"Pamiętam moment jej ostatniego uśmiechu". Jerzy i Elżbieta Fedorowicz przeżyli razem 49 lat
"Dzięki Eli nie dotknął nas nigdy poważny kryzys"
Poznali się, gdy Jerzy Fedorowicz był jeszcze nastolatkiem. Ela była starsza od niego o trzy lata. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Po czterdziestu latach aktor patrzył na żonę z taką samą miłością, jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy w szkole teatralnej. "Bez Eli nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj", podkreślał w wywiadach. Realizował się jako aktor, dyrektor teatru, a później polityk, ale zawsze i wszędzie najważniejsza była żona. Odeszła przedwcześnie, zmarła na raka piersi. To najcięższa strata, z jaką przyszło się zmierzyć Jerzemu Fedorowiczowi.
[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 29.10.2024 r.]
Jerzy Fedorowicz: kim jest?
Jerzy Fedorowicz, polityk, który po dekadzie przerwy powrócił do swojego pierwszego zawodu — aktorstwa. Wychował się w artystycznej rodzinie, jego ojciec, Eugeniusz Fedorowicz, również był aktorem.
Jerzy Feliks Fedorowicz przyszedł na świat 29 października 1947 roku w Polanicy-Zdroju. W wieku 22 lat został absolwentem Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. W następnych latach grał na deskach krakowskich teatrów i otrzymywał swoje pierwsze filmowe role. Zagrał epizody w znanych polskich produkcjach, m.in. "Potop", "Noce i dnie", "Cztery noce z Anną”, "Królowa Bona", "Śmierć jak kromka chleba”, "Przygody dobrego wojaka Szwejka”.
Czytaj też: Przeżyli ze sobą ponad sześć dekad, odeszli krótko po sobie. Ich grób skrywa tajemnicę
Jerzy i Elżbieta Fedorowicz: historia miłości
Miłość swojego życia spotkał w wieku 17 lat. Nazywała się Elżbieta Krywsza i była od niego trzy lata starsza. Miała piękne, ciemne włosy, ścięte ledwo za uszy, delikatny, zadziorny uśmiech. Była bardzo drobna, dziewczęca. Zobaczył ją na "fuksówce" (inaczej otrzęsinach) szkoły teatralnej i zakochał się w niej od razu. W jednej sekundzie poczuł, że poraziła go jej uroda i wdzięk — tak ujął ten moment w wywiadzie dla Gazety Krakowskiej. Nie udało im jednak wtedy porozmawiać ani nawet zatańczyć. Po ułamku sekundy Elżbieta zniknęła mu z oczu, a on na kolejne spotkanie musiał poczekać jeszcze kilka miesięcy. "Potem przez prawie pół roku jej szukałem, obsesyjnie o niej myślałem, wyobrażałem sobie nasze spotkanie, pisałem w głowie scenariusze", wyznał dla Gazety Krakowskiej Fedorowicz.
Był 27 marca 1965 roku. Oboje znaleźli się wtedy w klubie Pod Jaszczurami na Rynku Głównym w Krakowie. Zobaczył ją tańczącą do Jazz Band Ball i postanowił, że nie przepuści takiej okazji. Zebrał się w sobie, podszedł do Eli i rzucił w jej stronę: "Poznajmy się, nazywam się Fedorowicz...". Popularny telewizyjny wówczas program "Poznajmy się" Jacka Fedorowicza posłużył mu tu za co najmniej przykuwający uwagę wstęp. Elżbieta spojrzała wtedy na smukłego chłopaka z pięknymi rzęsami i zgodziła się na jeden taniec. Nagle poczuła, że ten wpatrzony w nią chłopak zaczyna się do niej tulić, szybko się odsunęła. "Patrzyłam na Fedora luźno..." - skomentowała ich pierwsze chwile znajomości Ela.
