Reklama

Lipiec 1950 roku. Antibes, południe Francji. Puk, puk. „Państwo do kogo?”. „Do Picassa”. „Jesteście umówieni?”. Nie byli. Alina: „Oczywiście!”. Brama się otworzyła, zobaczyli go jeszcze ze ścieżki – podlewał pomidory ubrany w kombinezon na gołe ciało. „Bonjour, monsieur Picasso”. „Bonjour” – zdziwiony odstawił konewkę i zapytał, o co chodzi. Ryszard Stanisławki: „Chcieliśmy panu złożyć hołd”. Alina Szapocznikow: „…i pożyczyć trzy tysiące franków!”.

Reklama

Alina Szapocznikow i Ryszard Stanisławski: historia miłości

W tym związku to ona była odważniejsza. Należała do tych Ocalonych, którzy po wojnie rzucili się w wir życia na główkę, bez trzymanki. Przeszła koszmar Holocaustu, ale nie chciała o nim mówić, a może nawet pamiętać. Raz tylko w 1966 roku w rozmowie z francuskim dziennikarzem wymsknęło jej się: „Wstydzę się, że należę do tej samej ludzkiej rasy co Niemcy”. Ale to był wyjątek. Poza tym o wojnie nic. Liczyło się to, co tu i teraz. Jeśli każda miłość ma swoją piosenkę, to ich piosenką powinno być „The Whole of the Moon” The Waterboys: on snuł plany, a ona od razu przechodziła do działania; on pragmatyczny, ona nieprzewidywalna; on pedantyczny, ona – królestwo chaosu. Ciężko było za nią nadążyć.

To była ich pożegnalna podróż po Francji – dwa miesiące na południowym wybrzeżu, a potem powrót do Polski. Już na stałe. Kupili rozpadający się samochód, ale pieniądze na benzynę szybko się skończyły. Utknęli w Antibes w oczekiwaniu na stypendium Ryszarda, które w ciągu kilku dni miało nadejść pocztą. Jedli pomarańcze prosto z drzew, pomidory prosto z krzaków. Stać ich było tylko na chleb. Wtedy Alina wpadła na pomysł – Picasso! Mieszkał na wzgórzu nad miasteczkiem. Poszli tam pieszo. Ryszard zastanawiał się, czy w ogóle wypada zapukać do bramy, Alina na wstępie poprosiła Picassa o pieniądze. Z wrażenia zaprosił ich na kolację. Kiedy mieli już wychodzić, jeszcze raz wspomniała o pożyczce. Nie mieli dużo gotówki, ale dali im wszystko, co znaleźli – on i jego żona Francesca. Następnego dnia w drodze na pocztę Alina wydała całą sumę na… sandały. Ryszard był… zdumiony.

Czytaj także: „Atakował dziewczyny ostro, jak gladiator”. Nieznana historia Leopolda Tyrmanda i Barbary Hoff

THE ESTATE ALINA SZAPOCZNIKOW, PIOTR STANISŁAWSKI, GALERIE LOEVENBRUCK, PARIS, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI PIOTRA STANISŁAWSKIEGO

Alina Szapocznikow i Ryszard Stanisławski: jak się poznali?

Poznali się w 1948 roku w Paryżu. Alina przyjechała tam rok wcześniej z czeskiej Pragi, gdzie zaraz po wojnie zaczęła studia artystyczne. Za skromną sumę odłożoną ze stypendium wynajęła pokój w marnym hotelu i zapisała się do pracowni rzeźbiarskiej Paula Niclausse’a w słynnej École Nationale Supérieure des Beaux-Arts. To były ciężkie powojenne lata – w Paryżu brakowało prądu, węgla do ogrzewania mieszkań, a nawet jedzenia, obowiązywały kartki na tłuszcze, mąkę, makaron, mleko. „Dwa miliony strajkujących wyszło na ulice Francji. Kraj stanął na progu walk klasowych jak w XIX wieku” – pisze Marek Beylin w wydanej właśnie książce „Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow”. Nic dziwnego, że Alina szybko zaczęła komunizować – jak większość artystów i intelektualistów francuskich w tamtym czasie. I szybko wsiąknęła w ich środowisko.

