Wypadek zmienił życie Moniki Kuszyńskiej: „Wreszcie wyszłam z tego więzienia, które sobie stworzyłam”
„Wizerunek przez długi czas był dla mnie odrażający", mówiła. Oto jej historia
Monika Kuszyńska zasłynęła jako wokalistka zespołu Varius Manx, z którym nagrała trzy płyty. Grupa na początku XX wieku była u szczytu popularności. Niestety w 2006 roku doszło do wypadku samochodowego, wskutek którego artystka została sparaliżowana. Do dzisiaj porusza się na wózku inwalidzkim i walczy o powrót do pełnej sprawności. Dopiero po latach Monika Kuszyńska wróciła na scenę. W 2015 roku reprezentowała Polskę w konkursie Eurowizji z piosenką In The Name Of Love. Ponadto angażuje się w działalność charytatywną na rzecz osób niepełnosprawnych, za co została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi i Medalem Św. Brata Alberta. Jak dziś wygląda jej życie?
Monika Kuszyńska o wypadku, traumie i akceptacji
Monika Kuszyńska jakiś czas temu udzieliła poruszającego wywiadu Olivierowi Janiakowi. W rozmowie opublikowanej na platformie YouTube opowiedziała o lękach, jakie jej towarzyszyły z powodu wypadku, jaką cenną lekcję wyniosła dzięki temu zdarzeniu i co zyskała dzięki niepełnosprawności. W jednej chwili życie artystki zmieniło się diametralnie. Wypadek, jakiemu uległa długo powodował, że czuła się źle ze sobą, lecz dziś stara się myśleć o tym co ją spotkało tylko pozytywnie.
Wokalistka podczas wywiadu przyznała, jaki ma stosunek do swojego odbicia. Kiedyś widok w lustrze zwłaszcza po wypadku sprawiał jej wiele przykrości, nie potrafiła zaakceptować, że porusza się na wózku inwalidzkim. Jednak dziś widok ten sprawia jej przyjemność, jak przegląda się w lustrze to momentami podoba się sobie: „Długo pracowałam na to przez ostatnie lata, żeby widzieć wreszcie coś co mi się podoba, coś co akceptuje czyli ten swój wizerunek, który przez długi czas był dla mnie taki nawet bym powiedziała odrażający, tuż po wypadku […] Kiedy przypadkowo nawet gdzieś natrafiłam na lustro, to było dla mnie szokujące jak pojawiał się ten wózek i zaburzone proporcje. Kompletnie długo tego nie akceptowałam więc dzisiaj mam naprawdę przyjemność. Oczywiście nie mam czegoś takiego, że uwielbiam się godzinami patrzeć w lustro po prostu mam tak duży dystans do siebie, że jak się zobaczę w ładnym stroju w ładnym makijażu „nie saute” to zawsze się sobie podobam”, szczerze przyznała i dodała, że: „Wypadek był czymś takim co zmieniło całe moje życie i było punktem zwrotnym, takim punktem odniesienia gdzie musiałam wiele rzeczy pozmieniać. To było bardzo wyraźne, namacalne, nie było odwrotu”, stwierdziła podczas wywiadu.
Odnalezienie się w tak niekomfortowej sytuacji, zajęło jej kilka lat. Było to dla niej bardzo trudne i niespodziewane. Sama uważa, że jest jak „Feniks z popiołów”, który podnosi się mimo upadków. Największy problem do przepracowania był i nadal jest w głowie. Monika Kuszyńska od momentu feralnego wypadku, czyli od 17 lat walczy, aby zaakceptować siebie. Przyznaje, że to długi proces.
