Nazywano ją „Panią na Mazowszu”, ona sama przyznawała, że była tyranem. Ale Mira Zimińska-Sygietyńska zrobiła z Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” wielką markę, zespół oklaskiwała nawet królowa Elżbieta II. Sama Mira - przed wojną wielka gwiazda kabaretu i kina - pracowała dzień i noc. Obliczono, że miała w zapasie ponad dwa tysiące dni urlopu. Kto oglądał film Pawła Pawlikowskiego „Zimna wojna”, ten pamięta słynną piosenkę „Dwa serduszka”. To Mira Zimińska i jej mąż znaleźli ją przed laty i razem opracowali. Mąż aktorki i reżyserki odszedł 68 lat temu. Z tej okazji przypominamy historię miłości pary.

Reklama

Mira Zimińska: Tadeusz był miłością jej życia

Sama niespecjalnie interesowała się folklorem. Ale jej ukochany Tadeusz Sygietyński marzył o założeniu zespołu ludowego z prawdziwego zdarzenia. Mówił jej o tym już w czasie wojny. Prosił, by pojechała z nim na wieś. Powiedziała mu wtedy: Zrobimy to, ale najpierw przeżyjemy! W 1948 roku powstało „Mazowsze”, Sygietyński nie cieszył się nim długo. Zmarł w 1955 roku na raka płuc. Palił zresztą papierosa za papierosem. Mira była w rozpaczy, Tadeusz był miłością jej życia, mówiła, że nie może żyć bez jego muzyki. Zaledwie rok wcześniej wzięli ślub.

W „Mazowszu” miała tylko pomóc, a nagle została sama ze wszystkim. Do tego władze rozważały czy nie zamknąć zespołu. Przysięgła sobie, że nie da zniszczyć dzieła, które traktowała jak swoje dziecko. Jaka była historia Miry Zimińskiej i jej drugiego męża, cenionego kompozytora, dyrygenta i miłośnika folkloru Tadeusza Sygietyńskiego?

Zobacz też: Mieczysław Stoor: śmierć aktora "Stawki większej niż życie" do dziś stanowi jedną z największych zagadek polskiego kina

Mira Zimińska w czasie podróży na Sycylię, 1927 rok, fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Mira Zimińska: była największą przedwojenną gwiazdą

Mira Zimińska, obok Hanki Ordonówny i Zuli Pogorzelskiej była największą przedwojenną gwiazdą. Występowała w słynnym kabarecie „Qui pro Quo”, wylansowała takie przeboje jak „Pokoik na Hożej” „Nikt tylko ty”, czy prześmiewczą piosenkę „Taka mała” - o warszawskiej damulce, która w domu krzyczy na służbę i trzaska drzwiami, a potem biegnie z koleżankami do modnych kawiarni, a wieczorem do Adrii, gdzie w ramionach mężczyzny szepcze: „Je me sens dans tes bras si petite” (w twych ramionach czuję się taka mała). Stworzyła w piosenkach wiele portretów kobiet dzięki współpracy z geniuszem kabaretu tamtych lat, Marianem Hemarem. Grała też w teatrze, filmie m.in. z Adolfem Dymszą, w komedii „Ada to nie wypada”, „Manewry miłosne”.

Zobacz także
Jako dziewczynka zagrała wiele ról w teatrze w Płocku, gdzie pracowali jej rodzice. Fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Nawet trudno sobie wyobrazić, jak żyła wielka przedwojenna gwiazda. Mira Zimińska sunęła po Warszawie w najdroższym i najbardziej luksusowym samochodzie świata, czerwonym Bugatti. „Z dumą mijałam dorożki”, pisała. Czasem miała ochotę, by pojechać na rowerze do Wilanowa, wtedy jechał za nią w aucie szofer, żeby miała czym wrócić, gdy jej się znudzi rower. Miała nieprawdopodobną kolekcję sukien i kapeluszy. A wszystko to zdobyła i osiągnęła sama, pracując nad sobą wytrwale. Nie miała szczególnych warunków na gwiazdę, ani specjalnej figury (była dość niska), ani urody amantki. Nie nazywała się nawet Mira.