"Musiałem ją strasznie pokochać... A Ela, starsza ode mnie o trzy lata, nie chciała na mnie patrzeć...", wspominał z kolei ten wieczór aktor (cytat za dziennikpolski24.pl). Od tego momentu Jerzy Fedorowicz walczył o względy ukochanej jak lew i przez kolejne miesiące bardzo się starał nie dopuścić do sytuacji, w której musiałby czekać na nią kolejne miesiące. "Uparty był", mówiła o nim Ela.
Elżbieta Krywsza wychowała się w Łodzi, była córką Aleksego Krywszy, świetnego operatora, nazywanego mistrzem światła. Chodziła do Liceum Plastycznego, grała tam też w teatrze szkolnym. Trzy lata uczyła się malarstwa, a po tym czasie zdecydowała, że zostanie scenografką. Od I roku studiów na krakowskim ASP marzyła, żeby zajmować się scenografiami teatralnymi. Filmowe interesowały ją znacznie mniej. Do filmu nie przekonał jej ostatecznie nawet ojciec, który całe życie pracował dla najlepszych — był u Kawalerowicza, Wajdy, Kutza.
Jerzy i Elżbieta Fedorowicz: ślub i teatr
Wzięli ślub w 1969 roku. Jednego dnia złożyli sobie przysięgę w sali Kupieckiej Rady Miasta, a wesele odbyło się w "Jaszczurach", miejscu, w którym wszystko się dla nich zaczęło. Miłość i wierność w kościele ślubowali sobie następnego dnia. W kolejnych latach doczekali się dwóch synów, Jerzego i Filipa.
W 1989 roku wydarzył się w ich karierach ważny punkt zwrotny, który zaważył na kolejnych latach pracy. Jerzy Fedorowicz dostał propozycję objęcia dyrekcji Teatru Ludowego. "Skoro nie udało mi się zostać wielkim aktorem, to może uda mi się być bardzo dobrym dyrektorem", wyznał w jednym z wywiadów dla Wacława Krupińskiego (cytat za dziennikpolski24.pl). Żona aktora nie była zapalona do tego pomysłu, ale pracy mieli na tyle dużo, że właściwie za chwilę sama rzuciła się w wir obowiązków i przygotowań kolejnych sztuk. W sumie zrobili wspólnie kilkanaście przedstawień.
Jak Fedorowiczowie przyznali zgodnie, działanie w jednym zespole dla Teatru Ludowego umocniło ich związek. "Mogliśmy być razem w sztuce naszego miasta, wspólnie coś tworzyć..." - wyznał aktor (cytat za dziennikpolski24.pl). Fedorowicz w latach 90. zaangażował się również w scenę polityczną, zaczynając od funkcji radnego Rady Miasta Krakowa. Po szesnastu sezonach w Teatrze Ludowym zrezygnował z fotela dyrektora. Gdy w 2005 roku otrzymał mandat posła, postanowił skupić się na karierze politycznej.
Zobacz też: Straciła ojca i brata w tragedii. Kolejny cios przyszedł wiele lat później…
Jerzy i Elżbieta Fedorowiczowie: to była ich oaza
Ich azylem był dom w krakowskich Pychowicach. W 1993 roku małżeństwo zamieszkało w jednym z tamtejszych domków szeregowych. Fedorowicz żartobliwie nazywał ich gniazdko "garażem", ale w rzeczywistości było to przytulne i ładnie urządzone miejsce, w którym z żoną spędzili ponad dwie dekady bardzo szczęśliwych lat. Z daleka od wielkiej polityki, Fedorowicz mógł prowadzić w nim, jak sam podkreślał, swoje drugie, lepsze życie.
On, z daleka od kuchni, bo miał dwie lewe ręce do gotowania, ale za to doceniając umiejętności kulinarne żony, a przede wszystkim, ją samą, a Elżbieta z kolei w urządzonym przez siebie ogrodzie zimowym i w towarzystwie męża, który nadal patrzy na nią tak samo, jak kilkadziesiąt lat temu. Tutaj czuli się najszczęśliwsi. A w wolnym czasie, na niedzielnych obiadach, gościli swoich synów z żonami i wnukami. Elżbieta i Jerzy zostali bowiem dziadkami dla czwórki pociech, z których byli ogromnie dumni.
