Rafał Wojaczek zmarł w wieku zaledwie 26 lat. Jego rodzina spodziewała się tej śmierci
Co tak naprawdę wydarzyło się tamtej feralnej nocy?
W jednym z wierszy określił siebie jako „alfonsa swej śmierci”. Jego relacja z nią do dziś jest przedmiotem dociekań biografów. Chciał odejść, czy rozpaczliwie wołał o pomoc? Rafał Wojaczek zmarł w nocy z 10 na 11 maja 1971 roku. Gdy go znaleziono, siedział pod ścianą z głową opartą o kolana, obok leżał skrawek gazety z wypisanymi środkami, jakie zażył. Były to głównie leki nasenne i uspakajające. Wypisał je, jakby chciała zostawić informacje dla kogoś, kto będzie go ratował. Ale nikt nie nadszedł. Zdążył jeszcze rzucić popielniczką w ścianę pokoju swojej ówczesnej dziewczyny Grażyny Lisowskiej... Co tak naprawdę wydarzyło się tamtej feralnej nocy?
Kim był Rafał Wojaczek? Dzieciństwo, rodzina
Tego dnia spędzili razem wiele godzin, martwiła się o niego. Gdy wystawił za drzwi butelkę na mleko, pomyślała, że ktoś, kto myśli o śniadaniu, nie ma złych zamiarów. Próby samobójcze podejmował kilkukrotnie, był jeszcze w szkole, gdy odkręcił gaz i podciął sobie żyły. Uratował go wcześniejszy powrót do domu rodziców. Być może wtedy w maju uznał, że życie już jest dla niego nie do wytrzymania. A może był to wypadek, przedawkowanie, eksperyment. Pozowanie na poetę przeklętego, buntownika, outsidera. Jak wyglądało życie Rafała Wojaczka skandalisty i wybitnego poety porównywanego do słynnego Artura Rimbauda?
Rafał Grzegorz Mikołaj Wojaczek urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie. Tu chodził do szkoły podstawowej i liceum. Potem przeniósł się z Mikołowa do liceum w Katowicach. Ale tam wytrwał tylko rok. Wdawał się w awantury, konflikty, pojawiły się pierwsze próby samobójcze. Zaczął nadcinać sobie żyletką nadgarstek, co z czasem stało się jego obsesją. Musiał więc opuścić mury i tej szkoły, maturę zdał dzięki pomocy ojca, nauczyciela w Kędzierzynie.
Pochodził z inteligenckiej rodziny, jego rodzice byli nauczycielami w liceum, trudno jednak powiedzieć, w jakim stopniu był to szczęśliwy dom. Rafał Wojaczek miał 9 lat, gdy rodzice przestali ze sobą mieszkać, ojciec przeniósł się do innego miasta, przyjeżdżał tylko w weekendy. Był surowy, oschły, a mama łagodna, nadopiekuńcza, mówiła do syna Rafusiu. Rafał Wojaczek miał dwóch braci – starszy Piotr, inżynier nie tolerował jego wybryków ani alkoholizmu. Z młodszym Andrzejem, aktorem, był mocno związany. Rodzice, jacy by nie byli bardzo kochali syna. Stanisław Bereś, współautor książki „Wojaczek wielokrotny. Wspomnienia, relacje, świadectwa” mówił w jednej z rozmów: „Utrzymywali go, holowali aż do samobójczej śmierci. A przecież nie byli to bogaci ludzie — oboje byli nauczycielami.
Czytaj także: Marek Jackowski spotykał się z licealistką. Po latach kobieta wyznała, jak wyglądał ich związek
Matka systematycznie wysyłała synowi w paczkach jedzenie: szynki, kiełbasy, ciasta; prała za niego bieliznę i ubrania, nawet rozwód za niego przeprowadziła. Ojciec zarzynał się w straszny sposób - pracował od rana do nocy, a wszystkie zarobione pieniądze szły na utrzymanie Rafała, opłacanie jego alimentów, mieszkań i niezliczonych mandatów, bo on bez przerwy jeździł na gapę. Jak rozwalił szybę w knajpie, to płacił ojciec. Kto płacił zasądzone przez sąd grzywny? Ojciec. Tymczasem Rafał był dorosłym człowiekiem, ze swoich stypendiów i honorariów mógł normalnie żyć, ale wszystko przepijał”.
