę i Andrzeja Trzaskowskich wspominają bliscy i przyjaciele. Poznaj ich niezwykłą historię miłości!
Rodzice Rafała Trzaskowskiego: historia miłości Andrzeja i Teresy Trzaskowskich
Teresa i Andrzej poznali się w Krakowie, w Piwnicy pod Baranami, gdzie Teresa prowadziła bar, a Andrzej bywał ze swoim muzycznym towarzystwem. To była miłość od pierwszego wejrzenia. „Była wysoką, ładną blondynką”- wspomina Krystyna Cierniak-Morgenstern, artystka, wdowa po reżyserze Januszu Morgensternie, która przyjaźniła się z „Tereską” - tak ją nazywano - wiele lat, aż do jej śmierci w 2019 roku.
Przyjaciele pamiętają ją nie tylko ze względu na wielką urodę, słynęła także z dobrego serca. Nigdy nie zostawiała nikogo bez pomocy. W czasach, gdy o wszystko było trudno, pomagała załatwiać nieosiągalne wówczas lekarstwa, doradzała przyjaciołom, gotowa przyjechać z odsieczą o każdej porze dnia i nocy. Nie umiała przejść obojętnie obok ludzkiego nieszczęścia, co umieli wyczuć bezdomni, nieustannie prosząc ją o grosz.
- Rafał to po niej odziedziczył - mówią o prezydencie Warszawy muzycy, którzy przyjaźnili się z jego ojcem.
- Ale o ile Teresa była czułą osobą, Andrzej nie ulegał sentymentom. Lubił wypić dobry alkohol, palił carmeny i lubił, gdy w towarzystwie były młode, ładne dziewczyny - wspomina Wojciech Karolak, muzyk jazzowy, kompozytor.
Muzyczne impresje, czyli niezwykłe życie Andrzeja Trzaskowskiego
Wojciech Karolak: – Andrzeja Trzaskowskiego poznałem w 1957 r., jeszcze nie grając z nim, rok później byłem już członkiem zespołu „Jazz Believers” i już grałem z nim na saksofonie altowym i to był mój początek. To musiało być na jakimś koncercie jazzowym, na jakiś Zaduszkach... Jak przyjeżdżałem do Warszawy na przełomie lat 50. i 60., często zatrzymywałem się u Trzaskowskich, a bardzo często ich odwiedzałem. Kiedyś siedzimy z Andrzejem koło południa, pijemy koniaczek, kawę, palimy papierosy, słuchamy muzyki, bo on miał gramofon najlepszy chyba z nas wszystkich, „Garard” i świetne radio Stradivari. Mamy sielskie popołudnie, tak się alkoholizujemy dyskretnie, delikatnie, w pewnym momencie otwierają się drzwi…
Wtedy nie było telefonów komórkowych i jak ktoś chciał do kogoś przyjść, po prostu przychodził. W drzwiach stają siostry Wahl, bliźniaczki. Pojawiają się dwie czarne czupryny, patrzą na nas, a my na nie patrzymy. Chwila ciszy i one raptem: „Jak to? Nie idziecie na koncert?”. My z Andrzejem patrzymy na siebie… Andrzej był strasznie śmieszny, bo jak popijał, to coraz bardziej się robił szczęśliwy i to szczęście mu się malowało na twarzy. Mrużył oczy, jak kot z rozkoszy i usta mu się robiły od ucha do ucha uśmiechnięte. Patrzy na nie i pyta: „A co za koncert?”.
A one mówią, no jak to, Gilbert Becaud. I tutaj konsternacja absolutna i Andrzej mówi, z prawie zupełnie zmrużonymi z rozkoszy oczyma: „piosenkarz francuski Gilbert Becaud interesuje mnie analogicznie do innego piosenkarza francuskiego Rene Gleneau…”. Tego nie zrozumie w tej chwili nikt, chyba, że koneser muzyki i tamtej epoki. Ale jak sobie to przypomnę, strasznie chce mi się śmiać.