„Kiedy jesteś młody, sprawny wszystko ci się układa, czujesz siłę w tym swoim ciele, jesteś wysportowany, masz nad tym kontrolę (...) Ale nagle to się gdzieś kończy i u mnie to był akurat taki moment kiedy tak dość brutalnie, nagle zrozumiałam, że na tym nie można polegać, ale jednocześnie to nie jest koniec mnie, bo ja bardzo mocno identyfikowałam się ze swoim ciałem, ze swoim wizerunkiem jako artystka jak kobieta. Czułam bardzo dużą siłę w ciele, do tego stopnia, że wiele rzeczy innych odpuściłam, wydawały mi się mniej ważne albo też mniej ważne dla innych ludzi. Wydawało mi się, że to jak jestem postrzegana to jest najważniejsze - to jest okropne - bo w jakiś pewnym momencie życia to daje satysfakcję, ale to jest na krótką metę. I zamiast dawać ci poczucie własnej wartości, to odbiera”, przyznała.
Czytaj także: Razem na scenie i w życiu. Barbara Kurdej-Szatan i Rafał Szatan są ze sobą na dobre i na złe
Monika Kuszyńska, 22.06.2016
Wypadek był dla Moniki Kuszyńskiej darem
Przed wypadkiem najważniejsza była dla niej uroda, wygląd, młodość. To prowadziło do frustracji i zazdrości na wielu płaszczyznach. Dopiero wypadek przewartościował myślenie artystki. „Ile ja miałam takich negatywnych myśli w sobie nie tylko na swój temat, ale też na temat innych osób. Nagle inne, piękne kobiety stanowią konkurencję, tak tylko je widzisz, nie jesteś w stanie się zaprzyjaźnić z żadną dziewczyną czy nawet porozmawiać bliżej, a jeszcze nie daj Boże jesteś z facetem i się pojawia jakaś inna kobieta i nagle zazdrość się pojawia, jakieś takie chore rzeczy, których już kompletnie dzisiaj w sobie nie mam. Teraz mam już spokój”, opowiadała podczas rozmowy.
Dla Moniki wypadek był swego rodzaju darem, dzięki któremu przekonała się, co w życiu jest najważniejsze. Nie podążanie za modą czy młodością, która przemija, lecz życie tu i teraz. „Jak spadniesz na dno i zrozumiesz, że te rzeczy są mało istotne no to w pewnym momencie uwalniasz się od tego. Ja to właśnie interpretuje u siebie w swoim życiu jako dar. Ja miałam taką szansę w miarę szybko to zrozumieć”. Moment wypadku był momentem przełomowym. W końcu uwolniła się ze swojego wizerunku scenicznego. Już nikomu nic nie musiała udowadniać. „W pierwszej chwili, bo nagle zrozumiałam, że ja już nic nie mam. Co jestem w stanie sobą reprezentować, w jaki sposób, ale za chwilę zrozumiałem, że to jest uwolnienie… uwolnienie od wizerunku. To był jeden z ważniejszych dla mnie plusów. Ja wreszcie wyszłam z tego więzienia, które sobie stworzyłam”, szczerze wyznała.
Czytaj także: Aleksandra Kwaśniewska przekazała pilne wieści na temat zdrowia ojca. Jej słowa mówią wszystko
Monika Kuszyńska, VIVA! 2010
Rodzina była i jest dla Moniki Kuszyńskiej największym wsparciem
Wokalistka nie ukrywa, że zanim zdarzył się wypadek, pełniła rolę matki dla swojej młodszej siostry. Po wypadku role się odwróciły, Monika nagle stała się bezbronnym dzieckiem i wymagała stałej opieki. Na szczęście w tamtym momencie mogła liczyć na pomoc siostry, która przejęła funkcję opiekunki.
„Nasza relacja zagłębiła się właśnie wtedy, ale to dlatego że ona jest pięć lat młodsza ode mnie; ja miałem 26 lat kiedy wydarzył się wypadek, więc ona była wtedy bardzo młoda. Nasza relacja byłam bardziej taka matczyna z mojej strony, ja się nią opiekowałam miałam te obowiązki z nią związane, ale raczej nie były to partnerskie relacje; tylko ja rzeczywiście dużo czasu jej poświęcałam jako starsza siostra. Role się odwróciły kiedy ja nagle stałam się dzieckiem bezbronnym w łóżku, które nie mogło się przekręcić z boku na bok. Ona tę rolę przejęła, takiej opiekunki. Bardzo dobrze się wtedy sprawdziła i rzeczywiście te nasze relacje teraz są bardzo bliskie”, przekonuje wokalistka, dla której rodzina stanowi największą wartość.