Czytaj także: Eliza Orzeszkowa wyszła za mąż jako nastolatka, unieszczęśliwiła siebie i męża

Mira Zimińska: dzieciństwo, dorastanie

Marianna Burzyńska przyszła na świat 21 lutego 1901 roku, oficjalnie. Nieoficjalnie prawdopodobnie był to rok 1895. Mówiono na nią Mania, co wydawało jej się bardzo pospolite, przybrała więc imię Mira od jakiejś księżniczki z powieści, którą czytała jako nastolatka. Zadebiutowała na scenie jako niemowlę, jej rodzice pracowali w niewielkim teatrze w Płocku - mama była bileterką i bufetową, tata dekoratorem. Wypożyczyli córkę do spektaklu, w którym potrzebne było płaczące dziecko. Mira spędzała czas za kulisami, czasem grywała epizody.

Mając 16 lat wyszła, a właściwie została wydana za Jana Zimińskiego. Był płockim organistą, dyrektorem orkiestry i nauczycielem śpiewu Mani. Bardzo spodobał się jej mamie, uznała, że to dobry kandydat na męża dla córki. Ale wcale taki nie był. „Zostało to zrobione przez matkę w bardzo handlowy sposób, tzn. „jeżeli ożenisz się z moją córką, to ja mam do obsadzenia dwa etaty w Teatrze w Płocku - jeden dla aktorki, drugi dla muzyka, to właśnie obsadzę wami”. Ponieważ jej nie kochał i była da niego właściwie nikim - pił, bił ją i zdradzał, mówiła Agnieszka L. Janas, autorka powieści „Mira. Po prostu kobieta” (cytuję za DDTVN). Rozstali się po dwóch latach, ale formalnie rozwiedli się dopiero w 1953 roku.

Zobacz też: Widzowie pokochali ją za rolę Lermaszewskiej w serialu "Dom". Jak potoczyły się losy Heleny Kowalczykowej?

Mira Zimińska: droga do kariery

Na szczęście Mirę dostrzegł Tadeusz Sobocki – założyciel słynnego „Qui pro Quo”. Na początku nie było łatwo. Zimińska pracowała jak szalona, żeby nadrobić braki, miała np. kłopoty z dykcją. Jak pisała w swoich wspomnieniach „Nie żyłam samotnie”, stale się uczyła, dokształcała, biegała na różne lekcje. A w domu założyła sobie właściwie prywatny uniwersytet, bo dokształcała się też z malarstwa, literatury itp. Uczyła się szybko. Szybko też stała się ulubienicą Fryderyka Jarosy’ego, Mariana Hemara, Adolfa Dymszy i bardzo opiniotwórczego Tadeusz Boya Żeleńskiego. Zamiast czaru Ordonki i seksapilu Zuli Pogorzelskiej, słynęła z inteligencji. Potrafiła dobrze podać tekst i pointę, sama wymyślała bohaterki i tematy piosenek. Świetnie nawiązywała kontakt z publicznością. Umiała odpowiedzieć.

Była urodzoną sportsmenką , jeździła na nartach, grała w tenisa, jeżdziła konno, brała udział w rajdach, fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Kiedy słynny fotograf Benedykt Dorys przysłał jej zdjęcia, napisała w podziękowaniu: „Kochany Beńku, zrobiłeś mnie lepiej aniżeli moi rodzice”. W swojej biograficznej książce wspominała: „Wpadłam w objęcia cyganerii. Od tego dnia zaczęło się codzienne życie artystki, rozpusta w oparach alkoholu, wywiady, szaleństwa, szalbierstwa, szynele, szynszyle, beszamele, szatobriandy, szafiry, szantaże szatynów, szympansy…”. Była ówczesną celebrytką. Mieszkała w centrum Warszawy na Polnej, w jej mieszkaniu spotykali się artyści i arystokraci.

Adolf Dymsza by ją obudzić na próby, wysyłał pod jej dom orkiestrę dętą. Sąsiedzi nie byli zachwyceni. Kobiety podpatrywały jej styl życia, była nie tylko jedną z pierwszych w stolicy automobilistek (jak to się wtedy nazywało), ale bardzo wysportowaną kobietą, jeździła na nartach, grała w tenisa. Była na tyle autoironiczna, że kiedy miała chandrę, mówiła sobie: jak ja luksusowo cierpię.

Zobacz także: Władysław Hańcza i Barbara Ludwiżanka nie byli sobie wierni, ale kochali się do końca życia

Bodo pożerał ją oczami, Witkacy namalował jej portret

Antonii Słonimski pisał o niej w jednej z recenzji: „Świetna ta artystka to spec od humoru”. Witkacy, gdy malował jej portret zapisał, że jest „sympatycznie kurwowata”. Ona sama wspominała: „Kiedyś poprosił mnie, żebym mu pozowała. Poszłam do niego, a on mówi: «A pokażesz piersi, to cię namaluję». Pokazałam i usłyszałam coś przyjemnego, nawet bardzo. Ale portret namalował całkiem nieładny, tak wykrzywiony, i coś tam napisał, jakieś numerki. A potem jeszcze dwa portrety. Ukradli mi je zaraz po wojnie. Witkacy był uroczy, ale taki jakiś troszeczkę dziwny”.

Mira Zimińska, obok niej, z prawej jej przyszły mąż Tadeusz Sygietyński, 1937 rok, fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

O jej romansach, jeśli je miała, niewiele wiadomo. Kiedyś sama opisywała, jak rzucił się na nią Bodo, który w ogóle pożerał ją oczami. Jak pisała „cnotę ocaliłam, tylko byłam bardzo posiniaczona”. Była już wtedy zakochana w Tadeuszu Sygietyńskim, wybitnym kompozytorze i dyrygencie. Sygietyński urodził się w 1896 roku, w rodzinie o tradycjach pozytywistycznych, w jego rodzinnym domu bywali Henryk Sienkiewicz, bracia Aleksander i Maksymilian Gierymscy. Rodzina zawsze interesowała się zawsze etnografią i folklorem. Tadeusz Sygietyński w latach 20. dyrygował zespołami operowymi m.in. w Gratzu, założył filharmonię w Dubrowniku, która istnieje do dzisiaj. W latach 30. poznał Mirę, zaczęli być parą, akompaniował jej w czasie koncertów. Ale w ich życie wdarła się wojna.

Czytaj również: Małgorzata Lorentowicz i Krzysztof Wakuliński: pół wieku temu cała Polska plotkowała o ich niezwykłym związku

Mira Zimińska: wybuch wojny, zakończenie kariery

Wybuch wojny zastał Mirę u fryzjera w hotelu Bristol. Układano jej loki, gdy na Warszawę spadły pierwsze bomby. Ale dalsze losy aktorki nie były już tak anegdotyczne. Trafiła na Pawiak, skąd wyciągnął ją Adolf Dymsza. Należała do Armii Krajowej, występowała w Teatrze Frontowym, brała udział w Powstaniu warszawskim. Jednak podczas okupacji zagrała w jawnym teatrze „Złoty Ul”, będącym pod nadzorem Niemców, to była podobno cena za uwolnienie jej z Pawiaka. Nie zrobiła chyba jednak niczego złego, bo po wojnie została pozytywnie zweryfikowana przez Związek Artystów Scen Polskich. Ale wielu ludzi jej to pamiętało.

Po wojnie odeszła z aktorstwa u szczytu sławy, grając pożegnalną rolę w przebojowej komedii „Żołnierz królowej Madagaskaru”, w 1948 roku. „Sukieneczki poszły na strych i nie czekają przecie, tylko są. Spoglądam na nie czasem i przypominam sobie, jaka na scenie byłam szczęśliwa. I jest mi trochę smutno" , pisała w autobiografii.

