Rozterki współczesnych trzydziestoparolatków. Recenzja filmu Berlin, Barcelona
W kinach od 5 kwietnia
Niezależnie od szerokości geograficznej, problemy współczesnych trzydziestoparolatków są identyczne. Czy to słoneczna Barcelona, czy pochmurny Berlin – w zderzeniu z rzeczywistością nie wytrzymają najsilniejsze przyjaźnie. Obyczajowy hiszpański dramat Berlin, Barcelona w kinach od 5 kwietnia.
„Berlin, Barcelona”. Opis fabuły
Olivia (Alexandra Jiménez), Guille (Isak Férriz) i Eloi (Bruno Sevilla) to trójka przyjaciół ze szkolnych ław, która straciła kontakt z czwartym z paczki Comasem (Miki Esparbé). Okazją do ponownego spotkania są jego 35. urodziny. Przyjaciele odwiedzają go w Berlinie, w którym teraz mieszka. Razem z nimi jest dziewczyna Guille’a, Anna (Maria Ribera). Dla Comasa ich wizyta to zupełna niespodzianka i można wyczuć, że trafili w nie najlepszy moment. Mimo to mają zamiar dobrze się bawić i zwiedzić miasto. Jednak już pierwszej nocy paczka się rozdziela. Następnego ranka Comas jest nieuchwytny i nikt nie wie, gdzie się podział.
Recenzja filmu „Berlin, Barcelona”
To, co miało być wesołym spotkaniem po latach dla grupy przyjaciół, zapowiada się na katastrofę już od pierwszych minut filmu w reżyserii Eleny Trapé. Widać ją w minie Comasa, który ze zdumieniem odkrywa, że przyjaciele postanowili zrobić mu niespodziankę. Najchętniej odprawiłby ich z powrotem do domu, ale taka opcja odpada. Skoro więc nie może im wskazać drogi w stronę lotniska, postanawia jakoś przetrwać nadchodzący weekend. Nie będzie to dla niego proste. Zmagając się z problemami, o których jeszcze niewiele wiadomo, będzie musiał spędzić czas w towarzystwie dawnej miłości, Olivii.
Olivia jest w ciąży. Ojciec jej dziecka nie mógł z nią przyjechać i wystarczy spojrzeć na nią, żeby zauważyć, że podobnie do Comasa, kryje w sobie coś, czego nie mówi jeszcze na głos. Nie różni ją to od reszty przyjaciół, których trapi codzienność. Eloi wciąż nie znalazł sobie pracy, która pozwoliłaby mu się utrzymać. Aktualnie mieszka z rodzicami i musi wysłuchiwać ciągłych zaczepek Guille’a. Guille kpi z przyjaciela, że ten szuka miłości na Tinderze, ale sam nie jest w tak szczęśliwym związku, jak można by przypuszczać. Wystarczy chwila, by jego Anna zorientowała się, że tak naprawdę niewiele o nim wie. Czy kobieta wykorzysta nadchodzący weekend na to, by lepiej poznać swojego ukochanego? A może zrozumie, że oto nadszedł czas na podjęcie ważnych decyzji?
Zwiastun filmu „Berlin, Barcelona”
Dla każdego z pięciorga bohaterów przychodzi podobny czas życiowych wyborów. Odległość, jaka dzieliła ich od siebie, pozwalała na wiarę w siłę przyjaźni i wspólnie dzielonych wspomnień. Kiedy w końcu mogą się jednak spotkać, szybko okaże się, że mają nie tylko swoje nowe życia, ale i tajemnice, którymi nie dzielą się już między sobą. W zderzeniu z panującym kryzysem gospodarczym, każdy z nich, zamiast wspominać szalone studenckie wypady do Tajlandii, musi zmagać się z szarą codziennością. I każdemu z nich wychodzi to różnie, najczęściej gorzej niż dobrze. Czy to zawodowo, czy prywatnie. Weekend planowanego świętowania okaże się w rzeczywistości grubą kreską, która na zawsze oddzieli to, co było, od tego, co będzie.
Berlin, Barcelona nie jest folderem turystycznym zachęcającym do podróżowania. Barcelony nie ma tu wcale, Berlina jest niewiele więcej. Akcja filmu rozgrywa się głównie w pomieszczeniach, ewentualnie na spowitych szarością berlińskich ulicach, które tylko podkreślają sytuację, w jakiej znaleźli się bohaterowie. Ten obyczajowy dramat opowiadający o współczesnych młodych ludziach jest uniwersalną historią, w której odnajdą się wszyscy trzydziestoparolatkowie. Niezależnie od tego czy pochodzą z Berlina, Barcelony, a może Warszawy. Kameralny film Eleny Trapé może i nie jest wielkim kinem, ale z pewnością jest kinem solidnym, które ma coś do powiedzenia.
Berlin, Barcelona w kinach od 5 kwietnia.
Plakat filmu Berlin, Barcelona