Dzień przed śmiercią rozliczyła się z mroczną przeszłością. Kalina Jędrusik zmarła na rękach Aleksandry Wierzbickiej
Tak wyglądały ostatnie chwile aktorki
Kalina Jędrusik na kartach historii zapisała się jako legendarna aktorka i piosenkarka, która nigdy nie gryzła się w język. Wiele osób nazywało ją seksbombą, ikoną oraz osobą, która konsekwentnie dążyła do wyznaczonego celu. Informacja o jej śmierci zelektryzowała jej wielbicieli, jednak nie każdy wie, że dzień przed śmiercią wróciła pamięcią do bolesnych wydarzeń...
Kalina Jędrusik — ostatnie chwile. Dzień przed śmiercią wróciła pamięcią do bolesnych wydarzeń
Jej życie zawodowe i prywatne było niezwykle barwne. Nic więc dziwnego, że do dzisiaj wzbudza wielkie zainteresowanie. I choć Kalina Jędrusik odeszła dokładnie 32 lata temu, pamięć o niej wciąż jest żywa wśród jej znajomych oraz fanów.
W książce Dariusza Michalskiego możemy poznać legendarną aktorkę z zupełnie innej, prywatnej strony. Okazuje się, że dzień przed śmiercią odwiedziła ją przyjaciółka, poetka — Helena Violetta Komorowska. „Zadzwoniła do mnie w niedzielę czwartego sierpnia — po miesiącach niewidzenia się, żeby powiedzieć mi kilka miłych słów, że znowu zajrzała do mojej książki „Musisz wiedzieć" i spytać przy okazji, w jaki sposób można by przegrać wspomnieniową audycję, którą nagrałam w radiu na Myśliwieckiej po śmierci Stasia (Dygata) z jego przyjaciółmi", czytamy w książce Dariusza Michalskiego.
Artystki spotkały się 6 sierpnia 1991 roku. „Kalina ładnie wyglądała w kremowej szerokiej spódnicy z płótna rozszywanej grubą bawełnianą koronką. Miała nowe sandałki i świeżo zrobiony pedicure. Zjadłyśmy kolację, którą starannie przygotowałam, bo ona przecież była znawczynią dobrej kuchni. Rozmawiałyśmy o sytuacji politycznej, wspominając pierwszy okres stanu wojennego, kiedy to jeździła do internowanych, zwłaszcza na Służewiec, z którego szczególnie zapamiętała humorystyczne rozmowy z naczelniczką aresztu dla kobiet. Opowiadała o tych wizytach bardzo barwnie, ale ani razu (przez cały zresztą wieczór) nie używając mocnych słów, co było niezwykłe, gdyż zazwyczaj ich nadużywała", kontynuowała Helena Violetta Komorowska.
W pewnym momencie Kalina Jędrusik wróciła pamięcią do bolesnych wydarzeń. „Powoli rozmowa zamieniała się w monolog Kaliny. Mówiła o miłości do ojca, o miłości — tej najprawdziwszej — do Stasia, o narodzinach tego uczucia w Sopocie. Potem o utracie dziecka, o przyjaźni i pomocy Hanny Skarżanki w najcięższych chwilach — po poważnej operacji w szpitalu i po jego opuszczeniu, kiedy było wiadomo, że już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. A potem zaczęła nagle mówić o swojej rozpaczy", czytamy w tej samej pozycji.
Okazało się również, że 7 sierpnia była umówiona na wizytę do szpitala. Jak czas pokazał, nie zdążyła tam pojechać, gdyż zmarła. „Wiesz, jutro jadę do szpitala na Płocką. Na rentgen i kroplówkę z lekami. Później wracam, odpocznę trochę i będę z Maćkiem Maniewskim segregować fotografie. Maciek mieszka teraz u mnie na strychu i pisze pracę o Stasiu, więc chciałabym, żeby coś po nim dostał. Do tej swojej książki. I żeby w naszym domu powstało muzeum poświęcone Stasiowi. Bo przecież w jego pokoju nic się nie zmieniło, nawet ta ostatnia kartka wciąż jest wkręcona w maszynę, dalej tam tkwi", dodawała poetka.