Ryszard trafił do Paryża przez „zieloną granicę” ze Szczecina przez Berlin, gdzie wcielono go do I Dywizji Pancernej generała Maczka. W Paryżu rozpoczął studia matematyczne. Nie interesował się polityką, ale miał zdecydowanie antykomunistyczne poglądy. Pochodził z patriotyczno-katolickiej rodziny z prowincji. Jego ojciec był przed wojną przemysłowcem. Podobnie jak Alina, Ryszard w Paryżu klepał biedę. Znalazł pracę przy nocnym rozładunku na targu w paryskich Halach. W mundurze kaprala podchorążego chodził z konieczności jeszcze przez rok. Alina nie znosiła tego munduru: „Przyznam na odległość, z daleka się nie boję, że nie znoszę Cię w nim [mundurze – red.]. Sprzedaj go, później kupisz sobie inne ubranie. Na Twą miarę”. Ale to potem. Najpierw się spotkali – w stołówce polskiej ambasady przy Rue Racine. „Umówiliśmy się, spacerowaliśmy razem po Paryżu, to było niezwykłe. Alina miała dobre przygotowanie teoretyczne i wiedziała, co się dzieje w Paryżu. (…) Rozwijała się w sposób niesamowicie mocny. Bardzo mi tym imponowała” – wspominał po latach. Wszystko potoczyło się szybko.

Alina kompletnie zawróciła mu w głowie. Rok później był już lewakiem, przerwał studia matematyczne i zapisał się na historię sztuki, a ona sprzedała ten jego mundur. Wydana w 2012 roku korespondencja Aliny i Ryszarda liczy 140 listów. Piszą do siebie od początku – niemal do jej śmierci, do 2 marca 1973 roku. Ten zbiór to w przeważającej większości jej listy do niego. Zresztą doskonale oddaje on charakter ich obojga – on skrupulatnie datował swoje listy, a nawet jej odpowiedzi. Pieczołowicie je przechowywał. Ona nie przywiązywała do tego wagi. Wszystkie zachowane i opublikowane w tym zbiorze jego listy do niej też pochodzą z jego archiwum (!). Lektura korespondencji zaskakuje – jak dwie tak różne osobowości mogły żyć tak długo i szczęśliwie razem?! A jednak kochali się nieprzytomnie. Chociaż z początku to on był bardziej zakochany niż ona.

Szalona miłość artystów

„Nie mogę powiedzieć jeszcze jasno Kocham Ciebie” – pisała do niego trzy tygodnie po tym, jak się poznali, z wakacji we francuskich Alpach. W jej listach dużo jest o przyrodzie, krowach na górskich halach, lekturach. On posyła jej miłosne wiersze. „Proszę Cię, wystrzegaj się trudnych słów, ja jestem zbyt leniwa teraz, by o tym myśleć. Poza tym stare kobiety też są piękne, ale nie mają nic wspólnego z kwiatami” – tak kwitowała jego poetyckie wysiłki.

Po powrocie do Paryża wciąga go w wir życia towarzyskiego. W polskiej stołówce poznają Jana Kotta, Adama Ważyka, Jana Białostockiego, Tadeusza Kantora. A potem, przez znajomych znajomych, Maksa Ernsta i Jeana Arpa. Dyskutują o nowej sztuce, spierają się. „Ty na niektóre rzeczy patrzysz jeszcze tak ładnie, kulturalnie, grzecznie, tak jak właściwie powinno być, i może niekiedy zazdroszczę ci tego. Ale różnica polega na tym, że w trakcie Twego kształtowania się, w czasie ostatnich 10 lat nie przeszedłeś tego chrztu rozpaczy, tego wszystkiego, nie skończyło się bez reszty wszystko kilkakrotnie, jak to miało miejsce u mnie w gettach i obozach. (…) Ty wtedy przeżywałeś na pewno dużo, żyłeś lepiej czy gorzej, kochałeś (…), ale pojęcia nie zmieniły Ci się zasadniczo, tak jak u mnie, że zamiast »ładnie, kulturalnie, grzecznie«, pozostało »pięknie, ludzko, prawdziwie, do dna«”.

Spierają się, ale w listach Aliny czuć coraz wyższą temperaturę uczuć. Docenia zdanie Ryszarda, liczy się z nim, jest ciekawa jego poglądów. I wreszcie: kocha. Na Wigilię 1948 roku wyjeżdża do Łodzi odwiedzić matkę i śle czułe listy: „Tak mi, Rysiu, brakuje, aby każdym drobnym wrażeniem podzielić się z Tobą. Obracam się i mówię: »Zobacz no, Ryszard…«”. „A zbiera się we mnie tyle pocałunków, że nie wiem, czy to wytrzymasz?!??”. A on do niej: „Wiem, Alina, że jestem z Tobą złączony zupełnie. Poza pieszczotami, za którymi tęsknię jak dziecko – czekam na Ciebie, właśnie na Ciebie (…). Czasem aż się boję swego uczucia”.

