Dominic West, odtwórca roli księcia Karola w serialu The Crown, w szczerej rozmowie
Tylko u nas przeczytasz o jego relacjach z innymi aktorami i o tym, za czym będzie najbardziej tęsknił
- Redakcja VIVA!
14 grudnia na Netflix pojawił się ostatni rozdział ostatniego sezonu serialu „The Crown”. To finał epickiej podróży, którą widzowie przeżywali wraz z rodziną królewską od 7 lat. Produkcja od początku wzbudzała wielkie emocje i tak jest do dziś. Na ostatnie odcinki wszyscy czekali więc z zapartym tchem! Tylko u nas przeczytacie rozmowę z odtwórcą roli księcia Karola. Dominic West zdradza wiele tajemnic...
Dominic West - szczera rozmowa o jego roli w serialu The Crown
Czy możesz powiedzieć coś o scenie oświadczyn i kręceniu sceny ze Stephenem Daldry'm?
Cóż, było dużo biegania po ogrodach, a bieganie nie jest moją mocną stroną (śmiech). Było cudownie. Scena odbyła się w pięknym ogrodzie, który kiedyś należał do Lorda Caringtonsa. W pewnym sensie było to dość przyziemne i zwykłe, ale zdecydowaliśmy, że było to dokładnie to, o co chodziło w tym dniu Karolowi i Camilli.
Pojawił się także Stephen Daldry, który był w The Crown na początku i wrócił na jeden odcinek. Jak się z nim pracowało?
To było niesamowite. Spotkałem go kilka razy, byłem wielkim fanem, ale nigdy nie miałem okazji z nim pracować. I to było fantastyczne doświadczenie. On potrafi stworzyć prawdziwe poczucie dobrej zabawy na planie, a przy tym sprawia, że wszystko jest perfekcyjnie przygotowane i na najwyższym poziomie. Po prostu podchodzi i odgrywa to, co jego zdaniem działo się wtedy w głowie Karola i to jest po prostu genialne. Zawsze było to coś, o czym sam nie pomyślałem. Uwielbiam dostawać takie wskazówki – wcale mnie to nie zniechęca. W dodatku Stephen po każdym ujęciu sprawia, że czujesz się jak najlepszy aktor na świecie, a to zawsze jest miłe.
Jak się grało z Olivią, twoją serialową narzeczoną?
Niesamowicie. Olivia jest po prostu wspaniałą osobą, ale miała na planie trudno, bo musiała grać dość powściągliwie, wręcz pasywnie. Była świetnie przygotowana. Kilkakrotnie prosiła kostiumografów o przyniesienie najstarszego swetra i płaszcza przeciwdeszczowego zamiast czegoś bardziej szykownego. Jej Camilla miała być zwyczajna. Bo przyszły król potrzebował kogoś, kto zapali papierosa, wypije kieliszek wina i będzie się z nim śmiał. A jak trzeba, to postawi go do pionu. Myślę, że łączy ich naprawdę wspaniała relacja i, że Olivia bardzo pomogła mi ją pokazać, świetnie mną pokierowała.
Czy możesz zdradzić, jak rozwija się ich związek w tej serii?
Próbuję sobie przypomnieć, od czego zaczęliśmy, ale tak naprawdę wszystko zaczyna się, gdy ona jest zamknięta w czterech ścianach. Gdy została zbesztana i potępiona za związek z Karolem, a mimo to postanowiła nie narzekać, nie przerzucać na niego swoich problemów, podczas gdy to on ciągle narzeka. Ona po prostu mu ciągle pomaga. On oczywiście bardzo ją kocha, troszczy się o nią, dopytuje. Ale ona to zawsze zbywa i mówi, że przecież wszystko jest w porządku, choć jest wręcz przeciwnie. Pod koniec jednak jest coraz lepiej, choć wciąż Camilla żyje w cieniu Diany. Jednak te trudności tylko umocniły ich miłość.
Czy z Twojego doświadczenia wynika, że poziom dbałości o szczegóły w scenariuszu i reżyserii The Crown wpływa na efekt końcowy i na grę aktorów?
Na pewno. Przykładem może być scena ślubu odtworzona w najmniejszych detalach. Mieliśmy 20-stronnicowy program i dzięki temu wiedzieliśmy, co dokładnie się wydarzyło, łącznie z hymnami, wczytaniami, ze wszystkim. Nawet nie mam pojęcia, skąd ekipa go wzięła. Jednak jestem pewny, że gdy osiągasz taki poziom szczegółowości, profesjonalizmu i perfekcji, naprawdę każdy z aktorów musi dorównać tym wymaganiom.
To chyba sezon pożegnalny. Jakie to uczucie żegnać się z The Crown po czterech latach?
Cóż, grałem kiedyś w sztuce „Życie jest snem” Calderóna de la Barca. To słynna hiszpańska sztuka ze złotego wieku. Opowiada o księciu, którego ojciec, król, postanawia wrzucić nagiego do jaskini i sprawdzić, jak poradzi sobie dosłownie bez niczego – bez ubrań, bez wygód, bez jedzenia. Ja tak poczułem się pod zakończeniu zdjęć. Bo kilka dni wcześniej kręciliśmy scenę ślubu, jechaliśmy ulicami Kent, a 300 osób na ulicach wiwatowało i machało flagami z naszymi twarzami, a nagle zostałem sam. Bez tej całej otoczki. Już nie byłem księciem.
Ostatnie pytanie. Za czym będziesz osobiście tęsknić?
Będę tęsknić za wszystkim. Będę tęsknić za ubraniami, samochodami, domami i tłumami. Za ludźmi, którzy mi się kłaniają.
Czy to się normalnie nie zdarza?
Próbowałem nakłonić do tego moje dzieci (śmiech). Moja żona spytała mnie, dlaczego chcę tłumów ludzi machających flagami, a ja odpowiedziałem jej, że nie wiem. Ale to było takie miłe!