Reklama

Każdy nowy film Quentina Tarantino to wydarzenie w świecie kina. To jeden z ostatnich twórców Hollywood, który czaruje oryginalną, autorską wizją kina opierającego się modzie na remaki i ekranizacje komiksów. Jak na ironię, bo przecież jego filmy to jedna wielka aluzja do popkultury i przerzucanie się nawiązaniami do dzieł największych twórców. Nie inaczej będzie z Pewnego razu… w Hollywood, o którym jest głośno od momentu jego oficjalnej premiery podczas festiwalu w Cannes. Najnowszy, dziewiąty film Quentina Tarantino w kinach od 16 sierpnia.

Reklama

„Pewnego razu… w Hollywood”. Opis fabuły

Pewnego razu... w Hollywood to wycieczka do Los Angeles 1969 roku, gdzie wszystko zaczyna się zmieniać. Gwiazda popularnego serialu, Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) i jego wieloletni dubler/kaskader Cliff Booth (Brad Pitt) przyglądają się biznesowi, w którym spędzili lata, z trudem go rozpoznając. W dziewiątym filmie Quentina Tarantino zobaczymy niezwykłą obsadę i wiele wątków, które składają się na hołd odchodzącej w przeszłość złotej ery Hollywood. Całość prowadzona jest przez historię postaci, które zobaczymy na ekranie. Widzimy, jak mierzą się z dojrzałością, niespełnionymi oczekiwaniami, czyli wszystkim tym, z czym w pewnym wieku mierzy się każdy człowiek. Ale w Hollywood wszystko to jest jakby spotęgowane, bardziej dramatyczne, a sukces i porażka mieszkają obok siebie. (opis dystrybutora)

O filmie „Pewnego razu… w Hollywood”

„Kocham kino. Wy też kochacie kino. Proszę, żebyście powstrzymali się przed zdradzaniem zbyt wielu rzeczy o filmie, żeby nie zepsuć przyjemności widzom, którzy zobaczą go nieco później” – zaapelował Tarantino w specjalnym komunikacie przed premierą w Cannes. „Cieszę się, że mogę być w Cannes i podzielić się z festiwalową publicznością filmem Pewnego razu... w Hollywood. Obsada i ekipa ciężko pracowali nad stworzeniem czegoś tak oryginalnego i proszę tylko, aby wszyscy unikali ujawniania czegokolwiek, co mogłoby uniemożliwić późniejszym widzom przeżycie filmu w ten sam sposób” – argumentował. Krytycy i publiczność przychylnie potraktowali słowa reżysera i choć od premiery minęły już prawie trzy miesiące, wciąż o Pewnego razu… w Hollywood wiadomo niewiele.

„Najnowszym, dziewiątym, filmem – Pewnego razu… w Hollywood – Quentin Tarantino kontynuuje swą misję, która polega na konsekwentnym zaskakiwaniu i oszałamianiu publiczności” – czytamy w materiałach prasowych. „I choć w filmie znajdziemy wszystko, co nierozerwalnie wiąże się z kinem mistrza – zupełnie nową, oryginalną historię, żywe, silne postacie, pokazane brawurową techniką – jego dziewiąty film jest zrazem nowym otwarciem w karierze tego scenarzysty i reżysera. Osadzając akcję w 1969 roku, Tarantino odtwarza miejsca i czas, które uformowały go jako twórcę filmowego. Czas, w którym wszystko – Los Angeles, Hollywood, system zarządzania gwiazdami ekranowymi, a nawet filmy – znajdowało się w punkcie zwrotnym i nikt nie mógł przewidzieć kierunku, w którym to wszystko będzie dryfować. A wszystko to – wbrew pozorom – nie jest aż tak odlegle od dzisiejszego Hollywood”.

Zwiastun filmu „Pewnego razu… w Hollywood”

Głównym bohaterem filmu jest Rick Dalton, w którego postać wcielił się Leonardo DiCaprio. – Rick jest produktem ubocznym lat pięćdziesiątych, zaistniał wtedy, stał się gwiazdą, ale jego pociąg odjechał mu sprzed nosa – mówi aktor. – Pracując nad tą postacią z Quentinem, patrzyliśmy na historię Ricka Daltona jako na przykład ogromnego braku zaufania – jego nieumiejętność bycia wdzięcznym za pozycję, jaką się cieszy, nieumiejętność docenienia tego, co ma. To ktoś, kto właściwie bez przerwy tęskni za czymś więcej – tłumaczy. Najlepszym przyjacielem Ricka, jest jego dubler Cliff Booth. – Przez lata ich kariery ewoluowały, by dziś znaleźć się w punkcie zwrotnym – mówi wcielający się w tę rolę Brad Pitt. – Wiedzą, że mają siebie nawzajem, to właściwie jedyne, czego mogą być pewni. Cliff udowodnił swą lojalność wielokrotnie i vice versa – są dla siebie rodziną. Nasze postaci zbudowane są na relacji aktor-dubler. Rozmawialiśmy na temat Steve’a McQueena i Buda Ekinsa, którzy tworzyli zgrany duet podczas prac nad Wielką ucieczką, ale także o relacji Burt Reynolds – Hal Needham. Szczerze mówiąc, to rozmawialiśmy z Burtem na ten temat, co było fascynujące. Kiedyś po prostu to wszystko wyglądało nieco inaczej, te więzi były dużo silniejsze. Cliff i Rick polegają na sobie. Kiedyś też ta praca była dużo bardziej wyczerpująca, dużo bardziej ryzykowna – toteż posiadanie przyjaciela, partnera było wszystkim. Choć i dziś jest to ważne – kończy Pitt.

– Fascynuje mnie idea eksploracji tamtego czasu, tamtej ery Los Angeles, Hollywood. Ten film jest częścią mojej pamięci – mówi o czasie i miejscu akcji, w których dzieje się akcja filmu Pewnego razu… w Hollywood Quentin Tarantino. – Mieszkałem w Los Angeles County, w Alhambrze, w 1969 roku. Pamiętam, jakie filmy były wtedy w kinach, pamiętam, co leciało w telewizji, pamiętam dzieciaki, które prowadziły programy, zyskując chwilową sławę. Pamiętam radio KHJ, które grało właściwie bez przerwy. Pamiętam, jak ludzie słuchali radia w samochodach – nie przełączało się piosenki, szukając następnej. Miałeś tylko jedną stację i słuchałeś tego, co zaproponowano. Głośno, z zachwytem, nie wyłączając, nie ściszając, kiedy prezentowano reklamy. Część tego wszystkiego ukształtowała mój umysł, przeorała mózg.

W filmie Tarantino pojawia się cała plejada największych gwiazd Hollywood. Obok DiCaprio i Pitta na ekranie zobaczymy m.in. Margot Robbie, Ala Pacino, Kurta Russella, Margaret Qualley, Dakotę Fanning, Luke’a Perry’ego i Damiana Lewisa. W niewielkiej, ale ważnej roli Romana Polańskiego zobaczymy też Rafała Zawieruchę.

Pewnego razu… w Hollywood w kinach od 16 sierpnia.

Reklama

Plakat filmu Pewnego razu… w Hollywood:

United International Pictures/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama