Reklama

Pomimo blisko 90 lat na karku, Janusz Majewski wciąż nie rozstaje się z kamerą. Twórca Zaklętych rewirów i C.K. Dezerterów tym razem sięgnął po napisany przez siebie kryminał i przeniósł go na duży ekran. Efekt pozostawia wiele do życzenia, choć pojawiające się tu i ówdzie miażdżące opinie o Czarnym Mercedesie są przesadzone.

Reklama

„Czarny Mercedes”. Opis fabuły

Okupowana Warszawa, rok 1941. W mieszkaniu adwokata Karola Holzera (Artur Żmijewski) odnalezione zostaje ciało jego zamordowanej żony (Maria Dębska). Jedynym świadkiem zbrodni mogła być służąca Holzerów Cesia (Natalia Rybicka), ale dziewczyna zniknęła bez śladu. Na miejsce zbrodni przybywa nadkomisarz Rafał Król (Andrzej Zieliński). Jeszcze tego samego dnia ma pierwszego podejrzanego. Dalsze śledztwo przynosi jednak coraz więcej znaków zapytania. Przeszkodą w prowadzeniu sprawy może być niechęć Holzera do uważanego przez niego za folksdojcza Króla. Kiedy panowie w końcu dochodzą do porozumienia, adwokat wraca pamięcią do roku 1939, kiedy to późnym latem zaczęła się cała historia jego związku ze swoją ówczesną studentką. W rzuceniu światła na sprawę pomagają też zeznania mieszkającego nieopodal hrabiego (Andrzej Seweryn).

Recenzja filmu „Czarny Mercedes”

Co na pewno nie udało się Januszowi Majewskiemu, to skrócenie książkowego materiału wyjściowego na potrzeby filmu fabularnego. Sam reżyser przyznawał, że początkowo rozważał napisanie scenariusza do kilkuodcinkowego serialu, by ostatecznie podjąć decyzję o zmierzeniu się z filmem kinowym. Ofiarą tej decyzji stała się przede wszystkim grana przez Marię Dębską postać Anety Landau. Ponieważ film Majewskiego „skacze” po różnych płaszczyznach czasowych, a kolejne wydarzenia dzielą miesiące, a w końcu i lata, można odnieść wrażenie, że bohaterka Dębskiej w każdej z tej linii czasowych to zupełnie inna osoba. Brakuje uzasadnienia tych bardzo widocznych przemian, co bez znajomości książkowego pierwowzoru nie sprawia najlepszego wrażenia.

Choć w założeniu Czarny Mercedes ma być klasycznym kryminałem szukającym odpowiedzi na pytanie: „Kto zabił?”, ambicją reżysera jest przede wszystkim pokazanie na ekranie czasów, które sam pamięta z autopsji. Razem z kamerą wybiera się więc do okupowanej Warszawy, gdzie w przedzielonym murem mieście toczy się wojenne życie. Szczególnie interesujący jest świat żydowskiego getta, w którym codziennością są trupy na ulicach, ale i nocne kluby, w których można odnieść wrażenie, że wojna toczy się gdzie indziej. Mimochodem pomiędzy kolejnymi wydarzeniami pchającymi fabułę do przodu, Majewski wspomina m.in. o działalności Holzera, który pośredniczy w sprzedaży mienia żydowskiego za pieniądze, które trafiają do getta. To jednak kolejny wątek, na który zabrakło w Czarnym Mercedesie czasu. Wydaje się, że dla odważnego twórcy ten właśnie wątek byłby najbardziej atrakcyjny do prześledzenia, nawet kosztem kryminału. Dla Majewskiego to tylko część świata przedstawionego, o którym ma do opowiedzenia zbyt wiele niż pomieściłoby się to w jednym filmie.

Zwiastun filmu „Czarny Mercedes”

Ważnym elementem filmowej układanki jest w Czarnym Mercedesie postać oficera SS, hrabiego Maximiliana von Fleckensteina (Aleksandar Milićević). Elokwentnego, wykształconego, posiadającego rodzinny majątek na Pomorzu, kręcącego się wokół seksownej żony adwokata. To postać tak złożona, że znów można odnieść wrażenie, że i o niej wiemy za mało. Na dodatek ocierająca się o niepotrzebną w filmie mającym ambicje poważnego kryminału – parodię. Kiedy paradujący w groźnie wyglądającej czarnej przepasce na oku hrabia przestaje budzić podświadomy strach, Czarny Mercedes zaczyna cierpieć najbardziej. A Majewski gubi się po raz kolejny. Tym razem w nadmiarze filmowych gatunków, które można tu odnaleźć. Kryminał, erotyczny thriller, film historyczny, a może pastisz klasycznej powieści kryminalnej?

Czarny Mercedes sporo nadrabia umiejętnie oddanymi realiami okupowanej Warszawy. Ograniczenia budżetowe, z którymi autorzy bez wątpienia musieli się zmagać, nie wpłynęły jakoś drastycznie na efekt końcowy, który możemy oglądać na ekranie. Nie ma się wrażenia oglądania kolejnego odcinka Czasu honoru, a pion produkcyjny sprostał zadaniu na miarę możliwości. W obsadzie filmu Majewskiego znalazło się wielu utalentowanych aktorów, którzy robią, co mogą, by świat przedstawiony przez Majewskiego nie trącił fałszem. Czy to Andrzej Seweryn w roli rozwiązłego hrabiego czy Danuta Stenka pojawiająca się na zaledwie jedną piosenkę, czy w końcu Sonia Bohosiewicz w roli sekretarki Holzera i niepotrzebnie zdubbingowany w kwestiach niemieckich Bogusław Linda. Przydałoby im się jedynie wsparcie w postaci lepiej napisanego scenariusza.

Najnowszy film Majewskiego nie jest nowoczesnym kinem, choć często na siłę próbuje takim być. Zupełnie niepotrzebny jest tu nawał wulgaryzmów, czy pasujący do innego filmu nadmierny erotyzm. To na pewno też zbyt długie dzieło, które bezapelacyjnie lepiej sprawdziłoby się jako serial nakręcony przez młodych twórców znających potrzeby współczesnego widza. 5/10.

Reklama

Plakat filmu Czarny Mercedes:

Materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama