„Jedna z byłych dziewczyn Tomka Chady napisała mi: Dzięki, że jesteś”, mówi Piotr Witkowski
Jak wspomina pracę na planie filmu „Proceder”?
- Beata Nowicka
Piotr Witkowski znany jest głównie z seriali, np.: Na Wspólnej, Plebania czy Ślad, zagrał też w filmach Dywizjon 303. Historia Prawdziwa i Kamerdyner. Jest aktorem gdańskiego Teatru Wybrzeże. W filmie Michała Węgrzyna Proceder brawurowo i z wyczuciem roli wcielił się w postać rapera Tomasza Chady.
„To jedyny aktor w Polsce, który może poświęcić swojej roli tyle pracy. Poświęcić się jej fizycznie i psychicznie”, mówił reżyser Michał Węgrzyn. A Wojciech Węgrzyn, operator, dodał: „Jak Piotrek się pojawiał na ekranie, miałem wrażenie, że film sam się fotografuje”. Czy ta rola będzie dla młodego aktora przełomem w karierze? Trzymamy kciuki.
Jak Piotr Witkowski poradził sobie z tym trudnym wyzwaniem zawodowym? O tym opowiedział Beacie Nowickiej!
Widziałam wczoraj „Proceder”. Cytując Twojego filmowego kolegę z celi, powiem krótko: „Ty, dobry jest!”. Zagrałeś brawurowo, jestem pod wrażeniem. Jak zaczęła się ta przygoda?
Dziękuje, że tak uważasz! Znałem Wojtka Węgrzyna, który we mnie uwierzył i dzięki niemu dostałem się na casting. Wiem, że rolę Chady zaproponowano jednemu aktorowi z nazwiskiem, drugiemu aktorowi z nazwiskiem, potem kolejnemu i oni wszyscy godzili się, a później uciekali.
Dlaczego?
Nie wiem, nie chcę w to wnikać, ale jakiś czas później, po zdjęciach Michał mi powiedział, że oni się bali. Tym bardziej doceniam tę szansę. Wiesz, środowisko hip-hopowe jest bardzo hermetyczne. Na dodatek Chada miał miliony fanów. Jeżeli nie przekonasz do siebie tych ludzi, to film jest spalony. To była naprawdę ogromna odpowiedzialność.
I wtedy przypomnieli sobie o Tobie?
Zostało im sześć tygodni do rozpoczęcia zdjęć, już wszystko było ustalone, wszystkie drugie plany i epizody obsadzone, m.in.: Małgosia Kożuchowska, Gabrysia Muskała, Jan Frycz, Sonia Bohosiewicz, Antek Pawlicki… Tylko cały czas nie mieli głównego bohatera. Nazwiska rezygnowały. Widocznie stwierdzili, że wezmą najlepszego aktora do tej roli, a nie nazwisko. Zabawne, bo dopiero wczoraj na Warszawskim Festiwalu Filmowym, Michał odważył się i powiedział: „Stary, nie przekonałeś mnie do końca na castingu, że pasujesz do tej roli”. A potem jednym tchem dodał: „Ale dopiero teraz widzę jakie to było trudne i nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek inny by to zrobił”.
Wielu aktorów ma na koncie takie sytuacje.
Na szczęście dla mnie na tym castingu byli znajomi Chady i oni powiedzieli Michałowi, że ja mam w sobie coś z Tomka. To go ostatecznie przekonało.
Drugi brat Węgrzyn – Wojtek, operator, znał mnie od dawna i stał za mną murem. Zabrali mnie w końcu na spotkanie z producentem, gdzie przez dwie godziny nie padły żadne konkretne słowa a propos roli. Prowadziliśmy jakąś niezobowiązującą rozmowę o ekonomii, polityce… Ja na wszelki wypadek, żeby dobrze wypaść milczałem (śmiech).
Masz autoironiczne poczucie humoru. To cenna cecha.
(śmiech) Po dwóch godzinach, Michał pyta producenta: „No dobra, to co?”. „Skoro mówicie, że Piotr zagra Chadę, działamy” – decyzja zapadła. Dostałem od Michała wszystkie płyty Tomka i zacząłem pracę. Od następnego dnia zaczął się maraton: po kilka godzin snu dziennie i przygotowania. Siłownia, deskorolka, walki, rap, rozmowy na temat kokainy, rozmowy z jego znajomymi. To był skok do basenu na bardzo głęboką wodę.
Która piosenka Tomka Chady weszła Ci do serca i do duszy?
Słuchałem jego płyt na okrągło. Na początku myślę, że Na tych osiedlach. „Na tych osiedlach masz przyjaciół i wrogów, są tacy, co już dawno pukają w dno od spodu...”. U mnie w domu nigdy nie słuchało się hip-hopu. Kiedy pierwszy raz puściłem to moim dwóm braciom, nie spodobało im się. Dopiero kiedy wytłumaczyłem, że Tomek nawija o prawdziwym życiu, byli pod wrażeniem. Nie mogli uwierzyć, że to wszystko może być prawda. A przecież Chada opisywał tylko świat, w którym żył. Kolejny numer Jest nas dwóch. Uwielbiam ten kawałek, jest genialny. Podobnie jak Podnoszę się. „Podnoszę się po klęsce, bo w sercu mam nadzieję. Co kiedyś było niemożliwie, dzisiaj nie istnieje. Tu wszystko można zmienić, dzieciaku tak to czuję. Pamiętaj, zawsze znajdzie się ktoś, kto ci kibicuje”. To są takie słowa, które dają dużo wiary w siebie, dodają otuchy, że...
…nie jesteś sam.
Właśnie. Ja z moim tatą, nigdy nie byliśmy „kumplami”, Tomek też miał trudną relacje z ojcem, choć ciężko to nawet porównywać. I właśnie słuchając jego tekstów masz poczucie, jakby opiekował się tobą tato, albo może starszy brat. Ktoś kto trzyma za ciebie kciuki. Bardzo dużo mi to dało. Nawet teraz jak mam jakiś problem, albo usłyszę za dużo miłych słów, włączam sobie rap Chady, żeby doprowadzić się do balansu.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze?
Rozmowa z mamą Tomka. Michał, reżyser chyba też trochę się tego bał, bo długo nie chciał mi dać jej numeru. Przeciągał to w czasie, ale powiedziałem mu „moim zdaniem powinienem się z nią spotkać”. W końcu spotkaliśmy się na Grochowie. Oprowadziła mnie po całej okolicy, pokazała gdzie mieszkali, dała mi jego notatki z terapii odwykowej, jego koszulkę, zdjęcia z dzieciństwa. Dużo mi opowiadała o sobie, o ich relacji. To było cholernie trudne – stoisz twarzą w twarz z matką, która ze łzami w oczach opowiada ci o swoim zmarłym niedawno synu.
Poczułeś ciężar odpowiedzialności?
Ogromny. Wiedziałem, że nie mogę zrobić z Chady idioty. Nie mogę wykorzystać tej roli na swój użytek, tylko muszę zrobić to dla Tomka. Jego znajomi opowiadali mi jaki on był. Jedni mówili, że był taki, drudzy siaki, inni – że owaki. Jedni, że ta scena nigdy by się w życiu nie wydarzyła, inni że właśnie by się wydarzyła. Że to prawda, a tamto nieprawda, albo na odwrót. Każdy mówił co innego. Każdy go znał inaczej. Dostawałem sprzeczne komunikaty. Zbierałem sobie to wszystko, aż w końcu pojechałem do Tomka na grób. Usiadłem obok, zapaliłem jednego papierosa jemu, drugiego sobie i mówię: „Tomek, to jest dla ciebie, więc mi pomóż. Ja już od teraz nikogo nie słucham, tylko robię tak, jak czuję”. I tak było. W pewnym momencie odciąłem się od wszystkiego i zacząłem po swojemu konstruować tę rolę. Miałem już swój kompas wewnętrzny
To bardzo filmowa scena.