Czytaj też: Danuta i Tadeusz Konwiccy: Słynny autor „Małej Apokalipsy” po odejściu żony rzucił pisanie

Alina Szapocznikow i Ryszard Stanisławski

THE ESTATE ALINA SZAPOCZNIKOW, PIOTR STANISŁAWSKI, GALERIE LOEVENBRUCK, PARIS, DZIĘKI UPRZEJMOŚCI PIOTRA STANISŁAWSKIEGO

Alina Szapocznikow: choroba

Do Paryża Alina wraca już po Nowym Roku i od razu wprowadza się do Ryszarda (on zaproponował). Nadal żyją biednie, ale jak bogato – klimat tamtego czasu, tamtych spotkań i rozmów, paryskich tanich hotelików i kawalerek, drobnych sum ciułanych na wino i papierosy znamy z dziesiątków książek, filmów i wspomnień. Tyle że w lipcu 1949 roku Alina zaczyna chorować. Jej stan jest coraz poważniejszy – lekarze diagnozują gruźlicę jajników, „niewątpliwy spadek po obozach” – jak pisze Marek Beylin. Od śmierci uratowała ją streptomycyna, wtedy jeszcze nieznana, stosowana eksperymentalnie w najtrudniejszych przypadkach.

Alina spędza kilka miesięcy w szpitalu i kilka kolejnych w prewentorium w górach. Warunki są tragiczne – brudno, smutno, tęskno, głodno. A do tego jeszcze słabe perspektywy na przyszłość. Oboje z Ryszardem zdają sobie sprawę z trudnego położenia – ona nie może pracować, on nie ma szans na pracę, która pozwoli mu utrzymać ich oboje. A mimo to w listach ona wciąż pełna nadziei i planów. Myśli o dzieciach. Ma być ich dużo, ma być szczęśliwy, wesoły dom. Pisze do Ryszarda: „Rodzina, tj. komórka państwowa, którą państwo bardzo lubi w całości, złożoną z wielu sztuk. (…) Ja chcę, aby moja komórka państwowa miała 5 sztuk. Ja + Rysiek = 2 + 1 Krzysztof + 1 Rachelka + 1 niewiadoma = 5. I żeby zawsze była razem”.

To list pisany i rysowany. Na rysunku widzimy rodzinę przy stole. Na ścianach obrazy w bogatych ramach – w tym portret ich dwojga. Najmłodsze dziecko siedzi na stole na nocniku, na podłodze leży pies. Ryszard pieści pod stołem nogi Aliny. A obok menu ich ewentualnego obiadu: „Hors d’oeuvre [przystawka]: homar w majonezie; oeuvre [danie główne]: kurczak pieczony, schab smażony, miękki befsztyk, sznycel wied. albo co innego; legumes [warzywa]: marchewka z groszkiem, sałaty itd.; desserts: gruyere, camembert, torty owocowe, wszystko w I gatunku, odpowiednie napoje cały czas”. Gdyby nie ten nocnik na stole i pieszczoty pod stołem, byłby to wzorcowy portret mieszczańskiej rodziny. „Jeszcze zobaczysz, będę dobrą żoną i matką. Stworzę dom, o jakim marzysz” – zdaje się mówić tym listem. I namawia go do powrotu do Polski, co wymaga sporego zachodu, bo Ryszard wciąż ma status uciekiniera.

Latem 1949 roku Alina jedzie do matki i znów wraca do tematu: „Ja już muszę gdzieś się urządzić u siebie i na stałe, jakąś budę znaleźć. (…) I to właśnie pierwsze i ostatnie, i największe, i najważniejsze, co skłania mnie do decyzji, aby wrócić na stałe do Polski”. Snuje w listach wizję kraju ludzi szczęśliwych, gdzie komunizm się spełnił i nieźle działa. Ryszard jest dużo bardziej powściągliwy i sceptyczny. Ale ona stawia mu ultimatum: albo razem w Polsce, albo już oddzielnie. I wyjeżdża z matką na wakacje do Sopotu. Podczas wizyty kontrolnej lekarz orzeka: zdrowa. Efekt uboczny: bezpłodność. Szok.

Czytaj też: Krzysztof Komeda i Zofia Komedowa. Wystawiała mu walizki za drzwi, a potem robiło jej się go żal

Alina Szapocznikow: „Żyje ostro, z niespożytą energią”

W lutym 1951 roku, po kilkumiesięcznej podróży po południu Francji i spotkaniu z Picassem wracają do Polski. Rok później biorą ślub i adoptują kilkumiesięcznego Piotrusia (o tym, że jest adoptowanym dzieckiem, Piotr dowiedział się dopiero po śmierci Aliny; nie wie, kim byli jego biologiczni rodzice). Ryszard zaczyna pracę w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk i kończy studia na Wydziale Historii Sztuki w Warszawie. Alina kwitnie towarzysko, ale też zawodowo – piekielnie zdolna i przebojowa szybko zaczyna zdobywać zamówienia.

