Odszedł nagle... Tak wyglądały ostatnie chwile Jerzego Bińczyckiego
„Dwa lata po jego śmierci były najgorsze, nie mogłam płakać, byłam jak kamień”, wspomina Elżbieta Bińczycka
Bińczycki: aktor, który stworzył niezapomniane kreacje. W sercach Polaków zapisał się przede wszystkim kreacjami Rafała Wilczura w Znachorze oraz Bogumiła Niechcia w Nocach i dniach. Fani są zgodni, że odszedł zbyt wcześnie i nie da się zapełnić pustki, jaką zostawił Jerzy Bińczycki. Aktor zmarł nagle na zawał serca. 2 października przypada 25. rocznica śmierci wspaniałego artysty.
Jerzy Bińczycki – na stałe zapisał się w sercach widzów
„Aktorstwo jest jednym z tych zawodów, w których zawsze chce się pracować, niezależnie od zmęczenia, stanu ducha i kondycji”, opowiadał Bińczycki. Aktor wybrał swój zawód przez przypadek. A może takie było jego przeznaczenie? Bińczycki Jerzy swoje życie związał z teatrem, scena była jego miłością. A film? Występowanie przed kamerą go onieśmielało. Był zaskoczony, gdy otrzymał angaż do Nocy i dni, w dodatku bez zdjęć próbnych. Tłumaczył reżyserowi, że zaproszenie go do produkcji to strzał w kolano. Chciał nawet oddawać pieniądze za zużytą taśmę filmową.
„Film? Niech pan zapomni, panie reżyserze. Jako dobrze wychowany człowiek z Krakowa nie mógł pominąć tytułu: 'Panie reżyserze, ja się do filmu nie nadaję. Wszystkie próbne zdjęcia spaliłem. Uchwalono, że jestem niefilmowy”, wspominał Jerzy Antczak w rozmowie z tvp.pl. Tymczasem film osiągnął sukces, a krytycy podkreślali, że aktor stworzył z widzami wyjątkowy kontakt. Do dziś losy Bogumiła Niechcica poruszają kolejne pokolenia widzów. Potem zachwycał w Zaklętym dworze, Podróży do Arabii, Zaległym urlopie. W 1981 roku pojawił się w kultowym Znachorze w reżyserii Jerzego Hoffmana. „Na czym zasadzała się siła aktorstwa Jerzego Bińczyckiego? Po dziś dzień nie wiem, jakim aktorem był Bińczycki. To banał, jeśli powiem, że dobrym, ale czy wielkim? Na pewno był szlachetnym człowiekiem. To z niego emanowało. Przed kamerą Binio zawsze wydawał się niesłychanie prawdziwy. Wolno mówił, wolno się ruszał”, opowiadał Jerzy Hoffman.
Czytaj też: Jerzy Bińczycki na studiach związał się z Aleksandrą Górską. Ich uczucie jednak nie przetrwało
Zobacz także
Bińczycki: aktor odszedł nagle
Na ekranie był prawdziwy, poruszał do głębi, zachwycał. To była niezwykła siła Jerzego Bińczyckiego. A prywatnie? „Bińczycki to był przede wszystkim wspaniały, zaskakująco życzliwy człowiek. Uosobienie dobra", wspominał Jerzy Trela.
Bińczycki Jerzy miał przed sobą jeszcze wiele ról. Nie doczekał swoich dwóch filmowych premier – Pana Tadeusza i Syzyfowych prac. Odszedł zbyt wcześnie. Pozostawił pogrążonych w żałobie bliskich, przyjaciół i wiernych fanów. Z drugą żoną, Elżbietą Bińczycką przez prawie 20 lat tworzyli zgrane małżeństwo. Rozdzieliła ich śmierć. Wspólnie wychowywali syna, Jana.
„Małżeństwo nam się udało, niestety trwało tylko dwadzieścia lat, ale… byliśmy zgodną parą, mimo różnych temperamentów, spojrzenia na życie. Miałam wielkie poczucie bezpieczeństwa, które wraz z jego śmiercią się skończyło. Nie było mi łatwo i nie jest”, mówiła pani Elżbieta w rozmowie z Super Expressem.