Rafał Wojaczek był wysoki – prawie 2 metry wzrostu, barczysty, miał blond włosy , nosił okulary. Miał fotograficzną pamięć - powtarzał z pamięci całe rozdziały książek, świetnie się uczył, był zdolny. Już w liceum robił przekłady z niemieckiego i angielskiego. Polonistykę w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim studiował jednak tylko rok, bo pokłócił się z łacinnikiem. W 1964 roku przeniósł się na stałe do Wrocławia. Zadebiutował w piśmie „Poezja” w 1965 roku i od razu zwrócił na siebie uwagę. Jego wiersze, bardzo oryginalne, piękne i przejmujące, do tej pory robią wrażenie. Choć czasami aż wywołują dreszcz , jak choćby turpistyczna „Narzeczona powieszonego”.
Rafał Wojaczek: kreował się na buntownika
Jaki był Rafał Wojaczek? Stanisław Bereś uważa, że niemal każdy ze znajomych poety ma o nim swoją historię. Ludzie widzieli go różnie. Był dobrze wychowany i brutalny, autodestrukcyjny, wrażliwy i cyniczny. Był zdeklarowanym alkoholikiem, podobno pił nawet spirytus salicylowy i wodę brzozową. Dolewał wodę brzozową do oranżady, mówił, że tak smakuje mu najlepiej. O jego piciu opowiadali kumple spod „Pałacyku” we Wrocławiu, gdzie nie raz spotykali się przy flaszce artyści i menele. Brat widział, jak na żywca wyjmował sobie esperal. Ale jeden z najbliższych przyjaciół Rafała Wojaczka, poeta, dramaturg, reżyser Bogusław Kierc mówi, że nigdy nie wypił z nim kropli alkoholu. I nie widział, żeby Rafał pił, chyba że sok porzeczkowy. Być może więc w jakimś stopniu pozował na pijaka i awanturnika. Między jego chorymi skłonnościami a podkręcaniem własnej legendy była cienka linia. Znany był z tego, że wchodził do lokali przez szyby - a nie drzwi – wybijając przy tym szkło.
Któregoś razu powiesił na wieszaku portiera w Klubie Związków Twórczych, trafił za to 2 miesiące do aresztu. Wyskakiwał z okien i to nie na parterze, a na przykład z drugiego piętra. Od dzieciństwa ciął się, cały był w plastrach i bandażach. Kiedyś pociął sobie twarz w łazience u Danuty i Bogusława Kierców. W 1965 roku trafił do szpitala psychiatrycznego, podejrzewano u niego schizofrenię, ostatecznie zaklasyfikowano go jako „osobowość psychopatyczną”. To, że był chory, nie ulegało wątpliwości. Ojcu mówił, że „jest naznaczony”.
Rafał Wojaczek: historie miłości, partnerki
W szpitalu poznał młodą pielęgniarkę Hannę, była w 8 miesiącu ciąży, gdy wzięli ślub. Podobno ożenił się z przyzwoitości, ale długo w tym małżeństwie nie wytrzymał. Rozwód nastąpił już po pół roku. Swojego jedynego dziecka – córki Dagmary Janus, Wojaczek nigdy nie poznał, nie interesował się nią. Ona nie poznała ojca, dzisiaj prowadzi bardzo spokojne życie, jest prawniczką, tak samo jak jej mąż, mają dwóch synów. Dba o pamięć po ojcu. Żona nigdy nie chciała o nim mówić, tłumacząc, że doznała od niego zbyt wielu upokorzeń i bólu. Zanim urodziła się córka, Rafał Wojaczek miał już inną dziewczynę. Hanna rozpaczała, groziła samobójstwem, na co on wyprawił jej stypę, kupił kiełbasę i wódkę, zaprosił kolegów.
Tą inną kobietą była Teresa Ziomber, polonistka z Wrocławia, miłość poznana w Empiku. Któregoś razu podrzucił jej na stolik kartkę z cytatem z Franza Kafki: „I może nie to jest miłość, że jesteś mi tym, co najdroższe. Miłością jest to, że ty jesteś tym nożem, którym w sobie grzebię.” Byli ze sobą trzy lata, Rafał Wojaczek napisał dla niej wiele, pięknych miłosnych wierszy i listów: „Kochana, nie wiedziałem, że tak będę z Tobą. Jest tak, jakbyś Ty we mnie oddychała – poruszała się i nie dawała mi spać. Ty może się teraz nie boisz – ale ja się boję za Ciebie. TY jesteś moje bolesne wszystko”.