Wchodzi do Pracowni MDM, jednego ze sztandarowych projektów socrealizmu – dzięki temu dostają z Ryszardem mieszkanie na Marszałkowskiej przy pl. Konstytucji – 15 m kw. z toaletą i kuchnią, ale już rok później przenoszą się do większego mieszkania na Rynku Starego Miasta, a Alina ma własną pracownię. Potrafi dbać o swoje interesy. Pewnie dlatego architekt Stanisław Zamecznik nazywa ją „pchłą szachrajką”. Ma dobre kontakty z dygnitarzami. Z państwową delegacją polityków, urzędników i twórców wyjeżdża do Moskwy. Mają już wracać, cała delegacja siedzi w samolocie, gdy okazuje się, że brakuje Aliny. Robi zakupy. Cyrankiewicz wstrzymał lot. Bez słowa czekali, aż skończy! Lubi samochody – najpierw jeździ czechosłowacką skodą, potem fiatem 1100, a lata później, już we Francji – zielonym kabrioletem MG.

„Żyje ostro, z niespożytą energią” – pisze Beylin. „Gdyby brać pod uwagę jedynie wspomnienia jej znajomych, rysowałby się obraz szaleńczego życia towarzyskiego, dni i nocy spędzanych na spotkaniach, rozmowach, zazwyczaj podlanych alkoholem. (…) Owszem, w ich mieszkaniu wieczorami tętniło życie. Ale nie przesadzała z piciem i nie włóczyła się po knajpach”. Bo najważniejsza jest dla niej praca. Piotr zapamiętał, że „pracowała całymi dniami. Nie robiła przerw nawet na obiad. I bez przerwy rysowała – na każdej kartce, która była pod ręką, na opakowaniach po papierosach”. W tym czasie powstaje m.in. „Derwisz”, „Przyjaźń”, „Ekshumowany”, „Pierwsza miłość”.

„Wyznaczyłam sobie godziny urzędowe. Przychodzę do pracowni zwykle o 9. I przede wszystkim wkładam szary sweter, który sama sobie zrobiłam przed laty i nie potrafię się z nim rozstać. Dopiero gdy mam go na sobie, czuję, że mogę się zabrać do roboty. Kończę około 5 po południu. W tym czasie nie otwieram nikomu drzwi pracowni” – opowiada „Sztandarowi Młodych”.

Dużo podróżuje. Zaczynają się od siebie z Ryszardem oddalać. Z listów znika erotyka, pojawia się konwenans i tematy przyziemne. „Podaj rozmiar nogi i numer pończoch” – pisał on. „Zamawiam melbę, kawę i papierosy” – to ona. Potem zaczynają się kłótnie. Ona coraz chętniej wyjeżdża, łapie do niego coraz większy emocjonalny dystans, on w pogoni za nią staje się nerwowy. „Straszna ta nasza atmosfera w domu…”, „zmartwił mnie znów ten zdenerwowany Twój ton…”, „chciałabym, żebyś potrafił mnie zrozumieć po przyjacielsku” – pisze do niego. W 1956 roku poznaje Romana Cieślewicza. I znowu najpierw zakochuje się on – przychodzi do pracowni, adoruje, zadręcza. Alina się opiera. Przez kilka miesięcy żyje w stanie zawieszenia, ale w końcu odchodzi od Ryszarda. Wyjeżdża z Romanem do Paryża. Ich miłość przetrwa do jej śmierci. Podobnie jak przyjaźń z Ryszardem.

Alina Szapocznikow i Roman Cieślewicz, Paryż 1972 r.

g PAP/Maciej Musiał

Epilog

Stanisławski związał się dość szybko z krytyczką sztuki Urszulą Czartoryską. Był wieloletnim dyrektorem Muzeum Sztuki w Łodzi (1966–90). Roman Cieślewicz zrobił w Paryżu oszałamiającą karierę. Był dyrektorem artystycznym „Elle”, współpracował z „Vogiem”, tworzył plakaty dla Centre Pompidou. Twórczość Aliny Szapocznikow odkryta i doceniona została na świecie dopiero po jej śmierci – w 2012 roku odbyła się wystawa w nowojorskim Museum of Modern Art, a później jej prace kupiły m.in. londyńskie Tate Modern i paryskie Centre Pompidou. Od tego czasu zainteresowanie jej sztuką wciąż rośnie.

***

Reklama

Korzystałam z książek „Ferwor. Życie Aliny Szapocznikow” (2015) Marka Beylina i zbioru listów „Kroją mi się piękne sprawy” (2012) z serii Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Wydawnictwa Karakter

Reklama
Reklama
Reklama