Stanisław Tym popularność zdobył w „Rejsie”, dziś jest klasykiem polskiej komedii
„Świat uważam za okropnie ponury, więc oswajam go, kpiąc, szydząc...”
„Życzę Wam zdrowia, a resztę sami kombinujcie”, powiedział kiedyś Stanisław Tym. Jest aktorem, autorem scenariuszy, reżyserem. Trudno sobie wyobrazić bez niego powojenną polską komedię. Popularność przyniósł mu kultowy film „Rejs”, którego premiera odbyła się 52 lata temu (17 października 1970 roku). Stanisław Tym nie miał w nim grać. Marek Piwowski napisał rolę KO-wca, czyli instruktora kulturalno-oświatowego dla Bogumiła Kobieli, ale zdarzyła się tragedia. Aktor zginał w wypadku dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć. Zastąpił go Stanisław Tym, bo „umiał improwizować”. Zdobył ogromną popularność i sympatię – niektórzy fani piszą „ach, Stasiu-Misiu” – chociaż nie grał wcale sympatycznych ról. Jego sztandarowa filmowa postać, Ryszard Ochódzki, to kawał chama i kombinatora. Jak potoczyło się życie Stanisława Tyma?
Stanisław Tym miał być chemikiem
„Znamy się mało... więc może ja bym powiedział parę słów o sobie – najpierw. Urodziłem się... urodziłem się w Małkini, w 1937 roku, w lipcu. Znaczy, w połowie lipca... właściwie w drugiej połowie lipca, właściwie... dokładnie 17 lipca. No... to tyle może o sobie – na początek... Czy są jakieś pytania?”. Tyle Stanisław Tym opowiedział jako pasażer na gapę, KO-wiec z „Rejsu". Aktor użył w tym filmie swojej biografii. Naprawdę urodził się w Małkini Górnej 17 lipca 1937 roku. Szybko przeniósł się z rodzicami do Warszawy, miał 7 lat, gdy wybuchło Powstanie. Gdy wrócili po wojnie do domu, nie poznał miasta swojego dzieciństwa. Wspominając lata wojny, mówił: „kiedyś tak się wydawało, że nie oddamy ani guzika, a oddaliśmy sześć milionów ludzi, i było to po prostu coś przerażającego”.
Zobacz też: Janusz Kulig zginął siedemnaście lat temu. Jego śmierć wstrząsnęła Polską...
Jako siedmiolatek trafił do czwartej klasy, w wieku 15 lat zdawał maturę. Długo szukał swojego miejsca, studiował m.in. chemię na Politechnice Warszawskiej, przetwórstwo spożywcze na SGGW. Pracował w dawnej fabryce Wedla przy produkcji herbatników i czekolady. Do szkoły teatralnej przygotowywał go Roman Wilhelmi. Na początku Stanisław Tym nie przywiązywał do tego większej wagi, naprędce nauczył się wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Śmierć braciszka”. Był pewien, że i tak się nie dostanie. Zdawało 650 osób, przyjmowano 22. On zdał. Po dwóch latach wielki aktor Jan Świderski powiedział mu, że egzaminatorzy pomylili się, przyjmując go do Szkoły Teatralnej. Bo nie nadaje się na aktora. Stanisław Tym bardzo przeżył to kolejne wyrzucenie z uczelni. Dostał nerwicy serca, z którą zmagał się wiele lat. „Był pewien, że umiera" i długo nie mógł się od tych objawów uwolnić.
Zobacz też: "Mam po prostu dosyć"... Oto historia Oli Petrus, którą z powodu karłowatości spotkał ogromny hejt
W towarzystwie Jędrusik i Łapickiego
Być może rzeczywiście nie radził sobie z metamorfozami, jakie przechodzić musi aktor. Wielu ludzi brało go w filmie za naturszczyka. W rzeczywistości zdał w 1964 roku egzamin eksternistyczny. Sam Tym mówił po latach, że miał dwa uniwersytety. Jednym był Studencki Teatr Satyryków – STS. Drugim wybitny satyryk i aktor Jerzy Dobrowolski (znany m.in. z wielu powiedzonek takich, jak „nic właśnie” albo „bynajmniej niestety” - moja narzeczona bynajmniej niestety). Sam Tym wspominał: Jerzy Dobrowolski „Fantastyczna postać. Jego kabarety Koń i Owca za każdym razem otwierały w Polsce nowe estradowe drzwi. Był precyzyjny do szaleństwa. Bardzo wiele mnie nauczył. Z kolei lata spędzone w STS to los wygrany na loterii życia. Agnieszka Osiecka, Andrzej Drawicz, Witold Dąbrowski, Alina Janowska, Wojtek Siemion, Andrzej Łapicki, Kalina Jędrusik – trudno przecenić ludzi, których tam spotkałem”.
Stanisław Tym: kariera
Niektórzy znają go tylko jako aktora - zagrał m.in. w dwóch najbardziej kultowych polskich komediach „Rejsie” i „Misiu”. Inni chodzili do teatru na jego sztuki m.in. „Rozmowy przy wycinaniu lasu”. Jeszcze inni znają go jako felietonistę. Sam mówi o sobie, że jest komediopisarzem. W latach 90. pisał jako Samozwańczy Rzecznik Statystycznego Polaka Szaraka, od kilkunastu lat pisze felietony w „Polityce”. To on podrzucił Andrzejowi Wajdzie pierwsze słowa przemówienia na Oscarową Galę w 2000 roku. Powiedział: „Niech pan zacznie: . Podziękowałem mu. I właśnie to zdanie spodobało się najbardziej uczestnikom ceremonii w Los Angeles", wspominał Wajda.