- Andrzej Trzaskowski był bardzo utalentowanym muzykiem i kompozytorem - wspomina Michał Urbaniak, jazzman, kompozytor, wybitny skrzypek i saksofonista,- Chociaż skończył muzykologię, to całe życie poświęcił swojej pasji, jazzowi. Grał przepięknie na fortepianie. W jego mieszkaniu na warszawskiej starówce, przy Freta 31, od razu w oczy rzucał się fortepian, który zajmował główne miejsce w salonie. Całe mieszkanie zresztą było bardzo zadbane, eleganckie, urządzone meblami z epoki - tak je pamiętam.
Rafał Trzaskowski z tatą Andrzejem
Bombowy ślub Teresy i Andrzeja Trzaskowskich
To właśnie na Freta 31 zamieszkali Teresa i Andrzej po przeprowadzce z Krakowa do Warszawy. Kiedy to było? Nikt dokładnie nie pamięta. W każdym razie na pewno po 1958 roku, roku, w którym wzięli ślub w Krakowie. Ślub był niezapomniany, bo właściwie podwójny. Przysięgali sobie miłość i wierność aż do śmierci wspólnie z Krzysztofem i Zofią Komedami. I obie pary dotrzymały małżeńskiego słowa.
„31 października 1958 roku odbyły się równocześnie dwa śluby i wesela dwóch wybitnych polskich pianistów jazzowych: Krzysztofa Komedy Trzcińskiego i Andrzeja Trzaskowskiego. Obie panie, Zofia Komeda Trzcińska z domu Tittenbrun oraz Teresa Trzaskowska (primo voto Ferstner) wstąpiły w związki małżeńskie po raz drugi, obaj panowie - jak pisał tygodnik „Przekrój” - „ryzykują po raz pierwszy” – przypomniał niedawno na FB Tomasz Lach, pasierb Krzysztofa Komedy. Ślub odbył się na krakowskim Krowodrzu. I mały Tomek był nawet przez godzinę na tym podwójnym weselu.
Nie obyło się bez „żartu”, którym potem żył cały Kraków. W toalecie jeden z weselników odpalił petardę. Nikt się tego nie spodziewał, a wiedział o tym wcześniej tylko Wojciech Karolak, ale, by nie zepsuć efektu, nikogo nie powiadomił. Zofia Komeda opowiadała później: „Nie przewidzieli jednego, że w małym pomieszczeniu, w klubowej łazience, a do tego w wannie pełnej kwiatów, petarda zadziała jak granat. Wyleciały drzwi, popękał sanitariat i wiszące nad umywalką lustro”.
Teresa Trzaskowska tez wspominała to zdarzenie: „Na sali zapanowały kompletne ciemności. Podmuch z wybuchu zmiótł za stołów całe z trudem zdobyte jedzenie wraz z zastawą, a goście weselni ogłuszeni i przerażeni opuścili salę. Każde z osobna myślał, że tylko jemu udało się ujść z życiem. Grażynka Matuszkiewicz, żona Jerzego Dudusia Matuszkiewicza, pojechała do szpitala, uznając, że straciła słuch na zawsze”. Na szczęście słuchu nie straciła, za to wesela Komedów i Trzaskowskich nie dało się zapomnieć.
Tata Rafała Trzaskowskiego, Andrzej Trzaskowski, jako dziecko
Całe życie w trasie
Michał Urbaniak o Andrzeju Trzaskowskim: „Był fantastycznym, jednym z najbardziej eleganckich ludzi w Polsce, zaraz obok Wojciecha Karolaka. Tacy dwaj świetnie ubrani, przystojni faceci. Ale jeszcze do tego obnosili się tak, że mucha nie siadała”.
Poznali się przez zespół Melomani, w Łodzi.
