Zofia Nałkowska jest jedną z najbardziej cenionych pisarek w naszej literaturze. „Romans Teresy Hennert”, „Granica”, „Medaliony”, każdy zna te książki, choćby ze szkoły. Jako pisarka była podziwiana, jej pozycja i znajomości robiły wrażenie. W jej salonie spotykali się wielcy pisarze i młodzi zdolni, jak Witold Gombrowicz czy Bruno Schulz, z którym Nałkowska miała romans. Jako kobieta zawsze chciała się podobać, przeglądała się w oczach mężczyzn szukając aprobaty i pożądania. Kiedyś Stefan Żeromski powiedział jej: „Pani jest zbyt piękną kobietą, żeby być wielką pisarką”. Nie oburzył jej mizoginizm tej opinii, była zachwycona, że docenił jej urodę.

Reklama

Zofia Nałkowska: bała się przemijania

Miała obsesję na punkcie starości i przemijania. „Wyglądam staro”, pisała jako 25-latka. Po latach mocno już podstarzała notowała: „Mój maquillage nie jest przesadny, ale nie pokazuje się ludziom w stanie nature” - bardzo o siebie dbała. Maria Dąbrowska jej koleżanka i niemal równolatka (była młodsza o 5 lat) notowała kąśliwie w 1947 roku: „Nałkowska olśniewała. Trzymała się coraz lepiej, musi mieć świetnych masażystów i kosmetykarzy, bo nawet gładka się zrobiła na gębie i na szyjsku. I co za ton, co za pewność siebie, już nie znakomitej pisarki, ale wielkiej figury politycznej! Co za protekcjonalne kiwanie paluszkiem na mężczyzn, którzy w podrygach podbiegają, by jej podać papierosa lub przyjąć w ucho jakieś szeptane zlecenie królowej. Byłam zaskoczona, nigdy jej jeszcze nie widziałam w tak triumfującej, apodyktycznej formie. Musi mieć chyba jeszcze kochanka, bo niepodobna, by same tylko sukcesy w karierze dały jej taki tupet!”. Czy mężczyźni w podrygach przybiegali? Zofia Nałkowska całe życie marzyła o szczęśliwym związku i szukała tego jedynego mężczyzny. Dlaczego się nie udało?

Zobacz też: Hanka Bielicka: w tajemnicy przed ojcem zdała do szkoły teatralnej. Aktorstwo uratowało ją od zsyłki na Sybir

Zofia Nałkowska w młodości, fot. Zbiory Danuty B. Łomaczewskiej/East News,

Zofia Nałkowska walczyła o prawa kobiet

Zofia Nałkowska urodziła się 10 listopada w 1884 roku. Jej ojciec był geografem, mama nauczycielką, autorką podręczników do geografii. Zofia kształciła się na tajnym „Uniwersytecie latającym”, który działał konspiracyjnie w czasie zaborów. Nazywał się latający, bo nie miał stałej siedziby. Jako pierwszy kształcił na kursach wyższych kobiety, uczyła się na nim w m.in. Maria Curie-Skłodowska. Nałkowska do życia publicznego weszła ostro, jako 23-latka. Na kongresie Kobiet w Krakowie, w 1907 roku swoim wystąpieniem, wywołała aplauz i skandal. Żądała w nim prawa do wolnej miłości dla kobiet, praw do nieskrępowanego seksu i wyzwolenia kobiet spod społecznego przymusu małżeństwa i macierzyństwa. Jej hasło „Chcemy całego życia!” przeszło do legendy. Bardzo rewolucyjne wystąpienie wywołało zachwyt jednych i oburzenie u innych. Ci ostatni pisali, że Zofia Nałkowska jest znudzoną damulkę „zdolną jedynie do pisania nic niewartych wierszyków i nowelek”.

Potem nie była jakąś bojową feministką, nie kojarzyła się np. z takimi postaciami, jak walcząca o świadome macierzyństwo Irena Krzywicka. Jej biografowie zastanawiali się nieraz dlaczego ta wyemancypowana i bardzo świadoma siebie kobieta, jednocześnie była uległa i chętna do spełniania oczekiwań mężczyzn. Do tego lubiła typ macho, faceta, który dominuje i zniewala.

Zobacz także

Czytaj też: Wśród kobiet Tadeusza Plucińskiego była wielka gwiazda polskiego teatru. Ten romans mógł skończyć się tragedią

Zofia Nałkowska: pierwsze małżeństwo

Po raz pierwszy wyszła za mąż, jako dziewiętnastolatka w 1904 roku. Jej wybrankiem był Leon Rygier. Można powiedzieć, że nie mogła trafić gorzej, ostrzegano ją zresztą przed tym małżeństwem. Ale ona wiedziała, że Rygier miał wiele kobiet i to ją w nim podniecało. Była „białą kartą”, chciała żeby wprowadził ją w uroki życia. Leon Rygier był słabym poetą, ale po latach dobrym pedagogiem, uczył w liceum Reja. Zofię zdradzał właściwie na jej oczach. W dodatku chwalił się przed nią romansami. „Przychodził nad ranem, roztkliwiony, mówił, że jestem atłasowa, że pachnę konwalią i wiosną, a tamta sprzed godziny... Ileż było takich zestawień. Okrutne i niepotrzebne” (cytuję za „Wysokie obcasy”, rozmowa z Hanną Kirchner).

Oboje nie chcieli mieć dzieci, Nałkowska pisała o tym wprost: „Nie chcę mieć dzieci, wiem że od razu od tego umrę”. Z powodu macierzyństwa udręki cierpiały też niektóre jej bohaterki. Na pewno nie była typem Matki-Polki. Do tego z Rygierem oboje przeszli na kalwinizm, żeby w razie czego łatwiej im się było rozwieść. I rzeczywiście ich związek rozpadł się po kilku latach, Nałkowska nie wytrzymała zdrad, czarę goryczy przelał romans męża z pokojówką Andzią. Ale rozwód wzięli dopiero w 1918.

Zobacz też: Vivien Leigh miała świat u stóp, ale niewyobrażalnie cierpiała. Jej życie dalekie było od bajki

Drugi mąż Nałkowskiej – Jan Jur-Gorzechowski okazał się tyranem.Fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE,

Zofia Nałkowska: historie miłości

Nieudane małżeństwo było dla pisarki traumą. Obwiniała siebie, szybko zaczęła szukać pocieszenia w ramionach innych mężczyzn. Romansów i flirtów miała wiele, m.in. że znanym warszawskim chirurgiem Józefem Szperem. Początkowo czuła opory przed tym związkiem. Szper był żonaty, Nałkowska wiedziała z własnych doświadczeń, co musiała przeżywać tamta kobieta. Ale, jak notowała w Dzienniku: weszła w to. Romansowała, flirtowała. Była już znana, ale poza wszystkim budziła fascynacje jako kobieta. „Czy opowiadałem już o wizytach u Zofii Nałkowskiej?”, pisał w Dzienniku Witold Gombrowicz.

„Jej dom był jednym z ośrodków życia literackiego Warszawy. Zaraz po wydaniu pierwszej książki zostałem wprowadzony do owego salonu (…). Na kanapie zasiadała pani Zofia, jedyny żeński członek Akademii Literatury, i kierowała rozmową niczym dystyngowane matrony z przedwojennych czasów - przypominało mi to 'fajfy' u mojej matki, tudzież przyjęcia u kanoniczek. Ale nie ulegało kwestii, że inteligencja i kultura tej wybitnej kobiety odbija się na poziomie rozmowy i zwycięsko daje sobie radę z nader różnorodnymi elementami, które w tych pogadankach brały udział. Nieraz podziwiałem zręczność, z jaką ta dama umiała wykrzesać iskrę nawet z notorycznych dzikusów, odludków, jąkałów i milczków”. Gdyby wyliczyć jej kochanków, ich lista byłaby dłuższa niż w przypadku Elizabeth Tylor, i nie byli to tylko literaci z Polski. Znalazł się na tej liście Rumun, adwokat Paila i Francuz z Algierii Maurice Gherbi... Kochał się w niej m.in znany krytyk Karol Irzykowski, którego odrzuciła. Znowu szukała tego jedynego.

