Reklama

Był odnoszącym sukcesy dziennikarzem, gdy spadła na niego niewyobrażalna tragedia. Pewna słoneczna niedziela zmiażdżyła Jarosława Kulczyckiego. Dokładnie 8 lat temu, 13 września 2015 roku, prezenter odebrał telefon, który zmienił jego życie na zawsze. Słowa brzmiały jak wyrok. „Filip umarł”, usłyszał w słuchawce. Tak dowiedział się o śmierci 19-letniego syna, który niespodziewanie odszedł. Jak dziennikarzowi udało się podnieść po osobistej tragedii?

Reklama

Jarosław Kulczycki stracił syna. Filip zmarł nagle

Wydawało się, że ma wszystko: niezachwianą pozycję społeczną, szczęśliwą rodzinę i spełnienie. Gdy spadł na niego niespodziewany cios, przebywał z żoną Dorotą i dwójką małych dzieci nad polskim morzem. Półtoraroczny Sambor i dwumiesięczna Róża dostarczali mu powodów do radości. Poświęcał im wiele czasu, starał się wynagrodzić to, że na co dzień był zapracowanym człowiekiem.

Niedziela 13 września 2015 roku była słoneczna. Całą czwórką przebywali w Ustce. Jarosław Kulczycki poszedł z synkiem na plac zabaw. W pewnym momencie postanowił zatelefonować do starszej latorośli — Filipa, owocu związku z Mileną Ballue. 19-latek, który za nieco ponad miesiąc obchodziłby 20. urodziny, nie odebrał. Ostatni raz rozmawiali cztery dni wcześniej. Nie sądził, że już nigdy nie usłyszy w słuchawce głosu starszego syna.

„Pomyślałem to, co zwykle myśli rodzić, kiedy dziecko nie odbiera: pewnie nic takiego, oddzwoni”, zwierzał się później w miesięczniku „Pani”.

Cierpliwie czekał, poświęcając czas innym członkom rodziny. Podjęli decyzję, że wybiorą się na plażę. Wsiedli do samochodu. I to w trakcie jazdy zobaczył na wyświetlaczu numer Mileny, mamy Filipa. Pomyślał, że to dziwne, że może coś się stało. Odebrał. „Filip umarł”, usłyszał w słuchawce głos jej partnera.

Cisza, niedowierzanie, ból. Uderzenia gorąca i zimna. Na zmianę. To, co się wtedy wydarzyło, wydawało się nierealnym scenariuszem dramatu, który urzeczywistnił się w jednej sekundzie. „Ściśnięte gardło. Pięść w żołądku, skurcz mięśni. Śmiertelne przerażenie”, wspominał. Nie był w stanie prowadzić. Skręcił w pierwszą lepszą drogą w lesie, zatrzymał się.

„Wysiadłem i położyłem się na ziemi. Coś krzyczałem, ktoś przystanął, pytał, czy potrzebna mi pomoc. Dorota była z dziećmi w samochodzie”. Gdy był już w stanie mówić i choć odrobinę opanować emocje, wybrał numer byłej partnerki. Po chwili usłyszał jej głos w słuchawce i wiedział już, że wydarzyło się najgorsze, że to nie ponury i przyprawiający o gęsią skórkę koszmar. Miał tylko jedno życzenie, które jej przekazał...

„Poprosiłem tylko, by ostatni raz wyprzytulała synka i za mnie”, mówił.

Tego dnia chciał jedynie ciszy. Wybrał się w samotności na plażę. Wsłuchiwał w szum morza. Płakał, wspominał chwile, które spędził ze zmarłym synem. Ile to trwało? Godzinę, dwie? Może więcej? Do tej pory Jarosław Kulczycki ma problemy, by zrekonstruować to, co wydarzyło się tamtego dnia. Wie tylko, że było to pożegnanie z Filipem.

