Reklama

Dzieci pokochały go za Piątek z Pankracym i Pora na Telesfora, które prowadził. Słuchacze na pewno pamiętają go jako Stefana Jabłońskiego ze słuchowiska W Jezioranach. Jednak największą popularność przyniosła mu rola nestora rodu Lubiczów – Władysława w telenoweli „Klan”. Zygmunt Kęstowicz aktorem został przez przypadek. To samo mówił też o spotkaniu swojej żony — o tym, że ją poznał, również zadecydował przypadek.

Reklama

Zygmunt Kęstowicz: od statysty do aktora

Zygmunt Kęstowicz urodził się 24 stycznia 1921 roku w Szakach. Wychował się w Postawach. Jako młody człowiek u progu przyszłości, nie stawiał na bycie aktorem. Zdał maturę w Wilnie i poszedł na studia prawnicze. Realizował wtedy marzenia swojego ojca, który chciał, żeby syn zdobył odpowiednie wykształcenie, nauczył się języków i został dyplomatą.

„Aktorstwo wciąż koło mnie krążyło, chociaż rodzice pragnęli dla mnie kariery prawnika. Duży nacisk kładli na wykształcenie. Od dziecka uczyłem się języków: francuskiego, angielskiego. Miałem studiować najpierw na uniwersytecie w Polsce, potem w akademii w Paryżu”, wspominał w „Życiu Warszawy”.

Wybuch II wojny światowej przerwał jego edukację, Zygmunt Kęstowicz rozpoczął wówczas pracę jako statysta teatralny w przedstawieniu „Królowa przedmieścia” w teatrze Lutnia. Na tej samej scenie grały takie gwiazdy jak Hanka Ordonówna.

"Pewnego razu pies Ordonki pogryzł aktora grającego główną rolę. Odwieziono go do szpitala. Dramat! Teatr był na własnym rozrachunku, więc jeśli nie grano przedstawień, to i nie było pieniędzy, nie było co jeść!", opowiadał pan Zygmunt. Po przykrym incydencie to właśnie Kęstowicza poproszono o zastąpienie poszkodowanego aktora, mimo że był naturszczykiem, bez wykształcenia i doświadczenia na scenie. "I nagle okazało się, że było mi pisane aktorstwo", wyznał przyszły aktor.

Zobacz też: Od przyjaźni do miłości aż po grób. Jerzy i Georgeta Trela byli nierozłączni

Zygmunt Kęstowicz, 1963 r.

INPLUS/East News

Pan mi się przyśnił

Okazało się, że w takich samych okolicznościach Zygmunt Kęstowicz odnalazł nie tylko nową pasję, ale również miłość życia. Chórzystką w teatrze Lutnia była jego przyszła żona, młodsza od niego o rok Janina. Miała niespełna 18 lat, kiedy pierwszy raz zobaczył ją na próbach "Królowej przedmieścia". Miał wtedy powiedzieć do kolegi: "Popatrz, jakie to cielę...".

Ona z kolei oniemiała na jego widok. "Stał otoczony wianuszkiem dziewcząt, a ja nie miałam śmiałości podejść, więc... patrzyłam tylko, patrzyłam, patrzyłam... Następnego dnia powiedziałam mu: »Pan mi się przyśnił«, a on odprowadził mnie po próbie do domu. Odtąd nigdy już nie wracałam z teatru sama", opowiadała niedługo przed swoją śmiercią Janina.

W maju 1941 roku w okupowanym przez Sowietów Wilnie stanęli na ślubnym kobiercu. Ceremonia była tajemnicą, a podróż poślubną odbyli autobusem od mieszkania rodziców Janiny do swojego nowego miejsca, gdzie do tej pory mieszkał pan Zygmunt. Radość nowożeńców nie trwała długo, już miesiąc po ślubie do miasta wkroczyli Niemcy. Aby uniknąć wywózki na roboty, Kęstowiczowie uciekli do miejscowości Postawy i od tamtego momentu rozpoczął się najtrudniejszy etap w ich młodym życiu.

"Ale i tam wkrótce dotarli Niemcy. Znaleźliśmy się na liście osób przeznaczonych do wywózki. Musieliśmy się ukrywać. To był najgorszy okres w naszym życiu. Byliśmy tak wycieńczeni przez głód, że do strumienia po wodę szedłem na czworakach", opowiadał aktor po latach.

