Depresja, alkoholizm i tajemnicza śmierć wirtuoza fortepianu. Kim był Mietek Kosz?
Do kin wchodzi film Ikar. Legenda Mietka Kosza
Nic nie zapowiadało, że chłopiec z wiejskiej i ubogiej rodziny zostanie pierwszym Polakiem, który zagra i wygra prestiżowy festiwal jazzowy w Montreux. Do dziś Mieczysław Kosz uważany jest za jednego z najbardziej tajemniczych artystów. On od samego początku czuł jednak, że jest na straconej pozycji. Trudne dzieciństwo boleśnie go doświadczyło. Od urodzenia zmagał się z chorobą oczu, a gdy miał 3 lata jego ojciec zamknął go w stajni z końmi. Wraz z upływem lat rósł jego geniusz, ale zwiększało się także poczucie odrzucenia. Zaczął zamykać się w sobie. Wyskoczył z okna, mając 29 lat. Przed śmiercią zdążył jednak stać się legendą jazzu. Do kin trafia właśnie film Ikar. Legenda Mietka Kosza, opowiadający jego historię. Przypominamy sylwetkę Mieczysława Kosza.
Trudne dzieciństwo Mietka Kosza
Był 31 maja 1973 roku. Późne popołudnie. Sąsiad widzi Mietka Kosza, jak ten przekłada nogę przez parapet na trzecim piętrze. Krzyczy do niego, że biegnie z pomocą i żeby się nie ruszał, ale pianista nie reaguje. Natychmiast na miejscu pojawia się karetka pogotowia, ale chwilę później lekarz stwierdza zgon. Przyczyną były poważne obrażenia głowy, kończyn i narządów wewnętrznych. Mietek Kosz nie żyje. Zmarł w wieku 29 lat, pozostawiając sobie niezwykły talent i wybitne utwory. Na początku nikt jednak nie przypuszczał, że zostanie muzykiem jazzowym. Małżeństwo jego rodziców nie było łatwe.
Wychował się w jednej izbie z 16 domownikami. Od urodzenia zmagał się z chorobą oczu, ale brak dokumentacji lekarskiej uniemożliwił ustalenie, czy była to zaćma czy jaskra. Gdy mial trzy lata przeszedł operację, ale nie przyniosła rezultatów. Choroba sprawiła, że ojciec Mietka Kosza nie potrafił się z nim porozumieć: „W rodzinie zapamiętano na przykład to, że ojciec nie tylko nie przestrzegał pooperacyjnych zaleceń lekarza, jak konieczność zasłaniania okien i stopniowego przyzwyczajania dziecka do ostrego dziennego działania, ale wręcz postępował wbrew tym wskazaniom. Wspomina się też, jak pewnego razu ojciec zamknął maleńkie niedowidzące dziecko w stajni razem z końmi. Nikt nie wie, dlaczego to zrobił. Ale właśnie takie zdarzenia stały się miedzy innymi przyczyną rozwodu rodziców Kosza”, czytamy w książce o jazzmanie. Zdrowiem chłopca i jego wychowaniem zajęła się więc matka.
Mieter Kosz i muzyka
To właśnie ona zaraziła go pasją do muzyki, zabierała na chór parafialny. Zasłyszana muzyka ludowa na zawsze pozostała w jego pamięci. Gdy miał pięć lat, dzięki miejscowemu proboszczowi trafił do Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Już wtedy potrafił grać na harmonijce: „Gdy pewnego dnia niewidome i niedowidzące przedszkolaki jak zwykle poszły ze swoim opiekunem na spacer, wychowawca zauważył, że jeden z chłopców stuka patykiem w drewniany słup telefoniczny, a potem z zainteresowanem wsłuchuje się w rezonujące dźwięki. to właśnie był Mietek Kosz”, czytamy w książce Krzyszytofa Karpińskiego Tylko smutek jest piękny. Tak nauczyciele zorientowali się, że ma świetny słuch. Postanowiono wysłać go na egzamin wstępny do otwierającej się w Krakowie pierwszej szkoły muzycznej dla niewidomych. Nawet pełna utrata wzroku w wieku 12 lat nie przekreśliła jego marzeń o karierze muzycznej.
Początkowo przyjęto go do klasy skrzypiec, ale widać było, że sobie nie radzi. Dopiero gdy zaczął lekcje fortepianu, nikt nie miał wątpliwości, że jest zdolny. Trafił pod opiekę prof. Romany Witeszczakowej, która okazała się być wymagająca, ale również bardzo cierpliwa. Do końca życia pianisty pozostała jego bliską osobą. Niektórych utworów uczył się dzięki nutom, które zapisane były systemem Braille'a, ale głównie musiał zapamiętywać muzykę ze słuchu. Podobno wyglądało to tak, że profesorka grała utwór najpierw prawą, a później lewą ręką. Mimo tych trudności, Mietek Kosz szybko opanowywał materiał, co tylko było dowodem na to, że ma znakomity słuch i doskonałą pamięć muzyczną.
