Jan Kiepura – niezwykła historia najsłynniejszego polskiego tenora
Dziś mija 56 lat od odejścia utalentowanego śpiewaka
Kiedy Jan Kiepura zmarł nagle 15 sierpnia 1966 roku, opłakiwały go miliony wielbicieli. Był wtedy w swojej rezydencji Harrison, nieopodal Nowego Jorku. Rozmawiał przez telefon, podobno dostał złe wieści na temat jednego z finansowych projektów. Już przed wojną był sławny jak gwiazda filmowa. Śpiewał na największych scenach: mediolańskiej „La scali”, nowojorskiej „Metropolitan Opera”, londyńskiej „Covent Garden”.
Jego ślub z sopranistką Martą Eggerth w 1936 roku był wydarzeniem opisywanym w światowych rubrykach towarzyskich. Para budziła niemal takie zainteresowanie jak w naszych czasach Angelina Jolie i Brad Pitt. Dziennikarze donosili, co zjedli na śniadanie w hotelu Ritz, gdzie pojechali na narty, jak bawią się z synkami. Czy Jan Kiepura był aż tak wielkim śpiewakiem, na czym polegał fenomen jego sukcesu, jak układało się małżeństwo tych dwóch gwiazd?
Jan Kiepura: dzieciństwo, droga do kariery
Jest taka anegdota, jak bardzo młodego Jana Kiepurę dostrzegł wielki dyrygent Emil Młynarski (zresztą dziadek Wojciecha Młynarskiego). Zaangażował go do „Halki”, do roli górala. Kiepura zasłynął z tego, że nie zwracał uwagi na zapis nutowy i śpiewał dłużej, niż powinien. W ogóle nie przejmował się uwagami dyrygenta i kolegów śpiewaków. Szybko stracił rolę i wyleciał z opery. Można powiedzieć, że robił tak, bo kochał śpiew i na pewno jest to jakaś prawda. Ale też zawsze pragnął zwrócić na siebie uwagę, wierzył, że to on przyciągnie do teatru tłumy.
Urodził się w 1902 roku w Sosnowcu, jego ojciec, Franciszek Kiepura, był piekarzem, właścicielem piekarni „Lech”. Mama była muzykalna, grała na skrzypcach. Kiepurę nazywano „chłopakiem z Sosnowca” przez całe gwiazdorskie życie, że niby zawsze był taki „swój”. Zgodnie z wolą rodziców Janek studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W tajemnicy przed nimi chodził na lekcje muzyki u Wacława Brzezińskiego. Przeznaczał na nie prawie wszystkie pieniądze, ledwo wiązał koniec z końcem.
Po pewnym czasie nauczyciel odmówił przyjmowania opłat – kazał Kiepurze kupić eleganckie ubranie i nowe buty. Dziurawe – wyrzucić. Wiedział, że aby zostać cenionym śpiewakiem trzeba mieć też jakąś prezencję. Po niefortunnym debiucie w Warszawie młody śpiewak wyjechał do Lwowa. Ale sławę przyniosła mu dopiero rola w operze „Tosca” w wiedeńskiej „Staatsoper”, w 1926 roku. Krytycy obwołali go królem tenorów, mistrzem opery i następcą wielkiego włoskiego tenora Errino Caruso.
Zobacz też: Edmund Fetting: kochała się w nim Agnieszka Osiecka. Nieznane życie wybitnego aktora
Jan Kiepura: koncerty w nietypowych miejscach
Ponieważ zawsze zmagał się z chrypką, bardzo dbał o głos. Pisał: „Mam taki system luster, dzięki któremu widzę dokładnie moje struny głosowe, krtań, przełyk, tchawicę. Gdy dostrzegę na strunach jakie pęcherzyki lub wydzieliny, wpuszczam powolutku kilka kropel specjalnej oliwy…”. Słynął z tego, że śpiewał na wielkich scenach, ale potrafił też wskoczyć na dach samochodu i dać koncert dla oczekujących go wielbicieli. W Bostonie zaśpiewał dla ludzi na skwerze. W Warszawie na balkonie hotelu Bristol, co przeszło do legendy. Ludzie go za to uwielbiali.
Dał koncert dla górników przed kopalnią „Barbara” na Śląsku, a niedługo potem w dopiero co budującej się Gdyni. Nie szczędził grosza dla potrzebujących i ubogich. Brał udział w wielu akcjach społecznych dla Polski, choć w Polsce przez krytyków był traktowany dosyć protekcjonalnie, o czym za chwilę. Ale przekazał pieniądze m.in. na budowę Muzeum Narodowego w Krakowie, a w końcu lat 30. dał serię koncertów na Fundusz Obrony Kraju.
Miał gest i życiowy rozmach. Kochał kobiety, drogie samochody, wystawne życie. Nie był wysoki (zawsze nosił buty na podwyższeniu), ale na pewno mógł się podobać. W liście do jednego z przyjaciół pisał, że w każdym mieście czekały na niego dziewczynki z otwartymi ramionami...". To dla nich śpiewał: „Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki, całować chcę”. Albo piosenki takie, jak „Ninon, uśmiechnij się”. Krytycy, szczególnie w Polsce podśmiewywali się, że bierze wszystko, co mu zaproponują. Wyśmiewano ten operetkowy, tandetny, jak na wielkiego tenora repertuar. Traktowano go mniej jako artystę a bardziej jak komercyjny produkt. On sam chyba niespecjalnie się tym przejmował. W latach 30. odkrył siłę nowego medium, jakim stało się kino. Zaczął grać w filmach muzycznych, co zrobiło z niego prawdziwą gwiazdę. Na planie filmu „Dla Ciebie śpiewam” w 1934 roku poznał swoją przyszłą żonę Martę i wpadł po uszy.