W pewnym momencie Kalina Jędrusik przyznała swojej przyjaciółce, że nie spisała jeszcze testamentu. „A czy zrobiłaś testament? – spytałam mało delikatnie. – Nie, ale rozmawiałam o tym z adwokatem, z Krystyną Pociejową. Trzeba założyć fundację. Ola zarządzałaby tym muzeum... Wiesz, gdyby nie ona, już bym pewnie dawno nie żyła. Ona wzywa pogotowie, robi mi zastrzyki, dba jak córka. A kiedy czasami nie mam pieniędzy, to mnie utrzymuje. Mnie, dom, zwierzaki", zwierzała się wówczas artystka.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gwiazda kina i teatru ukrywała chorobę. Stanisława Engelówna zasłabła na scenie i już na nią nie wróciła
Śmierć Kaliny Jędrusik
Przypomnijmy, że ulubienica publiczności zmarła w nocy z 6 na 7 sierpnia 1991 roku. Przyczyną śmierci był atak astmy oskrzelowej, który spowodowany był uczuleniem na sierść kota. Ciało Kaliny Jędrusik zostało pochowane na warszawskich Powązkach na Alei Zasłużonych.
Objawy choroby zauważyła Helena Violetta Komorowska, która odwiedziła ją dzień przed tragedią. „W czasie tego wieczoru Kalina dwa razy wyjmowała z małej torebki na pasku inhalator [...] Mówiła, że zaczęła stosować kurację hormonalną w plastrach, bo jest ponoć bardzo skuteczna na osteoporozę [...] Nagle powiedziała: – Ja się śmierci nie boję. Jestem na nią przygotowana. Wiem, że o każdy dzień muszę walczyć...", wspominała poetka.
Wiemy również, co Kalina Jędrusik robiła w czasie, gdy jej koleżanka opuściła jej dom. „Ola mówiła, że po powrocie ode mnie Kalina rozmawiała w ogrodzie z nią i owym młodym człowiekiem piszącym książkę o Stasiu, Maciejem Maniewskim. Potem posłała Olę na górę po lekarstwo. Podczas jej nieobecności powiedziała: «Już mi się nic nie chce» [...] Po pierwszej zawołała Olę" czytamy w tej samej książce.
Gdy tylko weszła do pokoju, aktorka z trudem do niej wyszeptała: „Szybko zastrzyk i pogotowie". Niestety jej stan zdrowia z każdą minutą się pogarszał. Aleksandra Wierzbicka starała się zrobić wszystko, co w jej mocy, aby pomóc Kalinie. Podawała jej leki, inhalator, a nawet wachlowała ją. „Kiedy pogotowie przyjechało, otworzył im Maciek Maniewski, a my w ogóle nie rozmawiałyśmy: byłam pewna, że atak już ustał. I dopiero kiedy lekarka odchyliła głowę Kaliny, zobaczyłam na jej twarzy plamy opadowe. Czyli, że ja byłam nieświadoma, nie wiedziałam, że ona już od kilku minut nie żyje [...] Pamiętam jej ostatnie słowa: «Co z tym pogotowiem?» [...] Doktor wypisała akt zgonu, za jego przyczynę uznając niewydolność krążenia", zwierzała się Aleksandra Wierzbicka autorowi książki.
„Umarła na moich rękach. Od dziecka miała problemy z oskrzelami, które z biegiem lat zamieniły się w astmę. Brała leki i jakoś funkcjonowała. Pierwszy poważny atak miała w marcu 1991 roku. Poszłam do łazienki, a tam Kalina, która ledwo oddycha. „Dzwoń do Wandzi" – poleciła. Wandzia była pielęgniarką. Była druga w nocy, ale odebrała od razu. Jakby czekała na telefon. „Pani Wandziu, Kalina ma atak, jadę po panią". Narzuciłam coś na piżamę i pojechałam po Wandzię. Już czekała pod kościołem, zabrałam ją do domu. Szybko dała Kalinie dożylnie leki i uratowała jej życie. Kalina, gdy doszła do siebie, zaczęła płakać. „Jedną nogą byłam już na tamtym świecie", dodała w wywiadzie dla gazety.pl.
CZYTAJ TEŻ: Maria Chwalibóg: przełomem w jej karierze był jeden z najbardziej pesymistycznych polskich filmów