Na kilka miesięcy przed śmiercią Jerzy Bińczycki został dyrektorem Starego Teatru. W pełni angażował się w działalność placówki. Nowa rola była dla niego sporym obciążeniem, wiązała się z wielkim stresem. To negatywnie odbijało się na jego zdrowiu. Lekarze ostrzegali aktora, mówili, że powinien się oszczędzać, odpuścić. On jednak tych rad nie posłuchał... Niestety miało to dla niego tragiczne skutki. Jego serce nie wytrzymało. Ulubieniec widzów miał zawał, lekarzom nie udało się go uratować. Aktor odszedł 2 października 1998 roku, 25 lat temu.
Sprawdź też: Chociaż ich małżeństwo nie przetrwało, zawsze mówił o niej z szacunkiem. Kim jest pierwsza żona Jerzego Bińczyckiego?
Jerzy Bińczycki, Kraków 1997 rok
Bińczycki Jerzy: ostatnie chwile
Tego dnia Jerzy i Elżbieta Bińczyccy wybrali się na bal charytatywny w Muzeum Narodowym. Funkcja dyrektora wiązała się z obowiązkiem uczestnictwa w spotkaniach, rautach... Nie przepadał za tym, ale to była część jego pracy.
„Tata wiązał muchę, widać było, że bardzo nie chce mu się wychodzić. Mruknął pod nosem, że wolałby malować płot w Karwieńskich Błotach, niż iść na ten bal. Jednak poszli, a kiedy wrócili w nocy, spałem już. Mama obudziła mnie rano z informacją, że dzieje się coś złego, z ojcem nie ma kontaktu, nie reaguje. Nie wiedziałem, że to, co mi powiedział, będzie ostatnim. A powiedział, że trzeba mieć dystans do wszelkiego blichtru, być sobą”, opowiadał Jan Bińczycki w Dzienniku Polskim. Z kolei żona aktora wspominała: „Wróciliśmy z Dobroczynnego Balu Maltańskiego, zdjął smoking, przysnął, zdjęłam mu z nosa okulary. Ciężko oddychał. To był rozległy zawał serca”.
Zobacz także: Chociaż ich małżeństwo nie przetrwało, zawsze mówił o niej z szacunkiem. Kim jest pierwsza żona Jerzego Bińczyckiego?
Jan miał 16,5 roku, gdy stracił ojca. Jerzy Bińczycki nie widział ważnych dla niego momentów – matury, egzaminów na studia czy dyplomu. „Jurek strasznie się o nas martwił, jak sobie poradzimy bez niego, stale do tego wracał, bo był z natury pesymistą. Może by się zdziwił, że sobie dałam radę? Myślał, że jestem takim kruchym, delikatnym stworzeniem, któremu wszyscy mogą zrobić krzywdę, i że trzeba się mną opiekować. Ja to podtrzymywałam, bo on był z tym szczęśliwy”, opowiada w poruszającym wspomnieniu Elżbieta Bińczycka w rozmowie z Super Expressem.
Bińczycki aktor spoczął w Alei Zasłużonych Cmentarza Rakowickiego w Krakowie. W ostatniej drodze żegnała go rodzina, przyjaciele i tłumy fanów. „Zostawiłeś mało przyjazną aurę początku października, w której moknąć będzie Twój nieprzygotowany na przyjście jesieni ogród. Zostawiłeś piękne oczy Elżbiety, w których trwogę potwierdza przepastne zdumienie, że może jednak zniknąłeś na zawsze. Zostawiłeś chłopięcy smutek Jaśka... Wierzę, że zmarli jak nikt integrują żywych. A jeśli Twoja śmierć tego nie potwierdzi, oznaczać to będzie, że trumnę, w której spoczywasz, otaczają martwi”, mówił Jan Nowicki.
Elżbieta Bińczycka często myśli o mężu, przypomina sobie wspólne chwile. „Dwa lata po jego śmierci były najgorsze, nie mogłam płakać, byłam jak kamień. […] Często myślę sobie, że i tak miałam szczęście, że udało mi się bardziej niż innym - i małżeństwo i syn”, mówi w nowym wywiadzie dla Super Expressu.
Źródło: Super Express, Onet Kultura, Dziennik.pl Interia, Pomponik