To ją Marek Hłasko uznał za jedyną prawdziwą miłość. Kim była Hanna Golde?
Chciał z nią zamieszkać i stać się drugim ojcem dla jej dzieci
Wydawało się, że relacja początkującego pisarza i starszej od niego dziennikarki, do tego mężatki i matki dwójki dzieci, jest tylko przelotnym romansem, ale Marek Hłasko od początku był przekonany o swojej wielkiej miłości do Hanny Golde. Chciał z nią zamieszkać i stać się drugim ojcem dla jej dzieci. Ona tę jego młodzieńczą i trochę niezdarną miłość doceniła dopiero później, gdy wyjechał z Polski i nigdy już nie wrócił. Oto ich historia.
[Artykuł aktualizowany: 14.01.2024 rok]
Marek Hłasko i Hanna Golde: historia miłości
Nazywano go polskim Jamesem Deanem, na niego się wówczas stylizował, w PRL-u zasłynął jako nieprzeciętny talent pisarski, buntownik i amant. Miał słabość do szybkich aut, papierosów i... mężatek. Hanna Golde nie była pierwszą, stateczną kobietą, z którą się związał. Zanim ją poznał, rozkochał w sobie Hankę (Annę) Kruszewską-Kudelską, która miała dziecko. Hłaski takiego rodzaju zobowiązania rodzinne nie odstraszały. Ale sam nie miał też wobec wielu swoich partnerek poważnych planów. Dopiero wkraczał w drugą dekadę życia i dobrze się bawił.
Z Hanią Golde było nieco inaczej. Poznał ją, gdy miał niespełna 22 lata, ona, starsza od niego, pierwsze lata młodości i tę wolność, którą dysponował Marek, miała już za sobą. Była mężatką, matką dwójki dzieci. Tak opisywał jej wygląd Krzysztof Kąkolewski: „Piękna, wyrazista twarz. Umiała wspaniale patrzeć. Było to spojrzenie pytające, słodkie, zamglone. Towarzyszył mu grymas wydatnych, kształtnych ust; rodzaj pocałunku w przestrzeń. Człowiek oddawał się jej we władzę” (cytat za S. Koper, "Skandaliście PRL).
Jej mężem był Wiktor, naukowiec, znakomity biocybernetyk. Pracował na Politechnice Warszawskiej i zarabiał na tyle dużo, że cała rodzina Golde mogła żyć komfortowo. Hanna jednak lubiła swoją pracę, chodziła tam poniekąd dla rozrywki bardziej niż dla pieniędzy, bo tę ceniła nade wszystko. Prowadziła rubrykę mody w „Kurierze Polskim” i współpracowała ze „Sztandarem Młodych”. To właśnie w tej drugiej redakcji Hanna miała pod koniec 1955 roku spotkać po raz pierwszy Marka Hłaskę.
Młody pisarz zobaczył w pięknej Hannie "czystą, niewinną dziewczynę, która mogła zaspokoić jego głęboko skrywane pragnienie prawdziwej miłości”, jak pisała w swojej książce Barbara Stanisławczyk. Była dla niego równorzędnym partnerem zarówno do intelektualnych rozmów (miała wyższe wykształcenie i znała kilka języków), jak i do zabawy przy alkoholu w modnych knajpach. Hanna uwielbiała bywać w takich miejscach, jak Kameralna, gdzie nie stroniła od alkoholu, ale miała też do picia mocną głowę.
„Kiedy zaczął się romans Hani i Marka? Romans w tym potocznym znaczeniu jest złym słowem – uczucie, fascynacja, zauroczenie. (...) owo zauroczenie przerywane parokrotnie »ostatecznymi rozstaniami« trwało do czasu wyjazdu Marka. Myślę, że w jakimś stopniu tę decyzję przyspieszyła Hanka, która nie decydowała się na rozstanie z mężem Wiktorem i zamieszkanie z dwójką dzieci, dziewczynek, z Markiem. Była szalona (w tym uroczym sensie), ale nie do tego stopnia! Jako kobieta starsza, dojrzalsza rozumiała, że Marek jest jeszcze dzieckiem – uroczym, pustym, rozpieszczanym przez wszystkich, mądrych i głupich, i że jeszcze sporo musi upłynąć czasu, zanim będzie dla niej i jej dzieci opoką. Wierzyła jednak, że kiedyś to nastąpi”, wspominała przyjaciółka Hanny, Kira Gałczyńska (cytat za S. Koper, "Skandaliście PRL).
Zobacz także: Tadeusz Gajcy był wybitnym poetą, powstańcem warszawskim i kolegą z klasy Wojciecha Jaruzelskiego
Marek Hłasko i Hanna Golde: była jego wielką miłością
W tym związku Marek Hłasko nie był buntownikiem i kobieciarzem, mówiono, że jego zły schemat został tu na jakiś czas zatrzymany, bo miał Hani z nikim nie zdradzić. Zamienił się przy niej w romantyka, jakim chyba zawsze chciał być. Najchętniej spędzałby całe dnie, trzymając ukochaną za rękę i patrząc jej głęboko w oczy. Dlatego tak ciężko było mu znieść myśl, że za każdym razem musi dzielić się nią z jej mężem, Wiktorem.