Wiesz co jest ciekawe, na plakacie filmu, w tle, za wszystkimi postaciami jest taki obrys postaci Tomka. I myśmy mieli wrażenie, że coś – ktoś nam na tym planie sprzyja, była jakaś aura, magia. Wszyscy byli totalnie wkręceni w ten film, oddani. Prawie nie spaliśmy, bo plan był bardzo trudny, mało dni zdjęciowych, a bardzo dużo scen do zrealizowania. Pasją, którą każdy z nas włożył w ten film, dźwignęliśmy to.
Kiedy zobaczyłeś, w swoim spojrzeniu, w twarzy, że „jesteś” Tomkiem?
To był ten moment, kiedy już ogoliłem się na łyso, od ćwiczeń na siłowni zrobiłem się szerszy, dziewczyny wygoliły mi troszkę brwi, ubrałem bluzę i resztę ciuchów, jakie nosił Tomek i pojechałem do mojego Gdańska, bo coś tam musiałem załatwić. I moja sąsiadka mnie nie poznała, przyjaciółka, z którą gadam co drugi dzień też nie, i uwaga – nie poznała mnie moja mama. Wtedy poczułem, że jest ok. Mam to.
Pozbyłeś się już Tomka ze swojego życia? Pytam, bo wiem jak jest wam czasami trudno „wyjść” z roli.
Ja noszę nieśmiertelnik ze swoim imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia i grupą krwi. Pamiętam jak przyszedłem w pierwszy dzień zdjęciowy na plan i w make’up busie odwiesiłem go przy lustrze, a dziewczyny zrobiły mnie na Tomka. Do końca zdjęć już tego naszyjnika nie założyłem. Mało tego, w ostatni dzień zdjęciowy mówię: „Muszę wziąć mój nieśmiertelnik” i w końcu go nie odebrałem. Przez kilka kolejnych miesięcy wychodziłem z tej roli, to było bardzo trudne. Dopiero kiedy odzyskałem swój nieśmiertelnik – bo ktoś go w końcu dla mnie przechował – poczułem, że zaczynam wracać do siebie. Symboliczne.
Gdzie Ty właściwie żyjesz? Urodziłeś się w Gdańsku, studiowałeś w Łodzi, dużo pracujesz w Warszawie?
Najwięcej siedzę w Gdańsku, ale ostatnio coraz więcej w Warszawie, bo zaraz zaczynam kolejny film. Kiedy długo nie słyszę szumu morza, czuję się zagubiony.
Muszę to morze mieć blisko siebie. Pamiętam, że jak wyprowadziłem się do Łodzi na studia, ciężko mi było oddychać. Zastanawiałem się, co jest nie tak z tym łódzkim powietrzem (śmiech). Tam jest beton i powietrze stoi. U nas na wybrzeżu cały czas wieje, powietrze ma kompletnie inny zapach. Tutaj czuję się jak pan na swoich włościach. U siebie.
Widziałeś już siebie na ekranie?
Jakiś czas temu mieliśmy pierwszy pokaz dla ekipy. Od pierwszej do ostatniej minuty prawie nie oddychałem, strasznie spociłem się z napięcia, ale dostałem dobry odzew i mi odpuściło. Myślę, że ja mu oddałem ogromną część siebie, ale on też mi dużo oddał. Nastąpiła fantastyczna wymiana, nie chcę z niej rezygnować. Jego znajomi piszą do mnie, że widzą Tomka na ekranie, to jest największy komplement. A jedna z jego byłych dziewczyn, którą portretujemy w filmie napisała mi: „Dzięki, że jesteś”.
Piotr Witkowski i Małgorzata Kożuchowska na planie filmu „Proceder”