Mira Zimińska-Sygietyńska witana na Okęciu po zagranicznych koncertach „Mazowsza", 1962 rok, fot. Miroslaw Stankiewicz/Forum

W „Nie żyłam samotnie” wspominała: „Tadzio [Sygietyński] kiedyś, kiedy było tak beznadziejnie smutno, powiedział: »Słuchaj, jeśli przeżyjemy, to daj mi słowo, że pojedziemy na wieś i te piosenki…«. Bo on ciągle myślał o tych ludowych piosenkach. Połowę tych piosenek, które uchodzą za ludowe, on skomponował. Kiedy więc Tadeusz podczas powstania powiedział: »Daj mi słowo«, odpowiedziałam: »No dobrze, jeśli przeżyjemy, to pojedziemy na wieś i trochę ci pomogę! Ale najpierw przeżyjmy«”.

Mira Zimińska i Tadeusz Sygietyński: historia miłości

Mira Zimińska miała w gruncie rzeczy tylko pomóc Sygietyńskiemu, a potem wrócić do swojego aktorstwa. Ale chciała być z nim, kochała go. Do tego świetnie się uzupełniali. On komponował, ona organizowała. „Sygietyński penetruje wsie i miasteczka w poszukiwaniu zdolnej młodzieży, zaprasza do Karolina na przesłuchania. Ma doskonały słuch, bywa nerwowy. Pieśni opracowuje przeważnie w nocy i nad ranem, czasem w sytuacjach nietypowych. „Dumka o ptaszku" („Ej, przeleciał ptaszek"), którą później przez lata wykonuje Irena Santor (wtedy Wiśniewska), powstaje w zatłoczonym pociągu.

Śpiewaną w domu przez babcię „Kukułeczkę" przynosi Lidia Włodarska, Sygietyński pisze do niej nuty, tworzy aranżację na chór i orkiestrę. Zimińska szlifuje tekst. Zajmuje się też kostiumami: kupuje oryginalne ubiory lub zamawia tkaniny u wiejskich kobiet. Radzi się specjalistów, ale decyduje sama. Jako zawodowa aktorka z powodzeniem przekłada tradycję ludową na język sztuki scenicznej. Tu coś podmaluje, tam doda lamówkę, wzmocni kolor – tak, by w tańcu i świetle reflektorów strój ożył” ( cytuję za culture.pl).

Sama Zimińska wspominała, że Tadeusz był czarodziejem, zrobił gest i wszyscy go kochali. A ona zajmowała się organizacją, załatwianiem różnych spraw. On mówił, że Mira jest dla niego wielkim wsparciem, inspirowała go „do dobrych i wielkich rzeczy”. Podobno wiele razy powtarzał, ile można osiągnąć mając ukochaną osobę u boku. Wszystko jest możliwe dla tego, kto kocha i wierzy. Był charyzmatyczny, surowy, ale sprawiedliwy. Miał ujmujące gesty, gdy ktoś dobrze zaśpiewał, kładł mu pod poduszkę cukierki albo czekoladkę. Wtedy to były rarytasy.

Reklama

Mira Zimińska ,gwiazda warszawskich kabaretów, 1928 rok, fot. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Mira Zimińska: ślub, krótkie małżeństwo

5 stycznia 1954 roku Mira i Tadeusz Sygietyński wzięli ślub, nie cieszyli się jednak długo małżeństwem. Już w następnym roku w maju, kompozytor i twórca Mazowsza zmarł. Podobno w siedzibie zespołu w Karolinie pod Warszawą nigdy nie było takiej ciszy. Mira Zimińska-Sygietyńska przejęła wówczas kierownictwo w zespole, a od 1957 roku do swojej śmierci w 1997 roku była jego dyrektorem. Miała mieszkanie w Warszawie na Starówce, ale żyła Mazowszem, jej nieprawdopodobne oddanie i zaangażowanie sprawiły, że zespół odnosił sukcesy na całym świecie. Niezależnie czy był to Londyn czy Tokio. „Miałam w swoim życiu dwie wielkie miłości: teatr i »Mazowsze«. Nie ma miłości bez goryczy. Dopiero gorycz zawodu, rozczarowań, pokonywania trudności nadaje jej smak, czyni ją wielką. Tak było i w moim przypadku – zarówno z teatrem, jak i z »Mazowszem«. Powiem szczerze: los był dla mnie łaskawy, że dał mi te dwie miłości”, pisała w książce „Druga miłość mojego życia”

Reklama
Reklama
Reklama