Jeden z najbardziej wciągających polskich seriali powraca. Co wiemy o drugim sezonie „Belfra’’?
Ubiegły rok należał do seriali! Produkcje Netflixa, takie jak „The Crown’’ czy „House of Cards’’, podbiły serca widzów na całym świecie. Jeżeli chodzi o polskie podwórko, jednym z największych sukcesów okazał się serial Canal+, „Belfer’’. Odtwórca roli nauczyciela Pawła Zawadzkiego, Maciej Stuhr, potwierdził doniesienia na temat planowanego na plan. – Scenariusze gotowe, jest moc, będzie się dzieło – powiedział aktor.
Zobacz też: Premiera kryminalnego serialu „Belfer” z Maciejem Stuhrem już w weekend! Zobaczcie jego zwiastun
Pierwsza seria programu, która była emitowana na Canal+ od 2 października do 27 listopada ubiegłego roku, zgromadziła średnio 267 tysięcy widzów. Powtórki produkcji, emitowane z godzinnym opóźnieniem w Canal+ 1, śledziło 86 tysięcy osób. Łączna widownia serialu to 340 tys. osób.
Premiera nowych odcinków planowana jest już jesienią. Za reżyserię odpowiada Łukasz Pawlikowski, a scenariusz napisali Jakub Żulczyk i dramatopisarka Monika Powalisz.
Maciej Stuhr – wywiad dla VIVY!
– Beata Nowicka: Mnie się wydaje, że 41-letni ojciec z ogromnymi sukcesami na koncie, szczęśliwy w związku, to dla dziecka chyba ideał. Pana radość teraz jest większa, dojrzalsza, bardziej entuzjastyczna?
Maciej Stuhr: Radość jest olbrzymia, ale też jest zdecydowanie większa doza spokoju. Nie ma takiej histerii czy fajerwerkowej euforii. To znaczy euforia jest bardzo duża, tylko nie ma w niej, że tak powiem, szaleństwa emocjonalnego. Raczej spokojna, rozważna radość.
– Już Pan zaciera rączki, że będzie z synem kopał w piłkę?
Jeszcze nie, ale jest kilka takich zabawek, które całe dzieciństwo chciałem mieć, a nie miałem i nigdy już potem sobie nie kupiłem, bo było głupio. A teraz myślę o tym, że sprawię sobie jakiegoś drona, samolot albo motorówkę, która pływa w stawie sterowana z brzegu. I kolejkę (śmiech). Kolejka musi być. W dzieciństwie miałem ukochane wyścigówki na torze, może to też?
– Ależ się Pan rozmarzył… Czytałam niedawno, że z licznych badań naukowych wynika, że szczęście i poczucie własnej wartości są produktami ubocznymi tego, że zajmujemy się w życiu czymś, w czym jesteśmy dobrzy.
Dużo o tym myślę teraz, nie pracując. Że to jest wspaniałe, że ja tego potrzebowałem, że moja rodzina tego potrzebowała, że nie wolno dać się pracy zwariować i tak dalej. Ale z drugiej strony, wciąż wraca do mnie ta myśl, która naszła mnie, kiedy miałem dokrętkę do serialu „Belfer”. Pojechałem na plan na kilka godzin i ogarnęło mnie przemożne uczucie, że TO JEST MOJE MIEJSCE. Dzieci, żona, rodzice, przyjaciele… to są szalenie ważne sprawy. Tak. Ale nie można być tylko tu albo tylko tam. Pytanie, jak w tym wszystkim znaleźć równowagę? To jest jakaś tajemnica, której się pewnie nigdy do końca nie zgłębi. Teraz mam taki moment życiowy, że rzeczywiście zacisnąłem hamulec ręczny i powiedziałem „stop”. Natomiast często potem życie bywa mędrsze od nas. Przecież to, że tak intensywnie pracowałem w zeszłym roku, też nie wynikało z mojej decyzji, tylko ze splotów i zbiegów okoliczności: nagle kontynuacja „Listów do M.”, nagle Janusz Majewski po dwóch latach dostaje pieniądze na „Excentryków”, nagle kończymy film słowacki… i dupa. Nie mogłem wycofać się z tego wszystkiego. A teraz, proszę panią, zostałem rolnikiem. Posadziłem w ogródku bazylię, miętę, szałwię, lawendę, kolendrę i werbenę. Przeciwbólowe, magiczne zioło.