Czytaj też: Prowadziła kącik mody, od 40 lat jest twarzą telewizji. Tak zmieniała się Elżbieta Jaworowicz

W 1945 r. dostali się wraz z innymi aktorami, m.in. Hanką Bielicką i Jerzym Duszyńskim do pociągu repatriacyjnego, którym przedostali się do Polski. Przez pierwsze trzy lata mieszkali w Białymstoku, później osiedlili się na stałe w Warszawie. Janina Kęstowicz zdecydowała, że nie będzie kontynuować swojej artystycznej, zapoczątkowanej przed wojną kariery, poświęciła się obowiązkom domowym i stworzyła mężowi wyjątkowy azyl. "Jasia to ideał. Jest uosobieniem cierpliwości, wyrozumiałości i tolerancji", mówił o żonie aktor. Uchodzili za małżeństwo idealne, choć sami mówili o sobie, że są po prostu — udaną i szczęśliwą parą. Mieli do siebie pełne zaufanie, którego nigdy nie naruszyli, choć okazji mogło być kilka, w końcu pan Zygmunt był przystojnym i popularnym aktorem.

Jedna z sytuacji, w których jego wielbicielka zaczepiła go na ulicy, wprawiła go w osłupienie, a jego żonę, która była świadkiem całego zajścia, rozbawiła. Ostatecznie oboje uczynili z niej swój żart. Kiedy przypadkowo spotkana na ulicy kobieta, poprosiła aktora "na stronę", chwyciła go za rękę i powiedziała: "Kocham pana. I co teraz z nami będzie?". "Zbaraniałem! Po chwili przedstawiłem dziewczynie żonę i teściową, która nam towarzyszyła. Moja wielbicielka rzekła tylko: "A, to ja przepraszam" i odeszła", opowiadał tę anegdotę Zygmunt Kęstowicz. Od tamtego czasu, kiedy aktor gdzieś wyjeżdżał, zostawiał żonie miłosny liścik: "Kocham panią. I co teraz?".

Zygmunt Kęstowicz z żoną 08.04.1999 r.

Studio69 / Studio69 / Forum

Do końca życia pomagali chorym dzieciom

Ich największym marzeniem było posiadanie potomstwa, ale nigdy nie udało im się tych planów zrealizować. "Dzieci! Nie mieliśmy ich, niestety, i ten niedosyt tkwił w nas z Janeczką przez wiele lat", pisał w książce "Na obrotowej scenie życia" aktor.

Powołanie i misję Kęstowiczowie odnaleźli w niesieniu pomocy potrzebującym, chorym malcom. To dzięki nim przy Szpitalu Miejskim w Białymstoku powstał Ośrodek Rehabilitacji dla Dzieci Upośledzonych. "Dzieci okrutnie skrzywdzone przez los to najważniejsza sprawa w naszym życiu. Będziemy się nimi zajmowali tak długo, jak starczy nam zdrowia i energii", mówił Zygmunt Kęstowicz.

Małżeństwo aktywnie działało w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci, założyli też fundusz Dać Szansę, który zbierał środki na rzecz dzieci z upośledzeniami.

Zygmunt Kęstowicz zapisał się w sercach młodszych widzów jako prowadzący „Piątek z Pankracym” czy „Pora na Telesfora”. Po latach podkreślał, że Pankracy bardzo pomagał mu nawiązywać kontakt z dziećmi siedzącymi przed telewizorem, a także tymi, które spotykał w szpitalach.

„Kiedyś trafiliśmy na list ze szpitala na Bielanach. Dziewczynka po operacji prosi, żeby do niej przyjść z Pankracym. Że bardzo ją boli i że będzie ją mniej bolało, jeżeli przyjdę z Pankracym do niej. Porozumiałem się z Panią Doktor Bibianą Mossakowską i poszedłem! - z mniejszym Pankracym, którego mi na tę wizytę wyszykowała nieodżałowana Lidka Wopaleńska oraz z kilkoma piosenkami, nagranymi na taśmie: „Placki-Pankracki”, „Cztery łapy”, „Trąba wspaniała”... A ta dziewczynka, do połowy w gipsie i inne dzieci po różnych operacjach, chyba rzeczywiście zapomniały o bólu i o tym, że są w szpitalu”, tłumaczył poruszony Zygmunt Kęstowicz [fragment z książki Zygmunt Kęstowicz na obrotowej scenie życia za Plejada.pl].

Małżonkowie mieli swoje ukochane miejsce — Giby na Suwalszczyźnie, do którego jeździli każdego lata. Do końca życia pozostali sobie bliscy. "Ciągle śmialiśmy się razem i nie odczuwaliśmy wcale zbliżającej się starości", mówił Zygmunt Kęstowicz. Pod koniec życia aktor walczył z chorobą. W mediach pojawiały się sprzeczne informacje. Podawano, że zmagał się z nowotworem, niektórzy sugerowali, że walczy z Alzheimerem. Zmarł 14 marca 2007 roku w wieku 86 lat.

Janina Kęstowicz przeżyła ukochanego o 11 lat. Do końca swoich dni ani razu nie powiedziała o mężu w czasie przeszłym...

Czytaj również: Marta Mirska była wielką gwiazdą lat 40. i 50., nienawidziła Mieczysława Fogga. Odeszła w zapomnieniu i biedzie

Reklama

Źródła: plejada.pl, fakt.pl

Reklama
Reklama
Reklama