Znany krytyk filmowy Zygmunt Kałużyński nie miał szczęścia w miłości
Ukochane kobiety zabierali mu inni
Jest taka anegdota, jak Zygmunt Kałużyński zjawiał się w białym prześcieradle, jak duch pod oknami willi tragicznie zmarłego Aleksandra Forda na Saskiej Kępie. Chciał być jego wyrzutem sumienia, długo nie mógł pogodzić się ze stratą Eleonory Griswold. Piękna aktorka odeszła od niego właśnie do Forda, reżysera słynnej ekranizacji „Krzyżaków”. Nie ona jedna. Julia Hartwig zostawiła go dla Ksawerego Pruszyńskiego, ostatnią miłość – Teresę Schroeder – zabrał mu Franciszek Starowieyski.
Zygmunt Kałużyński – dzisiaj nieco zapomniany – był bardzo popularny w PRL-u. Zajmował się głównie filmem, nie bał się wyrazistych czy nawet prowokacyjnych ocen, lubił bulwersować, mówiono o nim: telewizyjne zwierzę. Pozował trochę na błazna – takiemu zawsze więcej wolno, trochę na kloszarda. Ale miał wielką wiedzę, a w domu, prócz kurzu, wspaniały zbiór płyt i książek. Potrafił oczarować piękne i znane kobiety, ale niestety na krótko. Wszystkie go zostawiły. Jak wyglądały uczuciowe potyczki znanego krytyka?
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 30.09.2024 r.]
Zygmunt Kałużyński i poetka Julia Hartwig
Jego pierwszą miłością była słynna później poetka Julia Hartwig. Poznali się po wojnie, w latach 40. w Łodzi. W tym mieście mieszkało wielu artystów, którzy osiedlili się tu po wojnie, kwitło życie artystyczne i towarzyskie. Julia - urodzona w 1921 roku – była od narzeczonego młodsza o trzy lata. Oboje pochodzili w Lublina.
Pobrali się, zamieszkali w kołchozowym Domu literatów przy ulicy Bandurskiego. W 1947 roku Julia Hartwig dostała stypendium i wyjechała do Francji, zbierała materiały do książki, której bohaterem był słynny poeta Guillaume Apollinaire. Równocześnie pojechał za nią Zygmunt Kałużyński. Żyli tam trochę obok siebie, tym bardziej że Julia Hartwig poznała w Paryżu wybitnego reportera i pisarza Ksawerego Pruszyńskiego.
Zakochała się w nim bez pamięci. Odnotował to Jarosław Iwaszkiewicz, pisząc do córki: „zaprzyjaźniłem się z Kałużyńskim, którego żona – Julcia Hartwig – rzuciła dla Ksawerego Pruszyńskiego”. Byli razem do tragicznej śmierci Ksawerego Prószyńskiego w 1950 roku, pisarz zginął w wypadku samochodowym pod ciężarówką. Był niesamowitym talentem, odszedł, mając zaledwie 43 lata, od razu też na temat tego wypadku zaczęły krążyć teorie spiskowe. Mówiono, że Pruszyński został zabity w ramach stalinowskich czystek. Julia Hartwig pisała w jego sprawie do znajomych z Polski, prosiła, by złożyli kwiaty na grobie ukochanego.
Julia Hartwig i Zygmunt Kałużyński: studenckie małżeństwo
O swoim pierwszym mężu – Zygmuncie Kałużyńskim mówiła niewiele. Ich związek nazwała po latach pomyłką młodości (…) „taką, jaką studenckie małżeństwa czasem bywają. Inteligentny, oczytany, trochę starszy ode mnie, już z doświadczeniem międzywojennym, uczeń Schillera. Małżeństwem byliśmy kilka miesięcy, ale znaliśmy się jeszcze z Lublina, gdzie uczył mnie i Danutę Podobińską - grał na pianinie i zapoznawał nas z partyturami. Trudny człowiek. Jego późniejsze poglądy polityczne były skrajnie odmienne od moich. No, ale wtedy to było autentyczne młode uczucie. Nie mam dobrych wspomnień. Po prostu zły wybór".
Ich poglądy rzeczywiście były inne, bo Julia Hartwig szybko zaangażowała się w działalność opozycyjną, w pewnym momencie zbliżyła do kościoła. Kałużyński był zagorzałym antyklerykałem, i w nic się nie angażował, ale też był raczej typem outsidera, trochę dziwaka. Ona w 1954 roku wyszła za mąż za poetę Artura Międzyrzeckiego, stworzyli rodzinę i byli szczęśliwą parą do końca życia.
Czytaj też: Poznali się na planie serialu, zrobiła na nim ogromne wrażenie. Nie każdy wie, że prywatnie są parą
Krytyk filmowy Zygmunt Kałużyński, 1960 r.
Zygmunt Kałużyński: wielka miłość do amerykańskiej aktorki
Czy Zygmunt Kałużyński rozpaczał po rozstaniu z Julią? Chyba nie aż tak bardzo. Miłością jego życia była inna kobieta, piękna amerykańska aktorka Eleonora Griswold. Poznali się w 1955 roku, podczas Światowego Zjazdu Młodzieży, propagandowej imprezy zwanej latającym cyrkiem Stalina. Eleonora przyjechała na występy z lewicującym angielskim teatrem. Sama była Amerykanką, nie dostała pozwolenia na wyjazd za Żelazną Kurtynę i miała z tego powodu jakieś nieprzyjemności, była wzywana do ambasady amerykańskiej. Kałużyński zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. A gdy usłyszał, że od kłopotów wybawi ją małżeństwo z Polakiem, od razu się oświadczył.
„Był Pan niezłym przystojniakiem”, zagadnął go o tamten czas Tomasz Raczek w książce „Alfabet na cztery ręce”. Zygmunt Kałużyński wspominał: „Przystojny byłem tylko na zdjęciu w dowodzie osobistym, gdzie miałem jeszcze włosy. Ale wtedy nawet fotografowie, którzy robili zdjęcia policyjne, ujmowali twarze w sposób sympatyczny. Ponieważ wszyscy moi koledzy mieli już wówczas ruchliwe życie rodzinne, a ja tak się jakoś plątałem bez przydziału, więc wyłoniło się pytanie, czy nie mógłbym służyć Eleonorze pomocą. To się, oczywiście, wykonało i w ten sposób zostałem mężem Eleonory Griswold”.
Ukochana zagrała w filmie Janusza Morgensterna „Do widzenia, do jutra”. Podkładała tam głos za Teresę Tuszyńską, grającą córkę francuskiego dyplomaty. W obsadzie filmu znalazła się jako Eleonora Kałużyńska. Podobno był o nią szalenie zazdrosny i kazał jej siedzieć w domu. Ona znudziła się, pojechała do Łodzi, tam poznała Aleksandra Forda. Był nie tylko znanym reżyserem, miał władze w kinematografii, mówiono o nim car. Obiecał jej role w filmie, ale nic z tego nie wyszło.
Okazało się jednak, że para ma się ku sobie. Aleksander Ford zakochał się w Eleonorze i odbił ją Zygmuntowi Kałużyńskiemu. Był o 30 lat starszy od aktorki, Eleonora widziała w nim nie tylko uznanego reżysera, ale też mentora. On zostawił dla niej żonę i syna. Przez kilka miesięcy oboje prowadzili podwójne życie, spotykając się potajemnie, ale gdy Eleonora zaszła w ciążę, postanowili zakończyć swoje poprzednie związki i razem założyć rodzinę.
Dla Kałużyńskiego był to ogromny cios, z którym długo nie mógł się pogodzić. Gdy na świat przyszła córka Eleonory, Zygmunt Kałużyński wystąpił do sądu o uznanie jego ojcostwa, ale sprawę przegrał. Podobno na sali sądowej obaj panowie skoczyli sobie do gardeł i trzeba było ich rozdzielać. Znany krytyk przez cztery lata blokował małżeństwo swojej miłości, nie godząc się na rozwód. A jego misją stało się krytykowanie i pozbawianie wszelkiej wartości filmów Aleksandra Forda.