Zofia Nałkowska: drugie małżeństwo

W 1923 roku zdecydowała się po raz drugi wyjść za mąż. Tym razem za ułana, legionistę i bohatera brawurowej akcji uwolnienia polskich więźniów z carskiego więzienie. Wybrankiem był Jan Jur-Gorzechowski, wojskowy. Podobno uważał kobietę za nagrodę dla wojownika. Kiedy poznali się z Zofią Nałkowską - w 1916 roku - był żonaty i miał troje dzieci. Romans, a potem związek z o 10 lat młodsza pisarką wywołał skandal. Ale wydawało się, że ich uczucie jest silniejsze niż wszystko. „Żyję w pierścieniu ognia, kochana jak nigdy dotąd”, pisała Nałkowska. Po ślubie zamieszkała z mężem w Grodnie, gdzie starała się być perfekcyjną panią domu, przyjmowała gości wsród których był m.in. marszałek Józef Piłsudski. Szybko zaczęła się jednak w tej roli dusić. Gorzechowski był dowódcą żandarmerii i jak się okazało urodzonym żandarmem. Stale chciał kontrolować żonę, był zazdrosny o jej powodzenie. Nałkowska coraz bardziej odkrywała, jak różnią się intelektualnie: „Jest tu taka przepaść, że najtkliwsze uczucie jej nie zasypie”, pisała.

Wściekły mąż zabraniał jej wszystkiego, co wychodziło poza rolę kury domowej, do sprzątania i gotowania. Ona była coraz smutniejsza i zalękniona. Przykładał pistolet do jej głowy i mówił: albo będziesz moja, albo cię zabiję. Chciał, żeby siedziała w domu i obsługiwała go. Jego męska siła, która kiedyś zachwyciła Nałkowską, później zaczęła ją przerażać. Do tego zdradzał ją, a kochanek mu nie brakowało. Rozstali się w 1929 roku. „Nie łączyło nas nic prócz miłości – i nikt nie może być mi tak daleki i wrogi jak on, gdy mnie już nie kocha", Gorzechowski często był przez nią portretowany, zawsze jako tyran i despota, m.in. w świetnej sztuce „Dom kobiet”.

Zobacz też: Sekret Jerzego Połomskiego ujrzał światło dzienne po latach. Przyjaciółka artysty zaskakuje wyznaniem

Zakopane, trzecia od prawej Zofia Nałkowsdka, pierwszy Karol Szymanowski , 1930 rok. Fot. J.Sokolowska/archiwum Andrzeja Zborskiego/FOTONOVA

Zofia Nałkowska i Karol Szymanowski

Pisarz i kompozytor Stefan Kisielewski wspominał Zofię Nałkowską: „Była to erotomanka, dobra pisarka. Ona tej erotomanii nie ukrywała, ale raz się nacięła. Bo zakochała się w pewnym człowieku i nie mogła zrozumieć, dlaczego on nic… nie reaguje” Był to Karol Szymanowski, kompozytor i homoseksualista, o czym Zofia Nałkowska nie wiedziała, a potem nie chciała tego dopuścić do świadomości. „Wiem niby, ale nie umiem sobie tego wyobrazić, więc po prostu nie dość wierzę”, pisała. Była w nim szaleńczo zakochana. Zreszta nie ona jedna, Szymanowski był piękny, błyskotliwie inteligentny, miał niesamowity urok. Flirtował z nią, być może dla kamuflażu, a może był pod jej urokiem. Cała Warszawa plotkowała, że będzie ślub.

Zofia Nałkowska wierzyła, że zdobędzie Szymanowskiego, choć nie udało się to żadnej kobiecie. „Wciąż o nim słyszę same zachwyty, same zdumienia, o jego urodzie i łaskawości, o jego wielkości i prostocie - i o tym co jest skazą na nim, jako o czymś wstydliwym i sensacyjnym [...]. A jeszcze legendy o jego chłodzie, którego nie przełamie żadna”, pisała w Dziennikach w 1930 roku. Sądziła, że jej się uda. Problem w tym, że kochała go chyba najbardziej, był nie tylko pięknym mężczyzną, ale też intrygującym, wspaniałym rozmówcą. Jej biografka Hanna Kirchner mówiła: „Nałkowska całe lata będzie nosić w sobie . Brak uczucia ze strony człowieka tak świetnego zdaje się odzierać ją ze wszelkich atutów. , pisała.