Rozmawiał z nim, wypowiadał słowa, które, choć w małym stopniu dawały ukojenie. „W pewnej chwili kilka kropel deszczu spadło mi na twarz. Nie padało, tylko tych kilka kropel. Ktoś może powiedzieć — to zwykły przypadek, spadł deszcz, bo niebo było pochmurne. Dla mnie to były łzy Filipa”, podkreślał.

Czytaj także: Jest ich ogromną siłą i wsparciem. Jadwiga Barańska i Jerzy Antczak są dumni z syna

Jak doszło do tragedii?

Jak doszło do tej potwornej tragedii? Rodzice chłopca nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Przecież syn był osobą aktywną fizycznie, uwielbiał podróżować, uprawiał sport. Nic nie zapowiadało dramatu, który rozegrał się nagle.

Do zdarzenia doszło w niedzielę w południe na siłowni, gdy Filip podnosił sztangę. Nagle poczuł się gorzej, odłożył ją i gwałtownie wstał z ławki. Obecne na miejscu osoby widziały, że coś jest nie tak. Jak się później okazało, 19-latek miał migotanie komór. I mimo natychmiastowej akcji reanimacyjnej, którą podjęli instruktorzy, nie przeżył. Zatrzymanie akcji serca. Pogotowie przybyło po 12 minutach, ale było już za późno. Mimo tego akcja ratunkowa trwała godzinę. Okazało się, że aby reanimacja przyniosła pożądany efekt, należało użyć defibrylatora maksymalnie w ciągu czterech minut od utraty przytomności.

Jarosław Kulczycki i jego była partnerka, Milena, domagali się dodatkowej ekspertyzy, którą miał wykonać patolog. Jej wyniki nie pozostawiały wątpliwości: najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci 19-letniego Filipa było zapalenie mięśnia sercowego, spowodowane infekcją wirusową. U osób młodych najczęściej przebiega bezobjawowo. Z czasem organ regeneruje się i jest w stanie sprawnie funkcjonować. Być może u syna dziennikarza również by tak było, gdyby nie zbyt duży wysiłek fizyczny...

Jarosław Kulczycki o relacji z synem

Nigdy nie ukrywał, że łączyła ich szczególna więź. Często rozmawiali, regularnie razem podróżowali. Lubili spędzać czas we dwóch.

„Filip jest rewelacyjnym chłopakiem. Gdy dowiedziałem się, że będę ojcem, byłem lekko przerażony. Pamiętam moment, kiedy Filip przyszedł na świat. Byłem przy porodzie, który trwał 14 godzin. Gdy mój syn się urodził, a ja patrzyłem, jak jest mierzony i ważony, nagle odruchowo złapał mnie za palec”, mówił w wywiadzie, kilka lat przed tragedią, która całkowicie odmieniła jego życie. Syn Jarosława Kulczyckiego był wspaniałym, uzdolnionym mężczyzną.

„Filip był ironiczny, sceptyczny. Był szkiełko i oko. Był wybitnie uzdolniony matematycznie i fantastycznie się z nim rozmawiało. On w tych rozmowach często potrafił mnie natchnąć do różnych przemyśleń. To było niesamowite. Nie ma większej nagrody dla rodzica niż dziecko, które cię przerasta. Tym trudniej się pogodzić, z tym że odszedł, ponieważ zdaje sobie sprawę, jak krótko był tutaj”, dodawał dziennikarz w rozmowie z Dzień Dobry TVN.

Dodawał, że był bardzo dumny z syna również dlatego, że do rozstania rodziców podszedł dojrzale, bez negatywnych emocji. „Nie byliśmy w stanie zgodzić się na trwanie obok siebie bez uczucia, dlatego postanowiliśmy się rozejść. Nie było łatwo, bo dużo razem przeszliśmy, a poza tym mamy wspaniałego syna Filipa. Udało nam się rozstać pokojowo i dziś, cztery lata po rozstaniu, mogę stwierdzić, że się przyjaźnimy”, zdradzał.