Zobacz też: Kilkukrotnie odkładali decyzję o ślubie. Iwona Pavlović i Wojciech Oświęcimski są małżeństwem od 15 lat!
Aleksander Ford
Zygmunt Kałużyński: nigdy tego Fordowi nie zapomniał
Tymczasem losy reżysera skończyły się tragicznie. W 1968 roku, po antysemickiej nagonce, Eleonora i Aleksander Ford zdecydowali się wyjechać z Polski. Mieszkali m.in. w Niemczech, Izraelu, w Danii. Ford był jednym z wielu reżyserów, jego filmy przepadały. Nie potrafił przebić się na Zachodzie, był polskim Żydem z wieloma trudnymi przeżyciami za sobą, gdy emigrował miał 60 lat. Niełatwo w takim wieku zaczynać nowe życie. W pewnym momencie Eleonora zabrała mu trójkę ich dzieci i uciekła do USA, zażądała rozwodu.
Po latach mówiła, że chciała mężowi pomóc. „Czułam, że w ten sposób mu pomogę, że skupi się i coś napisze, bo od dawna nie potrafił już pisać”, tłumaczyła (cytuję za interia.pl). Ale w 1980 roku Aleksander Ford popełni samobójstwo. Powiesił się na żyrandolu w motelu na Florydzie. Pani, która sprzątała, dał sto dolarów i poprosił o posprzątanie po nim bałaganu.
Dla żony zostawił pożegnalną taśmę. Podobno były na niej jakieś inwektywy czy wymówki pod jej adresem. Rozpad małżeństwa był kolejnym ciosem, Aleksander Ford stracił ukochaną kobietę, dzieci, sławę, pozycję. Zygmunt Kałużyński miał poczucie, że Aleksander Ford odebrał mu żonę i nigdy mu tego nie zapomniał. Do końca życia wspominał Eleonorę, choć po jej wyjeździe z Polski nigdy się już nie spotkali.
Ostatnia miłość Zygmunta Kałużyńskiego
Ostatnią wielką miłością Zygmunta Kałużyńskiego była piękna historyczka sztuki Teresa Schroeder. Pracowała w Muzeum Narodowym w Warszawie, zajmowała się zabytkowymi meblami. Wspominała, że na zerwanie z Kałużyńskim namawiali ją Anna i Jerzy Turowiczowie. Uważali go za potwora, pamiętali go jeszcze z czasów, gdy był mężem Julii Hartwig. I to chyba ona musiała odmalować taki portret Kałużyńskiego w listach. Teresa Schroeder przyjechała z Wrocławia, zamieszkała z Kałużyńskim w jego mieszkaniu w centrum Warszawy na Wilczej.
W rozmowie z Krystyną Pytlakowską w „VIVIE!" opowiadała, że Zyzio imponował jej inteligencją. Wprowadził ją w artystyczny świat stolicy, był uroczy i zabawny. Ale nie była pewna czy go kocha, czy podziwia. Ostatecznie Teresa Schroeder związała się z Franciszkiem Starowieyskim w początku lat 70. Zakochała się w nim „bez reszty”, urodziła dwóch synów. Byli małżeństwem do śmierci artysty w 2009 roku. Zygmunt Kałużyński pozostał sam.
W latach 80. jego sława trochę przygasła. Pomógł mu wtedy Tomasz Raczek. Wspólnie stworzyli popularny duet telewizyjny, robili program „Perły z lamusa” napisali „Alfabet na cztery ręce”, Tomasz Raczek traktował krytyka jak drugiego ojca. Opiekował się nim. Zygmunt Kałużyński zmarł po chorobie nowotworowej w 2004 roku.
Czytaj także: Doczekali się dwójki dzieci, rozstali się po dekadzie. Tak wyglądało małżeństwo Andrea Bocellego z pierwszą żoną