Zofia Nałkowska: liczni kochankowie

Jeden z przyjaciół Zofii Nałkowskiej pisarz katolik i gej Jerzy Zawieyski zauważył, że na wszystkich mężczyzn patrzyła jak na kochanków. Możliwych albo niemożliwych. Ale wielu też pomogła. Bruno Schulza poznała w 1933 roku w swoim salonie w Warszawie. Zachwyciła się jego zbiorem opowiadań „Sklepy cynamonowe” pomogła mu je wydać. Zapraszała go do swojego domu na wołomińskich Górkach, jeździli razem w Tatry, by zażyć „zakopianiny". Pisała: „Bruno delikatny i cichy, ledwie ważący coś na życiu. Ale ta zwiewność jest z najlepszego materiału". Spędzili tam ze sobą noc. Schulz ją uwielbiał i adorował. Ona pisała w Dziennikach, że nie zabrania mu się przebóstwiać. W Warszawie wydawała przyjęcia na jego cześć. Pisała o jego bliskości, delikatności, a gdy odjeżdżał, że zostawił po sobie „dużo pustego miejsca, choć jest tak mały”.

Cieszyła się jego sukcesem traktując to jako „osobistą chlubę”. Być może z Brunonem Schulzem stworzyłaby ten idealny związek - byli pokrewnymi duszami - ale jako mężczyzna nie był chyba w jej typie. Rzuciła go dla kolejnego „żandarma", swojego sekretarza, Bogusława Kuczyńskiego. Był tak zazdrosny o Schulza, że w 1935 roku zniszczył egzemplarz „Sklepów cynamonowych”, który Schulz własnoręcznie oprawił i zilustrował dla Zofii, a jego wizyty mogły odbywać się wyłącznie za przyzwoleniem Kuczyńskiego. Gombrowicz śmiał się: „przystojny chłopak, choć niezmiernie małomówny, którego ktoś ochrzcił przezwiskiem ”.

Życie po wybuchu wojny

Zofia Nałkowska nie miała łatwego życia. Po wybuchu wojny skończyły się luksusy. W czasie wojny prowadziła wraz z siostrą rzeźbiarką – sklep z tytoniem. Ciężko pracowała, żeby przetrwać. Nigdy nie myślała o emigracji „Jestem tu gdzie powinnam być – blisko matki, blisko domu, którego może już nie ma, blisko tego całego losu Warszawy”. Po wojnie wielu miało jej za złe, że szybko weszła w nową rzeczywistość, dała się „kupić” nowej władzy. W końcu lat 40. została nawet posłanką na sejm.

Zofia Nałkowska w swoim mieszkaniu, w Warszawie, 1935 rok. Fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE.
Reklama

Miała znowu swoich protegowanych, przyjaźniła się i próbowała romansować z Jerzym Zawieyjskim, była blisko z młodym pisarzem Wilchelmem Machem, też gejem, który odganiał się od niej, już dobrze podstarzałej myśli o „zdychaniu” . Przerażała ją starość, która silnie odczuwała. Kiedyś, jeszcze przed wojną notowała w Dziennikach: „Pracuję jak szalona - ponad moją możliwość, piszę dniami i nocami, rękami i nogami. A potem idę na śliczny bal w nowej białej velourowej sukni i dobrze, cudnie się bawię, jestem jeszcze raz ładna, jeszcze raz zadziwiająca”. Po wojnie w 1946 roku tak patrzyła na siebie: „Wyglądam na starą kobietę, którą jestem. I to wiedząc, że starość jest wstydem, upośledzeniem, że starość dyskwalifikuje. I właśnie zachowanie pozorów, włosy w porządku i mimo wszystko „zrobiona” twarz, poprawność w ubiorze – to jest gorzej, to czyni rzecz bardziej widoczną”. Zmarła w 1954 roku, w wieku 70 lat. Pochowana została na wojskowych Powązkach, jak dygnitarz. Wcześniej trumna z jej ciałem została wystawiona w sali kolumnowej Ministerstwa kultury

Reklama
Reklama
Reklama