I zwierzał się, że relacje między nim a byłą partnerką są bardzo dobre. Co więcej, Dorota, z którą związany jest od 2011 roku, również utrzymuje z byłą ukochaną męża poprawne a nawet przyjacielskie relacje!

„Na Boże Narodzenie czy Wielkanoc potrafiliśmy się spotkać przy wielkim stole: Milena, jej partner, Filip, mama Mileny, moja mama, Dorota, ja i Sambor. Jak duża patchworkowa rodzina, która chce i umie ze sobą rozmawiać i cieszyć się swoim szczęściem”, zaznaczał.

Czytaj także: Monika Richardson zapozowała ze Zbigniewem Zamachowskim przed salą rozpraw. Serdecznie podziękowała byłemu mężowi

Ostatnie tygodnie życia Filipa Kulczyckiego. List ojca po jego śmierci

Tamte wakacje były dla Filipa szczególne. Dużo podróżował. Przed tragiczną śmiercią odwiedził z kolegą Cypr, Turcję, kraje bałkańskie i Włochy. Później wyjechał jeszcze w Tatry, gdzie zdobył Świnicę oraz Giewont. Nie udało mu się jednak wspiąć na Orlą Perć, jeden z najtrudniejszych szlaków pasma. Zdjęć z tych wypraw nie zdążył pokazać tacie...

„O tym wszystkim Filip opowiedział ojcu w środę przez telefon. „Przez 13 minut ostatni raz słyszałem głos mojego dziecka. Gdy odłożyłem telefon, napisałem jeszcze SMS: „Nie martw się, Orla będzie na ciebie czekać”, przypominało „Na żywo” (cytat za Pomponik.pl).

Kilka dni po śmierci syna Jarosław Kulczycki opublikował poruszający list na łamach „Super Expressu”. Czytając te słowa, trudno nie uronić łzy...

Filip! Gdzie jesteś?! Nigdy nas tak nie martwiłeś. Zawsze telefon albo chociaż esemes!
A teraz nic. Cisza...
Nawet gdy byłeś miesiąc temu w Turcji i Albanii, gdy podróżowałeś autostopem przez dalekie kraje, co dwa, trzy dni dawałeś znak życia. A teraz cisza...
Mówią, że Cię nie ma. Albo że jesteś, ale gdzie indziej. Gdzie? Dlaczego nie tu z nami?!
Mówią, że życie człowieka jest kruche. Ale młodzi ludzie nie znikają tak nagle. Może zdarza się to nieraz, ale zawsze komuś innemu, gdzieś daleko, na horyzoncie kręgu znajomych nam ludzi. Albo czytamy o tym w gazecie.
A Ty wróciłeś z górskich wędrówek. Był Giewont i Świnica. Kiepska pogoda, więc Orla Perć musi zaczekać. Jak my, czeka.
Martwiliśmy się, żeby nic się w tych górach nie stało. Ale przecież to nie pierwszy raz, a Ty taki dojrzały i rozsądny. I wróciłeś zdrów i cały. Zmęczony, ale szczęśliwy.
A tu tyle spraw. Nowe studia. Informatyka po angielsku. I jeszcze zaocznie filozofia. Nie za dużo, Synku? Oj Mamo, oj Tato... Spróbuję, zobaczę, mam czas.
A miałeś tego czasu 19 lat i 11 miesięcy. Bez sześciu dni.
[...]
Tacy dumni byliśmy. Przerosłeś nas. Wzrostem o głowę, umysłem o pięć głów. Nie ma większej nagrody dla rodzica.
A potem w niedzielne południe straszny telefon: Syn zemdlał, reanimujemy go. Godzinę o Ciebie walczyli. Nie wróciłeś. Przestało bić Twoje serce. Nasze kochane serduszko...
A tego dnia miała być kolacja z mamą. A następnego obiadek u ukochanej babci. A u nas odkładane zdjęciowisko z letnich podróży. I chrzest siostry.
Ostatnie rozmowy, ostatnie pożegnanie, uścisk, spojrzenie ostatnie czule chronimy w pamięci.
Ale przecież był cichy szept, kiedy mama tuliła Cię zrozpaczona, zapłakana. Powiedzieli, że to tylko powietrze. Czy to było "nie martw się mamo kochana"?
I tych kilka kropel z nieba, kiedy ze złamanym sercem płakałem na cichej plaży. To było "żegnaj tato"?
Gdzie jesteś Synku? Gdzie teraz wędrujesz? Czy wiesz już wszystko?
Tulimy Cię ostatni raz do snu. Przykrywamy kołderką gorącej miłości, dumy, żeś taki wspaniały, wymarzony Syn.
Śpij słodko. I czekaj na nas.
My przecież też kiedyś zaśniemy.