Kiedy zaproponowano mu mieszkanie z puli premiera Cyrankiewicza, zdecydował, że zamieszka na Ochocie, a nie na Starym Mieście. Przy tej decyzji kierował się dobrem jego potencjalnej, przyszłej rodziny. “[…] wybrałem Ochotę, ponieważ w domu, w którym mieściło się gniazdo mego przyszłego szczęścia rodzinnego, mieścił się również żłobek dla dzieci; a Hania miała dzieci. Tak więc Hania odeszła, a ja zostałem z dziećmi. Wracałem o piątej rano z knajpy zalany łzami; ale już o siódmej chór świeżych głosów dziecięcych, w sile trzystu osób, budził mnie pieśnią, której część tylko pamiętam”, pisał później w “Pięknych, dwudziestoletnich”.
Hanna Golde od czasu do czasu pomieszkiwała w mieszkaniu kochanka, ale nigdy nie wprowadziła się tam na stałe, a tym bardziej z dziećmi. Kiedy wracała do rodziny, Hłasko groził, że odbierze sobie życie. W biografii "Miłosne gry Marka Hłaski" Barbara Stanisławczyk przytoczyła historię, w której pisarz podciął sobie żyły pod domem Golde. "Znalazł go opartego o drzewo Wiktor, przyprowadził do swojego mieszkania i opatrzył. Lubił Marka, chociaż miał powody, by go nienawidzić. A może tylko rozumiał, bo przecież znał to uczucie odtrącenia”, pisała biografka.
Nie trzeba wielu kolejnych przykładów, aby wysnuć wniosek, że związek Marka Hłaski i Hanny Golde należał do toksycznych. Żegnali się ze sobą wiele razy, tyle samo razy wracali do siebie spragnieni tego uczucia, ostatni raz mieli widzieć się tuż przed jego wyjazdem za granicę.
Czytaj również: Kim była Alina Margolis-Edelman, żona legendarnego Marka Edelmana – jednego z przywódców powstania w getcie?
Jak potoczyły się losy Hanny Golde?
Choć wydawało się, że swojej relacji z Markiem dziennikarka "Kuriera polskiego" nie traktowała zbyt poważnie, przynajmniej nie na początku jej trwania, kiedy wyjechał, uderzyła ją ogromna tęsknota za młodym pisarzem. Barbara Stanisławska pisała, że “[…] Marek był jej jedyną i najważniejszą przegraną. Kiedy się upijała, gładziła mężczyzn po twarzy, całowała i mówiła: Przypominasz mi Marka, och, jak bardzo przypominasz mi Marka”.
Choć Hanna patrzyła niekiedy na swojego młodszego kochanka z pobłażaniem, jak na dziecko, które wciąż szuka swojego miejsca na ziemi, wydawało się, że sama nie znalazła swojego. Nigdy tak naprawdę nie była z mężem, który kochał ją do końca jej dni, zawsze gdzieś obok, szukała coraz to swobodniejszego trybu życia. Po wyjeździe Hłaski wdała się w romans z dziennikarzem Karolem Małcużyńskim, odgrywając w tym związku niekiedy rolę swojego wcześniejszego kochanka. W tej relacji to ona liczyła, że ukochany rozwiedzie się z żoną, zamieszkali nawet razem, ale on nie zdecydował się na rozwód.
Kiedy Hanna Golde poczuła to ostateczne odrzucenie, postanowiła odebrać sobie życie. Lekarzom udało się ją odratować, ale przez trzy miesiące była w śpiączce. Jej mąż nie zgodził się na odłączenie żony od aparatury podtrzymującej życie. Kiedy odzyskała świadomość, okazało się, że niewiele pamięta, nigdy nie powróciła już do dawnej formy, nie była tą żywiołową, kochającą życie Hanią. Wiktor Golde opiekował się nią do końca życia.
Hłasko nie wrócił już do Polski. Na emigracji w ten sposób wspominał ukochaną: „[…] kochałem się w życiu tylko jeden raz – było to jedenaście lat temu i potem nigdy już nie kochałem nikogo ani przez minutę; mimo iż bezustannie starałem się stworzyć sobie złudzenia. Wszyscy, którzy mnie znają i pamiętają, wiedzą, iż literatura przestała interesować mnie naprawdę z chwilą, kiedy rozstałem się z Hanią”.
Źródła: korzystałam z książki "Skandaliście PRL" Sławomira Kopra, wyd. Czerwone i Czarne, mojaprzestrzenkultury.pl