– Tam zaczynałem grać z Wojtkiem Karolakiem. Andrzej przyjeżdżał do szkoły filmowej i tak się zaczęło - wspomina dalej Urbaniak. - Potem przeniosłem się do Warszawy i grywaliśmy ze Zbigniewem Namysłowskim w Hybrydach. Któregoś dnia przyszedł do nas Andrzej i mówi: „Słuchajcie, Wojtek Karolak (który grał u niego na saksofonie) odszedł i ja nie mam dęciaków. Chcecie ze mną grać?”. Podszedłem do Zbyszka, powiedział: „OK” i tyle. „To jutro się spotykamy w ambasadzie amerykańskiej, jedziemy do Stanów na koncerty”.
I tak się zaczęła moja współpraca z Trzaskowskim. Andrzej był po muzykologii, był bardzo dobrym teoretykiem, ale i praktykiem, bo grał genialnie na pianinie. Stworzyliśmy wówczas najlepszy zespół. W Stanach graliśmy jego kompozycje i to takie, na których się wychowaliśmy. Byliśmy tam dwa miesiące, to była przygoda życia i tam się utwierdziłem, że muszę mieszkać w Nowym Jorku, co się później stało.
Ale wtedy Trzaskowski powiedział, że ma mieć trasę po Europie, koncerty w Szwajcarii, w Anglii, Niemczech…. I do Stanów poleciałem później, a przez kolejnych kilka lat razem podróżowaliśmy po świecie. Nagrywaliśmy też płyty: Tego nie było dużo, bo wtedy żeby nagrać płytę, można powiedzieć, stało się w kolejce. Ale nagraliśmy w Baden Baden z Andrzejem i Komedą covery telewizyjne. Na pewno w Polskich Nagraniach są jakieś nasze płyty. W radio jest sporo nagrań, bo wtedy radio angażowało jazzmanów na etaty, żeby co miesiąc nagrywać trzydzieści minut jazzu. Mieliśmy również taki etap. Poza tym Andrzej Trzaskowski prowadził big-band, ale ja już wtedy wyjechałem…
Witaj Rafałku!, czyli narodziny przyszłego prezydenta Warszawy
Kiedy po ślubie Trzaskowscy zamieszkali w Warszawie, Andrzej przestał tak dużo podróżować, wykładał muzykologię w Wyższej Szkole Muzycznej. Był świetnym wykładowcą, studenci go uwielbiali. Opracował encyklopedię muzyczną, pisał muzykę filmową, a nawet zagrał w kilku filmach drugoplanowe role. Na brak zajęć nie mógł więc narzekać. A Teresa? Zajmowała się głównie managementem swojego męża, pomagając mu w ogarnięciu wszystkich obowiązków. Trzaskowscy powadzili bogate życie towarzyskie. Z tego okresu najlepiej pamięta ich Krystyna Cierniak-Morgenstern, która mieszkała z mężem Kubą również na Starówce, po sąsiedzku. Nic dziwnego że obie dziewczyny często się widywały, odwiedzały, godzinami rozmawiały przez telefon.
- Byłyśmy sobie bliskie - wspomina dziś Krystyna. - Bardzo lubiłam Tereskę, ale kto jej nie lubił.
Teresa i Krystyna organizowały spotkania z przyjaciółmi, to wtedy właśnie narodził się słynny warszawski salon Morgensternów, w którym do dziś odbywają się coroczne imprezy.
Obie młode, atrakcyjne, przyciągały wielu artystów ze świata filmowego i muzycznego. A latem jeździli całą „paczką” do Chałup, gdzie spędzali nawet i po dwa miesiące wakacji. Najpierw bez dzieci, ale potem już wielu z nich zostało rodzicami, na plaży więc przy parawanach i grajdołach bawiły się roześmiane latorośle.
Trzaskowscy długo nie mieli własnego dziecka. Podobno Andrzej uważał, że artysta nie powinien być obarczony rodziną. Ale po 14 latach małżeństwa jednak urodził im się syn Rafał. Andrzej oszalał z radości. Uwielbiał syna. Kochał go bezgraniczną miłością.