Prończyk/AKPA

Jarosław Kulczycki z Mileną Ballue, mamą Filipa, luty 2005

Jarosław Kulczycki stracił pracę w TVP. Jak podniósł się po tragedii?

Cztery miesiące po osobistym dramacie otrzymał wypowiedzenie. Tak zakończyła się jego przygoda z Telewizją Polską po 20 latach pracy. Koledzy byli wstrząśnięci nie mniej niż on. Starali się wymusić na włodarzach stacji zmianę decyzji. Argumentowali, że zwolnienie w tak krótkim czasie po stracie syna jest nieludzkie, niczym cios poniżej pasa. A co na to Jarosław Kulczycki? Jego postawa wielu mogła wydawać się zaskakująca...

„To mnie nawet nie obeszło. Zgrubiała mi skóra. Nie poddaję się dla Filipa. I moich małych dzieci’, ucinał.

Choć później pracował w Nowa TV (razem z m.in. Beatą Tadlą), zaś od lutego do lipca 2019 roku w Superstacji, ostatecznie rozstał się z telewizją. ,,Próbuję być samodzielnym profesjonalistą. Do życia zawodowego dziennikarza czy producenta praca z telewizją nie jest niezbędna. Swoje doświadczenia wykorzystuję dziś po drugiej stronie kamery", pisał.

Realizuje się, prowadząc kanał w serwisie Youtube oraz szkolenia w branży mediowej i różne wydarzenia, w tym bankiety. Został też wykładowcą w szkole biznesu Kozminsky University.

I, jak podkreślił w wywiadzie, po dramacie, który przeżył, nic już nie będzie takie, jak dawniej. „Człowiek żyje, pracuje, śpi, je, wychowuje nowe dzieci, potrafi być szczęśliwy. A kiedy wraca tamto - rozpada się na kawałki”, zwierzył się.

Jednak nie boi się pielęgnować wspomnień. Wie, że dzięki nim wciąż może czuć więź z synem. „To moje dziecko, część mnie, fantastyczny chłopak, który pozostał we wspomnieniach”, mówił wzruszony.

„W gronie rodzinnym rozmawiamy o nim, bo staramy się, żeby on był [...] Zdecydowałem się, że publicznie o tym opowiem z kilku powodów. Po pierwsze, żeby powiedzieć wszystkim tym, którzy stracą kogoś bliskiego lub stracili, że może czas nie leczy ran, ponieważ ta rana pozostaje, ale można z nią żyć”, dodawał w rozmowie z Dzień Dobry TVN.

Sprawdź również: Poznali się w pracy, od 40 lat tworzą zgrany duet. Grażyna i Marek Zielińscy są nie tylko małżeństwem, ale też najlepszymi przyjaciółmi

Jarosław Kulczycki z obecną partnerką, Dorotą. Luty 2019:

TRICOLORS/East News
Reklama

Jarosław Kulczycki we wrześniu 2015 roku stracił syna Filipa:

Krzysztof Kuczyk / Forum
Reklama
Reklama
Reklama