Reklama

Choć Grzegorz Ciechowski odszedł wiele lat temu, pamięć po nom pozostaje wiecznie żywa. Lider zespołu "Republika" ze związku z Małgorzatą Potocką ma córkę, Weronikę. Ta na co dzień mieszka w Stanach Zjednoczonych wraz ze swoją rodziną. W Polsce została jej mama, ale też macocha, z którą obecnie nie jest w najlepszych relacjach. Nie zawsze tak było. Kiedyś wspierały się i mówiły o sobie czule. Jedna sytuacja zmieniła niemal wszystko. Co się wydarzyło? Co wpłynęło na ochłodzenie kontaktów między bliskimi sobie wcześniej kobietami?

Reklama

ZOBACZ TEŻ: O ich relacji mówiła cała Polska, prawdę wyznała po jego śmierci. Co łączyło Jerzego Trelę i Bożenę Stachurę?

"Była moją ulubioną macochą"

Weronika Ciechowska bez ogródek mówi, że z Anną Skrobiszewską przed laty łączyły ją bardzo bliskie relacje. Obie był względem siebie ciepłe i serdeczne, nawet po śmierci Grzegorza Ciechowskiego. Wówczas Weronika miała zaledwie 14 lat.

"Anna była moją ukochaną macochą. Łączyła nas bardzo serdeczna i bliska więź, bo nasz kontakt był częsty, uczestniczyłyśmy aktywnie w naszych życiach" – mówiła Weronika Ciechowska dla WPROST.

Chociaż relacja kobiet wydawała się być na tyle silna, że przetrwa nawet tak trudny czas, jak śmierć, życie ją zweryfikowało. Anna obiecywała nawet czekać do pełnoletności Weroniki, aby podpisać stosowne dokumenty dotyczące zarządzania majątkiem jej ojca, aby i ona miała do nich odpowiednie prawa. Coś jednak poszło nie tak.

Marek Skorupski / Forum

"Punktem zapalnym, który sprawił, że nasza relacja popsuła się, było napisanie przez moją mamę książki „Obywatel i Małgorzata”, w której opowiedziała o swoich wspomnieniach jej relacji z moim ojcem. Wyjawiła historię dziewięciu lat ich wspólnego życia. Książka wywołała ogromne poruszenie u Anny i jej kolejnego męża, który był i nadal jest głównym agresorem w całej sprawie spadkowej" - dodała dla WPROST.

To Skrobiszewska zerwała kontakty z Weroniką, a bezpośrednim powodem było wiele gorzkich słów, które przeczytała w książce Potockiej na temat końca jej związku z Ciechowskim. Prawda jest taka, że matkę swojej córki zostawił właśnie dla niej.

"Ja to zaakceptowałam, bo nie miałam innego wyjścia. Tylko nie stało się to w kilka dni. Sytuacja była niezwykle ciężka i zajęło mi kilka lat, żeby uporać się z kolejną stratą w moim życiu"– wyjawiła we "Wprost" Ciechowska.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nowa miłość Katarzyny Bosackiej pozostanie tajemnicą. Dziennikarka obiecała sobie jedno...

Konflikt przed sądem

Po śmierci Grzegorza Ciechowskiego w 2001 roku, konieczne było ustalenie osoby, która będzie zarządzała jego majątkiem. Logicznym było więc, że prawa otrzymała żona wokalisty, Anna Skubiszewska. Weronika miała wówczas 14 lat. Nastolatka, która straciła ojca, nie potrafiła poradzić sobie z emocjami, które jej wtedy towarzyszyły, a co dopiero chodzić po sądach i podpisywać dokumenty, o których nie miała żadnego pojęcia.

Wojda/REPORTER/East News

"Druga żona mojego taty, Anna Skrobiszewska, po jego śmierci czekała cierpliwie aż będę już pełnoletnia, aby zawrzeć ze mną formalnie ugodę dotyczącą praw do spadku" mówiła dla WPROST.

Weronika Ciechowska szczerze przyznaje, że z perspektywy czasu uważa, że dla jej macochy było to wygodniejsze rozwiązanie. Obawiała się pewnie, że część pieniędzy trafią do jej matki, Małgorzaty Potockiej.

"A może to był tylko pretekst i nigdy nie dowiem się, jakimi prawdziwymi pobudkami kierowała się Anna? Gdy dostałam wezwanie do sądu na rozprawę, wiedziałam, że sprawa, która się odbędzie dotyczy ugody, że w sądzie spotkam Annę. Sądziłam, że wszystko rozegra się tak, jak powinno się to rozegrać. To była przecież Anna, nie mój wróg" - podkreśliła dla WPROST.. Przeceniła jednak sytuację. Nie było tak, jak sobie wyobrażała.

Niekorzystna ugoda dla Weroniki Ciechowskiej

Okazuje się, że ugoda, którą jako 18-latka podpisała Ciechowska wraz ze swoją macochą jest dla niej bardzo niekorzystna. Otrzymała wówczas 40 tysięcy zachowku po zmarłym ojcu, a przez ostatnich 20 lat nie otrzymała żadnego przychodu z twórczości swojego ojca.

TOMASZ URBANEK/DDTVN/EAST NEWS

"Byłam wtedy święcie przekonana, że nie mam się o co martwić, bo Anna jest moją rodziną i gdy sytuacja będzie wymagać pomocy, zawsze mi pomoże" – mówiła Ciechowska we "Wprost".

W wieku 18 lat uznała, że 40 tysięcy, które otrzymała (a miała dostać 50), było kwotą bardzo wysoką. Dopiero po latach zrozumiała, że została w delikatnym tego słowa znaczeniu oszukana.

"Wydawało mi się, że nie będę w stanie jej wydać, dlatego nie kwestionowałam tej kwoty. Wydawało mi się, że pieniądze starczą mi na bardzo długo. Przypomnę raz jeszcze: miałam 18 lat" – dodaje dla WPROST.

Weronika mówi wprost, że jej ojciec byłby w tym konflikcie po jej stronie, jednak nie ma już szansy się wypowiedzieć. Każde z dzieci kochał tak samo i nigdy nie chciałby dla żadnego z nich gorzej. Sytuacja, do której doszło, byłaby dla niego bardzo przykra.

ZOBACZ TAKŻE: Jan Młynarski: "Ludziom może się wydawać, że syn Wojciecha Młynarskiego to taki synek spod klosza"

East News

"Wszystkie swoje dzieci kochał tak samo i wiem, że nie chciałby, abym była tą jedyną, która nie ma do niczego praw. Nigdy wcześniej do głowy nie przyszło mi, że będę musiała walczyć z Anną w sądzie o rzeczy, które mi się zwyczajnie należą" – podsumowała w wywiadzie dla Wprost.

Reklama

Chociaż dziś nie rozmawiają ze sobą, spotkają się zapewne po raz kolejny w sądzie. Prawdopodobnie w przyszłym roku sprawa może zostać rozstrzygnięta. Na czyją korzyść? O tym zadecyduje sąd.

Reklama
Reklama
Reklama