Krystyna Cierniak-Morgenstern wspomina, jak Teresa załamującym się ze wzruszenia głosem powiedziała jej, że będą mieli dziecko. Wszyscy znajomi bardzo się ucieszyli i pognali potem jak jeden mąż na Freta oglądać malutkiego Rafałka. Leżał w tak dużym beciku, że prawie w nim ginęła mała, zgrabna główka.
- Andrzej był z syna ogromnie dumny - opowiada Wojciech Karolak. - I wychowywał go na wykształconego człowieka. Szkoła, nauka, to podstawa, co wcale nie było takie oczywiste w szalonym, artystycznym domu.
Rafał Trzaskowski z mamą, Teresą Trzaskowską
Nie mieliśmy pieniędzy, ale mieliśmy fantazję. Jaki był prywatnie Andrzej Trzaskowski?
- Jaki był Andrzej? - zastanawia się Michał Urbaniak. - Bardzo rzeczowy. Ale też miał luz. Z milicją sobie genialnie dawał radę. Kiedy byliśmy w Radomiu i lokalne Casanovy zazdrościli nam powodzenia u lokalnych dziewcząt, zaczęli na nas napadać. Zrobiła się jakaś wrzawa, ktoś uderzył perkusistę Adama w głowę. Trzaskowski zareagował ostro. Nie zapomnę tego, bo tajniak wyjął jakiś dokument i powiedział: „Jesteście aresztowani”. Na co Trzaskowski: „Mundurowego mi dajcie”. Więc wzięli i Andrzeja, i mnie na całą noc, a rano o szóstej obudzili nas i musieliśmy za karę po schodach, w tę i z powrotem, nosić skrzynie z amunicją. A kilkunastu meneli wypaliło Trzaskowskiemu wszystkie carmenki.
Takich różnych historii jest bardzo dużo. Urbaniak powtarza: „Naprawdę fantastyczny człowiek, fantastyczny muzyk. Zupełnie niedoceniony i zapomniany. Nie wiem, dlaczego i jak to się stało. Jako jazzman, kto wie czy nie zrobił więcej niż Krzysio Komeda, też był genialnym kompozytorem. Mieliśmy też etap grania w filharmoniach. Co tydzień jeździliśmy po szkołach. Było pięć szkół prowincjonalnych i na czterdziestopięciominutowych lekcjach graliśmy cztery czy pięć utworów, które Trzaskowski opisywał swoją teorią muzykologiczną. Co to jest standard jazzowy, oryginał jazz, kto to jest Louis Armstrong itp. I to było fantastyczne dla edukacji muzycznej i jazzowej. Prawdziwy program kulturalny dla szkół, uważam, że genialna inicjatywa. Trzaskowski przygotował szereg takich lekcji. Często się widywaliśmy. To był taki okres, że jak się wstawało, to żeby zrobić, co musisz, a potem trzeba się było gdzieś spotkać. Nie było wtedy komórek, nie było internetu – fajne czasy.
Wojciech Karolak: „Nie interesowaliśmy się wtedy polityką, bo nie mieliśmy powodu. To był okres PRL-u, gdzie nam się naprawdę dobrze powodziło. Nie mieliśmy pieniędzy, ale za to mieliśmy fantazję. Jak człowiek chciał kupić magnetofon, jechał do Niemiec Zachodnich i pracował na ten magnetofon cztery miesiące. Nie byliśmy bogaczami, natomiast jedna rzecz była piękna, mieliśmy bardzo wysoką pozycję w hierarchii społecznej, bo artystów się wtedy bardzo ceniło. Poza tym otwierało się nam wtedy możliwości, które nie powiem, wykorzystaliśmy wszystkie, żeby nagrywać, komponować, aranżować. Mieliśmy wszystko do dyspozycji za państwowe pieniądze. 90 proc. tego, co ja w życiu nagrałem i skomponowałem, i Andrzej tak samo, to wszystko było dla Polskiego Radia. W zespole „Jazz Believers”, w którym było dwóch pianistów – Komeda i Trzaskowski – grających na zmianę, a ja grałem na saksofonie i Ptaszyn-Wróblewski na saksofonie drugim.
Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Polski
Korzenie zobowiązują
Karolaka zachwycała gra Trzaskowera, ale także to, jak wspaniale mówił... Karolak: „Budował zdania w sposób piękny. Logika jego wywodów to był wzór, jak należy mówić do ludzi. Rafał po nim to odziedziczył. Jedynym moim smuteczkiem, który czuję, jest ten, że Andrzej nie dożył dzisiejszych czasów. Byłby tak szczęśliwy. Kiedy chodziłem do nich na Stare Miasto, siedzieliśmy całe popołudnia, bo oni byli uroczy, Rafałek gdzieś tam się pętał, już taki podrastający, a Andrzej strasznie go pędził: „Idź się uczyć. Idź się uczyć”.
Koledzy, którzy chodzili z Rafałem do liceum im. Mikolaja Reja - jednej z najambitniejszych szkól w Warszawie – wspominają, że Rafał zawsze był społecznikiem i samorządowcem, działał w szkolnym samorządzie. Nie był na nic obojętny. A poza tym znał języki obce, czym bardzo wielu z nich imponował.
– Biegle mówi w pięciu językach – podkreśla Krystyna Cierniak- Morgenstern. – Wcale się nikt nie dziwi, że kandyduje na prezydenta.
- Szkoda, że jego rodzice tego nie doczekali – powtarza z żalem Wojciech Karolak.
Ale fakt, że Rafała Trzaskowskiego popiera tak wielu ludzi sprawił, że zaczęto wyciągać różne brudy, plotki, sfabrykowane informacje o jego rodzicach.
– Pewnego dnia byliśmy całą naszą grupą zaproszeni na przyjęcie do ambasady amerykańskiej – wspomina Krystyna Cierniak-Morgernstern. - Czuliśmy się zaszczyceni w tym smutnym PRL-u. Ale potem nie było już tak zabawnie, bo wszystkich wzywano na UB i namawiano do współpracy. Było to bardzo brutalne, ale oczywiście nic ubekom nie udało się z nas wyciągnąć. Dowiedzieliśmy się dopiero z listy Wildsteina, że jesteśmy wśród współpracujących z UB, bo na tej liście byli wszyscy, którzy się zgadzali i ci, którzy się nie zgadzali na współpracę. Ja akurat miałam szczęście.
W „Newsweeku” ukazał się artykuł „Stawka większa niż życie”. Dziennikarz napisał, że pomimo dużych nacisków, nie poddałam się. Gratulowali mojemu mężowi, reżyserowi właśnie „Stawki”, że nie dałam się i jestem dzielną żoną. A jak było z innymi? Zabronili nam między sobą rozmawiać na ten temat. Wiem jedno, że Teresa by nikogo nie skrzywdziła, nawet muchy. I na nikogo nie doniosła. Uważam wyciąganie takich spraw za niemoralne, okrutne i to wszystko przeciwko Rafałowi… Służby nas obie przesłuchiwały równolegle, w tym samym czasie. Gdy się spotkałyśmy na korytarzu, dałyśmy sobie tylko gestem znać, że niczego u nas nie wskórali.
Przyjaciele dbają, by pamięci o Trzaskowskich nie zakłócały wyssane z palca opowieści. Ale dbał o nią będzie tez ich syn, który we wspomnieniu o mamie opublikowanym w rocznicę jej śmierci dał wyraz swojej wielkiej miłości i szacunku. Takie korzenie zobowiązują.
Wysłuchała: Krystyna Pytlakowska