Gdyby ulica Beale umiała mówić. Miłość w rytmie jazzu...
Recenzja filmu Barry’ego Jenkinsa
Barry Jenkins, reżyser nagrodzonego Oscarem dla najlepszego filmu roku: Moonlight, powraca ze swoim nowym dziełem. Film Gdyby ulica Beale umiała mówić w polskich kinach będzie można zobaczyć od 22 lutego. Dwa dni później okaże się, czy film Jenkinsa zostanie doceniony przez Amerykańską Akademię Filmową. Jest nominowany do Oscara w trzech kategoriach.
„Gdyby ulica Beale umiała mówić”. Opis fabuły
Początek lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, Harlem. Clementine „Tish” Rivers (KiKi Layne) i Alonzo „Fonny” Hunt znają się od zawsze. Spędzając wspólnie czas nie spodziewali się nawet, że ich znajomość przerodzi się w miłość. Przeciwna temu związkowi jest matka Fonny’ego (Aunjanue Ellis), ale jego ojciec (Michael Beach) i rodzice Tish (Colman Domingo, Regina King) wspierają młodych i życzą im jak najlepiej. Tish i Fonny chcieliby jak najszybciej zamieszkać razem, ale znalezienie lokum w Nowym Jorku nie jest takie proste. Nikt nie chce wynająć mieszkania czarnoskórej parze. W końcu udaje im się znaleźć dostępne miejsce w starej hali, w której po przeprowadzeniu remontu można zamieszkać. Szczęście młodych nie trwa długo. Fonny trafia do więzienia po oskarżeniu go o gwałt. Ofiara rozpoznaje go podczas okazania, a rasistowski policjant (Ed Skrein) zeznaje, że widział Fonny’ego, gdy ten uciekał z mieszkania ofiary. Choć chłopak ma solidne alibi, nic nie wskazuje na to, że szybko opuści areszt. Wkrótce okazuje się, że Tish jest w ciąży.
Recenzja filmu „Gdyby ulica Beale umiała mówić”
Opowiedziana w niechronologiczny sposób historia dwójki czarnoskórych nastolatków została oparta na motywach książki pod tym samym tytułem autorstwa Jamesa Baldwina. To uniwersalna opowieść, która mogłaby rozegrać się w każdym z amerykańskich miast lat siedemdziesiątych. Tytułowa ulica Beale to miejsce narodzin Louisa Armstronga i muzyki jazzowej, ale nie tylko. „Każda czarnoskóra osoba, która przyszła na świat w Ameryce, urodziła się na ulicy Beale” głoszą napisy początkowe filmu Barry’ego Jenkinsa.
Gdyby ulica Beale umiała mówić to film o miłości. Romantyczna, ale i dramatyczna historia Tish i Fonny’ego rozgrywa się przy dźwiękach jazzu, świetle zachodzącego słońca i w półmroku zgaszonego światła. Jesteśmy razem z nimi w intymnych momentach ich związku. Towarzyszymy im przytulonym w trakcie uprawiania seksu i oddzielonym grubą szybą więziennego pokoju widzeń. Razem z nimi pokonujemy codzienne przeszkody, które piętrzy przed bohaterami życie, a także rasowe stereotypy, które w Ameryce lat siedemdziesiątych są na porządku dziennym. To świat, w którym trafiasz do więzienia, bo jesteś czarny. Przypominają o nim wmontowane w film stare, autentyczne czarno-białe zdjęcia.
Zwiastun filmu „Gdyby ulica Beale umiała mówić”
Barry’emu Jenkinsowi nigdzie się nie spieszy, a miłość bohaterów sfilmowana została w poetycki sposób znany już z jego poprzedniego filmu. W tym klimacie budzącej się namiętności można się zarówno zatopić, jak i… zasnąć w trakcie seansu. Kryminalna opowieść o niesłusznym uwięzieniu jest tu tylko ważnym dodatkiem, który sprawia, że historię Tish i Fonny’ego śledzimy z zainteresowaniem jej końca. Nakreśla też czasy, w jakich dzieje się akcja filmu Jenkinsa. Będąca na pierwszym planie miłość młodych bohaterów jest szczera i nie ma w niej miejsca na żadne wątpliwości. Pytanie tylko czy to wystarczy, by nie dać się złamać trudnościom, jakich z każdym dniem przybywa.
Gdyby ulica Beale umiała mówić powinna przypaść do gustu romantykom. Filmowa miłość, choć banalna i niepotrzebnie komentowana przez główną bohaterkę spoza kadru, została sfilmowana ze smakiem i w poetycki sposób. Znalazło się tu miejsce na kilka świetnych scen, na czele z rodzinnym spotkaniem przyszłych dziadków, ale też niektóre epizody sprawiają wrażenie dodanych na siłę. Takimi są między innymi gościnne występy Diego Luny, Pedro Pascala i Dave’a Franco. Świetny w swojej diaboliczności jest Ed Skrein, ale jest go za mało. Nie można też zapomnieć o nominowanej do Oscara kreacji Reginy King. Aktorka wciela się w postać matki głównej bohaterki, na której barkach spoczywa ratowanie przyszłego zięcia.
Film Jenkinsa nie jest czarno-biały. Na drodze bohaterów stoją zarówno osoby patrzące na nich przez pryzmat koloru skóry, ale i te przychylne ich miłości. Słodko-gorzka historia Tish i Fonny’ego ma swój niezaprzeczalny urok, który nie wszystkim przypadnie do gustu, jednak nie jest to kino pokroju Moonlight.