Mieter Kosz utwory
Swoje umiejętności szybko zaczął rozwijać także poza uczelnią. Grał w legendarnym klubie Helikon, gdzie słuchano choćby Tomasza Stanki czy Krzysztofa Komedy. Jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy w 1967 roku przeniósł się do Warszawy. Nadal grał w kawiarni, odwiedzał studenckie kluby jazzowe. Już po kilku miesiącach zaproponowano mu występ na festiwalu Jazz Jamboree, gdzie tylko utwierdził swoją pozycję jednego z największych talentów polskiej muzyki. Jego styl określano jako połączenie impresji jazzowych z muzyką romantyczną i polskim folklorem. Wielu dziwi więc fakt, że jego geniusz został utrwalony tylko na jednej autorskiej płycie Reminiscence z 1971 roku.
Za ogromną sławą i niezaprzeczalnym talentem Mietek Kosz mierzył się ze swoją niepełnosprawnością, z którą nigdy się nie pogodził. Nie uznawał laski dla niewidomych. Psa przewodnika, którego otrzymał w prezencie od kolegi z zespołu odrzucił, bo wolał być doprowadzany z miejsca na miejsce. Wielokrotnie stawał się przez to ofiarą żartów kolegów, którzy udawali jego oddanych przyjaciół, a tak naprawdę żerowali na jego majątku. Artysta doskonale zdawał sobie sprawę, że dla bliskich bywa ciężarem. Na każdym kroku odczuwał swą ułomność. Zamykał się w sobie, a smutki zapijał alkoholem.
Chwilę później pojawiła się depresja. Jak wspominał swojego kolegę Kazimierz Jonkisz: „Mietek to człowiek samotny, bojaźliwy i niezaradny. Blisko mieszkałem, więc często razem chodziliśmy na obiady, a później wiele czasu spędzaliśmy na słuchaniu muzyki. Kilka dni przed jego śmiercią graliśmy wspólnie na koncercie w Gorzowie Wielkopolskim. Po drodze dużo rozmawialiśmy. Miał wtedy chwile zwątpienia, załamania – był w depresji. Mój ostatni obraz Kosza to rozluźniony Mietek z bukietem bzu podczas postoju autokaru w drodze powrotnej do Warszawy. Wydawało się, że depresja mija. Za trzy dni nie żył”, czytamy w książce Smutek jest piękny.
Jak mówił sam Mietek Kosz o własnej muzyce: „Kiedy gram, zwykle odchodzę daleko od tematu traktując go bardzo luźno, rozciągając go, ale nie rezygnuje z harmonii. Nie lubię tworzenia na żywo bezzałożonych podstawowych zasad. Oczywiście coś czasami może się zdarzyć coś bardzo ciekawego, ale jest to muzyczną loterią, a nie wystarczająco świadomą twórczością, która przecież pozwalana pewną dozę czegoś nieoczekiwanego, ale zawsze pod jakąś kontrolą.Jestem całkowicie za swobodną atmosferą, ale tylko wtedy jeżeli nie zatraca się zamierzonego klimatu(...)”, czytamy.
Mietek Kosz śmierć
„Ja naprawdę lubię muzykę, ale najbardziej cenie taką, która przygnębia, wpycha mnie w siebie, sprawia, że czuję, że życie jest dramatyczną przygodą do samego końca(...) Jestem muzykiem jazzowym, nie nagrywam niczego oprócz jazzu(...)”, mówił. 31 maja 1973 roku wypadł z mieszkania na trzecim piętrze na ulicy Pięknej w Warszawie. Mieczysław Kosz zmarł w wieku 29 lat w wyniku rozległych obrażeń głowy i narządów wewnętrznych. Mówi się, że był pod wpływem alkoholu. Choć oficjalnie uznano to za tragiczny wypadek, to większość fanów jego muzyki uważała, że popełnił samobójstwo. Został pochowany na cmentarzu w Tarnawatce w województwie lubelskim.
Do kin 18 października wchodzi film, inspirowany prawdziwymi wydarzeniami Mietka Kosza. Historia niewidomego geniusza fortepianu, Ikar. Legenda Mietka Kosza, została nakręcona przez Macieja Pieprzycę, autora takich filmów, jak Chce się żyć czy Jestem mordercą. W rolę Mietka Kosza wcielił się Dawid Ogrodnik: „Pracę nad postacią Mietka Kosza zacząłem od lekcji pianina u poleconego przez Leszka Możdżera nauczyciela, ale bardzo szybko zrozumiałem, że nie jest to dobry kierunek – mimo że skończyłem szkołę muzyczną drugiego stopnia, nie byłem w stanie w trzy miesiące osiągnąć poziomu, który pozwoliłby mi zagrać te utwory samodzielnie, wymagałoby to lat ćwiczeń”, powiedział aktor.
Więcej o filmie Ikar.Legenda Mietka Kosza przeczytacie tutaj.