Pisać zaczął jeszcze w latach 50. Jednym z jego najbardziej znanych tekstów jest skecz „Ucz się Jasiu” z kabaretu „Dudek”. Nauka polega na lekcji, jak spławić klienta. Wiele tekstów z tego skeczu weszło do potocznego języka, m.in. „wężykiem Panie majster, wężykiem”, czy „nie ucz Pan ojca dzieci robić”. Ale Tym miał bardzo wiele zabawnych skeczy. Należy do nich m.in. „Futbol na tak” - kiedy przyjeżdża polski trener z mistrzostw świata i żona pyta: przegrałeś? A on odpowiada: tak. Albo kultowy skecz, w wykonaniu Stanisława Tyma i Zofii Merle, w którym Tym-lekarz oznajmia: „niedobrze, ma Pani chorą prostatę…”.
Zobacz też: Hanna Balińska: kiedyś utalentowana piękność z komedii Barei, dziś nikt o niej nie pamięta
Stanisław Tym i Stanisław Bareja: współpraca
Osobnym rozdziałem w życiu Stanisława Tyma jest jego współpraca ze Stanisławem Bareją, która zaczęła się od filmu „Nie ma róży bez ognia”. Jej kulminacją była uwielbiana do dzisiaj komedia „Miś”. Nie ma chyba drugiego filmu, z którego krążyłoby tyle powiedzonek i scenek. Ryszard Ochódzki miał pierwotnie nazywać się Nowochódzki – w nawiązaniu do zbudowanej w PRL Nowej Huty. Ale na to nie zgodziła się cenzura. „Najbardziej ze wszystkich, to jest człowiek ludzki, nasz prezes, Ryszard Nowochódzki. Niech żyje!”, miała brzmieć piosenka, którą śpiewa Jerzy Turek. Niektórzy uważają, że Stanisław Tym grał postać Ryszarda Ochódzkiego właściwie we wszystkich filmach od „Rejsu” poczynając.
Tak, jak Woody Allen zawsze był nowojorskim neurotycznym inteligentem, tak Tym wcielał się w postać cwaniaka, kanciarza, antybohatera. To on wykładał w „Misiu" ponadczasową, jak się okazało prawdę, że „prawdziwe pieniądze robi się tylko na drogich, słomianych inwestycjach". I czarował: „Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skale naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!" IIe trzeba mieć iskry Bożej, żeby takiego Ochódzkiego zagrać i zrobić z niego jedną z najlepiej rozpoznawalnych postaci w polskim kinie! Sam Tym tłumaczył: „Lubię się śmiać, rozśmieszać. Ale dowcip bierze się z pesymizmu. Nie mam złudzeń co do przyszłości człowieka jako gatunku. Nie sądzę, żeby zasady rządzące światem zmieniły się za jakieś 30 tysięcy lat. Dlatego czas dobry dla komedii jest zawsze".
Jego owce zasypiają zimą
Stanisław Tym od lat mieszka na Mazurach, nad Wigrami. Wyjechał z Warszawy w 1978 roku. Dwa lata wcześniej podpisał wtedy protest przeciwko zmianom w konstytucji. Podszedł do niego pisarz Jacek Bocheński i zaproponował, by podpisał list protestacyjny. „Ile to kosztuje?”, zapytał Stanisław Tym. „Jakiś rok nie będziesz miał co robić", odparł Bocheński. I rzeczywiście, Tym trafił wtedy na czarną listę, jego sztuki spadły z afisza, nie mógł występować. Był nawet zaskoczony, jak szczelny był tamten układ, zamknęły się przed nim wszystkie drzwi. Wtedy uznał, że kawałek własnej ziemi daje niezależność. I że jak będzie miał własne gospodarstwo, warzywa, kartofle, kury, to zawsze sobie poradzi. Zapisał się nawet do szkoły rolniczej. Osiedlił się w malowniczych Zakątach. Nad Wigrami mieszka od lat. Opowiadał nawet, że hodował argentyńskie owce, które zasypiały na zimę, ale to raczej dowcip.
Zobacz też: Strzały, próba porwania, wybuch na jachcie. Najgłośniejsze zamachy na Elżbietę II i jej bliskich
Miał trzy procent szans na przeżycie
W 2008 roku chorował ciężko na raka. Gdy spytał lekarza, jakie na szanse na wyzdrowienie, ten odpowiedział trzy procent. Stanisław Tym uczepił się tych trzech procent. Przeszedł ciężką operację przewodu pokarmowego, resekcję żołądka, ale wyzdrowiał. .„Najważniejsze to się nie dać. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale wiem, że można to zrobić. Nie przejmować się, nie powracać do choroby, nie przeżywać jej stale na nowo”, mówił po latach. Jest wegetarianinem. Na obiad przez lata gotował sobie warzywa, dorzucał do nich serek topiony, ostrą paprykę i miał własne danie. Zawsze czekają na niego trzy psy. Ale na co dzień ma ich więcej, bo często zbiera poranione futrzaki, leczy je, a potem podrzuca znajomym.
O jego życiu prywatnym nie wiadomo niemal nic. Z żoną Anną opiekowali się sobą nawzajem w czasie chorób. Krystyna Podleska mówiła, że uwodziła go na planie „Misia", ale „nie uległ pokusie”. Ma 84 lata, dalej jest aktywny zawodowo. Pisze felietony, ma własny kanał na YouTube. W rozmowie z „Wysokimi Obcasami" mówił: „Świat uważam za okropnie ponury, więc oswajam go, kpiąc, szydząc...”