Jan Kiepura i Marta Eggerth: historia miłości
Film nagrywano w paru wersjach językowych. Marta — pochodząca z Węgier młoda sopranistka była jego partnerką w wersji niemieckiej. Kiepura bał się zakażenia, więc po każdym pocałunku długo płukał usta. Marta, czekając na swoją kolej, słyszała stałe bulgotanie wody. Podpatrywała Kiepurę, była w nim zakochana. Znała go i podziwiała jako tenora. Zabolało ją, gdy on obruszył się, że ma grać „z tą mała Eggerth”. Potem podkreślała z dumą, że po pocałunku z nią nie płukał gardła. Ładna, zgrabna blondynka, młodsza od niego o dziesięć lat, zrobiła na nim wrażenie.
Kiedyś, gdy odprowadzał ją do domu, wykupił wszystkie kwiaty, jakie były w kwiaciarni. Podrywał ją, a jednocześnie mówił, że po pierwsze ożeni się tylko z Polką, po drugie z kobietą, która nie farbuje włosów. Marta powiedziała, że stanie się Polką i przestanie farbować włosy. Po śmierci Kiepury mówiła: „Jestem Żydówką po matce, Węgierką po ojcu, Polką po mężu, Amerykanką po miejscu zamieszkania. I jestem międzynarodowa jak wielu muzyków".
Jan Kiepura i Marta Eggerth: małżeństwo
Ślub wzięli w 1936 roku, okazali się wspaniałą parą w życiu i na scenie. Występowali razem w całej Europie. W 1939 roku wyjechali do USA, w obawie przed wojną. Grali razem m.in. na Broadwayu w „Wesołej wdówce” i odnieśli po raz kolejny ogromny sukces, przedstawienie było wystawiane ponad 2 tysiące razy! Mieli dwóch synów: Jana Tadeusza i Mariana, dla których byli dobrymi, czułymi rodzicami. Synowie poszli w ślady rodziców, starszy Jan był tenorem, młodszy pianistą-szopenistą, ale żaden nie odniósł wielkich sukcesów. Podczas małżeństwa z Martą, Jan Kiepura wystawił w Krynicy Górskiej słynną willę „Patrię”. Myślał, że zamieszkają tam, gdy zakończą karierę. Modernistyczny pensjonat był jednym z najbardziej luksusowych w Europie. Miał pokoje z łazienkami, windę, centralne ogrzewanie, własną centralę telefoniczną.
Kiedy otwierano go w 1935 roku, prasa pisała, że „do Polski zawitała Europa”. Przyjeżdżała tam elita przedwojennej Polski, artyści, profesorowie, arystokracja, bawili się Hanka Ordonówna z mężem hrabią Michałem Tyszkiewiczem, Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza, generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Swój miesiąc miodowy spędziła w „Patrii” holenderska księżna Juliana z mężem Bernhardem van Lippe-Biesterfeldem. Zameldowali się pod fikcyjnym nazwiskiem hrabiostwa Sterrenberg, ale dziennikarze szybko odkryli, o kogo chodzi. „Zebrana publiczność, która ich rozpoznała, zgotowała im owację, Holenderska prasa odnotowała też, że w pokoju Juliany wylądował patefon z holenderską muzyką, a podczas późnego śniadania kierownik hotelu powitał księżniczkę bukietem kwiatów” ( cytuje za Onet.pl).
Marta Eggerth: życie po śmierci męża
Po wojnie „Patrię” znacjonalizowano, mieści się tam do dzisiaj sanatorium. Kiepura, który przyjechał do Polski w latach 50., zwiedził ją incognito. Ucieszył się, że jest w dobrym stanie. Wraz z żoną wrócił ze Stanów do Europy, sporo koncertowali, ale nie byli już idolami. Reklamowano ich jako „legendy za życia". Kiedy w 1966 roku Jan Kiepura zmarł na atak serca, Marta Eggerth przestała śpiewać. Mówiła, że straciła w nim męża, kochanka, ojca swoich dzieci, opiekuna, doradcę, przyjaciela.
Powróciła na scenę dopiero w latach 70. Jako 87-latka zaśpiewała na scenie Opery Wiedeńskiej fragmenty z „Wesołej wdówki" w czterech językach. Dostała owacje na stojąco trwające kilkanaście minut! O swoim życiu mówiła, że „było snem, z którego nigdy nie chciała się obudzić". Mówiła biegle po polsku, pielęgnowała pamięć po mężu. Polskę darzyła specjalnymi względami. Była na festiwalu w Łańcucie czy na Międzynarodowym Konkursie Wokalnym im. Moniuszki w Warszawie.
W 2012 roku podczas swojej wizyty w USA prezydent Bronisław Komorowski odznaczył Martę Eggerth Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP. Powiedziała wówczas po polsku: „Mój mąż zapytał mnie raz, czy potrafię tak kochać Polskę jak on. Odpowiedziałam, że oczywiście, tak". Marta Eggerth zmarła w 2013 roku w Rye, niedaleko Nowego Jorku. Miała 101 lat