Sekret ich związku
W 2009 roku Jerzy i Elżbieta Fedorowiczowie świętowali 40 lat małżeństwa, a także 40 lat pracy artystycznej. Zapytani wówczas o sekret ich związku, odpowiedzieli zgodnie, że to zasługa Eli. To dzięki jej wytrwałości, uporze i cierpliwości...
"Oczywiście, były zawirowania, z mojego powodu, jakieś kobiety, jakieś krawężnikowania. Ale nie dotknął nas nigdy poważny kryzys. Gdyby nie Ela, nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem. To Ela trzymała ten dom, a ja mogłem bywać w pracy, na tenisie, na meczach. Zwłaszcza w latach 70. żyłem w takim szale i pędzie, że gdyby nie Elka, to nasz dom by się rozleciał, a tak zawsze miałem dokąd wrócić z tych rozmaitych spatifów", wyznał Fedorowicz (cytat za dziennikpolski24.pl).
Elżbieta poczuła przy mężu przypływ inspiracji twórczej, nazwała to "furtką, by cokolwiek zrobić ze swoją sztuką". Miała dość siły, aby dbać o domowe ognisko, wychowywać synów, a także realizować się w swojej karierze. Nie było dnia, w którym Jerzy Fedorowicz nie doceniałby talentów i charakteru swojej żony. "Jeżeli można powiedzieć, że coś mi się w życiu udało, to bez Eli by mi się nie udało" - podsumował.
Elżbieta Krywsza-Fedorowicz: choroba
W 2012 spadł na małżeństwo cios. Elżbieta usłyszała diagnozę: rak piersi. Przez kolejne sześć lat intensywnie walczyli o jej zdrowie. Wizyty u lekarzy, leczenie przeplatane ze strachem o to, co będzie, gdy los ich jednak rozdzieli. Jerzy Fedorowicz popadł w depresję. Po latach o wszystkim opowiedział, wyznał, że choroba ustąpiła, gdy żona poczuła się lepiej. "Był moment, że jej się poprawiło, przyszły dobre wyniki, pojechaliśmy na wakacje, to i ja z tego wyszedłem. Byłem szczęśliwy", opowiadał w wywiadzie udzielonym Arlecie Zalewskiej i Krzysztofowi Skórzyńskiemu z TVN24. Niestety to szczęście nie trwało długo...
24 maja 2018 roku Elżbieta Krywsza-Fedorowicz po raz ostatni uśmiechnęła się do męża na szpitalnym łóżku. Jerzy Fedorowicz trwał przy niej do ostatnich chwil. "Pamiętam ten moment jej ostatniego uśmiechu. Uśmiechnęła się do mnie i zgasła. To trwało dwa dni i po prostu zgasła. Na pewno nie cierpiała", wspominał ostatnie chwile żony.
Dwa lata po jej śmierci polityk i aktor opowiedział o nawrocie depresji. Wspomina żonę w ich domu, w którym dzielili tyle szczęśliwych momentów. Dziś stoi tam ołtarzyk z jej zdjęć, który ułożyły mu dzieci.
"Nie wiem, czy to dobrze, bo cały czas patrzę na te zdjęcia i nie mogę przestać myśleć", wyznał Jerzy Fedorowicz. Opowiedział, że ukochana wraca do niego nawet w snach.
"Jesteśmy razem. Rozmawiamy. Kochamy się. Elunia była wspaniałą kochanką", wyznał w rozmowie z TVN24. Pustka po żonie, to nieopisany ból, ale opowiadanie o niej przynosi mu też w jakiś sposób ulgę, przywraca na chwilę uśmiech. W takich momentach Jerzy Fedorowicz cieszy się, że może o niej opowiedzieć, bo jest o kim. Dla niego była najpiękniejsza pod każdym względem.
Źródła: tvn24.pl, gazeta krakowska.pl, dziennikpolski24.pl