Od 13 lat tworzy szczęśliwe małżeństwo z Jakubem Raczyńskim. Para doczekała się dwójki dzieci — Jeremiego i Kaliny. Mąż nie jest zazdrosny o żonę, mają do siebie ogromne zaufanie. Jednak zanim się związali, wokalistka sama musiała uporządkować swoje życie i myśli oraz odnaleźć w sobie wewnętrzny spokój i siłę na budowanie stałej relacji z drugim człowiekiem.
„Ludzie trafią na siebie w odpowiednim momencie, na odpowiednim etapie swojego życia. Myślę, że to jest też to, co wypracowałam w sobie. Ja byłam gotowa na związek, który jest spokojny… ja byłam spokojna, byłam pogodzona ze sobą. Wiedziałam, że nie chce się szarpać, ściągać. Chcę po prostu czuć się ze sobą dobrze. Albo jesteśmy partnerami, którzy idą wspólnie gdzieś przez życie, na jakimś etapie i dobrze się z tym czują albo nie”, zdradziła.
Czytaj także: Niewielu wiedziało, co działo się w małżeństwie aktora „Faraona”. Zmarł w tajemniczych okolicznościach
Monika Kuszyńska przez wypadek wiele straciła, ale też wiele zyskała
Wypadek był dla Moniki swego rodzajem testem. Okazało się, jak bardzo warte są jej przyjaźnie. Wiele relacji nie przetrwało, bo znajomi nie byli przygotowani na to co spotkało wokalistkę. Dziś Monika nie ma już do nikogo żalu, o to, że zerwali z nią kontakt po wypadku.
„Wypadek zweryfikował moje znajomości […] to nawet nie jest ich wina, po prostu nasze relacje były powierzchowne albo były potrzebne w danym kontekście i do czegoś nam służyły, ale nagle w tym kryzysie rozstaliśmy się. Kontakt zmienił się absolutnie i ci ludzie nie są w stanie odnaleźć się w tej sytuacji i dobrze, bo my też nie chcemy ich obarczać tym. To też jest intymna sfera i dopuszczamy do siebie tylko bardzo bliskich ludzi… w takim kryzysie kiedy jesteśmy słabi, obnażeni. Tak naprawdę dla mnie to było świetne, że wycofali się wszyscy, którzy nie potrafili się odnaleźć nie czułam do nikogo żalu wręcz byłam zadowolona z tego…”, przyznała.
Pomimo tragedii, jaka ją spotkała, stara się widzieć tylko te pozytywne strony życia. Ceni sobie spokój i spotkania z innymi ludźmi. I wcale nie uważa, że jej historia jest wyjątkowa. „Spotykam tak fascynujących ludzi na swojej drodze, bo tak naprawdę moja historia nie jest wyjątkowa. Każdy z nas ma swoją wyjątkową historię, możemy się od siebie wzajemnie uczyć. To jest dla mnie najpiękniejsze w tym całym procesie. I to jest właśnie dla mnie jedna z tych cennych rzeczy, które dostałam wyniku tego co się stało. Nagle zaczęłam spotykać innych pięknych ludzi, którzy pokazali mi inny świat, inne wartości i po prostu czuję się dzisiaj spokojniejsza, szczęśliwsza, czuję się dobrze ze swoim życiem”, podsumowała.
Dziś cieszy się z małych drobiazgów, których wcześniej nie dostrzegała. Radość sprawia jej obserwowanie jak pojawią się pierwsze pąki na drzewach, jak zakwitają magnolie. Uwielbia pić kawę i słuchać audiobooków. Chętnie dzieli się też swoimi prywatnymi chwilami w sieci.
Czytaj także: Dla Holoubka poświęciła karierę w Hollywood. Aktor zostawił ją dla 20 lat młodszej artystki
Monika Kuszyńska, VIVA! 2015