Pisał wiersze na jej plecach. Wspominała: „On mnie sobą zaraził. Tak to czuję. Mam schizofrenię, 17 pobytów w szpitalu, sześć prób samobójczych. Mam córkę, dwóch wnuków. Mąż odszedł. Biorę psychotropy. Prozac. Z Rafałem wszystko było chwilą. Bez przyszłości. Jakąś niezwykłością, złudą. Pisał mi wiersze na plecach. Przegadaliśmy kiedyś całą noc. Rano Rafał wyskoczył poszukać czegoś do jedzenia. Czekałam dwie godziny: wrócił z flaszką żubrówki i papierosami. Mówię, że to bardzo pięknie, ale tym się nie najemy, a on rozkłada ręce - tylko to było w tym kiosku, który rozbiłem. Potem napisał wiersz "Która zmęczona śpi". Takie z nim było życie”. Dwa lata po rozstaniu nie przyszła na jego pogrzeb, stał się dla niej tematem tabu.
Rafał Wojaczek i Grażyna Lisowska: to z nią spędził ostatnią noc na ziemi
Rzucił ją dla Grażyny Lisowskiej, którą Teresa nazwała złodziejką. Z Grażyną się nie rozstawali, ale Rafał miał jednocześnie inną kobietę, młodą krakowską aktorką Elżbietę Fediuk. Mówił do Grażyny Lisowskiej „Ty mnie niesiesz, ona mnie tylko pociąga”. Ale Grażyna czuła, że coś się zmienia. Wiedziała, że to poważniejsza sprawa. W końcu zaproponował jej by zamieszkali we trójkę, wtedy, jak tłumaczył, wszystko się ułoży.
Tego ostatniego dnia poszli na spacer, spierali się, godzili, ona mówiła, żeby poszedł do innej, on groził samobójstwem. Na pewno nie był w dobrym stanie, na chorobę nakładała się wódka, która dodatkowo potęgowała jego lęki i obsesje. Ale tego dnia wydawało się, że sytuacja jest jakoś opanowana. Na rozstanie powiedzieli sobie dobranoc. Rafał Wojaczek wystawił przed drzwiami butelkę na mleko. Grażyna Lisowska weszła jednak jeszcze do pokoju Wojaczka, zobaczyła go siedzącego na podłodze, coś bełkotał. Chciała go przytulić, ale powiedział wtedy: „Zostaw mnie samego”, więc wyszła.
Pogrzeb Rafała Wojaczka odbył się 14 maja 1971 roku na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu. Podobno jakiś czas przed śmiercią był u swojej mamy. Powiedział jej, wychodząc: „Mamo tylko bez sentymentów, już się o mnie nie martw”. Elżbieta Sobecka-Wojaczkowa twierdzi, że syn męczył się ze sobą, że nie potrafił odnaleźć się w życiu, z czasem coraz bardziej. Jego brat mówił, że spodziewali się w rodzinie śmierci Rafała, od dwóch, trzech lat niemal czekali kiedy się coś takiego wydarzy. Zdawali sobie sprawę z jego autodestrukcji, niezależnie od tego ile w niej było pozy, a ile po prostu choroby. Sam Rafał Wojaczek w jednym z listów napisał: „Wieczorem słychać, jak chrzęszczą przemielane w wielkich żarnach ludzkie kości; gwiazdy spadają, szczekają psy"
Książka Rafała Wojaczka „Byłem, jestem" zawiera wybór faksymiliów związanych z twórczością i życiem Rafała Wojaczka – pochodzących z archiwum Instytutu Mikołowskiego, który kultywuje pamięć o poecie. Wydana została w ub. roku na 50. rocznicę śmierci Wojaczka.
Tekst pisany na podstawie książek: Stanisław Bereś, Katarzyna Batorowicz-Wołowiec „Wojaczek wielokrotny: wspomnienia, relacje, świadectwa" (BL, 2008); Maciej M. Szczawiński "Rafał Wojaczek, który był" (Książnica, 1999).